Uwaga!

Ta strona zawiera treści przeznaczone
wyłącznie dla osób dorosłych.

Serhij: Wiesz ile zostaje z ciała czołgisty? Nic. Garść popiołu. Może parę kostek© Licencjodawca | Maciej Stanik

Pancerni chłopcy. Kiedy giną, idą do raju, bo w piekle już byli

Tatiana Kolesnychenko
8 sierpnia 2023

Czołgiści umierają powoli, w męczarniach. Zawsze się bałem spłonąć w czołgu. Pewnie dlatego tak właśnie się stało.

SZAFA

Ilja rzadko zagląda do szafy. Kiedy otwiera drewniane drzwiczki, czuje, jakby przenosił się do już nieistniejącego świata.

Na wieszakach: granatowy garnitur, białe, wyprasowane koszule. Obok, na półce, ułożone krawaty. Kiedyś wkładał do tego czarne skórzane buty. Wypastowane na glanc. Może niewysoki, ale wysportowany. Klienci pytali, jaki sport uprawia. Ilja opowiadał skromnie: trochę biegam (maratony), chodzę na spacery (wspinaczka górska), no i czasem na siłownię zaglądam (boks). Do tego uśmiech. Niewymuszony, rozbrajający jak u dziecka.

Ludzie z marszu mu ufali. Kupno, sprzedaż, najem. Jeszcze trochę i otworzyłby własne biuro nieruchomości w Winnicy. Taki był plan do 24.02.2022.

A potem Ilja wyjął parę t-shirtów, zmianę bielizny i na dobre zamknął drzwi do szafy. Z domu wyszedł bez słowa. Do matki zadzwonił już z poligonu pod Odessą:

- Mamo, jestem w wojsku. Zostałem czołgistą.

Półtora roku później czekamy na spotkanie z Ilją w szpitalu na obrzeżach Lwowa. W holu pełno chłopaków. Jedni z meszkiem na twarzy, o posturze nastolatków, inni po trzydziestce.

Bez rąk. Bez nóg. Na wózkach inwalidzkich.

Ilja idzie o kulach. Jego prawa noga kończy się na wysokości połowy łydki. Biała skarpeta zakrywa kikut. Twarz pokryta siatką zgrubiałych blizn. Stopiona ogniem skóra na policzkach, nosie i ustach wygląda jak ulepiona z plasteliny.

Ilja: Czołgiści umierają powoli, w męczarniach. Zawsze się bałem spłonąć w czołgu. Pewnie dlatego tak właśnie się stało.

Ilja w sali gimnastycznej. Szpital na obrzeżach Lwowa
Ilja w sali gimnastycznej. Szpital na obrzeżach Lwowa© Licencjodawca | Maciej Stanik

PANCERNI

Obwód charkowski. Wojskowa furgonetka telepie się na rozbitej ostrzałem drodze. Z prędkością 20 km na godzinę wjeżdża w lej, który płynnie przechodzi w kolejny. Kołysze się z jednej strony na drugą. Podwozie jękliwie skrzypi.

Za oknem podskakuje widok: rzadkie linie drzew, bezkres pól. W większości zaminowanych. Rosjanie zajęli te tereny w pierwszych dniach inwazji. Pół roku później przetoczył się tędy front. Pozostawił po sobie sterty cegieł, posiekane drogi i miny.

Ukraińska 3. brygada pancerna była siłą uderzeniową bitwy o Charkowszczyznę. Wyzwalali Bałakliję, Izium, aż w końcu wyparli okupantów z większości obwodu. Przegonili ich aż za linię granicy państwowej. Za te zasługi z rozkazu Zełenskiego brygada otrzymała do nazwy słowo "żelazna".

- Dlaczego? – pytam Wołodymyra, naszego przewodnika z brygady.

- Bo to są ludzie ze stali. Pancerni, jak ich czołgi.

Jedna z baz Żelaznej Brygady mieści się kilkanaście kilometrów od rosyjskiej granicy. Przejeżdżamy przez wioskę, dalej na nogach. Kręta ścieżka prowadzi do gąszczu drzew, gdzie stoją zamaskowane czołgi T-72.

