NATO przetrwało 75 lat – czy przetrwa drugą kadencję Trumpa?
W czwartek NATO świętowało 75. rocznicę swojego powstania. Sojusz przetrwał trzy czwarte wieku, Zimną Wojnę i wszystkie towarzyszące jej kryzysy. Choć w ciągu ostatnich dekad wielu ekspertów i polityków ogłaszało koniec NATO, podważało wiarę w jego sens i przydatność w nowych realiach, to kolejne wydarzenia potwierdzały żywotność Sojuszu.
Napaść na Ukrainę pokazała, jak bardzo Europa potrzebuje NATO
Mimo okrągłej rocznicy nastroje wśród liderów państw Sojuszu w czwartek nie były bynajmniej świąteczne. Trudno się temu dziwić. Tuż u granic NATO Rosja prowadzi pełnoskalową wojnę przeciw Ukrainie – jeszcze 15 lat temu wydawało się, że podobny konflikt nawet na peryferiach Europy jest zupełnie niewyobrażalny.
Napaść Putina na Ukrainę potwierdziła znaczenie NATO dla bezpieczeństwa Europy – co najlepiej pokazuje decyzja Szwecji i Finlandii o przystąpieniu do Sojuszu. Agresja Rosji na sąsiednie, suwerenne państwo uświadomiła też politykom w nawet najbardziej przyjaznych wobec Moskwy europejskich stolicach – z wyjątkiem Budapesztu – że Rosja nie jest normalnym partnerem, z którym można robić interesy i wspólnie rozwiązywać problemy. Jest za to długotrwałym, strategicznym zagrożeniem dla europejskiego bezpieczeństwa. Tak jak był nim Związek Radziecki 75 lat temu, gdy powstał Sojusz Północnoatlantycki.
Wojna obnażyła też strategiczną i militarną słabość Europy. W pierwszych miesiącach rosyjskiej inwazji ani Europa, ani żadne kluczowe europejskie państwo nie było w stanie dostarczyć zaatakowanej Ukrainie koniecznego dyplomatycznego, wojskowego i gospodarczego wsparcia. Decydujące okazało się zaangażowanie Stanów Zjednoczonych i globalne przywództwo, jakiego była w stanie dostarczyć administracja Bidena, potwierdzając znaczenie transatlantyckich więzi.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Dziś jednak amerykańska pomoc dla Ukrainy utknęła w amerykańskim Kongresie blokowana przez skrajne skrzydło Republikanów, zapatrzone w byłego prezydenta, Donalda Trumpa.
Perspektywa drugiej kadencji Trumpa – patrząc na sondaże całkiem realna – budzi niepokój w europejskich państwach NATO. Nawet jeśli scenariusz wycofania się Stanów z Sojuszu jest skrajnie nieprawdopodobny nawet w przypadku polityka tak nieprzewidywalnego jak Trump, to republikański prezydent może radykalnie zmniejszyć zaangażowanie Stanów w europejskie bezpieczeństwo – zwłaszcza jeśli chodzi o wsparcie dla Ukrainy.
Trump obiecuje przecież, że jeśli ponownie wygra, to "zakończy wojnę w 24 godziny". Nie precyzuje, jak to dokładnie planuje zrobić, ale można spekulować – jak publicznie powiedział bliski byłemu prezydentowi premier Węgier Viktor Orbán – że plan Trumpa polega na tym, by grożąc Ukrainie odcięciem wszelkiej amerykańskiej pomocy zmusić ją do zaakceptowania zawieszenia broni na rosyjskich warunkach. Co jest nieakceptowalne dla Kijowa, który dziś stoi na stanowisku, że warunkiem wstępnych negocjacji musi być opuszczenie przez Rosję okupowanego dziś przez to państwo terytorium Ukrainy.
Zabezpieczyć Sojusz przed Trumpem
Stąd wśród liderów Sojuszu pojawiają się pomysły, by jakoś spróbować "zabezpieczyć" NATO i transatlantyckie relacje na wypadek zwycięstwa republikańskiego kandydata. Według "Foreign Policy" ma to być postrzegane jako jedno z kluczowych wyzwań dla najbliższej przyszłości Sojuszu przez kończącego jesienią swoją ostatnią kadencję jako Sekretarz Generalny NATO Norwega Jensa Stoltenberga. Jak spekuluje amerykański magazyn, być może perspektywa kolejnej kadencji Trumpa skłoni państwa NATO, by zaproponować kolejną kadencję kierującego Sojuszem od dekady Stoltenbergowi – choć sam zainteresowany przygotowuje się do objęcia stanowiska szefa centralnego banku Norwegii.
Stoltenberg, bardzo sprawny dyplomata, potrafi bowiem dogadywać się z trudnymi, narcystycznymi przywódcami o autorytarnych tendencjach. To jego talenty negocjacyjne miały być kluczowe dla przełamania wątpliwości Turcji wobec akcesji do NATO Szwecji i Finlandii. W latach 2017-21 potrafił też całkiem nieźle porozumieć się z Trumpem, wiedział, jak "sprzedać" mu NATO. Gdy dziś Stoltenberg coraz częściej mówi o NATO jako najlepszej "polisie ubezpieczeniowej" dla Stanów w kontekście globalnej rywalizacji z Chinami, to jest to komunikat bardzo świadomie skrojony pod Trumpa i jego zwolenników. Jak można się spodziewać, podobne argumenty będą w najbliższych miesiącach podnoszone przez innych europejskich przywódców – tym częściej im bardziej prawdopodobne będzie wydawało się zwycięstwo Trumpa.
