Sejmowy grill czas rozpalić [OPINIA]
Powstaną co najmniej trzy sejmowe komisje śledcze. To kolejna gwarancja, że w najbliższych miesiącach w polityce będzie się dużo działo. A także zapewnienie dla wszystkich oczekujących rozliczenia działalności polityków PiS, że nowa większość podchodzi do sprawy poważnie - pisze Patryk Słowik.
Donald Tusk ogłosił, że niebawem zostaną powołane trzy sejmowe komisje śledcze: do spraw Pegasusa i nielegalnego podsłuchiwania, do spraw afery wizowej oraz do spraw wyborów kopertowych.
Więcej niż pewne jest to, że wszystkie będą pracowały przy światłach kamer, fleszach aparatów i włączonych mikrofonach. Czekają nas więc miesiące ciągłej politycznej wojny, wykraczającej poza spory podczas posiedzeń plenarnych Sejmu. Wojny, w której ton nadawać będzie nowa większość sejmowa, zaś Prawo i Sprawiedliwość będzie się bronić.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Potrzeba rozliczeń
W ostatnich kilku dniach zapał polityków nowej większości do rozliczania ludzi Prawa i Sprawiedliwości wydawał się słabszy, niżeli przed wyborami. Zaczęło się od wywiadu posła Koalicji Obywatelskiej Roberta Kropiwnickiego dla WP.
Kropiwnicki - nie bez racji zresztą - przyznawał, że ciężko będzie postawić najważniejszych polityków Prawa i Sprawiedliwości przed Trybunałem Stanu. Najzwyczajniej w świecie może do tego zabraknąć głosów w Sejmie.
O postawieniu prezydenta Andrzeja Dudy przed trybunałem nowi rządzący nawet nie będą mieli co marzyć. Wywiad został odebrany przez część czytelników oraz dziennikarzy jako wycofywanie się z chęci rozliczeń, mimo że nasz rozmówca podkreślał, iż działać powinna prokuratura.
Jednocześnie Kropiwnicki nie powiedział nic zaskakującego - arytmetyki nowi rządzący nie oszukają. Nawet przy głosowaniu wspólnie z Konfederacją nad postawieniem przed Trybunałem Stanu byłych premierów i ministrów zabrakłoby kilkunastu głosów. Sejmowych szabel wystarczy raptem na prezesa Narodowego Banku Polskiego Adama Glapińskiego. Wystarczyłoby też do rozliczania prezesa Najwyższej Izby Kontroli Mariana Banasia, ale tu zapał wśród polityków Koalicji Obywatelskiej naprawdę osłabł.
Znaczna część wyborców jednak oczekuje rozliczeń. Czym więcej, tym lepiej. Dla wielu - taka prawda - mniej istotne są zmiany w gospodarce czy podatkach. Ważniejsze, by ukarać za wszystkie niecne uczynki. By pokazać, że zło, wcześniej bądź później, zostanie wypalone żelazem.
Nowa większość to oczekiwanie rozumie. Stąd zapowiedź powołania sejmowych komisji śledczych.
W oku kamery
Bądźmy ze sobą szczerzy: to będzie polityczne show.
Być może prace komisji śledczych zakończą się skierowaniem zawiadomień o możliwości popełnienia przestępstwa przez pierwszoplanowych polityków Prawa i Sprawiedliwości. Niewykluczone, że pojawi się postulat postawienia kogoś przed Trybunałem Stanu.
Ale prawda jest taka, że chodzi o rozpalenie politycznego grilla. O doprowadzenie do tego, że czołowi politycy Prawa i Sprawiedliwości publicznie będą się pocić. O to, by po ośmiu latach zamienić się miejscami - by guzik wyłączający mikrofon był pod dłonią przedstawiciela Koalicji Obywatelskiej, a człowiek Prawa i Sprawiedliwości był zdany na łaskę bądź niełaskę politycznego rywala.
Tak to już jest z komisjami śledczymi - wielogodzinne transmisje w mediach, dyskusje publicystów o tym, czy lepiej wypadli przesłuchujący, czy przesłuchiwany. I narzucanie narracji - nieprawidłowości rządów Prawa i Sprawiedliwości. O tym mają się toczyć dyskusje w najbliższych miesiącach.
Kopertowa jasność
Dobór zagadnień do wyjaśnienia przez komisje śledcze wydaje się niezły, choć nieidealny.
Najmniej sensu wydaje się mieć powołanie komisji ds. wyjaśnienia przeprowadzenia (a właściwie nieprzeprowadzenia) wyborów kopertowych.
Sprawa była bulwersująca, natomiast wiele wskazuje na to, że dziennikarze ujawnili już wszystkie lub niemal wszystkie jej okoliczności. Ciężko jest mi sobie wyobrazić sytuację, w której dowiemy się czegoś nowego.
Oczywiście z punktu widzenia Donalda Tuska i jego ekipy wartość będzie miało to, że wśród przesłuchiwanych przez komisję znajdą się na pewno Mateusz Morawiecki i Jacek Sasin, czyli czołowi politycy odchodzącego obozu władzy. Niewykluczone, że urzędnicy średniego szczebla będą opowiadać, jak to od początku nie widzieli sensu przeprowadzać wyborów kopertowych, ale polecenia przychodziły z góry.
Emocji wokół wyborów kopertowych jednak już nie ma. Najprawdopodobniej lepiej mogłaby się sprawdzić sejmowa komisja śledcza o szerszym przedmiocie działalności - wyjaśniająca ogół nieprawidłowości pośrednio lub bezpośrednio związanych z wybuchem pandemii koronawirusa.