Jedna z baz Żelaznej Brygady mieści się kilkanaście kilometrów od rosyjskiej granicy
Jedna z baz Żelaznej Brygady mieści się kilkanaście kilometrów od rosyjskiej granicy© Licencjodawca | Maciej Stanik

Kilkunastu żołnierzy łapie oddech w prowizorycznym namiocie. Co chwilę wybuchają śmiechem. Fajki do ust podnoszą palcami czarnymi od oleju napędowego i smarów.

Rolnik, kierowca, sprzedawca, biznesmen… Większość z nich przed rosyjską inwazją nie miała wiele wspólnego z wojskiem. Poszli walczyć na ochotnika, część zmobilizowano. Krótkie szkolenie, dwa-trzy tygodnie ćwiczeń na poligonie. Front.

- Obsługa czołgu nie jest o wiele bardziej skomplikowana od prowadzenia auta – mówi Roman, dowódca czołgu.

Jak większość z nich, przez ostatnie półtora roku był w domu kilka dni. Kolejny urlop? Kto wie. Jeśli się poszczęści, jeśli przeżyje, to po zakończeniu trwającej kontrofensywy. Lada moment nadejdą rozkazy. Wtedy Żelazna Brygada znowu ruszy do boju, żeby wnieść swój wkład w wyzwolenie Ukrainy. T-72 czekają wśród drzew, jak zaprzęgnięte rumaki gotowe do następnej szarży.

Czołgi są jednym z głównych rodzajów broni używanej w Ukrainie. Krąży nawet żart: jeśli artylerzyści są bogami wojny, to czołgiści jej tytanami.

Jeszcze dwa lata temu zachodni eksperci poważnie dyskutowali, czy nowoczesne wojsko nie powinno całkowicie zrezygnować z czołgów. Czasy wielkich pancernych bitew jak ta na Łuku Kurskim miały być już przeszłością. Czołgiści? Ci ubrudzeni żołnierze z pustymi oczami na czarno-białych zdjęciach aliantów? Ich miejsce jest w podręcznikach do historii, sekcja "II wojna światowa".

Nowoczesna wojna miała być zaawansowana technologicznie. Z superprecyzyjną bronią, którą można sterować tysiące kilometrów od pola walki. Rosyjska inwazja na Ukrainę sprowadziła wielu z powrotem na Ziemię. Pokazała, że nawet w XXI wieku wojna to wciąż także okopy i wielkie stalowe maszyny, które decydują o przegranej lub wygranej.

Serhij, dowódca roty Żelaznej Brygady: Taktyka używania czołgów może się zmieniać, ale nadal pozostają bronią, która może zmienić przebieg bitwy.

  • Roman, działonowy: To naprawdę piękny widok. W pogodny dzień doskonale widzisz cel. Stoją, śmieją się. Wciskasz spust. Czarny punkt zmierza do celu. Bum. Kurz, ręce i nogi oddzielone od ciał fruwają w powietrzu. Trafiony, zatopiony!
  • Większość czołgów na wyposażeniu ukraińskiego wojska to poradzieckie T-64, T-72 oraz T-80
  • Roman: Do czołgu trzeba mówić. Jak do człowieka albo zwierzęcia. Inaczej będzie nawalać podczas boju
  • Pocisk wystrzelony z czołgu leci nisko. Jego szybkość jest prawie trzykrotnie wyższa od  prędkości dźwięku.
  • Obwód chersoński, podbity transporter opancerzony
[1/5] Roman, działonowy: To naprawdę piękny widok. W pogodny dzień doskonale widzisz cel. Stoją, śmieją się. Wciskasz spust. Czarny punkt zmierza do celu. Bum. Kurz, ręce i nogi oddzielone od ciał fruwają w powietrzu. Trafiony, zatopiony! Źródło zdjęć: © Licencjodawca | Maciej Stanik

RODZINA

Na poligonie pod Odessą Ilja zostaje wyszkolony na mechanika-kierowcę czołgu. Poznaje też resztę załogi – działonowego i dowódcę. Od tej chwili będą jak rodzina.

Ilja: To nie jest zwykła przyjaźń. To nawet więcej niż więzy krwi. W czołgu jest jak w łodzi podwodnej. Powierzasz załodze swoje życie.

