Gemini. Tajna umowa rządu PiS z Amerykanami
Rząd Mateusza Morawieckiego zawarł niejawne porozumienie z amerykańskim funduszem kapitałowym kontrolującym Gemini, jedną z największych sieci aptecznych w Polsce. Rząd był wdzięczny za to, że Amerykanie nie pozwą Polski. W zamian spółka dostała dokument sugerujący przestrzeganie przez nią polskiego prawa farmaceutycznego.
#TopWP. Przypominamy najlepsze materiały ostatnich miesięcy
- Pod marką Gemini działa w Polsce ponad 200 aptek. To jedna z największych sieci w kraju na rynku wartym ok. 50 miliardów zł rocznie. Kontroluje ją globalny amerykański fundusz Warburg Pincus, który prowadzi działalność m. in. na Kajmanach.
- Fundusz, niezadowolony z działań polskich urzędników i sądów, zagroził Polsce międzynarodowym arbitrażem. W sprawę zaangażowana była amerykańska ambasada.
- 7 czerwca 2023 r. Maciej Miłkowski, wiceminister zdrowia w rządzie Mateusza Morawieckiego, a obecnie Donalda Tuska, napisał do dyrektora zarządzającego funduszu. Wskazał, że "z radością przyjął informację o zakończeniu wszystkich toczących się przed Głównym Inspektorem Farmaceutycznym postępowań", że udało się wspólnie wypracować satysfakcjonujące obie strony rozwiązanie oraz że "z radością przyjmuje informację o wycofaniu się Warburg Pincus ze sporu".
- Prawnicy, z którymi rozmawiała WP, nie mają wątpliwości, że Miłkowski nie miał prawa wysłać takiego pisma. Oburzeni nim są inspektorzy farmaceutyczni. Twierdzą, że od interpretacji prawa są oni oraz sądy, a nie rząd w ramach zakulisowych rozmów.
- Pismo wiceministra zdrowia do właścicieli Gemini miało pozostać tajne – nawet nie miało sygnatury, mimo że mieć powinno.
Autorzy: Katarzyna Prus, Patryk Słowik
9 marca 2017 roku to ważny dzień dla polskiego rynku aptecznego, wartego wówczas około 40 mld zł rocznie. W Sejmie występuje Waldemar Buda, wówczas mało znany poseł Prawa i Sprawiedliwości. Ma przeprowadzić przez Sejm projekt nowelizacji prawa farmaceutycznego, na którym zależało Jarosławowi Kaczyńskiemu.
Buda przemawia: "Po jednej stronie mamy duże, bardzo bogate sieci apteczne, po drugiej indywidualne, drobne apteki, które walczą dzisiaj o przetrwanie". Tłumaczy, że nowe przepisy są konieczne, aby nie skończyło się tak, że w Polsce zostaną 2-3 wielkie korporacje apteczne, które staną się potężniejsze niż państwo.
Tak stało się choćby w krajach skandynawskich - wielkie sieci tworzyły nowe placówki, a drobny biznes upadał. W efekcie sieci stały się tak potężne, że zaczęły narzucać rządzącym trudne do zaakceptowania warunki współpracy, a pacjentom ceny.
Niektóre państwa UE zaczęły wprowadzać ograniczenia dla sieci aptecznych, w części z nich zabroniono w ogóle ich prowadzenia.
Z drugiej strony niektóre rządy uznają, że najważniejsze jest dobro pacjenta "tu i teraz". A sieci zazwyczaj oferują leki taniej niż apteki indywidualne.
Rząd PiS jednak chce rynek doregulować. W odpowiedzi na jedną z interpelacji poselskich Ministerstwo Zdrowia wskazuje, że jeśli nie zostaną wprowadzone radykalne zmiany, do 2022 roku z polskiego rynku znikną wszystkie lokalne apteki.
Rodzi się ustawa, nazwana od razu "Apteką dla aptekarza".
Przepisy przewidują, że nowe placówki otwierać będą mogli tylko farmaceuci, a nie na przykład - co miało miejsce na rynku - handlarze stalą.