Zobaczyć, jak podsłuchali
Komisja ds. Pegasusa i stosowania nielegalnych technik operacyjnych to, jak mawiał klasyk, oczywista oczywistość. Wiemy już sporo o podsłuchowej patologii, ale nadal jest w tej kwestii bez liku tajemnic.
Przykładowo opinia publiczna chętnie dowie się, kto tak naprawdę decydował o tym, że dane osoby publiczne były podsłuchiwane i kontrolowane za pośrednictwem zaawansowanego systemu szpiegowskiego.
Na jak wysokim szczeblu zapadały decyzje? Czy kierunek działań określali wysocy rangą funkcjonariusze służb specjalnych, czy wysocy rangą politycy? Odpowiedzi wszyscy się domyślamy, ale ustalenia komisji śledczej w tej kwestii na pewno rozpalą emocje.
Dodatkowo sprawa Pegasusa stanie się zapewne przyczynkiem do dyskusji o stanie polskich służb specjalnych i tego, w jaki sposób były wykorzystywane nie w interesie państwa, tylko w interesie partii.
Czytaj również: Tusk pokazał, jak rozliczą PiS. Czarnek już zgłasza akces
Imigracyjne oczyszczenie
Najpożyteczniejsza - choć być może długofalowo najmniej interesująca medialnie - powinna być komisja ds. afery wizowej. Pod warunkiem, że sejmowi śledczy zajmą się różnymi wątkami tej afery, a nie tylko tymi najpopularniejszymi i rozpalającymi emocje wyborców.
Afera wizowa - jak pisałem kilkukrotnie na łamach WP - ma bowiem co najmniej dwa oblicza.
Jedno to pokłosie tekstu Andrzeja Stankiewicza w Onecie oraz ustaleń dziennikarzy "Gazety Wyborczej".
Stankiewicz napisał, że wiceszef MSZ Piotr Wawrzyk został wyrzucony z rządu i z list wyborczych Prawa i Sprawiedliwości, bo pomógł swoim współpracownikom stworzyć nielegalny kanał przerzutu imigrantów z Azji i Afryki przez Europę do Stanów Zjednoczonych.
A mówiąc precyzyjniej: z dziennikarskich ustaleń wynikło, że ludzie powiązani z wysoko postawionym politykiem stworzyli kanał przerzutu imigrantów z Azji i Afryki przez Europę do Stanów Zjednoczonych, wykorzystując pozycję polityczną Wawrzyka.
Wawrzyk wszelkie zarzuty kierowane pod jego adresem odrzuca. Uważa, że po prostu zaufał niewłaściwym osobom.
I to wymaga wyjaśnienia. Czy Wawrzyk był ofiarą przestępców, czy jednym z nich? Ile wiedział, ile powinien wiedzieć? To pytania, które komisja śledcza na pewno zada samemu byłemu wiceministrowi, ale i jego współpracownikom.
Ale jest też drugie oblicze afery wizowej, o którym napisała Wirtualna Polska.
W naszym tekście pokazaliśmy, że na Bliskim Wschodzie i w Afryce bardzo ciężko dostać się do konsulatu bez dania łapówki pośrednikowi wizowemu. A co za tym idzie, bardzo ciężko jest otrzymać wizę do Polski bez wręczenia łapówki.
I skoro na przestrzeni co najmniej kilku lat, aby dostać się w ogóle do konsulatu, trzeba było wręczyć łapówkę pośrednikowi, trzymającemu łapę na terminach wizyt w konsulacie, bez najmniejszych wątpliwości możemy mówić o co najmniej kilkudziesięciu, a niewykluczone, że i kilkuset tysiącach wątpliwych przypadków.
Na łamach WP wskazywałem, że do wyjaśnienia pozostaje rola polskich urzędników konsularnych. Czy byli oni współorganizatorami procederu, czy może jego ofiarami, bo po prostu nie potrafili przeciwdziałać nieuczciwym pośrednikom? Słyszałem bowiem głosy i za pierwszym z wariantów, i za drugim. Możliwe jest też oczywiście, że w jednym państwie urzędnik otrzymywał swoją dolę, a w innym nic nie dostawał i jedynie denerwował się, widząc, że przy wejściu do konsulatu rządzą lokalni przestępcy.
Aż się prosi, by komisja śledcza ds. afery wizowej zajęła się obydwoma obliczami procederu. To pierwsze wymaga wyjaśnienia, aby oczyścić życie polityczne w kraju. To drugie - by zyskać pewność, że o przyjeździe do Polski decydują względy merytoryczne, a nie danie łapówki właściwej osobie.
Zderzenie z rzeczywistością
Powołanie kilku sejmowych komisji śledczych to ruch politycznie zrozumiały i właściwy.
Po pierwsze, nowi rządzący przynajmniej częściowo zaspokoją oczekiwanie wyborców, którzy domagają się rozliczeń. Dla wielu wijący się przed kamerami politycy to obrazek wart nawet więcej niż stawianie prokuratorskich zarzutów.
Po drugie, przekierowanie uwagi mediów i obserwatorów polityki na pracę sejmowych komisji śledczych pozwoli chociaż częściowo odwrócić uwagę od problemów nowej władzy. Te przecież - każdy to wie - wcześniej lub później się pojawią. Przez kilka, kilkanaście, a kto wie - może kilkadziesiąt najbliższych miesięcy, jednak rozliczanie ośmiu lat rządów Prawa i Sprawiedliwości może być dla wielu najciekawsze.
Patryk Słowik, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: Patryk.Slowik@grupawp.pl