Miejsce kierowcy jest najniżej, tuż pod lufą armaty. Przez malutki wizjer widać tylko kawałek drogi. Kąt widoczności 120, może 150 stopni. Boki są ciemne. Oczami kierowcy jest dowódca. Gwarancją przeżycia ich obu - działonowy.

Oczami kierowcy jest dowódca. Gwarancją przeżycia ich obu - działonowy
Oczami kierowcy jest dowódca. Gwarancją przeżycia ich obu - działonowy© Licencjodawca | Maciej Stanik

Ilja: Raz przydzielili nam innego działonowego. Chłopak po trzydziestce, niejedną walkę przeżył. Pędzimy w stronę rosyjskich okopów. Od ich granatników i schowanych w krzakach dział dzieli nas jakieś 300 metrów. Dowódca rozkazuje: Ogień! A strzelec siedzi jak wryty. Wpadł w stupor. Zdołaliśmy się wycofać. Po tym zajściu odmawialiśmy wyjazdu z inną załogą. We troje albo wcale.

Roman, dowódca czołgu w Żelaznej Brygadzie: W czołgu jest miejsca tyle, ile w puszce na sardynki. Bój może trwać minutę albo kilka dni. Nasz rekord to dziewięć dób w okrążeniu. Jeśli chcesz żyć, z czołgu się nie wychylaj. Załatwiasz się do butelki. Dzielisz się jedną puszką tuszonki obliczoną na trzy dni. Wiosną jest w miarę. W lecie sauna. W zimie – chłodniej niż na zewnątrz. Czołg pokrywa się szronem. Od pasa w dół nic nie czujesz.

Ale jedziesz. Bo piechota cię potrzebuje.

Piechota kocha czołgi. Kiedy pojawiają się na polu bitwy, pociski lecą tylko w ich stronę. Są celem numer jeden, bo nie zostawiają przeciwnikowi szans. Pocisk wystrzelony z czołgu leci nisko. Jego szybkość jest prawie trzykrotnie wyższa od prędkości dźwięku. Najpierw wybuch, dopiero potem świst lecącego pocisku.

Roman, działonowy: To naprawdę piękny widok. W pogodny dzień doskonale widzisz cel. Stoją, śmieją się. Wciskasz spust. Czarny punkt zmierza do celu. Bum. Kurz, ręce i nogi oddzielone od ciał fruwają w powietrzu. Trafiony, zatopiony!

  • Żelazna Brygada ma do dyspozycji tylko poradzieckie czołgi T-72
  • Dowódca roty: Nasze czołgi mają po 40 lat. Są starsze od większości chłopaków.
  • Leopardy i Abramsy, które zachodni sojusznicy dozują jak kroplówkę, trafiają na wyposażenie nowo utworzonych jednostek. Dziś walczą głównie na południu Ukrainy.
  • Roman: Bywało, że w ciągu jednego dnia armata psuła się sześć razy. Na polu bitwy to wyrok
  • Serhij: Kiedyś na czołgistów brali tylko drobnych chłopców. Dziś biorą wszystkich. Byle człowiek psychicznie się nadawał. I znał się na mechanice.
[1/5] Żelazna Brygada ma do dyspozycji tylko poradzieckie czołgi T-72Źródło zdjęć: © Licencjodawca | Maciej Stanik

MŁOTEK

Roman, Serhij i Ołeksandr kręcą się wokół swojej "Jaskółki". Większość załóg nadaje czołgom imiona. Jest "Tygrys", jest "Balu". A czasem po prostu "Mały".

Roman: Do czołgu trzeba mówić. Jak do człowieka albo zwierzęcia. Inaczej będzie nawalać podczas boju.

Ale często nawet najbardziej pieszczotliwe słowa nie pomagają. Żelazna Brygada ma do dyspozycji tylko poradzieckie czołgi T-72.

Serhij, dowódca roty: Mają po 40 lat. Są starsze od większości chłopaków.

Większość czołgów na wyposażeniu ukraińskiego wojska to poradzieckie T-64, T-72 oraz T-80. Leopardy i Abramsy, które zachodni sojusznicy dozują jak kroplówkę, trafiają na wyposażenie nowo utworzonych jednostek. Dziś walczą głównie na południu Ukrainy.

