Hubert Czerniak i Oskar Dorosz - internetowi cudotwórcy© East News, Facebook | EastNews, Facebook

Złośliwy nowotwór nazwał grzybem, "leczył" płynem Lugola. Odkrywamy kolejne tajemnice internetowych uzdrawiaczy

Michał Janczura

Mówił klientce, że ma w brzuchu 13-centymetrowego "grzyba". Dlatego zalecił jej całą listę suplementów i tajemniczych substancji z internetu. Gdy trafiła do szpitala, guz w jej brzuchu miał już 20 centymetrów i okazał się nowotworem złośliwym. Na operację było za późno. Kobieta dziś walczy o życie.

  • Suplementy, które zaleca między innymi cierpiącym na nowotwory, pochodzą z jego własnego sklepu, a marże na produktach są gigantyczne.
  • Jak ustaliliśmy, producentem suplementów jest firma, której udziałowcem jest inny "uzdrowiciel" z internetu - lekarz Hubert Czerniak. Tropiąc proces produkcyjny, dotarliśmy na zaplecze zamkniętej apteki oraz na działkę, na której jednocześnie siedzibę ma zakład pogrzebowy.
  • Instytucje państwa nie mają pojęcia o tym, co i gdzie się produkuje. Główny Inspektor Sanitarny przyznaje w rozmowie z WP, że produkty spożywcze takie jak serki wiejskie lub chipsy są lepiej kontrolowane niż suplementy. Zaznacza, że patologia tego rynku trwa, bo zarabiają wszyscy - oprócz pacjentów. Oni stali się ofiarami ogromnego biznesu.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Na ekranie telefonu nagranie z imprezy w restauracji. Piosenka "Jesteś szalona" ryczy z głośników, a kobieta w średnim wieku tańczy, zabawiając wszystkich wokół. Opaska na włosach, obcisłe spodnie, luźna bluzka - tak wygląda Iwona.

- Taka zawsze była - mówi Paulina, oglądając filmik z mamą w roli głównej. Taka, czyli pełna energii. I to nawet jak bywało z nią źle. Na przykład wtedy, gdy sześć lat temu wykryto u niej złośliwy nowotwór macicy. Operacja się powiodła, a regularne kontrole niczego nie wykazywały. Tak było długo, do września 2024 r. Wtedy w miednicy pani Iwony coś się pojawiło. "Coś", zanim zostało zdiagnozowane, miało już 13 centymetrów.

Kobieta - co przyznaje sama córka - miała uraz do lekarzy ze szpitala, w którym leczyła się przed laty. Uważała, że źle ją traktowali, czuła się tam zbywana. Dlatego tym razem zdecydowała się powierzyć zdrowie komuś innemu. Konkretnie Hubertowi Czerniakowi. Od lat obserwowała jego internetowy kanał na YouTube. Chciała się umówić na wizytę, ale czas oczekiwania wynosił miesiące. W sieci znalazła zdjęcia Czerniaka z inną osobą - naturopatą, do którego terminy były zdecydowanie krótsze. Okazało się, że to Oskar Dorosz.

Pani Iwona poczytała o nim, sprawdziła i uznała, że skoro Dorosz jest polecany i ma tak fantastyczne opinie w sieci, to warto mu zaufać. I zaufała.

- Mama napisała mu w mailu, że ma za sobą chorobę nowotworową, i że w brzuchu pojawił się guz. Rozmawiali telefonicznie. Powiedział jej, że to grzyb - relacjonuje Paulina. I przesyła całą korespondencję z Doroszem. Przeanalizowaliśmy ją.

Naturopata uspokajał, zapewniał, że wyniki się poprawią - tylko trzeba stosować jego zalecenia. A tych było sporo. Pani Iwona miała kupić 21 suplementów, płyn Lugola i inne substancje. Dodatkowo naturopata zalecił jej "specjalną" pastę do zębów i ozonator. Przesłał jej też przepis na wywar z kości wołowych, z których miała robić - jak sam to nazywał - "zupę mocy". Za taką konsultację skasował 350 złotych. Za suplementy i cały sprzęt pani Iwona zapłaciła kolejne 4,5 tys. złotych. To miało jej wystarczyć na pierwsze osiem tygodni terapii.

