Tam już są rosyjskie wojska. Nowe doniesienia to już prawdziwy "alarm"
Kolejny kraj znalazł się na celowniku Rosji. Tym razem padło na Mołdawię, na której destabilizacji zaczyna coraz mocniej zależeć Władimirowi Putinowi. W czwartek rano pojawiła się informacja rosyjskiego ministerstwa obrony, które twierdzi, że Ukraina przygotowuje prowokację związaną z atakiem na Naddniestrze. Komunikat może oznaczać, że wojska Władimira Putina szykują pretekst do kolejnej inwazji.
Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski powiedział niedawno, że Rosjanie mogą próbować zająć lotnisko w Kiszyniowie, stolicy Mołdawii, by drogą lotniczą transportować stamtąd żołnierzy i sprzęt na terytorium Ukrainy. Według Zełenskiego Putin może dążyć do zmiany władzy w Mołdawii. Obecni rządzący w Kiszyniowie realizują prozachodnią politykę, co nie podoba się Kremlowi.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Cytowany przez serwis deschide.md premier Mołdawii Dorin Recean przyznał, że państwo jest przygotowane na kilka scenariuszy destabilizacji. - Mamy doświadczenie, nasz potencjał jest mocniejszy i jesteśmy w gotowości na różne scenariusze, którym celem jest zapewnienie bezpieczeństwa państwa. Naszym celem jest pokój i stabilizacja również na lewym brzegu Dniestru - powiedział Dorin Recean.
Rosyjskie ministerstwo obrony twierdzi, że Ukraina przygotowuje prowokację związaną z atakiem na Naddniestrze. Jak podano, ukraińskie jednostki mają wykorzystać do tego zakazaną w Rosji formację "Azow". Komunikat może oznaczać, że wojska Władimira Putina szykują pretekst do kolejnej inwazji.
Pretekstem do rzekomej inwazji Ukrainy ma być "inscenizacja ofensywy wojsk rosyjskich z terytorium Naddniestrza". "W tym celu ukraińscy sabotażyści biorący udział w zainscenizowanej inwazji będą ubrani w mundury personelu wojskowego Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej" - twierdzi Rosja.
Przed imperialistycznymi zakusami Kremla wobec Mołdawii ostrzega również "The Washington Post". Amerykańska gazeta zwraca uwagę, że Mołdawia jest niewielką republiką poradziecką, która w starciu z Rosją może mieć mniejsze szanse na obronę niż Ukraina. Podkreśla, że choć Mołdawia nie jest w NATO ani w Unii Europejskiej, to samo wysłanie swoich przedstawicieli na te fora wystarczyło, by rozwścieczyć Putina.
"Rosja postrzega Mołdawię jako część tzw. ruskiego miru"
Jakub Pieńkowski, analityk PISM, w rozmowie z Wirtualną Polską podkreśla, że Rosja postrzega Mołdawię, podobnie jak pozostałe republiki poradzieckie, jako część tzw. ruskiego miru. - Nie zrezygnowała z prób odzyskania kontroli nad nimi. Obecne proeuropejskie władze Mołdawii - prezydent Maja Sandu i rząd prezydenckiej Partii Działania i Solidarności - są postrzegane w Moskwie jednoznacznie jako zagrożenie tych rosyjskich aspiracji - ocenia.
Jakie scenariusze Rosja może wykorzystać do próby odzyskania wpływów? - Mamy doniesienia z ostatnich tygodni, że Rosja przygotowywała zamach stanu. Nie wiemy, co w dokumentach wywiadowczych, jakie przekazała Ukraina na ten temat, było - szczegóły pozostają tajne. Jednak zgodnie z tym, co wiemy - miało dojść do próby zamachu stanu, który miałby polegać na ataku na gmachy państwowe, braniu zakładników. Nie jesteśmy w stanie stwierdzić, czy ten plan byłby realizowany i na jakim etapie się znajdował - podkreśla nasz rozmówca.
I dodaje: - Można mieć pewne wątpliwości co do powodzenia ewentualnego zamachu stanu. Czy same ataki doprowadziłyby do upadku władz? Raczej nie.
"Rosja nie ma siły militarnej"
Maciej Matysiak, pułkownik rezerwy, ekspert fundacji Stratpoints, były zastępca szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego w rozmowie z Wirtualną Polską stwierdza, że Rosja chce destabilizować sytuację, ale - w jego ocenie - bardziej obliczone jest to na "kozaków naddniestrzańskich". - Rosja nie ma siły militarnej. Musiałaby wlatywać w przestrzeń powietrzną kraju, czyli otwierać następny front działań, perować przez Morze Czarne, terytorium Ukrainy - ocenia pułkownik.
W ocenie eksperta PISM taka klasyczna wojskowa inwazja na Mołdawię wydaje się całkowicie nieprawdopodobna w tym momencie. - Rosja nie ma sił, które mogłaby do tego użyć. W Naddniestrzu stacjonują wojska rosyjskie, ok. dwóch tys., ale w większości są to lokalni rekruci mający rosyjskie obywatelstwo, którzy na pewno nie palą się do wzięcia udziału w wojnie - ocenia.