Czyszczenie armaty
Czyszczenie armaty© Licencjodawca | Maciej Stanik

Dla czołgistów to jak przesiąść się z rozklekotanej łady do mercedesa. W amerykańskich Abramsach miejsca jest tyle, że można hamak powiesić. Niemieckie Leopardy są fortecą na gąsienicach. Pancerz mają tak mocny, że pociski małego kalibru mogą tylko go zadrapać.

Są bezpieczne, szybkie, precyzyjne i niedostępne dla większości ukraińskiego wojska.

Serhij: Kiedyś na czołgistów brali tylko drobnych chłopców. Dziś biorą wszystkich. Byle człowiek psychicznie się nadawał. I znał się na mechanice.

Roman: Bywało, że w ciągu jednego dnia armata psuła się sześć razy. Na polu bitwy to wyrok. Dlatego zawsze na zadania bojowe wyjeżdżają 2-3 czołgi. Musimy siebie kryć.

Każda załoga ma swoje patenty. Żenia, drobny, ciemnowłosy działonowy: Zawsze zabieram ze sobą młotek. Coś pyknie, coś się zatnie. Młotek udrażnia.

Po powrocie z boju adrenalina szaleje we krwi. Chłopki zbierają się w namiocie. Głośno omawiają walkę. Śmieją się. Potem każdy drepcze do swojej maszyny: przeczyścić lufę, pogrzebać w silniku. Wszystkie drobne naprawy robią sami.

Wszystkie drobne naprawy czołgiści robią sami
Wszystkie drobne naprawy czołgiści robią sami© Licencjodawca | Maciej Stanik

Kiedy nawala konkretnie, czołg przekazują do warsztatu. Mechanicy klną. Bo znowu silnik nie chce odpalić. Bo optyka padła. Bo lufa się nie przekręca. A naprawianie starych czołgów jest coraz trudniejsze. Części zamienne są produkowane w Rosji. Ukraina nie kupuje ich od lat. Zapasy Rosjanie zbombardowali jeszcze na początku wojny. Dlatego kolejne czołgi są przekazywane do "kanibalizacji". Rozbiórki na części pierwsze, by inne nadal mogły jeździć.

Serhij: Od początku wojny Ukraina mogła stracić nawet 70 proc. czołgów.

W dzień inwazji było ich 900.

Rosjanie też masowo używają poradzieckich czołgów. Ale siły nie są równe. Ich czołgi często są zmodernizowane. Naszpikowane zakupioną na Zachodzie elektroniką, ze wzmocnionym pancerzem. W dodatku mają też nowe T-90.

Roman: Znamy miejsca na froncie, gdzie Rosjanie używają tych czołgów. Zanim nasz T-72 odwróci armatę, ich T-90 już wypuści serię pocisków.

  • Po powrocie z boju adrenalina szaleje we krwi. Chłopki zbierają się w namiocie. Głośno omawiają walkę. Śmieją się. Potem każdy drepcze do swojej maszyny: przeczyścić lufę, pogrzebać w silniku
  • Od początku wojny Ukraina mogła stracić nawet 70 proc. czołgów. W dzień inwazji było ich 900
  • Rosjanie też masowo używają poradzieckich czołgów. Ale siły nie są równe. Ich czołgi często są zmodernizowane. Naszpikowane zakupioną na Zachodzie elektroniką, ze wzmocnionym pancerzem
  • Roman: Znamy miejsca na froncie, gdzie Rosjanie używają tych czołgów. Zanim nasz T-72 odwróci armatę, ich T-90 już wypuści serię pocisków
  • Na zadanie zawsze wyjeżdżają 2-3 czołgi. Jeśli jeden się zepsuje, inne będą go osłaniać
  • Kolejne czołgi są przekazywane do "kanibalizacji”. Rozbiórki na części pierwsze, by inne nadal mogły jeździć
  • Naprawianie starych czołgów jest coraz trudniejsze. Części zamienne są produkowane w Rosji. Ukraina nie kupuje ich od lat. Zapasy Rosjanie zbombardowali jeszcze na początku wojny
[1/7] Po powrocie z boju adrenalina szaleje we krwi. Chłopki zbierają się w namiocie. Głośno omawiają walkę. Śmieją się. Potem każdy drepcze do swojej maszyny: przeczyścić lufę, pogrzebać w silnikuŹródło zdjęć: © Licencjodawca | Maciej Stanik