W tym tygodniu Stoltenberg przedstawił też pomysł rozwiązania, które pozwoliłoby zabezpieczyć wsparcie NATO dla Ukrainy przed scenariuszem republikańskiego prezydenta i zawirowaniami nie tylko amerykańskiej polityki. Chodzi o specjalny fundusz pomocy wojskowej dla Ukrainy administrowany przez NATO, opiewający na 100 miliardów dolarów w ciągu pięciu lat. Państwa NATO miałyby się na niego złożyć proporcjonalnie do wielkości swoich gospodarek – co wytrącałoby Trumpowi argument z ręki, że Stany ponoszą nieproporcjonalnie wielkie koszty wsparcia Ukrainy, a Europa zachowuje się tu jak "pasażer na gapę".
Plan jest na razie w bardzo wstępnej fazie, dyskusje nad nim będą trwały do lipcowego szczytu NATO w Waszyngtonie. Reakcje ministrów spraw zagranicznych państw NATO, którzy w środę i czwartek spotkali się w Brukseli, są jednak jak donosi portal "Politico", dalekie od entuzjazmu. Najbardziej sceptyczne są, jak można zgadywać, Węgry. Szef węgierskiej dyplomacji, Peter Szijjártó wprost powiedział, że NATO powinno pozostać sojuszem obronnym i nie powinno się angażować w przekazywanie Ukrainie ofensywnej broni. Ale także inni ministrowie wyrażali wątpliwości, czy kwota 100 miliardów jest realnie możliwa do zebrania.
Do uruchomienia funduszu konieczna byłaby zgoda wszystkich państw NATO. Jednak nawet gdyby powstał w formie, jaką zaproponował Stoltenberg, to nie rozwiązuje on wszystkich problemów, jakie stwarza ewentualna druga kadencja Trumpa i wpływ trumpistów na amerykańską politykę.
Fundusz zakłada wsparcie w perspektywie pięciu lat, tymczasem dla Ukrainy kluczowe są najbliższe miesiące – dlatego tak znaczące jest to, co dzieje się teraz w amerykańskim Kongresie. Goszczący na spotkaniu w Brukseli szef ukraińskiego MSZ Dmytro Kuleba miał dla swoich europejskich partnerów praktycznie tylko jeden komunikat: "potrzebujemy więcej Patriotów, kluczowe jest natychmiastowe wzmocnienie obrony ukraińskiego nieba".
Nawet jeśli Trump przegra, NATO musi się reformować
Innym "ubezpieczeniem" przed prezydenturą Trumpa ma być nowa polityka obronna państw europejskich. Coraz więcej stolic zapowiada zbrojenia, zwiększenie wydatków na obronność, inwestycje w rozwijanie możliwości własnego przemysłu obronnego – tak by Trump nie mógł dłużej mówić o europejskich "pasażerach na gapę".
To ruch w dobrym kierunku i nawet gdyby Biden wygrał w listopadzie, powinien być kontynuowany. Bo Trump w jednym miał rację: Europa powinna więcej inwestować w swoją obronę. NATO mogło przetrwać trzy czwarte wieku, bo jako Sojusz adaptowało się do zmieniających warunków i nowych wyzwań. Niezależnie od tego, kto wygra w listopadzie w Stanach, także dziś Sojusz czeka konieczność wielu reform i adaptacji.
Pisali o tym niedawno w "Foreign Policy" ministrowie spraw zagranicznych Szwecji i Wielkiej Brytanii, Tobias Billstrom i David Cameron. Politycy identyfikują pięć kluczowych obszarów, w których Sojusz musi się zmienić, między innymi zwiększając wydatki na obronę, inwestując w realną modernizację armii i sposobu prowadzenia walki przystające do możliwości współczesnej techniki, mocniej angażując się w pomoc Ukrainie, a także w rozwiązywanie problemów bezpieczeństwa w swoim otoczeniu: w takich obszarach jak Bośnia i Hercegowina, Mołdawia czy Gruzja.
David Lammy i John Healy, a więc minister spraw zagranicznych i obrony w gabinecie cieni Partii Pracy – który już w tym roku może stać się nowym rządem Wielkiej Brytanii – w rocznicowym tekście opublikowanym na łamach "The Daily Telegraph" wzywają do powołania Centrem Demokratycznej Odporności NATO. Ma ono pomagać krajom członkowskim prowadzić walkę z dezinformacją i innymi działaniami hybrydowymi, zmierzającymi do destabilizacji ich demokratycznych systemów. Jak staje się coraz bardziej jasne jest to metoda działania Rosji, a być może także innych aktorów, w jej konfrontacji z "kolektywnym Zachodem" i coraz większe wyzwanie bezpieczeństwa dla liberalnych demokracji.
Choć dziś kluczowym wyzwaniem wydaje się "zabezpieczeniem NATO przed Trumpem", to największym błędem państw sojuszu byłoby uznanie, że klęska republikańskiego kandydata pozwoli nic nie zmieniać w ich myśleniu o obronności. Jeśli za ćwierć wieku NATO ma w dobrych nastrojach świętować swoją setną rocznicę, to musi się przygotować do wyzwań, jakie czekają Sojusz w najbliższych 25 latach – związanych z Rosją, nową zimną wojną, dezinformacją, cyberbezpieczeństwem, kryzysami generowanymi przez zmiany klimatyczne. Trump, choć jego zwycięstwo poważnie nadszarpnęłoby transatlantyckie więzi, nie może przesłaniać tych wszystkich wyzwań.
Dla Wirtualnej Polski Jakub Majmurek