Sprzedaż złudzeń

Przypomnijmy - Hubert Czerniak i Oskar Dorosz pojawili się już w pierwszym odcinku serialu Wirtualnej Polski "Szarlatan". Opisaliśmy w nim historię pani Ewy, która zmarła w listopadzie 2023 r.

Najpierw wyczuła guzek w piersi, a badanie USG potwierdziło obecność zmiany. Chora bała się jednak biopsji, bo słyszała od internetowych uzdrowicieli, że to niebezpieczne, bo rak może się w efekcie "rozsiać" (choć to oczywista nieprawda).

Pani Ewa też próbowała umówić się na wizyty - najpierw ze wspomnianym już Czerniakiem. Kolejki były jednak zbyt długie. Zamiast tego polecono jej Oskara Dorosza. -Mama dostała taką wiadomość, że pan Oskar jest protegowanym doktora Czerniaka i warto się do niego umówić, bo ma krótsze terminy - relacjonuje córka pani Ewy. W tym momencie Dorosz miał zaledwie 24 lata. Właśnie wrócił z Anglii, gdzie bez powodzenia szukał pracy. Z pomocnika szklarza przebranżowił się i został uzdrowicielem. Pani Ewa zaufała mu do tego stopnia, że przez pół roku nie zgłosiła się do onkologa. Nie zrobiła wspomnianej biopsji. "Leczyła się" za to suplementami. Gdy trafiła do szpitala, badanie obrazowe wykazało przerzuty do głowy.

- Kazali nam się szykować na najgorsze - mówiła Wirtualnej Polsce jej córka. Stan chorej się pogarszał. Stawała się coraz mniej samodzielna, a na krótko przed śmiercią wymagała już pełnej, 24-godzinnej opieki.

Przez wiele miesięcy docieraliśmy do osób, które miały kontakt z Oskarem Doroszem i jego metodami. Powstały nawet grupy w mediach społecznościowych, poświęcone opisom tego, co naturopata z niewielkiej miejscowości spod Zielonej Góry robi. Tak trafiliśmy na Paulinę, córkę pani Iwony.

- Chcę ostrzec inne osoby. Uważam, że Dorosz za to, co robi, powinien ponieść odpowiedzialność karną. To jest igranie z ludzkim życiem - mówi Wirtualnej Polsce młoda kobieta, mieszkająca na co dzień w Niemczech. Boi się o mamę, która mieszka w zachodniej Polsce, w maleńkiej miejscowości tuż przy granicy z Niemcami. Paulina codziennie patrzy, jak matka walczy o życie.

Własny sklep, własny biznes

W mailu do pani Iwony Oskar Dorosz wyraźnie zaznaczył, że wszystkie specyfiki są dostępne w internetowym sklepie Doktor Zdrowie. Dodał, że nie bierze odpowiedzialności za postępy, jeśli suplementy klientka kupi gdzie indziej. Załatwił jej też kod zniżkowy. Hasło: DOROSZ5. A za to 5 proc. zniżki.

Sprawdziliśmy, że polecony sklep jest prowadzony przez firmę MED DOR z Nowogrodu Bobrzańskiego. A firma MED DOR jest zarejestrowana przez Oskara Dorosza. Mówiąc wprost: pacjentów odsyłał do własnego sklepu.

Ceny w nim są wysokie nawet jak na rynek suplementów. Przykład pierwszy z brzegu - witamina B Complex z sokiem pomarańczowym. W sklepie Dorosza kosztowała prawie 140 zł za opakowanie. Tymczasem sprzedawane w formie leku tabletki z kompleksem witamin B (choć bez soku pomarańczowego i z nieco zmodyfikowanym składem) w jednej z największych sieci aptek w Polsce kosztują zaledwie 3,99 zł. To 35 razy mniej.

Również inne preparaty (o deklarowanym składzie zbliżonym do tych proponowanych przez naturopatę) są na rynku wielokrotnie tańsze.

Co jest tak niezwykłego w suplementach z jego sklepu? Może mają wyjątkowo wyśrubowane standardy produkcji? Wszystko to Wirtualna Polska postanowiła sprawdzić.

Dzwonimy do centrum dystrybucji firmy, która handluje tymi samymi suplementami, które polecał Dorosz. Okazuje się, że już przy zamówieniu trzech kartonów witaminy B Complex można otrzymać 25-procentowy rabat na całość zamówienia. Cena hurtowa ze strony to 138 zł za sztukę. To oznacza, że tylko na jednym opakowaniu witaminy B Complex Dorosz mógł mieć 35 zł zarobku, a pani Iwona kupiła dwa. Oprócz tego suplementu było jeszcze 20 innych.