KOSTKI

Prowadzisz 40-tonowy czołg, zmiatasz gąsienicami drzewa jak zapałki. Wydaje ci się, że jesteś Supermanem. A potem widzisz zwęglone ciała. I rozumiesz, że twoja supermoc może w każdej chwili zmienić się w metalową puszkę, w której będziesz umierał. Długo i w męczarniach.

W najlepszym przypadku wyjdziesz z tej puszki poparzony.

Roman: Byliśmy na zadaniu. Dwa z trzech naszych czołgów zostały trafione. Wyciągnęliśmy chłopaków. Ich ubrania się stopiły. Byli cali czarni. W popłochu wieźliśmy ich na naszym czołgu do medyków. Potem nie mogłem wsiąść z powrotem. Smród spalonej skóry był tak silny, że kiszki wywracało na lewą stronę.

Roman, dowódca czołgu
Roman, dowódca czołgu© Licencjodawca | Maciej Stanik

W najgorszym nawet ciała do domu nie odeślą.

Serhij: Wiesz ile zostaje z ciała czołgisty? Nic. Garść popiołu. W 2019 roku w Donbasie spłonął jeden z naszych chłopaków. Wyciągnęli parę kostek i to tylko dlatego, że płyta z pancerza na nie spadła.

Ołeksandr wyciąga z kieszeni kluczyk. Srebrny, rzeźbiony. Żona poświęciła w cerkwi. Jeden dla niego. Jeden dla niej.

- Kiedy wrócę, powieszę swój klucz obok jej.

Roman też dostał od żony amulet – ręcznie wykonaną bransoletkę z czarnych koralików. Serhij zawsze zabiera do czołgu ikonkę Matki Boskiej.

Na wojnie nie ma niewierzących.

- Czasem modlimy się w czołgu. Każdy szepcze swoje słowa.

ZIELONKA

Ilja! Ilja!

Głosy chłopaków docierały gdzieś z bardzo daleka. Wołali, ale Ilja zapadał się w gęstą ciemność coraz głębiej. Było w niej coś niepokojącego, lepkiego. Jak cały ten dzień.

Ilja miał złe przeczucia, ale o rozkazach się nie dyskutuje
Ilja miał złe przeczucia, ale o rozkazach się nie dyskutuje© Licencjodawca | Maciej Stanik

Był początek września, ale nad chersońskim stepem wisiał upał jak w lipcu. Rano dowódca wydał rozkaz: zniszczyć wrogie czołgi. Od dłuższego czasu terroryzowały ukraińską piechotę. Rosjanie zjawiali się, szarżowali i znikali bez śladu.

Ale w końcu ich namierzyli. Stoją, schowani w "zielonce", rzadkiej linii drzew, pomiędzy polami.

Jadą ich upolować. W dwa czołgi. Ilja z lekkością wskakuje na pancerz, nurkuje do stalowego wnętrza. Właz się zamyka. W środku robi się klaustrofobicznie.

Dalej wszystko z automatu: wcisnąć przycisk prądu, przełączyć tuzin wajch. Pedał gazu do dechy. Sprzęgło, bieg. Silnik zaczyna warczeć, czarne kłęby dymu walą z rury wydechowej. Gąsienice z łoskotem mielą ziemię. 40-tonowe żelastwo podskakuje na wybojach jak dmuchana piłka.

Czołg jest równie dyskretny jak słoń w składzie porcelany. Huczy, kopci, rzuca się w oczy. Zaprasza artylerię i granatniki do tańca.

Dlatego pędzą z maksymalną prędkością – 60 km na godzinę. Gaz do podłogi, zadanie wykonać, wrócić na bazę.

Ruskich namierzają szybko. Kurz od ich czołgów wzbija się ponad korony drzew.

Dowódca wydaje rozkaz: Zatrzymać czołg. Naprowadzić armatę. Ognia!

