Przynajmniej na razie Duda raczej nie powinien spotykać się z Trumpem [OPINIA]

Niezależnie od tego, o czym Andrzej Duda rozmawiał z Donaldem Trumpem, to spotkanie urzędującego prezydenta Rzeczpospolitej i byłego - a niewykluczone, że także przyszłego - prezydenta Stanów Zjednoczonych ma oczywisty polityczny wymiar - pisze dla Wirtualnej Polski Jakub Majmurek.

 Andrzej Duda spotkał się z Donaldem Trumpem w Trump Tower w Nowym Jorku
Andrzej Duda spotkał się z Donaldem Trumpem w Trump Tower w Nowym Jorku
Źródło zdjęć: © Getty Images | Michael M. Santiago
Jakub Majmurek

18.04.2024 | aktual.: 18.04.2024 13:47

Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.

W środę wieczorem amerykańskiego czasu prezydent Andrzej Duda spotkał się w Trump Tower z byłym amerykańskim prezydentem i kandydatem republikanów w tegorocznych wyborach, Donaldem Trumpem. Prezydent Polski przekonywał, że spotkanie miało charakter prywatny. Trudno jednak poważnie potraktować takie zapewnienia.

Niezależnie od tego, o czym panowie rozmawiali w środę wieczorem, to samo spotkanie urzędującego prezydenta Rzeczpospolitej i byłego - a niewykluczone, że także przyszłego - prezydenta Stanów Zjednoczonych ma oczywisty polityczny wymiar, tym bardziej, że za oceanem toczy się już bardzo zacięta kampania prezydencka.

Kontrowersje jeszcze przed spotkaniem

Spotkanie wywołało też polityczne kontrowersje w Polsce i to zanim jeszcze się zaczęło. Na prezydenta Dudę posypała się krytyka. Nie zawsze do końca przemyślana. Bo nie ulega wątpliwości, że choć w interesie Polski jest to, by Trump zdecydowanie przegrał wybory w listopadzie, najlepiej tak, by elity republikanów wreszcie zrozumiały, że za wszelką cenę trzeba wyczyścić partię z trumpistów, to musimy być przygotowani także na zwycięstwo tego kandydata i współpracę z jego nową administracją.

Polskie władze, zarówno z ośrodka prezydenckiego, jak i rządowego, nie powinny więc bez potrzeby antagonizować Trumpa i jego obozu. Powinny za to dbać o utrzymywanie z nimi otwartych kanałów komunikacji.

Jednak, nawet biorąc to wszystko pod uwagę, spotkanie polskiego prezydenta - a więc najwyższego przedstawiciela RP - z Trumpem w tym konkretnie momencie niekoniecznie było potrzebne, a nawet może okazać się błędem. Dlaczego?

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

To Trump ugrał to, co chciał

Przede wszystkim dlatego, że na rozmowach korzysta na razie głównie Trump. Spotkanie z Dudą w momencie, gdy amerykańskie media donoszą głównie o problemach prawnych byłego prezydenta USA lub jego oburzających wypowiedziach, pozwala wysłać Trumpowi sygnał wyborcom: "patrzcie, administracja Bidena i związane z nią media próbują mnie zniszczyć i zrobić ze mnie przestępcę, tymczasem na świecie mnie kochają, prezydent Polski korzysta z wizyty w Ameryce Północnej, by się ze mną spotkać, jestem poważnym przywódcą światowego formatu".

Nawet jeśli wielu wyborców Trumpa niekoniecznie byłaby w stanie wskazać Polskę na mapie, taki argument politycznie pomaga republikanowi. Gdyby nie pomagał, do spotkania z Dudą by nie doszło - bo były amerykański prezydent do wszystkich przyjaźni, a już na pewno politycznych, podchodzi w skrajnie transakcyjny sposób i nie jest kimś, kto angażowałaby tak cenny zasób jak czas na spotkania, które się mu w jakiś sposób nie opłacają.

Tymczasem trudno powiedzieć, co prezydent Polski był w stanie ugrać na spotkaniu. Nie sposób uwierzyć, by był w stanie przekonać Trumpa do naszego punktu widzenia w sprawie Ukrainy, Rosji i konfliktu w naszym regionie. Trump powiedział co prawda: "zawsze stoimy za Polską, zgadzamy się i tyle", ale z tego typu deklaracji absolutnie nic politycznie nie wynika.

Trump jest niedojrzałym narcyzem, który od swoich politycznych sojuszników wymaga nieustannego dopieszczania własnego narcyzmu. Pytanie, czy już teraz powinien dopieszczać go najwyższy rangą przedstawiciel Polski. Nie można wykluczyć, że były prezydent Stanów Zjednoczonych, znając jego mentalność, odczyta gotowość Dudy do spotkania jako przejaw słabości; dowód na to, że jak oburzających z polskiego punktu widzenia rzeczy Trump nie mówiłby o Ukrainie, Rosji czy Putinie, polski prezydent i jego obóz i tak sobie to jakoś zracjonalizują i będą stali murem za republikaninem.

Czy to zantagonizuje demokratów?

Duda, spotykając się z Trumpem w tym momencie, niezależnie od swoich intencji, wpisuje się też w amerykańską kampanię wyborczą po stronie kandydata republikanów. Trump, spotykając się z Dudą, myślał zapewne o głosach Polonii, które mogą okazać się istotne w takich kluczowych dla rozstrzygnięcia amerykańskich wyborów stanach, jak Michigan, Pensylwania czy Wisconsin.

