Wodny moloch PiS. Przemysław Daca do dymisji

Ważą się losy prezesa Państwowego Gospodarstwa Wodnego Wody Polskie Przemysława Dacy - usłyszeliśmy w piątek 12 sierpnia od źródeł z rządu PiS. To właśnie ta instytucja nie dopełniła obowiązków i nie zareagowała zawczasu na informacje dotyczące katastrofy ekologicznej na Odrze. Premier Mateusz Morawiecki już po naszej publikacji zdecydował o dymisji Dacy.

Przemysław Daca mijał się z prawdą ws. katastrofy na Odrze
Przemysław Daca mijał się z prawdą ws. katastrofy na Odrze
Źródło zdjęć: © East News | east news
Michał Wróblewski

12.08.2022 | aktual.: 12.08.2022 18:28

- Rząd PiS odebrał samorządom kompetencje, powołał Wody Polskie, a teraz boleśnie doświadczamy, czym jest centralizacja - przekonują przedstawiciele Ruchu Samorządowego "Tak! Dla Polski".

Związani z opozycją samorządowcy podkreślają, że mamy w Polsce do czynienia z największą katastrofą ekologiczną od lat, a rząd - wraz z podległymi mu instytucjami, jak Wody Polskie - nie ostrzegł zawczasu mieszkańców i samorządowców.

Zdaniem Ruchu "Tak! Dla Polski", odpowiedzialność za katastrofę na Odrze, skutkującą dymisjami, powinien ponieść w pierwszej kolejności prezes Wód Polskich Przemysław Daca.

To właśnie Daca - jeszcze w środę 10 sierpnia - bagatelizował problem na Odrze, o którym wędkarze, aktywiści, samorządowcy, a przede wszystkim mieszkańcy zachodniej Polski informowali od końca lipca. Zmiany zdania w tej sprawie szefa Wód Polskich widać na filmiku poniżej. Nagranie stało się wiralem w mediach społecznościowych i jaskrawym dowodem na to, że szefostwo Wód Polskich jawnie wprowadzało w błąd opinię publiczną.

Gdy katastrofa ekologiczna na Odrze została nagłośniona i dowiedziała się o niej cała Polska, instytucje podległe rządowi - w tym Wody Polskie - mimo wszystko tonowały nastroje.

Na wspólnej konferencji prasowej z Przemysławem Dacą wystąpiła zastępczyni głównego inspektora ochrony środowiska Magdalena Gosk i stwierdziła, że… o żadnej katastrofie ekologicznej nie ma mowy. - Nie należy popadać w panikę i mówić o totalnej katastrofie ekologicznej, bo nie widzimy jakiegoś masowego obumierania wszystkich gatunków. Sytuacja ta dotyczy na razie wyłącznie ryb - zapewniała Gosk, a szef Wód Polskich jej przytakiwał.

Sam Daca stwierdził na jednej z konferencji, że "zaobserwowano tylko parę egzemplarzy śniętych ryb". A podwładny Dacy - dyrektor Wód Polskich w Szczecinie Marek Duklanowski – zapewniał: - Możemy spać spokojnie.

Opozycja o Wodach Polskich: "kolos na glinianych nogach", "pośrednictwo pracy"

Dramat, który dzieje się dziś na terenach Odry, brutalnie weryfikuje te zapewnienia. Wędkarze już 27 lipca zgłaszali przypadki śnięcia ryb. 30 lipca natrafiono na masowe przypadki śniętych ryb. Woda wydzielała zapach chloru i ścieków, wypalała gumowe rękawice. Mimo to dyrektor Daca bagatelizował problem, a wręcz twierdził - co widać na nagraniu powyżej - że właściwie nic się nie dzieje.

Jak twierdzą przedstawicielki opozycji, które monitorują działania Wód Polskich, można się było tego spodziewać.

- Wody Polskie w przypadkach tego typu interwencji działają według jednego schematu: umywać ręce, uprawiać spychologię i zrzucić wszystko na wojewódzkie inspektoraty ochrony środowiska lub Polski Związek Wędkarski - mówi Wirtualnej Polsce posłanka partii Zieloni Małgorzata Tracz.