Czołg wypluwa pociski. Kołysze się, buja, podskakuje.

Wtedy na horyzoncie pojawia się czarna kropka. Unosi się to wyżej, to niżej.

"Śmigłowiec, spadamy!" – krzyczy dowódca. Ilja działa automatycznie: prąd, wajchy, gaz, sprzęgło, bieg. Pół minuty później pędzą pod osłonę drzew.

Właz się zamyka. W środku robi się klaustrofobicznie
Właz się zamyka. W środku robi się klaustrofobicznie© Licencjodawca | Maciej Stanik

W połowie drogi radio wypluwa chropowaty komunikat: "Dobra robota. Dwa z czerech wrażych czołgów zniszczone. Wracajcie na bazę, się załadować. Macie jeszcze jeden cel. Odbiór".

Dowódca czołgu potwierdza: "Plus, plus. Wracamy".

Ilja przyśpiesza. Ma złe przeczucia. Na zewnątrz już prawie zmierzch. Jeszcze pół godziny i będzie ciemno.

- W nocy czołg jest ślepy, nawet jeśli ma "nocniki" - noktowizory. Nie zobaczysz przez nie miny.

A co potrafią zrobić nawet 70-letnie rosyjskie miny, Ilja widział nie raz. W najlepszym przypadku rozerwą gąsienice czołgu. Wtedy wysiadaj i przedzieraj się przez pola. Jak piechota, tyle że bez żadnych zabezpieczeń. Czołgiści nie noszą przecież kamizelek i hełmów.

Ilja zaciska mocno zęby. O rozkazach się nie dyskutuje. Trzeba pomóc piechocie. Cały dzień szturmowała Białohirkę. Poniosła straty, a Rosjanie nawet nie ruszyli się z miejsca. Parę pocisków może ich zmotywować do odwrotu.

Ilja przygląda się mapie. Do wyboru dwie drogi. Według wywiadu obie są czyste, rozminowane. Wybiera najkrótszą trasę. Jadą przez pole, potem wjeżdżają na asfaltówkę. Nagle huk. Wstrząs. Ciemność.

Spalony transporter opancerzony w obwodzie chersońskim
Spalony transporter opancerzony w obwodzie chersońskim© Licencjodawca | Maciej Stanik

PALNIK

Ilja słyszy głosy chłopaków. Docierają gdzieś z daleka, ale nie jest w stanie odpowiedzieć. Traci świadomość i nagle ją odzyskuje. Piekielny ból. Wokół wszystko stoi w płomieniach.

Świadomość cuci jedna myśl: w baku jakieś 700 litrów paliwa. W ładowni prawie pełen komplet amunicji – 26 pocisków. Ile ma sekund, zanim to wszystko eksploduje?

Ilja zrywa się, odkręca do połowy właz. Wtedy powietrze dostaje się do środka, ogień wybucha z podwójną siłą. Ból jest ponad siły. Jakby ktoś trzymał palnik przy twarzy.

Ilja próbuje się przecisnąć, ale ważąca 90 kg klapa włazu jest zablokowana. Krzyczy z bezsilności. Musi wrócić, zejść z powrotem do piekła i dokręcić korbę od włazu.

Udaje się. Ilja staje na siedzeniu, ale prawa noga składa się jak harmonijka. Padając chwyta się włazu. Płomienie trawią dłonie. Ilja wyje jak zwierzę, podciąga się na płonących rękach. Jest na zewnątrz. Stacza się z czołgu.

Nie ma siły, ale musi pełznąć dalej. Chociażby kilkanaście metrów. Do linii drzew. Ból nie ustaje. Ilja orientuje się, że czarne materiałowe buty, które ma na stopach, płoną. Próbuje nabrać piasku w dłonie, ale te odmawiają posłuszeństwa. Skóra na nich sczerniała, zwisa płatami.

Ilja opada z sił. Wtedy przybiega załoga drugiego czołgu. Gaszą płonące stopy, nakładają stazę na rozharataną nogę. Wciągają na swój czołg, pędzą do medyków.