Wprowadzane są ograniczenia, by kolejne apteki nie mogły być otwierane obok istniejących. Chodzi o to, aby silna korporacja nie wykończyła małej konkurencji poprzez dumping cenowy. W szczególnych przypadkach urzędnicy mogą zgodzić się na odstępstwo od tej reguły – np. gdyby na danym terenie była jedna apteka, a wielu pacjentów.
Wreszcie – i to kluczowa kwestia – zapada decyzja, że jeden podmiot może mieć co najwyżej cztery apteki w kraju. Jeśli będzie chciał mieć piątą, to wojewódzki inspektor farmaceutyczny odmówi wydania zezwolenia. Co ważne - ograniczenia mają obowiązywać jedynie na przyszłość. Nikt nie każe zamykać już istniejących aptek. W ten sposób można jednak zahamować rozrost sieci aptecznych.
15 maja 2017 r. prezydent Andrzej Duda podpisuje ustawę.
25 czerwca 2017 r. "Apteka dla aptekarza" wchodzi w życie.
Niektórzy wieszczą koniec rozwoju sieci aptecznych w Polsce, ale związani z nimi prawnicy szukają luk w przepisach. Walka o rynek dopiero się rozkręca.
Powiew znad morza
Historia Gemini zaczyna się w 1990 r. od jednej apteki w Wejherowie. Z czasem powstają kolejne, a właściciele stawiają pierwsze kroki w sprzedaży wysyłkowej leków.
W 2016 r. dochodzi do przełomu. W Gemini inwestuje Warburg Pincus, amerykański fundusz działający w wielu państwach na świecie. W tym samym roku otwarta zostaje 50. apteka Gemini. Rok później aptek jest już 100, a Amerykanie mają ambitne plany podboju polskiego rynku aptecznego.
I wtedy wchodzi "Apteka dla aptekarza". Plany krzyżuje jednak tylko częściowo - w 2019 r. działa już 150 aptek pod marką Gemini, a w 2022 – 200.
Jak to możliwe, skoro w 2017 r. politycy postanowili ograniczyć rozrost sieci aptecznych?
Niektóre sieci apteczne postanowiły rozwijać franczyzę.
I tak m.in. Gemini oferuje swoje know-how farmaceutom, którzy chcą prowadzić apteki. Ba, może im nawet pożyczyć pieniądze na zakup placówek. W zamian właściciel apteki lub aptek będzie działał pod szyldem Gemini, podpisze umowę franczyzy oraz będzie przekazywał część przychodów Gemini.
Gemini Polska, spółka-matka rodzimego biznesu Gemini, tylko pozornie specjalizuje się w działalności aptecznej. W rzeczywistości jej główną branżą jest "działalność holdingów finansowych". Gemini Polska zajmuje się przede wszystkim usługą franczyzy i wsparcia, takimi jak księgowość, prowadzenie administracji, kadr, HR czy IT.
To dochodowy biznes. W 2022 r. przychody Gemini Polska wyniosły 1,1 mld zł. Grupa Gemini odprowadziła w tymże 2022 r. do budżetu państwa tytułem podatku VAT ponad 51 mln zł, CIT - 23,6 mln zł i PIT - 14,6 mln zł.
Umowy i tajemnice
Franczyza na ryku aptecznym nie jest zakazana.
Jeśli farmaceuta chce założyć aptekę, ma prawo korzystać ze wsparcia dużej sieci, która zazwyczaj zna rynek lepiej od początkującego przedsiębiorcy. Nic nie stoi również na przeszkodzie, by korzystać ze znaków handlowych dużego, znanego podmiotu.
Zakazane natomiast jest otwieranie aptek franczyzowych, gdzie zawarcie umowy franczyzy służy jedynie obejściu zakazu otwierania więcej niż czterech aptek. Jeśli więc franczyzodawca – czyli duża sieć apteczna – na mocy umowy sprawuje kontrolę nad małym przedsiębiorcą, jest to niezgodne z prawem. I takie apteki wojewódzcy inspektorzy farmaceutyczni nakazują zamykać.
