Wybory parlamentarne. Prezes i premier budują nowy PiS

– Nie ma żadnej wojny. Jest "redystrybucja" najlepszych ludzi na najlepsze listy w historii Prawa i Sprawiedliwości – uśmiecha się ważny polityk partii rządzącej, gdy pytamy go o proces układania list wyborczych przez kierownictwo partii. – Konflikt? Przy prezesie nie ma na to miejsca – komentuje inny rozmówca.

Wybory parlamentarne. Prezes i premier budują nowy PiS
Źródło zdjęć: © East News | Rafał Oleksiewicz/REPORTER
Michał Wróblewski

Plotki o "wojnie" toczącej się w PiS przy okazji budowania list wyborczych są mocno przesadzone – twierdzą nasi rozmówcy z Prawa i Sprawiedliwości.

Jednak prawdą jest, iż istotną zmianą w porównaniu do poprzednich wyborów jest fakt, że to Mateusz Morawiecki ma duży wpływ na wskazywanie konkretnych kandydatów na konkretne miejsca na listach wyborczych rządzącej formacji.

O długiej rozmowie premiera z prezesem PiS na ten temat pisał "Super Express". Nasi rozmówcy potwierdzają: szef rządu rozmawiał z Jarosławem Kaczyńskim w cztery oczy na temat składu list w 41. okręgach wyborczych.

I – jak wskazuje informator z PiS – konkluzje były wspólne: potrzeba "świeżej krwi" na listach i docenienia tych, którzy "robią robotę" nie tylko na "szpicy" rządu, ale także na jego zapleczu.

Klub parlamentarny PiS w przyszłej kadencji – jak zauważyła już "Rzeczpospolita" – może zatem wyglądać zupełnie inaczej. Choć samo PiS zupełnie inną partią się nie stanie.

– Inni - nie, lepsi - zawsze – w taki sposób rozmówca z PiS komentuje doniesienia o "przebudowie" formacji Jarosława Kaczyńskiego.

Młodzi od premiera

Jak słyszymy, połowa kandydatów (około 400) na listy wyborcze – to propozycje struktur regionalnych – została zatwierdzona. Kolejna połowa zostanie zatwierdzona w przyszłym tygodniu przez Komitet Polityczny PiS. W piątek zbierze się prezydium Komitetu w tej sprawie. Poinformował o tym szef klubu PiS Ryszard Terlecki.

Wicerzecznik PiS Radosław Fogiel mówił natomiast, że wśród propozycji kandydatów na listy znaleźli się dotychczasowi posłowie "wzmocnieni doświadczonymi samorządowcami, osobami, które mają jakąś pozycję rozpoznawalną w swoich lokalnych społecznościach, w swoich miejscowościach". – Zależy nam na tym, aby każdy z kandydatów przyciągał głosy i to najchętniej przyciągał nowe głosy – podkreślił.

Jarosław Kaczyński – jak podkreślają nasi rozmówcy – nie zmienia zwycięskiej personalnej taktyki z wyborów europejskich. Na wybory parlamentarne zostaną wystawieni najmocniejsi gracze w obozie władzy (dość powiedzieć, że w jednym z okręgów wystartuje aż... trzech konstytucyjnych ministrów).

Do tego grona zaliczają się politycy młodszego pokolenia. Sporo miejsc na listach bowiem zwolnili ci, którzy dostali się do Parlamentu Europejskiego.

A młodzi to w dużej części "frakcja" szefa rządu. W wyborach do Sejmu wystartują wszyscy ci (a co najmniej większość z nich), których Morawiecki powoływał w ostatnich miesiącach na kolejnych sekretarzy i podsekretarzy stanu.