Na wojnie nie ma niewierzących. - Czasem modlimy się w czołgu. Każdy szepcze swoje słowa.
Na wojnie nie ma niewierzących. - Czasem modlimy się w czołgu. Każdy szepcze swoje słowa. © Licencjodawca | Maciej Stanik

PAPIEROS

Ilja zaciska zęby, łapie wdechy, gada od rzeczy. Robi wszystko, byle nie stracić świadomości. Wie: jeśli zaśnie, odetną mu ranną nogę.

Z punktu stabilizacyjnego przekazują go do przyfrontowego szpitala. Słyszy jak medycy wymieniają się krótkimi komunikatami: ciężkie oparzenia; otwarte złamanie piszczeli; rozdrobiona stopa. Wyłapuje też słowo "amputacja". Chwyta lekarza za rękę:

- Żadnej amputacji nie będzie! Już motocykl wybrałem. Enduro. Mam nim jeździć w górach, po wojnie. Słyszysz?!

Lekarz patrzy na Ilję, mówi spokojnym głosem: "Złożymy ci nogę, nie awanturuj się".

Ilja wierzy na słowo. Czuje ulgę. Natychmiast traci świadomość.

  • Ilja wybrał się z płonącego czołgu w ostatniej chwili
  • Ból był nieznośny. Jakby ktoś trzymał palnik przy twarzy
[1/2] Ilja wybrał się z płonącego czołgu w ostatniej chwiliŹródło zdjęć: © Licencjodawca | Maciej Stanik

O piątej nad ranem budzi go huczenie czajnika. Woda bulgocze i w końcu pstryk – czajnik się wyłącza. Ilja próbuje otworzyć oczy, ale ciężkie, opuchnięte powieki ani drgną.

Krzyczy:

- Jest tu ktoś? Woda się zagotowała!

Na salę wchodzi pielęgniarka, ciężko szura stopami po podłodze.

Ilja: Pewnie będzie pani piła kawę? Zaparzaną? Mmm… to moja ulubiona.

Przynosi mu kawę. Niech stygnie. Ona zaraz wróci.

Ilja słyszy jak otwierają się drzwi, pstryka zapalniczka.

- Pewnie pani teraz pali? Wspaniale byłoby złapać choćby jednego macha.

Zaciąga się z całej siły. Przytrzymuje dym w płucach. Wypuszcza go powoli, z satysfakcją.

Prowadzisz 40-tonowy czołg, zmiatasz gąsienicami drzewa jak zapałki. Wydaje ci się, że jesteś Supermanem. A potem widzisz zwęglone ciała. I rozumiesz, że twoja supermoc może w każdej chwili zmienić się w metalową puszkę, w której będziesz umierał. Długo i w męczarniach
Prowadzisz 40-tonowy czołg, zmiatasz gąsienicami drzewa jak zapałki. Wydaje ci się, że jesteś Supermanem. A potem widzisz zwęglone ciała. I rozumiesz, że twoja supermoc może w każdej chwili zmienić się w metalową puszkę, w której będziesz umierał. Długo i w męczarniach© Licencjodawca | Maciej Stanik

GORYCZ

Trzeciego dnia obrzęk trochę spada. Ilja znów widzi. Prosi o lusterko. Przygląda się swojej twarzy. Oprócz oczu cała jest zabandażowana. Na podbródku i policzkach brązowe plamy od sączącego się osocza. Ilja żartuje: "Zróbcie mi zdjęcie. Wstawię na Tindera".

Pielęgniarki się śmieją, ale lekarz ma zatroskaną minę. Za wcześnie, by się cieszyć. Ilja ma oparzenia 30 proc. ciała. Organizm w strefie ryzyka. W każdej chwili może wystąpić niewydolność wątroby.

Opioidowe leki przeciwbólowe pomagają na chwilę. Ból i pieczenie ustępują tylko podczas zmiany opatrunków. Wtedy Ilja dostaje znieczulenie ogólne. Znowu spada głęboko, w ciemną otchłań. Gdzieś z daleka dochodzą głosy kumpli: "Ilja, Ilja!". I kolejne: "Zostaw go, to już trup".

Ilja próbuje się obudzić, ale ogień trawi nogi, dłonie i twarz. Wybudza się gwałtownie, zlany zimnym potem. Jest przygnębiony, w ustach czuje gorycz. Byli przecież jak rodzina. Oni się wycofali. On został. Nic nie ma sensu. Przyjaźń to ściema.