- Wielkie przedsiębiorstwo, z rozbudowaną strukturą terenową i ogromnym budżetem, zrzuca wszystko na wędkarzy-społeczników! A także na permanentnie niedofinansowane instytuty wojewódzkie. Coś jest z tym nie tak, a Wody Polskie działają wyłącznie jak pośrednictwo pracy dla swoich - dodaje parlamentarzystka.

Podobnie uważa posłanka Polski 2050 Hanna Gill-Piątek. - Generalnie jest to syndrom "choroby parawanowej", którą rząd PiS rozwinął do ogromnych rozmiarów: każda frakcja czy grupka dostaje swój kawałek w rządzie, spółkach, instytucjach, po czym grodzi się na potęgę, traktując ten kawałek - czyli kolejne instytucje - jako własny bastion. A robota leży - zwraca uwagę nasza rozmówczyni.

Kolejna parlamentarzystka, Urszula Pasławska z PSL, przekonuje, że "Wody Polskie to kolos na glinianych nogach". - Niewydolna, nieskuteczna w zarządzaniu instytucja, co najlepiej obrazuje nieszczęście na Odrze. Skuteczna jedynie we własnych interesach, jak zakup samochodów za kilkadziesiąt milionów złotych w szczycie pandemii i gospodarczego kryzysu - mówi Wirtualnej Polsce posłanka i członkini sejmowej Komisji Ochrony Środowiska, Zasobów Naturalnych i Leśnictwa.

Wody Polskie. NIK alarmuje o nieprawidłowościach

Parlamentarzystka PSL przypomina sytuację, gdy Wody Polskie, państwowy moloch zajmujący się m.in. regulacją rzek i wałami przeciwpowodziowymi, w grudniu 2020 roku chciało kupić ponad 300 nowych samochodów za 30 mln zł. I to w czasie, gdy kontrolerzy Najwyższej Izby Kontroli mieli wiele uwag do finansów instytucji właściwie od początku jej istnienia. Kontrolerzy wytknęli błędy m.in. w przetargu na 200 SUV-ów.

Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie kupiło w 2021 roku 247 służbowych aut za prawie 25 milionów złotych, ale nie poprzestało na zakupach, bo w czerwcu tego samego urzędnicy wybierali już dostawcę kolejnych, nowych 61 samochodów. To dodatkowe kilka milionów złotych z budżetu instytucji.

- Budżet instytucji to skarbonka bez dna - mówią politycy opozycji.

- Raport Najwyższej Izby Kontroli opublikowany w pierwszym półroczu tego roku jest na Wód Polskich druzgocący - mówi Wirtualnej Polsce poseł Lewicy Przemysław Koperski, członek sejmowej Komisji Ochrony Środowiska, Zasobów Naturalnych i Leśnictwa. - W dokumencie kontrolerzy NIK wykazali między innymi nieprawidłowości przy zakupie samochodów za wiele milionów złotych, z drugiej strony wykazali, że brakuje środków na wynagrodzenia dla inspektorów w wojewódzkich inspektoratach ochrony środowiska - mówi nam parlamentarzysta.

Jak dodaje, Wodom Polskim - z powodu domniemanego nieprawidłowego zarządzania - ma brakować środków na laboratoria, na zakup nowego sprzętu i konserwację sprzętu zakupionego wcześniej. - Konsekwencje widać dzisiaj. Niemcy potrafili przebadać próbki z Odry w ciągu kilkudziesięciu godzin i wykryć katastrofalne ilości rtęci, a Polacy przez trzy tygodnie, mimo pobranych próbek, jak twierdził wiceminister Ozdoba, nie potrafili wykazać, co spowodowało śmierć ryb i innych zwierząt - zauważa Przemysław Koperski.

