"Polskie auta nie wyjadą". Łukaszenka trzyma majątek warty ponad 100 mln zł
Po kilku dniach kryzysu na granicy urzędnicy reżimu Alaksandra Łukaszenki już z pewnością w głosie przekonują, że Polska wkrótce otworzy zamknięte przejście graniczne w okolicy Terespola. Dają do zrozumienia, że zrobimy to nie z chęci, ale z przymusu. Na Białorusi utknęło ponad tysiąc polskich ciężarówek. Z szacunków WP wynika, iż wartość przetrzymywanych pojazdów przekracza 100 mln zł.
Białoruś właśnie opublikowała listę polskich aut, które stoją w tzw. strefie oczekiwania zamkniętego od 9 września przejścia granicznego Kukuryki-Kozłowicze. Lista zawiera 1035 numerów rejestracyjnych aut ciężarowych oraz autobusów. Rzeczywiście są one zarejestrowane w Polsce – wynika ze sprawdzenia w bazie danych Ubezpieczeniowego Funduszu Gwarancyjnego.
Policzyliśmy, że już kilka pojazdów z wymienionych na początku listy to kilkuletnie modele takich marek jak: MAN, Volvo, Scania i Renault, które nawet jako używane są warte 1,1 mln zł. Tysiąc aut, które przetrzymuje Białoruś, według naszych szacunków może to być ponad 100 mln zł. Szacunki Rafała Meklera, szefa firmy przewozowej z woj. lubelskiego oraz polityka Ruchu Narodowego, są nawet większe. Uważa, że wartość auta wraz z towarem może sięgać 200 mln zł.
- Najgorsza jest niepewność, czy granica zostanie otwarta, kiedy to nastąpi oraz czy polskie auta zostaną ewakuowane w jakiś inny specjalny sposób. 19 września odbyło się spotkanie branży z przedstawicielami MSWiA i Ministerstwa Infrastruktury. Oprócz wysłuchania nas, nie uzyskaliśmy żadnych wyjaśnień: co dalej z sytuacją, czy otrzymamy odszkodowania w związku z zamknięciem przejścia – mówi WP Anna Brzezińska, rzecznik prasowa Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Próbowali przeskoczyć zaporę. Straż Graniczna zatrzymała 330 migrantów
Według przedstawicieli Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych wspomniane kwoty to jeszcze nie strata, bo aut nie zarekwirowano. Jednak polskie firmy tracą już kontrakty na przewozy ładunków na rzecz firm z Litwy i Łotwy, które mogą swobodnie wjeżdżać do kraju rządzonego przez Łukaszenkę.
Granica z Białorusią zamknięta. Oto skutki
Przypomnijmy, że pomiędzy Polską a Białorusią trwa ostry spór o zamknięcie ostatniego czynnego przejścia na polsko-białoruskiej granicy. Marcin Kierwiński, szef MSWiA, zdecydował o zablokowaniu granicy ze względu na wrogi wobec Polski i krajów NATO charakter manewrów wojskowych Zapad 2025. Zamiar ogłoszono 9 września, a przejście graniczne zostało zatarasowane 12 września o północy.
Zaraz później okazało się, że po drugiej stronie utknęli kierowcy i samochody. Białoruś już od dwóch lat zabrania im korzystania z objazdu przez Litwę. Urzędnicy Łukaszenki bezlitośnie wykorzystali ten fakt. Skierowali pojazdy na parkingi i dali czas do 27 września, zanim zaczną naliczać opłaty – 66 euro dziennie. Teraz media białoruskie pełne są propagandowych doniesień, jak to Polacy "stali się zakładnikami działań własnego rządu". Uaktywnili się dyżurni pochlebcy reżimu, m.in. uciekinier z Polski, były sędzia Tomasz Szmydt.
- Docierają do nas sygnały o dramatach, że właściciel małej firmy ma jedno auto, nie może pozwolić sobie na jego stratę, dlatego jedzie na Białoruś, by pilnować pojazdu i ładunku - dodaje Anna Brzezińska.
Blokada granicy i cyrk Łukaszenki. "Czy Polacy coś knują?"