Najprościej jak się da: franczyza jest legalna, ale tylko ta, która opiera się na partnerskich relacjach. Ta, która prowadzi do sprawowania kontroli nad drobnym przedsiębiorcą przez rynkowego giganta – jest zakazana. Kłopotliwe natomiast jest ustalenie tego, co oznacza "sprawowanie kontroli". O to trwają spory w ramach postępowań przed inspekcją, a następnie w sądach.
Pewne natomiast jest, że po wejściu w życie "Apteki dla aptekarza" część sieci zaczęła w oryginalny sposób wykorzystywać franczyzę. Pisaliśmy o tym w WP w maju 2023 r. "Wirtualna Polska namierzyła 46 spółek zawiązanych po wejściu w życie 'Apteki dla aptekarza'. W każdym przypadku model ich powstania jest w zasadzie identyczny.
Krok pierwszy: młodzi farmaceuci zapożyczają się na kwoty od 2 do 4,5 mln złotych w spółkach powiązanych z aptecznym biznesem.
Krok drugi: dzięki pieniądzom z pożyczek kupują po cztery apteki w dobrych lokalizacjach.
Krok trzeci: od razu podpisują umowy franczyzowe z zagranicznymi sieciami aptecznymi" - wskazaliśmy.
W umowach zaś roiło się od postanowień korzystnych dla sieci, a młodych aptekarzy sprowadzających do roli osób wykonujących polecenia giganta.
W ocenie inspekcji farmaceutycznej oraz sądów wątpliwy model franczyzy stosowało również Gemini. Dotarliśmy do umów zawieranych w ostatnich latach przez tę sieć z franczyzobiorcami.
Z postanowień tych umów wynikało, że młody przedsiębiorca musi stosować wszelkie standardy narzucane mu przez Gemini, płacić dostawcom, z którymi to sieć podpisała umowy, uwzględniać rekomendacje Gemini co do polityki marketingowej i wizerunkowej, nie może ujawnić podpisanej umowy osobom trzecim, aż wreszcie - gdy zechce sprzedać aptekę - przyznaje prawo pierwszeństwa nabycia apteki spółce Gemini.
W praktyce oznaczało to, że ktoś, kto postanowił otworzyć aptekę we współpracy z Gemini, nie mógł nawet ułożyć towaru w wymyślony przez siebie sposób albo ustalić wzoru fartucha - bez zgody sieci kontrolowanej przez amerykański fundusz. Spytaliśmy o to wszystko Gemini. Spółka zasłoniła się tajemnicą przedsiębiorstwa, zastrzegając jednocześnie, że "niezależność farmaceutów jest podstawową wartością w naszej firmie".
Potem jednak jej przedstawiciele poprosili nas o spotkanie.
Wyjaśniali, że w zakresie aranżacji punktów sprzedaży czy ubioru pracowników panują "normalne zasady, które nie ograniczają niezależności farmaceuty". Chodzi przecież o to, by wnętrza były "estetyczne", a pracownicy, ubrani w białe fartuchy, "schludni".
Firma - jak nam wyjaśniono - przywiązuje wagę do terminowego wywiązywania się ze zobowiązań płatniczych, ale twierdzi, że nie nakazuje sprzedaży wybranych produktów, bo to "suwerenna decyzja personelu apteki".
Zaznacza też, że prawo pierwszeństwa (w przypadku kiedy franczyzobiorca chce sprzedać aptekę) nie jest nakazem sprzedaży, ale możliwością uczestniczenia w ewentualnej transakcji i należy je odróżnić od pierwokupu.
Odnosząc się do możliwości ujawnienia podpisanej z Gemini Polska umowy franczyzowej osobom trzecim, np. dziennikarzom, przedstawiciele Gemini wyjaśnili, że "poufność umowy biznesowej między stronami to standardowe rozwiązanie".