Moloch dla nominatów

Posłanka Gabriela Lenartowicz PO, była prezes Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach, która zajmuje się w Sejmie ochroną środowiska i zasobów naturalnych, wskazuje, że Wody Polskie - których działalność Lenartowicz monitoruje od lat - są w dużej mierze "pechowalnią" dla partyjnych działaczy PiS.

W Wodach Polskich pracuje m.in. teść wicepremiera Jacka Sasina (wcześniej pracowała tam szwagierka ministra aktywów państwowych) oraz mąż minister klimatu Anny Moskwy.

"Wody" to moloch, który powstał w 2018 r. po zmianach w prawie wodnym. Instytucja wchłonęła wszystkie inne zajmujące się do tej pory kontrolą nad zasobami wodnymi Polski i gospodarką wodną.

Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie składa się z trzech elementów - najwyżej jest Krajowy Zarząd Gospodarki Wodnej, któremu podlegają Regionalne Zarządy Gospodarki Wodnej, a im Zarządy Zlewni (jedną z takich zlewni zarządza właśnie teść wicepremiera Sasina).

Pomysł stworzenia tej instytucji od początku krytykowała opozycja, zwracając uwagę, że to kolejny sposób obecnej władzy na zatrudnianie swoich znajomych i krewnych.

- PiS-owi zamarzyło się, by stworzyć swoistą "eksterytorialną" instytucję, bogatą i władczą. A mimo to Wody Polskie kompletnie sobie nie radzą. Instytucja ta przejmowała kolejne kompetencje różnych organizacji, z którymi sobie nie radziła i nie radzi. Tam jest totalny bezwład organizacyjny. To folwark, który nie umie zarządzać olbrzymimi pieniędzmi - mówi nam posłanka Gabriela Lenartowicz.

Jak dodaje, w Wodach Polskich pracują ludzie, którzy nie mają kompetencji. - Pan Daca jest najbardziej jaskrawym tego przykładem. To po prostu polityk w najgorszym wydaniu, propagandysta, który rozpętał nagonkę na władze Warszawy za awarię na Wiśle, a dziś jest bezradny wobec nieporównywalnie większej katastrofy na Odrze. To po prostu polityczny nominat - przekonuje członkini sejmowej komisji środowiska.

Przemysław Daca nie należy do PiS. Ale - jak twierdzą nasze źródła - w obozie władzy ma silną pozycję. Katastrofa ekologiczna na Odrze może to zmienić.

Trucizna zalewa Odrę. Olbrzymi problem w Polsce

Pierwsze sygnały o śniętych rybach w Odrze pojawiły się pod koniec lipca. Znaleziono je na dolnośląskim odcinku rzeki w okolicach Oławy. Na początku sierpnia Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska we Wrocławiu stwierdził, że w wodzie występuje substancja toksyczna, która jest szkodliwa dla organizmów wodnych. Wrocławski WIOŚ zawiadomił prokuraturę o przestępstwie.

W kolejnych dniach zanieczyszczenie dotarło na lubuski odcinek Odry. Polskę obiegły zdjęcia śniętych ryb wyrzucanych na brzeg. 10 sierpnia Wody Polskie informowały, że z rzeki wyłowiono pięć ton śniętych ryb, następnego dnia była to już liczba dwukrotnie większa. Mieszkańcy terenów nadodrzańskich informują też, że widzieli w rzece martwe bobry.

Minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak skierował wojsko do pomocy w usuwaniu szkód. Tymczasem władze Niemiec poinformowały o wykryciu rtęci w próbkach wody z Odry. Stanowi to zagrożenie nie tylko dla zwierząt, ale również dla ludzi. Wcześniej przedstawiciele polskiego rządu zapowiedzieli, że wyniki badań próbek wody powinny być znane w ciągu tygodnia.

Do 12 sierpnia skażenie wystąpiło również na zachodniopomorskim odcinku rzeki. Tego dnia rozesłano też pierwsze alerty RCB do mieszkańców. Premier Mateusz Morawiecki zaapelował, by nie wchodzić do wody i nie kąpać się w niej.

Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (66)