Dawki i ignorancja

Pełne zestawienie polecanych specyfików Wirtualna Polska wysłała do endokrynologa i diabetologa dr Szymona Suwały ze szpitala klinicznego w Bydgoszczy. To jeden z lekarzy aktywnych w mediach społecznościowych. Często opiniuje metody stosowane przez szarlatanów i stara się prostować głoszone przez nich teorie. Twierdzi, że musi być z nimi na bieżąco. Dlaczego? Bo ludzie, którzy szukają pomocy u niego w gabinecie, często przychodzą już po różnych "terapiach". I tylko tak łatwiej im pomóc.

- To wygląda, jakby doboru suplementów dokonywała jakaś maszyna losująca. Zaproponowano przypadkowe suplementy i ich absurdalne dawki - mówi dr Suwała, sprawdzając rozpiskę dla pani Iwony.

Podkreśla, że wiele tych suplementów - choć z pozoru nieszkodliwych - może wchodzić w groźne interakcje. Dostrzega też, że wiele zaleconych preparatów zawiera te same substancje, a to może prowadzić do przedawkowania. Nikt nie sprawdził, jakie mogą być konsekwencje przyjmowania takiej mieszanki.

Według endokrynologa na uwagę zasługuje płyn Lugola, który znalazł się na liście. Jego głównym składnikiem jest jod. Dorosz zaleca dawki, które kilkadziesiąt razy przekraczają dzienne zapotrzebowanie na ten pierwiastek.

- Dawkę 100 mg zaleca się jednorazowo w przypadku zagrożenia nuklearnego, a tu takie ilości są zalecane codziennie - mówi Suwała i przypomina, że w normalnych warunkach w ogóle nie ma wskazań do profilaktycznego suplementowania jodu, a jego niedobory są bardzo rzadkie. Podkreśla też, że płyn Lugola wcale nie powinien być podawany doustnie. Nie jest zarejestrowany ani jako lek, ani jako suplement.

Ból nie do wytrzymania

Pani Iwona wykupiła całą listę specyfików od Dorosza i zaczęła je zażywać pod koniec września ubiegłego roku. Naturopata obiecywał, że efekty będę fantastyczne. Kobieta nie zgłaszała się więc do lekarza ze swoimi problemami. Tylko że ból w brzuchu z kolejnymi tygodniami stawał się nie do wytrzymania. Pod koniec października było tak źle, że kobietę trzeba było pilnie przewieźć do szpitala. Pani Iwona od jakiegoś czasu pracowała w Niemczech, dlatego trafiła pod opiekę niemieckich lekarzy.

- Okazało się, że guz urósł z 13 do 20 centymetrów i nie da się go operować - mówi Paulina. Dziś nie może uwierzyć, że wszystko działo się tak szybko i wystarczyło zaledwie kilka tygodni, by choroba jej matki tak się rozwinęła. Guz zaczął naciekać na inne narządy, w efekcie operacja nie była już możliwa. I kilka dni później w szpitalu w Niemczech potwierdzono najgorszą z możliwych diagnoz - mięsak złośliwy.

- To samo, co mama miała sześć lat temu - mówi Paulina, łamiącym się głosem. Nie zamierzają się jednak poddać. Po konsylium pani Iwonie w listopadzie zaproponowano chemioterapię. Podjęła się leczenia, według zaleceń prawdziwych lekarzy.

Ból nadal jest ogromny.

Chora nie jest w stanie zrobić sobie obiadu, nie jest w stanie z nami nawet porozmawiać. I fatalnie znosi całą sytuację. Paulina uważa, że Dorosz dał jej mamie fałszywą nadzieję. A przede wszystkim zabrał kilka tygodni, które można było poświęcić na leczenie.

Żaden lekarz nie jest w stanie z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, jak na stan pani Iwony wpłynęło przyjmowanie suplementów od naturopaty i zwlekanie z leczeniem. On sam na końcu swojego e-maila do klientki umieścił formułkę:

"Zalecenia przedstawione wyżej mają charakter wyłącznie informacyjny i edukacyjny. Nie stanowią one porady medycznej, diagnozy ani zaleceń leczniczych, jeśli potrzebujesz porady medycznej udaj się do lekarza."