- W ostatnich latach wielokrotnie dostrzegaliśmy, że część sieci, należących do międzynarodowych funduszy, łamie polskie prawo, m.in. przejmując apteki wbrew ustawowym limitom. Trudno przecież mówić o swobodzie działalności gospodarczej, jeśli nie wolno nawet wybrać wzoru fartucha, bo grozi za to wielomilionowa kara. Dostrzegali to i inspektorzy farmaceutyczni, i sądy - mówi Marek Tomków, prezes Naczelnej Rady Aptekarskiej.
Prezes zaznacza, że mówi ogólnie o funkcjonowaniu części sieci, a nie konkretnie o Gemini – bo "bez znajomości wszystkich szczegółów nie powinno się piętnować konkretnego podmiotu".
Deal z Amerykanami
Amerykański właściciel sieci Gemini był niezadowolony z ograniczeń, które wprowadzono na polskim rynku.
Narracja Amerykanów, w uproszczeniu, była taka: weszliśmy na sojuszniczy rynek, zainwestowaliśmy dużo pieniędzy i krótko po naszej inwestycji ustawodawca ograniczył możliwość rozwijania biznesu.
W mediach i zakulisowych rozmowach zaczął pojawiać się temat wystąpienia z powództwem przez Warburg Pincus przeciwko Polsce w ramach międzynarodowego arbitrażu. Amerykanie swoje szkody - jak słyszymy od byłych polityków, którzy zajmowali się tematem - szacowali na miliardy dolarów. Raczej kilka niż kilkanaście.
Polski rząd w pewnym momencie uznał, że czas podjąć negocjacje.
Ich zwieńczeniem było pismo wysłane przez Macieja Miłkowskiego, wiceministra zdrowia w rządzie Mateusza Morawieckiego do Jake'a Siewerta, dyrektora zarządzającego i szefa działu globalnej polityki publicznej Warburg Pincus (Cayman) XII GP LLC oraz Romana Pałaca, prezesa zarządu Gemini Polska.
Pismo datowane jest na 7 czerwca 2023 r. Nie posiada żadnej sygnatury, mimo że powinno.
Do wiadomości dokument otrzymali: prezydent Andrzej Duda, premier Mateusz Morawiecki, szef MSWiA Mariusz Kamiński, minister rozwoju i technologii Waldemar Buda, prezes prokuratorii generalnej Mariusz Haładyj, główna inspektor farmaceutyczna Ewa Krajewska, a także ambasador USA w Polsce Mark Brzezinski.
Jak więc "wyciekło"? W toku spraw sądowych, dotyczących naruszenia prawa przez podmioty związane z Gemini, pełnomocnicy postanowili, że warto przedłożyć to pismo sędziom. Niejako na dowód legalności działania, o czym świadczyć miałoby stanowisko wiceministra zdrowia.
- Pismo ministra Miłkowskiego przedstawiła na jednej z rozpraw w Wojewódzkim Sądzie Administracyjnym w Warszawie spółka, która - jak się później okazało - została uznana przez ten sąd za spółkę zależną od amerykańskiej sieci aptecznej. Jak się wydaje, zamiarem tego przedstawienia było wykazanie, że pomiędzy polskim ministrem a funduszem w nazwie odwołującym się do Kajmanów zostało zawarte jakieś porozumienie co do tego, jakie umowy franczyzy są dopuszczalne - potwierdza Piotr Sędłak, radca prawny Dolnośląskiej Izby Aptekarskiej, specjalizujący się w prawie farmaceutycznym.
I dodaje, że chodzi o franczyzy udzielane przez ten fundusz polskim spółkom, składającym się z farmaceutów, za pomocą których zagraniczna sieć apteczna przejmuje polski rynek apteczny. Co ważne - w ocenie prawnika - wbrew przepisom prawa farmaceutycznego.
Finisz negocjacji
Kto wpadł na pomysł wysłania tego pisma? I czy - mówiąc kolokwialnie - wypadało czy nie?
