PublicystykaWybory parlamentarne. Koalicja Obywatelska bez SLD i PSL. Zarząd PO zdecydował. "Rozbitkowie" (Opinia)

Wybory parlamentarne. Koalicja Obywatelska bez SLD i PSL. Zarząd PO zdecydował. "Rozbitkowie" (Opinia)

Wybory parlamentarne - wedle polityków, najważniejsze po 1989 roku - nie skłoniły największych partii opozycyjnych do stworzenia wielkiego sojuszu przeciwko PiS. PO, PSL i SLD nie wystartują w koalicji. Decyzje - jak ustaliliśmy - zostały podjęte. Opozycja do wyborów idzie rozbita.

Wybory parlamentarne. Koalicja Obywatelska bez SLD i PSL. Zarząd PO zdecydował. "Rozbitkowie" (Opinia)
Źródło zdjęć: © East News | Jacek Dominski
Michał Wróblewski

17.07.2019 | aktual.: 18.07.2019 06:24

Władze Platformy Obywatelskiej zdecydowały: skoro nie udało się stworzyć szerokiego wyborczego sojuszu od PSL, przez Nowoczesną, Zielonych, po SLD - jak przed wyborami do Europarlamentu - to PO wystartuje w wyborach do Sejmu samodzielnie - pod szyldem Koalicji Obywatelskiej. I przy wsparciu samorządowców.

Włodzimierz Czarzasty został na lodzie, Władysław Kosiniak-Kamysz będzie walczył o życie.

Bo o zwycięstwie z PiS rozbita, podzielona opozycja może pomarzyć.

Zwłaszcza, że znaczna jej część sama w nie nie wierzy.

Skrzydełka wystarczą

Władze PO nieoficjalnie już kilka dni temu zdecydowały, że bez PSL-u nie ma sensu tworzyć wyborczego sojuszu z jednym, lewicowym skrzydłem z napisem "SLD".

- Jeśli ludowcy rezygnują ze współpracy z nami, to Koalicja Europejska nie ma racji bytu. Miała sens tylko z PSL i SLD razem, a nie tylko z jedną z tych partii - mówi nam człowiek z zarządu Platformy.

- Wystarczą nam "skrzydełka" - dodaje inny.

Nasz rozmówca ma na myśli Nowoczesną i Inicjatywę Polską. - Wzięcie na listy wyłącznie "czerwonych" byłoby zbyt dużym przechyłem w lewo. Ludowcy to balansowali. Dlatego idziemy prosto, bez SLD i PSL - mówił nam polityk PO w sejmowych kuluarach jeszcze w środę.

Kolejny stwierdził, że niemałym problemem jest dojście do porozumienia z SLD ws. wspólnych kandydatów na listach wyboorczych. - Czarzasty przelicytował - słyszymy.

Tacy poważni

Politycy Platformy rozkładają ręce, ale z drugiej strony oddychają z ulgą: bo ciągnący się od kilku tygodni serial pod tytułem "Kto z kim, dlaczego nie i kto jest winny" po stronie opozycji wreszcie się kończy.

- To już było nie do zniesienia. I hamowało kampanię - mówi polityk PO. Sam był zwolennikiem szerokiego sojuszu, od SLD po PSL.

Inny dorzuca: - Ludzie na ulicach nas opieprzali, że nie umiemy się dogadać. Kibicują nam, ale powtarzają: tacy poważni faceci, a kłócą się jak dzieci.

Obraz
© East News | East News

Va banque

Tyle że każdy w tej grze chciał ugrać coś innego.

Szerokiej koalicji - na wzór tej z wyborów do Europarlamentu - chciał na pewno Grzegorz Schetyna. Ale nie dogadał się ani z Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem, ani z Włodzimierzem Czarzastym.Ten ostatni został na lodzie - czekał na decyzję PO miesiąc. I się nie doczekał.

A na pewno nie takiej, jakiej by oczekiwał.

Start SLD z PO w wyborach jesienią bowiem to pewne mandaty w Sejmie dla tej partii. Gdyby SLD znów powrócił do parlamentu, byłby to bezprecedensowy sukces Włodzimierza Czarzastego. Żadnemu bowiem politykowi nie udało się wcześniej ponownie wprowadzić partii do Sejmu po latach absencji.

Ale teraz SLD musi walczyć o miejsca w Sejmie w pojedynkę - być może przy wsparciu Partii Razem lub działaczy Wiosny. Ale to marna pociecha - formacje te notują poparcie na granicy błędu statystycznego.

Władysław Kosiniak-Kamysz chce natomiast jednego: nie być pierwszym liderem PSL, który "zatopi" ludowców, nie wprowadzając ich do Sejmu.

Z jednej strony ten młody wciąż polityk był pod dużą presją partyjnych struktur, z których większość chciała startu samodzielnego, z drugiej - PSL dużo większe szanse na miejsca w Sejmie miałoby we wspólnym starcie z Platformą.

Ale Kosiniak zagrał va banque. Jesienią zostanie rozliczony.

Rola hegemona

Platforma zdecydowała: dość hamletyzowania i "szantażyków chrząszczy" (jak określił PSL i SLD jeden z naszych rozmówców z PO). Trzeba wziąć odpowiedzialność i ruszyć wreszcie na dobre z kampanią. Pod szyldem Koalicji Obywatelskiej (z Inicjatywą Polską Barbary Nowackiej i Nowoczesną Katarzyny Lubnauer), która dobrze sprawdziła się w wyborach samorządowych.

PO już w weekend de facto zadeklarowała, że zamierza w wyborach wystartować bez SLD i PSL - organizując Forum Programowe Koalicji Obywatelskiej. To tam zostały przedstawione zręby programu przygotowane przez władze, strategów i ekspertów Platformy (wreszcie!).

SLD i PSL rzecz jasna nie miały o nich pojęcia.

W PO panują takie nastroje: część partii sądzi, że jest szansa jeszcze wygrać z PiS, ale większość jednak zastanawia się, "co po wyborach". Wyborach przegranych dla opozycji.

Myśli o tym również - a może przede wszystkim - Grzegorz Schetyna.

Dla niego kluczowe jest jedno: utrzymać fotel przewodniczącego partii. Wybory na szefa PO są planowane na początek przyszłego roku. Schetyna chce zostać nim ponownie. I utrzymać w Sejmie rolę hegemona po stronie opozycji.

Do tego potrzebne są mu zwarte szeregi, brak buntowników na pokładzie, spójność programowa. Schetyna twardo stąpa po ziemi. Wie, że wyrwanie władzy PiS przy tak podzielonej opozycji jest dziś praktycznie niemożliwe.

A im większe nadzieje Schetyna by dziś wzbudził, tworząc koalicję od sasa do lasa, a zwłaszcza wyłącznie z SLD - i zawiódł - tym szybciej rzuciliby mu się do gardeł po przegranym starciu jesienią.

Lider PO wciąż liczy na pokonanie PiS. Na wywrócenie stolika. Na samozagładę tej władzy. I proces jej gnicia. Ale to perspektywa sięgająca dalej, niż jesień.

Schetyna zdaje sobie z tego sprawę. Będzie czekał, aż ten "stolik" sam się wywróci. Jak niegdyś Kaczyński czekał na upadek wyborczy PO.

Michał Wróblewski dla WP Opinie

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (25)