Tylko wcześniej w długim wywodzie przekonywał, że wie, co robi i na pewno pomoże:

"Obecnie zalecam większą ilość suplementów, aby za dwa miesiące, gdy pojawią się efekty (a będą naprawdę fantastyczne), móc stopniowo zmniejszać ich ilość" - pisał.

W rozpisce dla pani Iwony, zdecydowana większość suplementów ma tego samego producenta. To Slavito. W Urzędzie Patentowym ustaliliśmy, że właścicielem znaku towarowego jest spółka E-remedium - a jednym z jej wspólników jest Hubert Czerniak. Ten sam, do którego próbowała się dostać pani Ewa z pierwszej części serialu Wirtualnej Polski. I ten sam Hubert Czerniak, do którego próbowała się umówić pani Iwona.

Podsumowując ten scenariusz: rejestracja Czerniaka odsyłała niektórych na konsultacje do Dorosza, a Dorosz odsyłał po suplementy Czerniaka, sprzedawane w internetowym sklepie Dorosza. Mimo wielokrotnych prób kontaktu Oskar Dorosz nie chciał z nami rozmawiać na temat swojej działalności, ani współpracy z Czerniakiem. Raz odebrał telefon, ale szybko się rozłączył.

Sprawdziliśmy krok po kroku, skąd pochodzą te suplementy i jak wygląda proces ich produkcji.

Ludzkie cierpienie podstawą biznesu

Za plecami biblioteczka. Na biurku potężna rzeźba Hipokratesa. Za biurkiem starszy mężczyzna. Broda, siwe włosy. To Hubert Czerniak. Ma mocny głos, nienaganne słownictwo. Autorytarny ton. Jego odbiorcy mówią o nim "charyzmatyczny". Podkreśla, że jest lekarzem, ale zaraz potem dodaje, że medycyna się skończyła.

Na swoim kanale w serwisie YouTube ma ponad 300 tysięcy odbiorców. Suplementy własnej spółki reklamuje jako panaceum na wiele chorób. Zapewnia, że do stworzenia firmy produkującej suplementy przekonał go Cyprian Kamil Norwid.

Oto dosłowny cytat z filmiku reklamowego nagranego przez Huberta Czerniaka: "Cyprian Kamil Norwid powiedział, że ojczyzna, to wielki zbiorowy obowiązek. W tym wypadku ten człowiek, można powiedzieć, zadecydował o tym co robię ja, moi koledzy i koleżanki".

Dalej Czerniak przekonuje, że celem jest to, by "przetrwać ten okres. By jak najwięcej zdrowych polskich dzieci przeżyło, by było z kim budować przyszłość". Nie rozwinął wątku, więc nie wiadomo, co polskim dzieciom zagraża i dlaczego jego suplementy miałyby być sposobem na ich "przetrwanie".

"Ja mogę być tym, który was zaprowadzi do źródła, ale napić się z niego musicie sami" - mówi w filmiku sprzed kilku lat. Materiał wciąż jest dostępny w sieci.

Czerniak nie wspomina, że wchodząc na rynek suplementów nie miał prawa wykonywania zawodu - Izba Lekarska zawiesiła mu je na dwa lata w 2019 r. za krytykę szczepienia dzieci. Jego spółka E-remedium powstała za to w 2020 r. Niedługo potem rozpoczęły się kolejne postępowanie dyscyplinarne wobec niego. Do nich jeszcze wrócimy.

E-remedium (której produktami handluje Dorosz, a Hubert Czerniak jest wspólnikiem) nie ma własnej hali produkcyjnej. Wirtualna Polska przyjrzała się większości produktów, które są sprzedawane pod nazwą Slavito. Informacje z etykiet wskazują, że produkcja odbywa się w trzech miejscach - pod Poznaniem, Wrocławiem i w Radomiu. Tam zamawiane są produkty, które potem trafiają do magazynu w Kutnie i ostatecznie do klientów.

Długo sprawdzaliśmy, czy jakiekolwiek instytucje państwa sprawdzały miejsca produkcji suplementów. Czy wiadomo, co jest w tych buteleczkach, fiolkach i blistrach? Czy ktokolwiek wziął do ręki i przebadał jakikolwiek produkty Slavito?