Maciej Miłkowski, który nadal jest wiceministrem zdrowia, w rozmowie z WP nie dostrzega problemu. Tłumaczy, że o formie i treści pisma z 7 czerwca 2023 r. nie decydował samodzielnie.
- Pismo zostało wysłane do amerykańskiego funduszu Warburg Pincus oraz Gemini Polska jako oficjalne zakończenie wielomiesięcznych negocjacji. Rozmowy były prowadzone w związku z zawiadomieniem o możliwym sporze między Warburg Pincus a Polską - wskazuje Miłkowski.
Dodaje, że tę sprawę przekazała Ministerstwu Zdrowia Kancelaria Prezesa Rady Ministrów. W negocjacje była też zaangażowana Prokuratoria Generalna Rzeczypospolitej Polskiej ze względu na możliwość prowadzenia postępowania w ramach arbitrażu międzynarodowego, gdyby nie udało się go zakończyć polubownie.
- Podjęcie takich negocjacji jest obowiązkiem państwa. Kształt pisma był wynikiem uzgodnień z Prokuratorią Generalną - twierdzi Miłkowski. - Polsce groził spór arbitrażowy. Gdyby doszło do takiego postępowania, musielibyśmy się liczyć z poważnymi konsekwencjami, w tym finansowymi – mówi.
Dlaczego pismo nie ma sygnatury?
- To najprawdopodobniej błąd techniczny, ale cała korespondencja Ministerstwa Zdrowia jest prowadzona w Elektronicznym Systemie Zarządzania Dokumentacją. Adresaci pisma otrzymali je za pośrednictwem konta MZ w ePUAP, a ich lista jest dokładnie taka, jaką wskazała strona w zawiadomieniu o sporze - zapewnia Maciej Miłkowski.
Dlaczego dokument nie został nigdzie upubliczniony? Wiceminister nie odniósł się do tej kwestii.
Pytany natomiast o ewentualne wykorzystywanie pisma przez Gemini w celu wywierania nacisku w postępowaniach sądowych, nie odpowiada wprost. Mówi: "w ramach prowadzonych negocjacji, strona zastosowała się do wytycznych w zakresie funkcjonowania umów franczyzowych, przedstawionych przez Głównego Inspektora Farmaceutycznego i tego dotyczy treść pisma".
- Trudno mi natomiast ocenić to, w jaki sposób spółka będzie wykorzystywała ten dokument. Przyznaję, że prawo farmaceutyczne w obecnym kształcie na pewno wymaga zmian – dodaje wiceminister.
Nowe władze Ministerstwa Zdrowia nie chcą komentować sprawy, mimo że Maciej Miłkowski został w resorcie jako jedyny z poprzedniego kierownictwa i nadal odpowiada za politykę lekową oraz farmację. - Odpowiedzi udzielił już wiceminister Miłkowski, który odpowiadał za tę sprawę - ucina Damian Kuraś, rzecznik Ministerstwa Zdrowia.
Państwo niczym petent
Prawnicy nie pozostawiają suchej nitki na działaniu Ministerstwa Zdrowia. Profesor Mariusz Bidziński, wykładowca na Uniwersytecie SWPS i partner w kancelarii Chmaj i Partnerzy, uważa, że wiceminister zdrowia nie powinien wysłać tego pisma.
- Nie zgadza się tu nic. Brakuje podstawy prawnej, by prowadzić taką korespondencję, a przecież organy państwa – zgodnie z zasadą legalizmu mającą swoje oparcie w konstytucji – działają tylko na podstawie i w granicach prawa. Kiepski jest także styl pisma, w którym polski rząd zaprezentował się niczym petent - ocenia prof. Bidziński.
Jego zdaniem kłopotem jest przede wszystkim pomieszanie ról – podsekretarz stanu nie jest bowiem właściwy do interpretacji tego, czy konkretny podmiot przestrzega prawa farmaceutycznego, czy nie. Od tego jest inspekcja farmaceutyczna, a następnie sądy.
