Wybory prezydenckie 2020. Dlaczego Krzysztof Bosak nie obiecuje wyborcom żadnego prezentu plus?

- To, że populizm jest opłacalny w polityce, to nie znaczy, że ja takiej pokusie ulegnę. Odrzucamy politykę kupowania elektoratu za jego własne pieniądze i wierzę, że w Polsce jest wystarczająco dużo rozsądnych ludzi, aby taką politykę docenić - tak w rozmowie z WP Krzysztof Bosak tłumaczy, dlaczego w jego programie brakuje bonów turystycznych, dopłat dla rolników czy podwyżki zasiłku dla bezrobotnych. Tego, czym grają jego konkurenci.

Wybory prezydenckie 2020. Dlaczego Krzysztof Bosak nie obiecuje wyborcom żadnego prezentu plus?
Źródło zdjęć: © PAP
Tomasz Molga

31.05.2020 | aktual.: 31.05.2020 17:29

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Jak zamierza pan osiągnąć sukces w wyborach skoro, tak mało pan obiecuje? Żadnego bonu 1000+, talonu dla młodych małżeństw, prezentu, no nic.

Konfederacja składa najbardziej hojną obietnicę dla wszystkich, którzy rozważają głosowanie. Obietnicę największej w historii RP obniżki podatków. Nie zamierzam zabierać pieniędzy po to, aby później odgrywać rolę dobrego wujka i je rozdawać. Zamierzamy przestać zabierać Polakom owoce ich pracy, pozwolić im gromadzić oszczędności i zasoby na inwestycje. To najlepsza obietnica, którą wyborca może teraz usłyszeć.

Wierzy pan, że to zadziała? Zupełnie czym innym jest otrzymać 500 plus, 300 zł na wyprawkę szkolną, trzynastą emeryturę. Tutaj konkretny przelew co miesiąc przypomina, że władza się troszczy i dba.

To, że populizm jest opłacalny w polityce, to nie znaczy, że ja takiej pokusie ulegnę. Pod tym względem, jako Konfederacja, sytuujemy się po drugiej stronie sporu względem reszty politycznego obozu: PiS-u, Platformy Obywatelskiej, Lewicy i PSL. Odrzucamy politykę kupowania elektoratu za jego własne pieniądze i wierzę, że w Polsce jest wystarczająco dużo rozsądnych ludzi, aby taką politykę docenić.

Czyli liczy pan na takie osoby, jak wyborca z Garwolina, który poskarżył się Andrzejowi Dudzie, że dostał 900 zł trzynastej emerytury, ale 1200 zabrali mu w opłatach śmieciowych.

Powoli nawet prezydent Andrzej Duda zaczyna się zderzać z granicami socjotechniki, którą PiS stosował przez ostatnie lata. To spotkanie doskonale uwidoczniło, że ludzie potrafią liczyć pieniądze i kojarzą fakty. Prezydent próbował przypisać sobie bonusy, a winą za opłaty obciążyć samorządy. Faktem jest jednak, że wzrost opłat za śmieci, jest możliwy na mocy ustawy, którą przegłosował PiS.

Andrzej Duda traci w sondażach. Liczy pan na to, że im dalej odwleka się wybory, tym lepszy będzie pański wynik?

Dłużej trwająca kampania wyborcza jest korzystna dla kandydatów, którzy dopiero uzyskują rozpoznawalność wśród osób mniej zainteresowanych polityką. Ja do takich kandydatów należę. W pewnym stopniu korzystam na tym, że kampania trwa dłużej. Zobaczymy, jak dalece ta tendencja pozwoli zgromadzić większy kapitał poparcia. Moim celem jest wejście do drugiej tury, a nie tylko uzyskanie dobrego wyniku.

Jeszcze jesienią mówiłem, że jeśli głosy centrolewicowego elektoratu rozproszą się w miarę równomiernie pomiędzy kilku kandydatów, to przy dobrej kampanii zawalczymy o wejście do drugiej tury. Teraz kiedy znikają ograniczenia epidemiczne, każdy dzień, tydzień, traktuję jako zasób do wykorzystania. Od wczoraj jestem w trasie, by spotykać się z sympatykami.

Nie uważa pan, że jako kandydatowi brakuje panu troszeczkę luzu. Być może są jeszcze wyborcy, którzy pamiętają pana z programu "Taniec z gwiazdami". Spotkałem się z opinią, że jak na młodego wiekiem polityka jest pan mocno powściągliwy.

Każdy kandydat chciałby zachowywać swobodę i jednocześnie swoimi wypowiedziami trafiać w sedno sprawy. Nie ma co ukrywać, że na przykład debata prezydencka była dla każdego kandydata pewnym stresem. Nie miałem oporów, aby punktować prezydenta Andrzeja Dudę, ale mam też świadomość, że jedno niestosowne słowo może zmienić bieg kampanii wyborczej i tylko to zostanie zapamiętane przez opinię publiczną. Dlatego staram się bardzo ważyć słowa.

