Bogu dzięki, jest rak
Nina i Tolek tyle razem przeżyli, to i umrą obok siebie. Mają szczęście - do hospicjum dostać się nie tak łatwo. Jeśli nie jesteś w odpowiedniej rubryce, idź umierać gdzie indziej.
Oto #TOP2022. Przypominamy najlepsze materiały mijającego roku.
Wieś Makówka koło Narwi. Zimny poranek. Nad polami mgła, ale tu nie ma jak się zgubić. Droga pośrodku niczego, nagle z szarości wyłania się masywny budynek. Na płocie baner: Pierwsze wiejskie hospicjum stacjonarne na Podlasiu.
Ściany dopiero co przestały pachnieć farbą – pierwsi pacjenci przyjechali z początkiem lipca. Kilkanaście dni temu było ich czternastu. Teraz jest dziewięciu. Są w ostatnim stadium chorób, najczęściej nowotworowych, więc liczba szybko się zmienia.
Od pierwszego dnia wiedzą, że nie wrócą już do swoich domów.
Kilka minut po ósmej. Doktor Ewa Stankiewicz zaprasza na obchód.
Nina i Tolek. Byle razem
Nina: - Chcielibyśmy umrzeć w tym samym momencie. Tyle że to przecież nie od nas zależy. Zobaczymy, jak ktoś u góry powyznacza terminy.
Tolek: - Najlepiej, żeby to się stało szybko. Rach, ciach! Ostatnio pogotowie przyjechało do sąsiada. Rano go zabrali, wieczorem już było po wszystkim. A my się musimy męczyć.
Razem mają 172 lata (on 89, ona 83). W hospicjum są od kilku tygodni.
Nina poprawia pomarańczowy sweter, wsuwa bordowe kapcie z serduszkami i powoli podchodzi do Tolka, przytrzymując się szafki. Tłumaczy: - Mąż trochę głuchy, więc tak będzie łatwiej rozmawiać.
Tymczasem Tolek powoli podnosi się z triumfującą miną. Ciemne oczy uśmiechają się spod krzaczastych brwi. Jeszcze niedawno nie mógł usiąść, a teraz – proszę bardzo! Dopiero co trudno mu było złapać oddech, a dziś wytrzymał bez wąsów tlenowych pół godziny!
Za rok mają rocznicę ślubu. Sześćdziesiąt lat temu Tolek przyjechał odwiedzić kuzynów do sąsiedniej wioski w powiecie sokólskim. Wypatrzył Ninę przed chatą.
On: - Miała piękne ciemne włosy. Od razu mi się spodobała! A potem się jeszcze okazało, że niekłótliwa.
Ona: - Tolek też był przystojny chłopiec. Ja zawsze chodziłam zgarbiona, a on taki silny, wyprostowany. Myśmy się rzadko wadzili. Ledwo się zaczynała sprzeczka, mąż milczał jak grób, żeby to nie poszło dalej.