- Wyszła też krótkowzroczność takiego działania. Do przewidzenia było, że adresat będzie wykorzystywał pismo w toku postępowań prowadzonych wobec związanych z nim podmiotów. Czemu zresztą trudno się dziwić, bo dlaczego miałby nie używać tego, co dla niego korzystne? - zauważa.
Wzburzenia nie kryje też Piotr Sędłak. Jego zdaniem "jest to coś wręcz nieprawdopodobnego", że minister polskiego rządu daje jakiś rodzaj gwarancji prawnych, które - w ocenie mec. Sędłaka - już w założeniach są sprzeczne z polskim prawem, co zresztą stwierdził następnie sąd.
- To pismo - moim zdaniem - należy traktować w kategoriach nieporozumienia i oczywistego przekłamania problemu. Prawo nie zabrania prowadzenia aptek w formie franczyzy. Zabrania zawierania takich umów, które prowadzą do stanu kontroli - podkreśla ekspert.
I zaznacza, że w jednej ze spraw, w której złożono "glejt" od wiceministra, sąd stwierdził, że zestaw umów i wynikająca z nich skala uzależnienia spółki farmaceutów od "franczyzodawcy" tworzy stan kontroli.
- Według mnie kuriozalny i częściowo bulwersujący jest tryb działania ministra oraz wymowa jego pisma. Wyłania się z tego taki obraz, że doszło do próby czegoś na wzór szantażu. Zagraniczny fundusz deklaruje odstąpienie od pozwania - jak się wydaje: naszego państwa - w zamian za uzyskanie od władzy wykonawczej deklaracji, że przepisy będą rozumiane w określony sposób - mówi Piotr Sędłak.
- Według mnie władza wykonawcza nie ma uprawnień do wiążącej interpretacji przepisów ustawy pod kątem ustalenia, w jakich sytuacjach dany podmiot może przejąć aptekę, a w jakich nie. To kompetencje władzy sądowniczej.
Mecenas dodaje, że sądy robią to tylko w konkretnych przypadkach, uwzględniając stan faktyczny danej sprawy, a nie dokonują generalnej, abstrakcyjnej wykładni.
Dla jasności: Gemini nie ma w tej sprawie sobie nic do zarzucenia. Jego przedstawiciele podczas spotkania wskazali, że spółka Gemini Polska przecież nie wykorzystywała pisma w toku postępowań. A "w odniesieniu do spółek nienależących do grupy kapitałowej Gemini, w tym samodzielnych spółek jawnych farmaceutów, Gemini nie może się wypowiadać".
Krótko: w toku postępowań sądowych pismo przedstawiali franczyzobiorcy, a nie samo Gemini.
Urzędnicy odcinają się od rządu
Rządowe pismo do amerykańskiego funduszu widzieli, w toku wykonywania swoich zadań, niektórzy wojewódzcy inspektorzy farmaceutyczni. Porozmawialiśmy z dwoma z nich. Zastrzegają sobie anonimowość, gdyż podlegają wojewodom, czyli przedstawicielom rządu w terenie. Krytyka rządu mogłaby się dla nich zakończyć odwołaniem.
Są oburzeni, bo to właśnie oni są od przestrzegania prawa farmaceutycznego przez przedsiębiorców. Od ich decyzji firmom przysługują odwołania do Głównego Inspektora Farmaceutycznego oraz - ewentualnie - prawo do skargi do sądu administracyjnego.
- To inspekcja farmaceutyczna ustala, co jest dozwolone, a co zabronione, i robi to na podstawie obowiązujących przepisów. Od takich ustaleń nie są przedstawiciele rządu, na dodatek – jak widać – na podstawie nie przepisów, lecz obaw przed pozwem. Pismo wiceministra postrzegam jako utrudnianie wykonywania przeze mnie obowiązków służbowych - tłumaczy jeden z inspektorów.
Prosi, byśmy napisali, że on nie będzie stosował się do ustaleń poczynionych między polskim rządem a amerykańskim funduszem inwestycyjnym. - W moim etosie zawodowym mieści się jedynie podporządkowanie prawu, a nie zakulisowym umowom dzielącym rynek na równych i równiejszych - mówi inspektor.