I dodaje, że poszli oni do wojska, by zyskać żołd, nauczyć się praktycznych umiejętności, np. zrobienia prawa jazdy na ciężarówkę. - Nawet gdybyśmy włączyli siły naddniestrzańskiego miejscowego MSW, wojska, bezpieczeństwa, byłoby to może osiem tysięcy osób, bez broni ciężkiej, bez lotnictwa. To nie są siły, które byłyby w stanie zagrozić Mołdawii. Choć siły mołdawskie też nie mają odpowiedniego uzbrojenia i nie byłyby w stanie skutecznie się bronić, to musimy pamiętać, że gdyby siły z Naddniestrza zaatakowały Mołdawię, spotkałoby się z kontrakcją Ukrainy. A siły naddniestrzańskie nie byłyby w stanie się im przeciwstawić - dodaje.
- Rosyjska inwazja, póki Rosjan nie ma pod Odessą, w praktyce nie wchodzi w grę - podkreśla Pieńkowski.
Amerykanie się przypatrują. Głos zabrał Biden
Płk Matysiak ocenia, że Mołdawia zdaje sobie sprawę z zagrożenia. - Zwróciła się do Unii Europejskiej i NATO o wsparcie. Biden poruszył tę kwestię, co oznacza, że Amerykanie bardzo mocno przypatrują się temu, jak Rosja chce działać w różnych regionach - dodaje.
Przypomnijmy, że prezydent Joe Biden, podczas swojego przemówienia we wtorek w Warszawie, powiedział o determinacji "obywateli Mołdawii, by żyć w wolnym kraju", która "przyniosła im niepodległość i wprowadziła ich na drogę do członkostwa w Unii Europejskiej".
Ponadto Biały Dom poinformował, że prezydent USA Joe Biden spotkał się we wtorek w Warszawie z prezydent Mołdawii Maią Sandu. W komunikacie napisano, że amerykański przywódca "potwierdził silne poparcie USA dla suwerenności i integralności terytorialnej Mołdawii".
"Mołdawia czuje zagrożenie"
Płk Matysiak dodaje: - Stawiałabym na rozbudzenie niepokojów wewnętrznych. To już widzieliśmy w Mołdawii, protesty miały miejsce. Sytuacja w Mołdawii nie jest spokojna i przyjemna. Ponadto Mołdawia czuje zagrożenie, w związku z sytuacją w Ukrainie, znacznie mocniej niż my i kraje bałtyckie.
Jakub Pieńkowski zwraca uwagę, że od jesieni trwały w Mołdawii protesty społeczne, które organizowała Partia Șor. - Jej lider jest oskarżony o zaplanowanie największej kradzieży w historii Mołdawii - wyprowadzenia miliarda dolarów z jej systemu bankowego. Organizatorzy liczyli na masowy udział Mołdawian, którzy mieli uczestniczyć w nich ze względu na pogarszające się warunki życia (inflacja 30 proc.), wzrost cen energii. A mimo wszystko ludzie się masowo nie włączyli. Partia Șor musiała wynajmować ludzi do udziału w protestach. W takiej sytuacji trudno byłoby realizować scenariusze zamachu stanu - ocenia.
- Na pewno Rosja rozważa różne scenariusze destabilizacji sytuacji w Mołdawii. Optimum byłoby obalenie władz mołdawskich, a jeśli nie uda się tego zrealizować, przynajmniej wywołanie niepokoju w samej Mołdawii, ale także na Ukrainie i wspierających ją USA i UE - mówi ekspert PISM.
Putin anulował ważny dekret
Płk Matysiak zwrócił uwagę na to, że Władimir Putin anulował dekret o polityce zagranicznej Rosji z 2012 r., w którym Rosja wsparła częściowo suwerenność Mołdawii, a także zadeklarowała chęć zbliżenia z USA i UE. Kreml tłumaczy tę decyzję "zabezpieczeniem interesów narodowych Rosji w związku z głębokimi zmianami zachodzącymi w stosunkach międzynarodowych".
- Stąd wzmożenie Mołdawii. Można to rozumieć, że Rosja nie musi szanować niezależności tego kraju. Można też się obawiać, ale Rosja nie ma sił i środków, by cokolwiek na polu wojskowym w Mołdawii zrobić - dodaje.
"Rosję stać na to, by na Mołdawię nacisnąć"
- Wygląda na to, że Mołdawia jest na celowniku Rosji - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Jerzy Marek Nowakowski, były ambasador RP na Łotwie i w Armenii oraz prezes Stowarzyszenia Euroatlantyckiego. I dodaje: - Mołdawia nie jest kosztowna.
Były ambasador wylicza: - Jest mała, podzielona, ponadto destabilizacja Mołdawii zrobi rosyjskiemu naciskowi na Ukrainę. Myślę, że Rosję stać na to, by na ten kraj nacisnąć.
- Mołdawia zaczyna być na widelcu rosyjskim. Według rosyjskiej doktryny najlepszym sposobem deeskalacji konfliktu jest najpierw jego eskalacja - dodaje.
Żaneta Gotowalska, dziennikarka Wirtualnej Polski