Oni dzwonią. Chcą przeprosić, czują się winni. Wyszli bez szwanku. Ilja nie jest w stanie tego słuchać.

APETYT

Po kilku tygodniach lekarze zdejmują opatrunek z twarzy. Skóra jest czerwona, jeszcze nie pokryła się siatką wypukłych blizn. Ale ściąga, boli. Ilja pyta lekarzy, co dalej z nogą? Ale oni tylko rozkładają ręce. Zagoi się, ale czy będzie znowu chodzić? Może jest taka szansa. Jedna na sto.

Ilja traci apetyt. Wieczorami przyjeżdża siostra. Ciągnie go na wózku inwalidzkim do sklepu. Może coś wypatrzy na półkach? Odzyska apetyt na życie? Ale zamiast na półki Ilja wpatruje się w ludzi. Gapią się na niego, a potem wstydliwie odwracają wzrok. Ilja też się wstydzi. Boi się wychodzić ze szpitala.

- Nie wiedziałem, jak na to reagować. Dużo rozmawiałem o tym z siostrą. I w końcu załapałem: to moja historia! Nie mam czego się wstydzić. Dobrze postąpiłem, idąc walczyć za mój kraj. Mogę być z siebie dumny.

W szpitalu Ilja na okrągło ogląda wywiady z weteranami jeszcze trwającej wojny. Podejmuje najcięższą decyzję: zgadza poddać się amputacji nogi.

- Co mi po niej? Nawet jeśli będę ją czuł, nigdy na nią nie stanę. Z protezą też można żyć. Chłopaki maratony biegają.

Ilja chce zostać protetykiem. Będzie pomagał innym chłopakom stanąć na nogi
Ilja chce zostać protetykiem. Będzie pomagał innym chłopakom stanąć na nogi© Licencjodawca | Maciej Stanik

ŁYŻKA

Szpital na obrzeżach Lwowa. Do sali, w której rozmawiamy z Ilją, co chwila zagląda ktoś z personelu. Przybijają Ilji piątki, zagadują. Wszyscy go poznali i polubili. W końcu zaproponowali: "Może zostaniesz u nas? Szukamy właśnie protetyka. Pomożesz innym chłopakom stanąć na nogi".

Ilja się zgodził. Czeka na rozpoczęcie nauki, a na razie przygląda się jak pracują inni.

Czeka też na swoją stałą protezę.

- Już nawet wymyśliłem, jak przerobić motocykl. Dostosuję hamulce i będę jeździł po górach.

Przed Ilją też kolejna operacja plastyczna. – Skóra wokół ust tak się zrosła, że nie mogę włożyć łyżki do buzi.

Powoli życie znowu nabiera sensu. Ilja przebaczył chłopakom.

  • 30 proc. ciała Ilji zostało poparzonych
  • Ilję czeka kolejna operacja plastyczna. - Usta zrosły się tak, że nie mogę włożyć łyżkę do ust
[1/2] 30 proc. ciała Ilji zostało poparzonychŹródło zdjęć: © Licencjodawca | Maciej Stanik

- Długo nad tym myślałem. Zadawałem sobie pytanie: A jakbym ja postąpił w tej sytuacji?

- Jak? – dopytuję.

- Nie ma na to pytanie prostej odpowiedzi. Czołg w każdej chwili mógł wybuchnąć. Oni, żeby otworzyć mój właz, musieliby mieć specjalny klucz. To czas. Ryzyko. Odpuściłem to. Nie chcę trzymać w sobie goryczy. Nie wiem, kim był ten, kto mnie obudził w płonącym czołgu. Ale jestem cholernie wdzięczny, że żyję.

Ilja bierze głęboki wdech, jakby się próbował otrząsnąć.

- Ludzie często mnie pytają, czy gdybym wiedział, co mnie spotka, zaciągnąłbym się do wojska? A ja im odpowiadam: Niczego bym nie zmienił. Pojechałbym tylko inną drogą.

Tatiana Kolesnychenko, dziennikarka Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP magazyn
czołgukrainawojna na ukrainie