- Nie mogą wyjechać z Białorusi inną drogą - przekazał państwowym mediom Władimir Orłowski, przewodniczący Państwowego Komitetu Celnego Białorusi. Jednocześnie urzędnicy przedstawiają się jako strona gotowa ratować polskie firmy. Rusłan Warankow, rzecznik tamtejszego MSZ, ogłosił, iż Białoruś rezygnuje z korzyści i "powstrzymuje się od realizacji scenariusza surowego egzekwowania przepisów celnych i wywołania strat u polskich przewoźników".
Kilka dni temu Alaksandr Łukaszenka osobiście zakpił sobie z decyzji polskich rządzących. Przed kamerami telewizji zainscenizowano scenę, jak wzywa szefa celników do złożenia raportu. Polityk zaprasza do biurka i zagaduje: - Co się dzieje na waszej granicy, Władimirze Nikołajewiczu? Mówią, że nie chcecie przepuszczać pojazdów. Nie wiem, wjeżdżających i wyjeżdżających. Utworzyły się kolejki. Czy Polacy coś knują? Co się z nimi dzieje? – mówi Łukaszenka.
Urzędnik zaś tłumaczy, że Polska zamknęła granicę i samochody nie wyjadą, ale celnicy są w każdej chwili gotowi wznowić pracę, o ile Polska zrobi to samo.
Narada po polskiej stronie
W piątek odbyło się spotkanie przedstawicieli Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych oraz urzędników MSWiA i Ministerstwa Infrastruktury. Jak przekazała Anna Brzezińska z ZMPD, główne tematy to niepewność dotycząca losu ponad 1000 polskich pojazdów oraz właścicieli, którzy są zakładnikami tej sytuacji. Zdaniem Brzezińskiej spotkanie z przedstawicielami urzędników przyniosło jedynie lakoniczne odpowiedzi i brak konkretnych informacji zwrotnych.
- Branża domaga się uruchomienia jakiejś procedury awaryjnej, która umożliwi powrót pojazdów, a także ustalenia terminu ponownego otwarcia przejścia granicznego. Poruszono również kwestię ewentualnych odszkodowań, choć na obecnym etapie nie da się oszacować skali strat - mówi Brzezińska.
MSWiA przekazało Wirtualnej Polsce swoje stanowisko: "priorytetem jest bezpieczeństwo Polek i Polaków. Jednocześnie ze względu na kwestie gospodarcze i dobro polskich przedsiębiorców zrobimy wszystko, by okres wyłączenia ruchu granicznego był dla nich jak najmniej dotkliwy. Kierownictwo MSWiA pozostaje w stałym kontakcie z Ministerstwem Infrastruktury oraz przedstawicielami sektora prywatnego, w tym branży przewoźników. Rząd rozumie ich obawy i wsłuchuje się w ich postulaty" – deklarują urzędnicy.
"Potencjalne straty zostaną ocenione w momencie, gdy będzie wiadomo, jak długo granica pozostanie zamknięta. Wówczas poszczególne ministerstwa przygotują stosowne zestawienia, na podstawie których rząd podejmie decyzję o ewentualnym wsparciu państwa dla poszczególnych branż przemysłu" - przekazało nam MSWiA.
Przedsiębiorcy: było za mało czasu na powrót
- Polscy przewoźnicy dostali nieco ponad pięćdziesiąt godzin na wyjazd z Białorusi. Było to niewystarczające okno czasowe - komentuje z kolei Rafał Mekler, polityk i przedsiębiorca z woj. lubelskiego. - Czas oczekiwania na granicy nierzadko przekracza dobę, dodatkowo sam przeładunek po stronie białoruskiej także może trwać kilkadziesiąt godzin. W ostatnich dniach przed zamknięciem ruch był jeszcze większy ze względu na zakończenie wakacji i powroty firm zachodnich do pracy, więc te okresy dodatkowo się wydłużyły.
- Finalnie ministerstwo, nie chcąc przyznać się do błędu, poświęca majątek polskich firm - krytykuje Mekler. - Wartość uwięzionych pojazdów i przewożonego towaru szacujemy na około 200 mln złotych. Trzeba pamiętać, że czas przebywania polskiej ciężarówki na Białorusi jest ograniczony, a jego przekroczenie będzie oznaczało złamanie tamtejszego prawa i może skutkować nawet konfiskatą - podkreśla rozmówca WP.
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski