Bredzić jak minister na mękach, czyli gdy polityk straci głowę
Wiceminister MSWiA Jarosław Zieliński ogłosił: "Jakiś czas temu w pobliżu mojego domu znaleziono ludzką głowę". Na temat tyle makabrycznego, co tajemniczego znaleziska, policja milczy. Na pomoc w rozwiązaniu "sprawy głowy Zielińskiego" rzucili się dziennikarze. Spróbuję pomóc i ja.
20.12.2018 | aktual.: 20.12.2018 12:11
Głowę można znaleźć – to na pierwszy rzut oka przypadek ministra. Czyjaś głowa może spaść – o tym sporo mógłby powiedzieć Ludwik XVI. Głowa może też polecieć – najczęściej w przenośni, o czym przekonały się choćby niezliczone zastępy poprzedników Jarosława Zielińskiego. Na głowę można się też z kimś zamienić. Najczęstszym przypadkiem jest jednak metaforyczne stracenie głowy.
To przypadłość wśród polityków tak częsta, jak żółtaczka u noworodków.
Witajcie w alei sław
Przykładów jest na pęczki.
Minister energii (to w przypadku Krzysztofa Tchórzewskiego nazwa przynajmniej nietrafiona, tak anemiczny to polityk) ogłasza podwyżki, które podwyżkami nie będą, bo państwo dopłaci (a państwo to niby kto, panie ministrze?), aby w chwilę później ogłosić, że sprawy nie ma (to się tak panu tylko wydaje, panie Tchórzewski).
Warszawska Platforma Obywatelska obiecała ludziom wysokie bonifikat przy przekształcaniu użytkowania wieczystego we własność, a kiedy kandydat Platformy został prezydentem stolicy, pokazała wyborcom "o, tyle będziecie widzieli bonifikaty". Początkowo prezydent Rafał Trzaskowski sprawę bagatelizował, ale widząc, że w następnych wyborach jego głowa mogłaby polecieć, zdanie zmienił. Dowiedzieliśmy się, jaki jest jego stosunek do bonifikat. Jest on "negatywny".
Prezydent Andrzej Duda najpierw taśmowo podpisuje ustawy siejące zamęt w wymiarze sprawiedliwości, bo uważa je za słuszne. Potem podpisuje ustawy zmniejszające nieco ten chaos, bo też uważa je za słuszne, nawet bardziej słuszne, niż te słuszne uprzednio. I gdy wydaje się, że powinien usiąść cicho w kąciku, aby wszyscy zapomnieli, jak chwiejnym jest politykiem, prezydent Duda wyjeżdża z mową: "Pewna grupa elity sędziowskiej uważa się za bezkarną".
Głowę - twarz zostawię w spokoju - straciła Krajowa Rada Sądownictwa, która zakazuje sędziom noszenia koszulek ze skandalicznym napisem "Konstytucja". Za to powinna być przynajmniej kara chłosty wymierzana ręką samego ministra sprawiedliwości, prokuratora generalnego.
Niejednoznaczny jest z kolei przypadek marszałka senatu Stanisława Karczewskiego – mógł głowę stracić, ale mógł się też z kimś na głowę zamienić. Otóż ogłosił, że PiS już zrealizował cały swój program i musi pisać nowy.
Wątpliwości co do stracenia głowy nie ma natomiast w przypadku Grzegorza Schetyny. Najpierw buduje koalicję z Nowoczesną, a potem podbiera posłów sojuszniczce, czyli Katarzynie Lubnauer .
Szerzej nie będę rozwodził się nad: Antonim Macierewiczem, Mariuszem Błaszczakiem i Beatą Szydło. Od czasów, gdy "piątkowa noc przejęła" Pawła Kukiza i jego konto twitterowe, wypada go postawić z powyższą trójką w jednym szeregu. To STG, czyli "Seryjnie Tracący Głowę”. Przypadki beznadziejne.
Głowa ministra Zielińskiego
Ale miało być o Jarosławie Zielińskim i "jego głowie". Polityk PiS od wielu tygodni zmaga się z przeważającymi siłami wroga. To policjanci, którzy najwyraźniej złośliwie nadsyłają listy ze skargami na Zielińskiego. Krótko - partyjny dygnitarz, który w MSWiA nadzoruje policję, miał traktować policję (szczególnie tę z Suwałk, w których mieszka) jak prywatny folwark, a funkcjonariuszy jak chłopów pańszczyźnianych. Częste patrole w okolicach jego domu miały być według Jarosława Zielińskiego spowodowane tym, że "jakiś czas temu w pobliżu mojego domu [Jarosława Zielińskiego – red.] znaleziono ludzką głowę obciętą przez bandytów w wyniku brutalnego zabójstwa".
Czyli według wiceszefa MSWiA ewidentnie czyjaś głowa spadła. Problem w tym, że policja nic o tej głowie nie wie, a i dziennikarze niewiele ustalili. Znaleźli jakieś przestępstwa, tyle że nikną w mrokach dziejów – pochodzą z czasów, gdy minister Jarosław był jeszcze małym Jarkiem.
Dopóki podwładni wiceministra nie odkryją, co szef miał na myśli, pozostaje przyjąć następującą wersję roboczą: Jarosław Zieliński, bojąc się, że jego głowa "poleci", stracił głowę. A dziennikarzy "wSieci" pomylił z psychoterapeutą.