Wysłaliśmy pytania do wszystkich powiatowych sanepidów, na terenie których znajdują się miejsca wytwarzania suplementów marki Slavito. Jak wynika z odpowiedzi dla Wirtualnej Polski - żaden, do czasu zadania im przez nas pytań, nie przebadał produktów. Suplementy, które mają zapewnić "przetrwanie polskim dzieciom" czy wyleczyć guzy u klientek Dorosza pozostawały poza kontrolą.

Zmieńmy miejsce. Wiry - mała miejscowość pod Poznaniem. To między innymi tam (zgodnie z etykietą) znajduje się produkcja większości suplementów, które Hubert Czerniak porównuje do "Mercedesa, a nawet Maybacha" wśród suplementów. Sanepid z Poznania dostał od WP pytania na początku października.

Tydzień później inspektorzy poszli na miejsce. Twierdzą, że kontrola była planowa, więc pytania od mediów nie miały na nią żadnego wpływu. Na miejscu oprócz suplementów, produkuje się też herbatki i kosmetyki. W sieci znajdujemy informację, że pod tym samym adresem zlokalizowana jest również produkcja olejów dla psów. Co warto podkreślić - nie jest to niezgodne z prawem. O ile produkcja jest odpowiednio rozdzielona, a przy okazji firma dba o czystość. Jak wynika z ustaleń sanepidu, z warunkami produkcji bywa różnie.

Oto, na co zwrócili uwagę kontrolerzy:

- "Brak zapewnienia powierzchni gładkich zmywalnych i łatwych do utrzymania w czystości w magazynie półproduktów, w magazynie opakowań kartonowych, w pomieszczeniu konfekcjonowania produktów sypkich, widoczne ubytki w wykładzinie z tworzywa sztucznego".

- "Brak możliwości pełnej weryfikacji dokumentacji dotyczącej bezpieczeństwa żywności i krytycznych punktów kontroli".

- "Złe znakowanie etykiet".

- "Przypisywanie suplementom działania leczniczego".

- "Warunki magazynowania budzą zastrzeżenia tj. brak możliwości pełnej oceny pomieszczenia magazynu gotowego z uwagi na zbyt dużą ilość towaru przechowywanego w tym pomieszczeniu, surowce przechowywane wraz z wyrobem gotowym i opakowaniami. Brak porządku na terenie przyzakładowym, towar wycofany i przeznaczony do utylizacji przechowywany bez odpowiedniego opisu".

To jedynie przykłady nieprawidłowości stwierdzonych w trakcie kontroli przeprowadzonej w miejscu produkcji w 2024 roku.

Inspektorzy na miejscu dowiedzieli się też, że część produkcji jest zlokalizowana pod innym adresem w Poznaniu. W żadnym z rejestrów nie ma o tym słowa, na opakowaniach tej lokalizacji też nie odnaleźliśmy - a producenci mają przecież obowiązek wskazać, gdzie produkt powstaje.

Produkcja suplementów w cieniu

Znaleźliśmy działalność zlokalizowaną pod tym adresem. Okazuje się, że to duża działka, która jest w praktyce podzielona.

I jest na niej zakład pogrzebowy. Jego pracownik powiedział nam, że za budynkiem zakładu, w którym pracuje, są magazyny. To w nich znajduje się działalność związana z produkcją suplementów. Nic więcej nie wie.

Sanepid też za wiele nie ustalił. To, co udało im się zawrzeć w raporcie, to fakt, że nie jest tam prowadzona ewidencja pomiaru temperatur. Jakie są warunki produkcji? Co się tam w ogóle znajduje? O tym nie ma ani słowa w raporcie pokontrolnym. Nie wiadomo nawet czy pracownicy poznańskiego sanepidu byli na miejscu, czy to jedynie wnioski na podstawie przeprowadzonego wywiadu.

Zadzwoniliśmy do kierowniczki jednostki odpowiedzialnej za kontrolę. Usłyszeliśmy, że nie będzie nam tego tłumaczyć. Stwierdziła jedynie, że jeśli jesteśmy niezadowoleni z ich pracy, to możemy się poskarżyć.

Wszystkie zebrane informacje w tej sprawie przesłaliśmy do Głównego Inspektoratu Sanitarnego na początku grudnia. Do czasu publikacji nie otrzymaliśmy odpowiedzi.