Drugi z urzędników przekonuje, że rząd rozpoczął grę, która nigdy się nie zakończy. Skoro bowiem Amerykanie zobaczyli, że presja polityczno-dyplomatyczna pozwala uzyskać korzystne dla siebie pismo, groźby międzynarodowego arbitrażu będą się powtarzały.
- Kilku inspektorów wyda niekorzystne dla spółki decyzje, sądy je podtrzymają i rząd będzie w punkcie wyjścia, czyli znów będzie szukał rozwiązania, aby uniknąć pozwu od zagranicznej korporacji - słyszymy.
Wpływowy polityk PiS, któremu pokazaliśmy pismo wysłane przez Macieja Miłkowskiego, uważa, że można je streścić w ten sposób: "Mr. America, czekamy na F-35 w Łasku".
Apteczna wojna
Jak prezes Naczelnej Rady Aptekarskiej ocenia działanie rządu i wiceministra Miłkowskiego?
- Wolałbym nie oceniać, nie widząc kompletu dokumentów - przyznaje Marek Tomków. Dodaje jednak, że ma nadzieję, iż opublikowana zostanie cała korespondencja między amerykańskim funduszem a organami polskiego państwa, dotycząca ewentualnego arbitrażu międzynarodowego.
Chętniej mówi o sieciach aptecznych i standardach ich działalności. - Jeżeli ktoś przestrzega prawa, nie widzę powodu, aby sugerował wystąpienie z arbitrażem międzynarodowym przeciwko polskiemu państwu. Prawo farmaceutyczne jest przecież takie samo dla wszystkich, a franczyza w Polsce jest legalna - wskazuje Tomków.
Z kolei Marcin Wiśniewski, prezes Związku Aptekarzy Pracodawców Polskich Aptek (ZAPPA), przekonuje, że istotny jest kontekst pisma. A tym było ograniczenie rozwoju sieci aptecznych w Polsce i chęć omijania tej bariery przez zagraniczny fundusz.
- Z pisma ministra wynika, że po przegranych sprawach w sądzie fundusz zaszantażował rząd arbitrażami międzynarodowymi, dlatego minister Miłkowski rozpoczął negocjacje. I tego elementu nie jestem w stanie zrozumieć, bo prawo jest jasne, równe dla wszystkich i każdy je musi respektować. Nie wiem więc, czego miałyby dotyczyć te negocjacje. Wiem jednak i potwierdził to minister w piśmie, że fundusz kolejne apteki pozyskał, a Główny Inspektor Farmaceutyczny to zaakceptował. Kilka dni temu sąd jednak po raz kolejny uznał, że pozyskania aptek dokonano z naruszeniem prawa - wskazuje Marcin Wiśniewski.
Dla jasności: to właśnie w Wiśniewskim Gemini upatruje swojego przeciwnika.
Spółka otrzymała od nas pięć pytań z prośbą o odpowiedź w ciągu pięciu dni.
Piątego dnia otrzymaliśmy 11-stronicowe pismo od kancelarii prawnej reprezentującej Gemini (publikujemy je na końcu tekstu). Wskazano w nim, że czas na odpowiedź jest zbyt krótki. Dokument został przekazany nie tylko autorom, lecz także redaktorowi naczelnemu oraz spółce wydającej portal WP.pl.
Na kilku stronach adwokat Łukasz Syldatk z kancelarii Gotkowicz Kosmus Kuczyński i Partnerzy Adwokaci, cytuje orzecznictwo sądowe oraz doktrynę prawniczą w zakresie staranności i rzetelności dziennikarskiej, sugerując ich brak z naszej strony.
