PublicystykaMakowski: "Wyborcza wolta Gowina. Co dalej ze Zjednoczoną Prawicą?" [OPINIA]

Makowski: "Wyborcza wolta Gowina. Co dalej ze Zjednoczoną Prawicą?" [OPINIA]

Sytuacja wokół majowego terminu wyborów oraz sprzeciwu Jarosława Gowina wobec ultimatum Jarosława Kaczyńskiego - zakładając, że była polityczną rozgrywką - już dawno wymknęła się spod kontroli. A wraz z nią skończyła się era kruchej równowagi w Zjednoczonej Prawicy.

Makowski: "Wyborcza wolta Gowina. Co dalej ze Zjednoczoną Prawicą?" [OPINIA]
Źródło zdjęć: © PAP | Bartłomiej Zborowski
Marcin Makowski

Na środowym Prezydium Komitetu Politycznego Prawa i Sprawiedliwości, o którym pisaliśmy wczoraj wieczorem, atmosfera była więcej niż napięta. Zwołane w trybie pilnym około 19, ze stawiennictwem osobistym na Nowogrodzkiej, trwało do 22. Na miejscu obecny był premier Mateusz Morawiecki, najważniejsi ministrowie oraz kierownictwo partii z Jarosławem Kaczyńskim na czele. Co zrozumiałe, nie było jednak osoby, o której rozmawiano najdłużej - Jarosława Gowina - lidera koalicyjnego Porozumienia. A to on dał jasno do zrozumienia, że idei parcia do wyborów 10 maja po prostu nie poprze. Bez względu na formę jego przeprowadzenia - korespondencyjną czy klasyczną, z komisjami i głosowaniem osobistym.

Choć Jarosław Kaczyński postawił ultimatum wyrzucenia wicepremiera Jarosława Gowina oraz jego ministrów z rządu w przypadku sprzeciwu, dzisiaj wydaje się już niemal przesądzone, że w piątek w Sejmie Porozumienie zagłosuje za odrzuceniem poprawek do kodeksu wyborczego, umożliwiających wprowadzenie powszechnego głosowania za pomocą - jak to określił minister Jacek Sasin - "listów wrzucanych do skrzynek pocztowych".

Dlaczego wybory 10 maja nie mogą się odbyć?

Skąd taka decyzja? Argumenty, które słyszę w rozmowie z politykami Porozumienia brzmią następująco. Po pierwsze wyborów, ze względu na "zamrożenie" ustawy przez 30 dni w Senacie, nie da się terminowo zorganizować. To technicznie i prawnie niewykonalne, głównie ze względu na dyspozycje, które należałoby wydać instytucjom takim jak państwowe drukarnie i Poczta Polska, wyprzedzające ustawę, która trafiłaby do laski marszałkowskiej dopiero na początku maja.

Po drugie, gowinowcy uważają, że organizacja głosowania, również w takim trybie, byłaby niebezpieczna dla zdrowia Polaków. Można sobie wyobrazić rozprzestrzenianie patogenu choroby również na kopertach, nie wspominając już o setkach tysięcy osób, fizycznie zaangażowanych w cały proces. Po trzecie, Porozumienie uważa, że wobec skali możliwych nieprawidłowości, problemów z dostarczeniem kart na właściwie adresy i chaosem organizacyjnym, wynik wyborów mógłby być później nieustannie kwestionowany.

- Nie wiem, czy prezydent Andrzej Duda chciałby wziąć na siebie taką odpowiedzialność. Czy ten mandat byłby dla niego wystarczająco mocny - powiedział mi jeden z ministrów. Zaznaczył przy tym, że również sam szef resortu zdrowia, Łukasz Szumowski, sygnalizuje Jarosławowi Kaczyńskiemu, że walka z koronawirusem potrwa jeszcze nie tygodnie, a miesiące.

Gra, której nikt nie kontroluje

Trudno powiedzieć, na ile cała sytuacja mieści się w logice twardej politycznej gry, na ile obecny jest w niej pierwiastek "ustawki", co realnie jest długodystansowym scenariuszem, do którego zmierza cała Zjednoczona Prawica. Faktem jest jednak, że nawet zakładając pewną teatralność obecnej sytuacji i możliwość gorzkiego porozumienia między frakcjami, coś - po raz pierwszy w takiej skali - zaczęło się w obozie psuć. - Jeśli to była gra, w tej chwili wymknęła się spod kontroli - słyszę od jednego z polityków blisko kierownictwa Prawa i Sprawiedliwości.

W samym obozie, zwłaszcza na jego skrzydle "jastrzębi", wiele osób nie ukrywa zniecierpliwienia postawą Jarosława Gowina. - On nie rozumie, że sytuacja się zmieniła i wygra ten, kto się do niej pierwszy dostosuje. Niech już w końcu wychodzą i nie hamletyzują - słyszę. "Co dalej, rząd mniejszościowy?" - pytam. - Jak będzie trzeba, to tak się zrobi. Nie wierzę, żeby wszyscy przyboczni Gowina nagle opuścili swoje posady. Nie w takich czasach - odpowiada mój rozmówca.

Kto pociąga za sznurki?

W tle tego przeciągania liny, intryg i planów, równolegle pojawia się wiele teorii (spiskowych?) tłumaczących zaplecze i genezę obecnego konfliktu, wraz z jego następstwami. Według jednej, pomysłodawcą powszechnego głosowania korespondencyjnego, który najgoręcej optował za nim u prezesa Kaczyńskiego był były prezes TVP Jacek Kurski. Według drugiej, Jarosław Gowin jest już rzekomo dogadany z Platformą Obywatelską, i w zamian za opuszczenie rządu, otrzyma stanowisko marszałka Sejmu. Gdy zapyta się jednak obydwu stron o wspomniane przecieki - zaprzeczają. Nie zmienia to jednak faktu, że z godziny na godzinę giełda politycznych plotek powiększa się o kolejne wersje tego co być może, ale nie musi. Takiego chaosu w rządzie dawno nie było.

Gdzieś nad tym przypominającym dzieło Jacksona Pollocka obrazem, pojawia się również prezydent Andrzej Duda, który miał się włączyć w mediacje między Jarosławem Gowinem a Jarosławem Kaczyńskim, polski episkopat, lekarze, eksperci i wszyscy święci. Bez względu jednak na to, jak zakończy się ten tydzień, jedno nie ulega wątpliwości - to nie jest starcie na niby. Na niby nie boją się również posłowie PiS-u, którzy sądzą, że w przypadku wyjścia z rządu Porozumienia, czekają ich przyspieszone wybory. I być może pożegnanie się z mandatem.

Pewne słowa zostaną już na zawsze zapamiętane, i nawet jeśli wybory się nie odbędą, konsekwencje po czasie zostaną wyciągnięte. Tylko, czy gdy zapomni się na chwilę o politycznych wojnach podjazdowych, to jest dzisiaj temat, który powinien nas naprawdę zajmować? Czy w obliczu bezprecedensowego kryzysu gospodarczego i chwiania się w posadach świata, który znamy, sposób przeprowadzenia wyborów prezydenckich jest najważniejszym tematem, który powinien spędzać nam sen z powiek? No właśnie.

Marcin Makowski dla WP Opinie

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)