Rzecznik amerykańskiego Departamentu Stanu, Matthew Miller, pytany o spotkanie Duda-Trump, powiedział: "Kontakty między zagranicznymi rządami a kandydatami największych partii na prezydenta USA to zwyczaj praktykowany od wielu lat, zaś przywódcy USA często spotykają się z zagranicznymi liderami opozycji". Prywatnie administracja Bidena może jednak znacznie gorzej odebrać spotkanie.

Kampania wyborcza, choć do wyborów jeszcze bardzo daleko, jest w tym roku w Stanach wyjątkowo brutalna. Polaryzacja osiągnęła rozmiary rzadko spotykane nawet w silnie spolaryzowanej amerykańskiej polityce. Dla wielu Amerykanów pojedynek Biden-Trump nie jest normalnym starciem dwóch kandydatów, próbujących przekonać wyborców do swoich politycznych wizji, ale walką na śmierć i życie, w której stawką jest przetrwanie amerykańskiej demokracji, ocalenie jej przed radykalnie prawicowym przewrotem, zagrażającym prawom kobiet, mniejszości i wszystkim podstawowym wolnościom, które sprawiają, że Ameryka jest Ameryką.

Przebiegające, jak podkreślali obaj politycy, "w przyjacielskiej atmosferze", spotkanie Duda-Trump, a zwłaszcza zapewnienia Dudy, że Trump "jest jego przyjacielem", umocnią negatywne opinie o Dudzie w oczach amerykańskiej liberalnej opinii publicznej i zaplecza administracji Bidena - a to on będzie rządzić jeszcze do początku stycznia 2025 roku, gdy oficjalnie skończy się obecna prezydencka kadencja.

Oczywiście, osoby realnie odpowiadające za amerykańską dyplomację, także na odcinku polskim, doskonale zdają sobie sprawę z tego, że sojusznicy Stanów nie mogą pozwolić sobie na to, by rozmawiać tylko z jedną amerykańską partią. Z Trumpem w ostatnich czasach spotykali się też sekretarz generalny NATO Jens Stolltenberg i kierujący dziś brytyjskim ministerstwem spraw zagranicznych były premier David Cameron. To ostatnie spotkanie także było krytykowane w Wielkiej Brytanii i Cameron musiał się z niego tłumaczyć.

Różnica polega jednak na tym, że w trakcie spotkań Trumpa ze Stoltenbergiem i Cameronem miały toczyć się twarde rozmowy, a panowie nie ogłaszali wszystkim, jak wspaniała jest ich przyjaźń. A szef MSZ jest urzędnikiem o niższym statusie niż prezydent czy szef rządu, co też ma zasadnicze znaczenie.

Polska prawica wciąż zaślepiona Trumpem

Z szefów rządów z Trumpem spotkał się niedawno premier Węgier Viktor Orban. Spotkanie to zostało odczytane jako część tworzenia się nowej, radykalnie prawicowej międzynarodówki, sojuszu liderów połączonych niechęciom do liberalnej demokracji, praw mniejszości i migracji, sceptycznych wobec pomocy Ukrainie, otwartych na argumenty Władimira Putina i wykazujących mniej lub bardziej autorytarne tendencje. Duda, spotykając się z Trumpem, chcąc nie chcąc, wpisuje się w tę oś.

Bez wątpienia obóz polityczny polskiego prezydenta marzy o tym, by się w niej znaleźć. Mimo wszystkiego, co o Rosji i o Ukrainie powiedział Trump, PiS i jego sojusznicy pozostają całkowicie zaślepieni postacią byłego amerykańskiego prezydenta. W bieżącym wydaniu tygodnika braci Karnowskich "W Sieci" - obok "Gazety Polskiej" i Telewizji Republika medium najbliższego Nowogrodzkiej - Ryszard Czarnecki, europoseł PiS, nawołuje z okładki: "Polacy, idźmy z Trumpem!".

Podobne wezwania pokazują całkowite oderwanie pisowskiej prawicy od rzeczywistości. Dowodzą, że jakąkolwiek refleksję polityczną zastąpiło tam przeklejanie schematów myślowych z amerykańskich wojen kulturowych.

Ponieważ w tych wojnach prawica czuje ideologiczną bliskość z trumpowskim populizmem, ponieważ dzieli z nim niechęć do liberalnych elit, jest gotowa wybaczyć republikańskiemu politykowi poglądy w jawny sposób sprzeczne z polską racją stanu - albo dokonywać istnych retorycznych akrobacji, mających przekonywać, że Trump tak naprawdę jest politykiem twardym wobec Rosji i Putina, i tylko wrodzy mu liberałowie próbują zrobić z niego sojusznika Kremla.

Spotkanie Dudy z Trumpem niestety tylko wzmocni to zaślepienie. Zwłaszcza, biorąc pod uwagę nic nie kosztujące amerykańskiego prezydenta deklaracje na temat zgody między nim a Dudą oraz miłe słowa pod adresem polskiego prezydenta.

Kluczowe dla oceny spotkania pytanie brzmi: czy prezydent Duda podziela zaślepienie części swojego obozu Trumpem, czy jest w stanie spojrzeć na byłego prezydenta bardziej realistycznie? Niestety, w trakcie obu kadencji absolutnie nic wskazywało, by Duda był w stanie spojrzeć na Trumpa inaczej, niż przez okulary totalnego politycznego zauroczenia. Taka perspektywa, niestety, radykalnie utrudnia, jeśli nie uniemożliwia, jakiekolwiek sensowne prowadzenie negocjacji z byłym amerykańskim prezydentem - nawet jeśli to on zaprasza na miłą kolację i na każdym kroku deklaruje przyjaźń.

Dla Wirtualnej Polski Jakub Majmurek

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Zobacz także