Z krótkiego fragmentu, odnoszącego się do naszych pytań, wynika, że Gemini zakłada, iż "wrzucenie" do mediów pisma od wiceministra zdrowia do Warburg Pincus jest elementem krucjaty części środowiska aptekarskiego przeciwko farmaceutom prowadzącym apteki zrzeszone w sieciach franczyzowych. Jako lidera tej krucjaty wskazano Marcina Wiśniewskiego z ZAPPA, który - jak wskazuje Gemini - przeglądał akta jednej ze spraw dotyczącej Gemini i mógł pozyskać dostęp do pisma z czerwca 2023 r.
Gemini jednocześnie wskazuje, że nie jest właściwym podmiotem do recenzowania działań rządu.
Już po otrzymaniu pisma od prawników Gemini spółka zaproponowała spotkanie, na którym – w miłej atmosferze – odpowiedziała na pytania, na które wcześniej nie chciała odpowiedzieć.
Francuski łącznik i wizyta w Izraelu
Funkcjonowanie na polskim rynku firm farmaceutycznych oraz sieci aptecznych od dawna związane jest m.in. z interwencjami innych państw w decyzje podejmowane przez polskich urzędników i polityków.
W 2015 r. "Dziennik Gazeta Prawna" opisał historię dotyczącą interwencji ówczesnego wiceministra zdrowia, Igora Radziewicz-Winnickiego u Głównego Inspektora Farmaceutycznego na rzecz francuskiego koncernu Sanofi-Aventis.
Koncern dostarczał wówczas leki ze statusem ratujących życie do blisko 800 szpitali w Polsce, a GIF uznał niektóre z działań Francuzów za nieuprawnione ograniczanie podaży leków. Sprawą zainteresowała się ambasada Francji, lecz niewiele wskórała w inspektoracie. Zainterweniował więc wiceminister zdrowia.
Ostatecznie producent leków poprawił procedury, Główny Inspektor Farmaceutyczny łaskawie spuścił z tonu, a pacjenci do dziś korzystają z leków francuskiego koncernu.
Następna historia zagranicznego lobbingu, także ujawniona przez "DGP", miała miejsce w 2017 r. podczas prac nad "Apteką dla aptekarza".
W toku prac legislacyjnych prezes Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych poinformował posłów, że zgłosili się do niego przedstawiciele ambasad USA, Izraela, Kanady oraz Litwy. Dyplomaci, w imieniu firm ze swoich krajów prowadzących działalność w Polsce, prosili, aby nie uchwalać procedowanego właśnie w Sejmie projektu nowelizacji prawa farmaceutycznego.
Państwowa agencja poinformowała nawet posłów, że do Izraela poleciał ówczesny wicepremier i minister rozwoju Mateusz Morawiecki, by spotkać się z przedstawicielami jednej największych sieci aptecznych działających na polskim rynku – Super-Pharm.
"Uzgodniono, że strona rządowa podejmie działania mające na celu rozwiązanie podnoszonego problemu" - wskazano w piśmie do parlamentarzystów. Informacja była nieprecyzyjna. Jak się bowiem okazało później, ostatecznie to nie Morawiecki spotkał się z Izraelczykami, lecz jego ówczesna zastępczyni Jadwiga Emilewicz.
Ministerstwo Rozwoju sprzeciwiło się koncepcji Apteki dla aptekarza. Ta jednak weszła w życie, bo jej gorącym orędownikiem był Jarosław Kaczyński.
- Nie mówię, że rynek apteczny powinien być całkowicie otwarty i powinna na nim panować wolna amerykanka. Jakieś państwowe ograniczenia są dopuszczalne. Ale nie podoba mi się limit określający, że jeden podmiot może założyć maksymalnie cztery apteki. To ogranicza polską przedsiębiorczość - powiedziała w niedawnej rozmowie z WP Izabela Leszczyna, obecna minister zdrowia.
I dodała: - Polska, przez kompletny brak odpowiedzialności byłych ministrów, naraziła się na konflikty, między innymi międzynarodowe, w tym także na postępowania arbitrażowe, bo część aptek należy do międzynarodowych funduszy.
Katarzyna Prus i Patryk Słowik są dziennikarzami Wirtualnej Polski