Czekając na odpowiedź GIS poszliśmy dalej - tropem suplementów marki Slavito. Trafiliśmy do miejscowości Siedlec pod Wrocławiem. Pod adresem z rejestrów i z etykiety produktów zarejestrowana jest apteka, a nie zakład produkcyjny. To dwupiętowy żółty budynek z czerwoną dachówką, a obok przedszkole.

Drzwi do wnętrza były zamknięte, nikogo nie było na miejscu. Miejscowy sanepid początkowo nie chciał odpowiedzieć na pytania, zasłaniając się tajemnicą. W końcu potwierdzili - tak, to w aptece zarejestrowana jest produkcja suplementów.

W trakcie kontroli okazało się, że w pomieszczeniu służącym do tworzenia leków recepturowych, wspólnik apteki założył produkcję suplementów. Inspektorzy wynotowali więc, co znaleźli na miejscu. To między innymi zwykły "mikser".

Tam wytwarza się (jak mówi producent) "maybachy" wśród suplementów dla E-remedium, ale także dla innych firm. Dokumentacja z kontroli sanepidu wskazuje, że do godziny 19 w budynku ma działać apteka, a po godzinie 19 już wytwórnia suplementów. Taka kombinacja jest niedopuszczalna.

Cisza i niewiedza zamiast odpowiedzi

Zapytaliśmy Inspekcję Farmaceutyczną, czy jej pracownicy wiedzą, co się dzieje w tej konkretnej aptece. Nie mieli pojęcia, w dodatku ich zdaniem takie działanie jest nielegalne.

"Obowiązujące przepisy prawa nie pozwalają na prowadzenie w lokalu apteki ogólnodostępnej innej działalności niż wynikająca z zapisów ustawy Prawo farmaceutyczne" - czytamy w piśmie nadesłanym przez Inspekcję. Z przepisów wynika, że w pomieszczeniach leków recepturowych można wyrabiać tylko leki recepturowe, nic innego. Co ważne - jak ustaliliśmy, tych regulacji sanepid podczas kontroli nie brał pod uwagę.

Inspekcja Farmaceutyczna dodaje, że apteka z Siedlec już od dawna miała sporo na sumieniu. W 2016 roku Inspektor Sanitarny wydał decyzję o odebraniu jej prawa do prowadzenia działalności. Ta się oczywiście odwoływała, a cała procedura zakończyła się dopiero w 2023 roku. Apteka została zamknięta, o czym sanepid też nic nie wie.

To nie koniec. Z kontroli sanepidu wynika, że przez kilkanaście miesięcy wspólnik z apteki, sam produkował i wprowadzał do obrotu suplementy, ale nikomu tego nie zgłosił. I to też jest niezgodne z przepisami. Kontrolerzy zwrócili się o naprawienie tych nieprawidłowości. A produkcja suplementów trwa nadal.

Przenosimy się do Radomia. To tu - zgodnie z etykietami na produktach - ma być kolejne miejsce produkcji suplementów Slavito i innych substancji np. Płynu Lugola. Tylko, że żadnej produkcji tam nie ma, co potwierdza miejscowy sanepid.

"Zakresem prowadzonej działalności jest wprowadzenie do obrotu środków spożywczych w opakowaniach jednostkowych firmowych, a nie produkcja suplementów diety. PPIS w Radomiu na dzień dzisiejszy nie posiada informacji o korzystaniu przez ww. firmę z produkcji kontraktowej" - czytamy w odpowiedzi dla Wirtualnej Polski.

Pod adresem wskazywanym na etykiecie jako miejsce produkcji jest rzeczywiście jedynie sklep - co potwierdziła kontrola miejscowego sanepidu. To tam inspektorzy dowiedzieli się, że produkcja suplementów odbywa się w jeszcze innym podmiocie - na terenie innego województwa i pod nadzorem innego sanepidu. W związku z tym kontrolerzy nic nie mogą zrobić. I dla nich to koniec tematu.

Kto odpowiada za patologie?

Umówiliśmy się na spotkanie z doktorem Pawłem Grzesiowskim. Przedstawiliśmy Głównemu Inspektorowi Sanitarnemu wszystkie nasze ustalenia. Zupełnie nie był zdziwiony. Wręcz zaznaczył, że doskonale zadaje sobie sprawę z tego, że tak to wygląda.