Czy uważa pan, że zanadto przestraszyliśmy się epidemii koronawirusa i rachunek za zamknięcie gospodarki będzie wyjątkowo wysoki?

Ograniczenie całego życia społecznego miało dla mnie uzasadnienie tylko o tyle, że system ochrony zdrowia potrzebował czasu na szybką modernizację i przygotowanie na falę pacjentów, chorych na nieznaną wcześniej chorobę. Poszliśmy jednak zbyt daleko w ograniczenia i w momencie, kiedy było widać, że nie ma katastrofy, należało przyjąć przejrzysty i szybki w realizacji plan powrotu do normalności.

Doprowadzenie własnej gospodarki do ruiny, a potem stymulowanie jej pakietami kryzysowymi to naprawdę niezbyt mądry pomysł. Przedsiębiorcom, którym przez działania ograniczenia administracyjne zabroniono działalności, mam na myśli m.in. handel, turystykę i gastronomię należą się odszkodowania za utracone dochody. Tarcza antykryzysowa tylko częściowo odpowiada na ten problem. Polski Fundusz Rozwoju wyemitował papiery dłużne, po to, aby sfinansować koszty ratowania gospodarki. To oznacza, że kolejne pokolenia podatników będą musiały to spłacić.

Najprostszym rozwiązaniem byłyby wakacje podatkowe, ulżenie w kosztach ZUS, rat bankowych, opłat leasingowych i innych stałych kosztów wprowadzone na tyle miesięcy, jak tylko byłoby nas stać. Nie wiem, dlaczego nie zrealizowano tak prostego pomysłu, który nie wymagał ogłaszania wielkich programów.

Nie podoba się panu pomysł powstania unijnego funduszu kryzysowego, który u miałby wypłacić Polsce 64 mld euro. W czym to szkodzi?

Program pomocowy UE to próba wprowadzenia pod pretekstem epidemii pomysłu, wokół którego eurokraci chodzili ostatnie 10 lat. Chodzi o umożliwienie instytucjom unijnym emitowania długu na poziomie europejskim. Fakt, że te pieniądze zostaną rozdzielone pomiędzy państwa unijne, jest zupełnie wtórny wobec stworzenia mechanizmu zadłużania się Unii Europejskiej. I tak ten nowy dług będziemy musieli wszyscy jako spłacić w przyszłości w swoich składkach członkowskich. Nie ma czegoś takiego jak finansowe perpetuum mobile. Nie ma możliwości otrzymania pieniędzy, które zostaną wyczarowane z powietrza.

Nie było dotąd zgody na pomysł zadłużania UE, a tu nagle przy radosnej akceptacji rzekomo patriotycznego polskiego rządu pomysł ma zostać zrealizowany. Jako polski patriota jestem przeciwnikiem dodawania Unii Europejskiej jakichkolwiek nowych kompetencji. Jeśli potrzebujemy pieniędzy dla wspomożenia własnej gospodarki, to powinniśmy takie pomysły realizować na własnym poziomie państwa narodowego i zresztą to się dzieje w Polskim Funduszu Rozwoju.

Po tym, jak wezwał pan, aby Polska nie płaciła składek do WHO, myślałem, że narodowcy pójdą jeszcze dalej. Dlaczego nie zażądać reperacji do Chin, skoro to oni zapoczątkowali epidemię?

Nie chcę rozsądzać trwającego obecnie międzynarodowego sporu o odpowiedzialność za epidemię koronawirusa. Widać sprzeczne głosy ekspertów w sprawie natury i pochodzenia koronawirusa.

Natomiast finansowanie WHO przez polskiego podatnika jest całkowicie bezsensowne. Wpłacamy 17 mln zł rocznie na rzecz tej organizacji, ale te wpłaty nie poprawiają zdrowia ani jednemu Polakowi. Lepiej pieniądze przekazać szpitalom, poprawiając dostępność specjalistów dla pacjentów.

W swoim programie zaproponował pan, żeby Senat miał uprawnienia do odwoływania urzędników publicznych ze stanowisk. Kogo by pan wyrzucił z pracy za działania w sprawie kryzysu związanego z epidemią?

Najbardziej odpowiedzialny jest premier. Z nim jest jednak ten problem, iż wiemy, że kluczowe decyzje podejmuje prezes, będący formalnie szeregowym posłem. Mamy zatem premiera o teoretycznie dużych kompetencjach, ale słabej władzy. I faktycznego lidera, ukrywającego się za szeregiem urzędników państwowych, takich jak Jacek Sasin. Ten ostatni powinien zwrócić pieniądze utracone na wydruk kart wyborczych.

Masz news, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Zobacz także
Komentarze (764)