CZYTAJ TEŻ:* *Morawiecki awansuje młode zaplecze obozu władzy, Kaczyński godzi interesy

Ich nazwiska (póki co) szerszej publice znane nie są, ale to postaci ważne na personalej mapie obozu Zjednoczonej Prawicy. Jak np. Piotr Müller (rocznik 1989), niedawno powołany rzecznik rządu. Albo Anna Gembicka (1991), nowa podsekretarz stanu w Ministerstwie Inwestycji i Rozwoju, jedna z najbliższych współpracowniczek Mateusza Morawieckiego i jego asystentka w gabinecie politycznym (właśnie kończy studia).

Ostatnio awansował także Marcin Ociepa (również rocznik 1984) z Porozumienia, który został sekretarzem stanu w resorcie przedsiębiorczości i technologii. On być może także otrzyma miejsce na liście do parlamentu, choć czeka go rywalizacja w Opolu z kolegą z partii posłem Kamilem Bortniczukiem (1983) i kandydatami wskazanymi przez Zbigniewa Ziobrę.

– Zjednoczona Prawica pokazuje młodych liderów, którzy odegrają ważną rolę w jesiennej kampanii – zapowiada Jarosław Gowin, polityczny protektor obu panów.

Stwierdzenie wicepremiera dotyczy wszystkich z wyżej wymienionych. Ale nie tylko ich – na zapleczu wciąż sporo jest "głodnych" parlamentarnych awansów 30- i 40-latków. Jak np. coraz popularniejszy w elektoracie PiS Waldemar Buda, wiceminister inwestycji i rozwoju, nowy rządowy pełnomocnik.

Młodzi od prezesa

Jarosław Kaczyński również, co oczywiste, stawia na swoich ludzi – sprawdzonych i popularnych w elektoracie prawicy. Członków rządu i młodych. Ministrów i wiceministrów. Zaprawionych w bojach i tych mogących zastąpić "starą gwardię" w przyszłości. A dziś tę gwardię uzupełniających.

Dlatego najmłodszym liderem list wyborczych PiS w historii (rocznik 1987) został wiceszef MSWiA Paweł Szefernaker (Koszalin). Z Lublina wystartuje z kolei Sylwester Tułajew, który także robi dynamiczną karierę w obozie Zjednoczonej Prawicy (od sztabowca PiS w kampanii w 2015 r., przez posła, po wiceministra i lidera listy wyborczej). Wysokie miejsce na liście otrzyma także Radosław Fogiel, szef biura Jarosława Kaczyńskiego i radny sejmiku mazowieckiego (jako pierwsi pisaliśmy o tym TU).

Liderami list zostali także ci, którym prezes w jakiś sposób chciał wynagrodzić dokonania w tej kadencji.

Niespełna 40-letni Marcin Horała za szefowanie komisji ds. wyłudzeń VAT i stawianie czoła Donaldowi Tuskowi został "jedynką" w Gdyni (podobnie jak szefowa komisji ds. Amber Gold Małgorzata Wassermann w Krakowie).

Arkadiusz Mularczyk otrzymuje nagrodę za bój o reparacje wojenne z Niemcami, dlatego jest liderem w Nowym Sączu. Marek Ast (Zielona Góra) – za bój z opozycją o Trybunał Konstytucyjny i zmiany w wymiarze sprawiedliwości.

Antoni Macierewicz – za to, że po dymisji potrafił nie ujawniać publicznie swojej frustracji i nie próbował budować konkurencji wobec prezesa przy wsparciu ojca Rydzyka. Dariusz Piontkowski (Białystok) – za "ogarnięcie" podlaskich struktur partii i odwagę przejęcia zgniłego edukacyjnego jaja po byłej szefowej MEN Annie Zalewskiej. Również minister zdrowia Łukasz Szumowski został numerem jeden na liście wyborczej – m.in. za konieczność zmierzenia się z fatalną kondyncją ochrony zdrowia odziedziczoną po poprzednikach.

I tak dalej, i tak dalej.

Ale nie tylko na znane ogólnokrajowe twarze stawia prezes.

Docenia też tych, którzy "zasuwali" w wyborach samorządowych. Przykład? Anna Pieczarka, lider listy w Tarnowie.