- Nieuczciwi producenci, chcąc uniknąć kontroli, podają inny adres na opakowaniu, niż jest w rzeczywistości. W przypadku leku byłoby to niemożliwe, bo odpowiedzialność jest gigantyczna - mówi dr Grzesiowski. - Ci ludzie są wyjęci spod prawa. Tworząc przekaźnikowe podmioty, zapewniają sobie spokój. Wiedzą, że sanepid przyjdzie do takiego miejsca, nic tam nie stwierdzi i podadzą mu kolejny adres. Zanim oni to sprawdzą, to ci już mogą zwinąć produkcję dalej - mówi szef GIS. To jedyna instytucja, która ma jakiekolwiek uprawnienia by nadzorować obrót tymi towarami.

Paweł Grzesiowski podkreśla, że inspekcja, przyjmuje tylko zgłoszenie o wprowadzeniu do obrotu produktów. Nie mogą za to dokonywać wyrywkowej kontroli suplementów z rynku. Nie mogą z własnej inicjatywy sprawdzić, co znajduje się w opakowaniach.

- Przydałby się zakup kontrolowany, ale ja nie mam takich uprawnień - mówi dr Grzesiowski. Podkreśla też, że na rynku jest wielu poważnych producentów, którzy produkują suplementy dobrej jakości. Natomiast jest też wiele patologii.

- Rynek suplementów diety jest współczesną mafią "medyczną". Jest szara strefa czy wręcz czarny rynek suplementów, który wykorzystuje słabość prawa, luki w przepisach do stworzenia mafijnej produkcji, jeszcze lepiej opłacającej się niż narkotyki. Nie oszukujmy się, na suplementach nic pan nie ryzykuje, a zarabia pan krocie - mówi Grzesiowski. Szef GIS uważa, że to jest problem nie tylko Polski. Przyznaje, że produkcja "zwykłej" żywności jest o wiele bardziej kontrolowana niż wytwarzanie suplementów.

Chcieliśmy porozmawiać z Hubertem Czerniakiem o produkcji suplementów, o jego działalności związanej z leczeniem. Pomimo wielu prób kontaktu na adresy e-mailowe jego i jego przychodni nie uzyskaliśmy odpowiedzi.

Jak wynika z informacji Wirtualnej Polski - Czerniak, zgodnie z wyrokiem pierwszej instancji sądu lekarskiego, ma być dożywotnio pozbawiony prawa wykonywania zawodu. Sprawa dotyczy jego działania wobec chorej z chłoniakiem. Ten przypadek w 2023 r. opisała "Gazeta Wyborcza". Rzecznik prasowy Izby Lekarskiej Jakub Kosikowski mówi, że zarzuty były trzy i sąd lekarski w pierwszej instancji uznał winę Czerniaka we wszystkich trzech sprawach.

- Niezapoznanie się z dokumentacją pacjentki, leczenie niezgodnie z wiedzą medyczną, konkretnie onkologiczną oraz nieskierowanie pacjentki w ciężkim stanie do odpowiedniego specjalisty - wylicza Kosikowski. I dodaje, że Czerniak zamiast tego zalecił terapie jajkami i suplementami.

Wyrok nie jest prawomocny. Hubert Czerniak odwołał się od tej decyzji.

Kilka godzin po emisji pierwszego odcinka serialu "Szarlatan" policja przeszukała mieszkanie Oskara Dorosza. Śledczy zabezpieczyli komputery i telefony. To część śledztwa prowadzonego w prokuraturze w Zielonej Górze. Nikomu nie przedstawiono zarzutów - postępowanie dotyczy narażenia na utratę życia lub zdrowia oraz nieumyślnego spowodowania śmierci.

W kolejnym odcinku ujawniamy sekrety sławy Oskara Dorosza. Pokażemy, kto mu pomagał w tworzeniu wizerunku. Jak to się stało, że w zaledwie kilka miesięcy został "uznanym" naturopatą i dlaczego może działać bezkarnie? Pokażemy kulisy pracy organów ścigania w sprawie działania uzdrowicieli różnej maści.

Michał Janczura, dziennikarz Wirtualnej Polski

Napisz do autora: michal.janczura@grupawp.pl

Źródło artykułu:WP Wiadomości

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (596)