Startowała w 2018 r. w wyborach do sejmiku małopolskiego. Zdobyła aż 72 tysiące głosów. Niedawno politycy PSL żartowali z zazdrością w rozmowie przy nas: – Eh, nikt z nas nie wpadł na pomysł, żeby wysyłać wyborcom drewniane nożyki do smarowania masłem. A Pieczarka to zrobiła!

Przy okazji prezes PiS załatwił jeszcze jedno: awansowaniem Pieczarki w swoim stylu "pogodził" dwie skonfliktowane tarnowskie "frakcje": Włodzimierza Bernackiego, kojarzonego z wicemarszałkiem Sejmu Ryszardem Terleckiem oraz Edwarda Czesaka, człowieka Beaty Szydło.

Docenienie rządu

W przypadku wielu liderów list PiS klucz doboru był prosty: sprawdziłeś się w rządzie, możesz być na szczycie. Wysokość szczytu ustala prezes.

I dlatego na "szpicach" list znalazły się takie nazwiska jak Michał Dworczyk czy Jacek Sasin, jedni z najbliższych współpracowników premiera. Sam Mateusz Morawiecki otworzy listę w Katowicach – co ma podkreślić wagę Górnego Śląska dla PiS-u ("Kto wygrywa na Śląsku, wygrywa wybory" – głosi stare polityczne porzekadło).

Kaczyński "jedynką" na liście postanowił wynagrodzić też Krzysztofa Sobolewskiego – szefa struktur PiS w całym kraju, przewodniczącego Naczelnego Komitetu Wykonawczego. I nikt nie spodziewał się innego scenariusza. Na zapleczu obozu władzy Sobolewski jest jedną z najważniejszych postaci.

Prezes powtarza skuteczny manewr z wyborów europejskich: stawia na najmocniejsze nazwiska na "szpicach" list i nie tylko (tworząc tzw. "listy śmierci").

Dobór Kaczyńskiego, jak mówią w PiS, był prosty: nazwiskami maksymalnie zmobilizować elektorat swojego ugrupowania w wyborach. A wszystkich wymienionych wyżej tenże elektorat wszak uwielbia.

Jarosław Kaczyński chce pokazać, że jest gotowy do wyborów. W przeciwieństwie do – powtarzają jak mantrę, choć nie bez racji, rozmówcy z PiS – wciąż "dzielącej się opozycji".

CZYTAJ TEŻ:* *Koalicja Obywatelska bez SLD i PSL. Zarząd PO zdecydował. "Rozbitkowie"

– U nas "wojen" przy takich przeciwnikach z opozycji nie ma – konkluduje jeden z rozmówców.

Ale doskonale wie, że niezadowolonych i tak będzie wielu. To polityka. Wiadomo: największych wrogów szukaj nie w innych partiach, a na swojej liście wyborczej.

Działaczy PiS chętnych na start do Sejmu jest co najmniej kilka razy więcej niż miejsc na owych listach. A swoje musieli dostać także koalicyjni partnerzy: Zbigniew Ziobro (Solidarna Polska) i Jarosław Gowin (Porozumienie). Każdy z nich dostał po jednym miejscu na każdej liście wyborczej (i też stawiają na młodych, np. "ziobryści" wprowadzą do Sejmu najprawdopodobniej młodego ministra Michała Wosia).

Sam Ziobro będzie numerem jeden w Kielcach (tu tłem była ciekawa rywalizacja z premierem), a Gowin zamknie listę w Krakowie (choć on, w przeciwieństwie do partii Ziobry, dostał dwie "jedynki" na listach – w Olsztynie i Poznaniu).

Ostatecznie każdy ma się podporządkować. Lojalność i cierpliwość w PiS zawsze jest wynagradzana. Choć akurat nie malejącą pensją poselską, która wielu ponoć zniechęciła do startu w wyborach...

Michał Wróblewski
Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (559)