Nocna prohibicja zmniejszy kolejki na SOR-ach. "U nas są krótsze o 30 proc."

- W weekendy nasz szpitalny oddział ratunkowy działa bardziej jak izba wytrzeźwień. Pacjenci muszą czekać w kolejce, bo trafia do nas mnóstwo pijanych z urazami - mówi dr Bogdan Stelmach z Warszawy. Jak ustaliliśmy, w Krakowie po wprowadzeniu ograniczenia w sprzedaży alkoholu w godzinach nocnych liczba pacjentów na oddziale ratunkowym spadła o 30 proc. Nad takim rozwiązaniem w Warszawie będzie wkrótce głosowała rada miasta.

Pijani są zmorą szpitalnych oddziałów ratunkowychPijani są zmorą szpitalnych oddziałów ratunkowych. Tam, gdzie wprowadzona została nocna prohibicja, problem gwałtownie zmalał
Źródło zdjęć: © Wojewódzki Szpital Zespolony w Kielcach
Magda Mieśnik

Piąta rano, sobota. Karetka pędzi w rejon krakowskiego rynku. Przed monopolowym kilkanaście osób. Bije się każdy z każdym. Są tak pijani, że okładają nie tylko przeciwników, ale i swoich. Na chodniku leży młody mężczyzna z zakrwawioną głową. Kilka metrów dalej drugi. Nie rusza się. Gdy ratownik go bada, rozpina koszulę, mężczyzna nagle zrywa się i rzuca ratownikiem o ziemię. Próbuje go kopnąć w głowę. Okłada na oślep. Na szczęście poziom alkoholu jest tak wysoki, że rzadko trafia, w końcu traci równowagę i się przewraca. Uderza głową o bruk. Leje się krew.

- Ta interwencja skończyła się dla mnie tylko siniakami i zadrapaniami, ale napastnik kilka tygodni spędził w szpitalu. Miał poważny uraz głowy. U drugiego konieczne było szycie i szereg badań, by wykluczyć poważniejsze urazy. Obaj trzeźwieli do poniedziałku. Oczywiście mieli pierwszeństwo na SOR-ze. Inni musieli odczekać swoje - mówi Marek, ratownik medyczny z Krakowa.

Kolejny weekend, tym razem niedziela, trzecia nad ranem. Ktoś zgłosił, że na chodniku w rejonie Starego Miasta od dłuższego czasu leży zakrwawiony mężczyzna. - Podjechaliśmy na sygnale. Podchodzimy. Twarz rzeczywiście wymazana czymś czerwonym, ale na pewno nie krwią. Zaczynamy badać typa, a ten otwiera oczy i pyta ratownika: "Ty mi zaje... hot-doga?".

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Rodzice często jako pierwsi podsuwają dziecku alkohol. Monika Sławecka o inicjacji alkoholowej

- Było sporo interwencji, gdy wzywano nas do osób pod wpływem, ale po prostu mocno pijanych. Nie miały widocznych obrażeń. Zazwyczaj po prostu zasnęły z powodu "zmęczenia". Czy w tym czasie mogliśmy jechać do innego, pilniejszego wezwania? Oczywiście. Czy ktoś, kto rzeczywiście wymagał pomocy, jej nie doczekał? Wolę nie myśleć - mówi Marek.

Sytuacja zmieniła się dwa lata temu, gdy w Krakowie wprowadzono ograniczenie sprzedaży alkoholu. Między północą a 5:30 rano nie można tam kupić wysokoprocentowych napojów. Zakaz nie obejmuje lokali gastronomicznych. To efekt wielu skarg mieszkańców, którzy zgłaszali nocne awantury i zakłócanie ciszy nocnej przez osoby będące pod wpływem alkoholu.

Przepisy przyniosły wymierne efekty. Liczba interwencji policji i straży miejskiej spadła o połowę. Ale – co najbardziej przekłada się na życie mieszkańców - ogromną poprawę widzą lekarze i ratownicy medyczni.

Marek: - Rzadziej musimy interweniować w przypadku mocno pijanych imprezowiczów czy delikwentów, którzy wychodzą z lokalu i idą jeszcze do monopolowego, żeby czymś się doprawić. Dzięki temu nie tylko my jesteśmy bezpieczniejsi, ale i zwykli pacjenci na tym zyskują, bo karetki nie muszą wozić pijaków, tylko szybciej do nich dojeżdżają.

Najwięcej osób, zwłaszcza turystów pod wpływem alkoholu, trafia do Szpitala Specjalistycznego im. J. Dietla, który jest położony najbliżej krakowskiego rynku.

- W ocenie lekarzy pracujących na izbie przyjęć odsetek osób, które trafiają do nas w stanie zagrożenia życia i zdrowia po znacznym spożyciu alkoholu, po wprowadzeniu nocnego zakazu sprzedaży alkoholu, zmniejszył się o około 30 procent. Problem jednak nie zniknął całkowicie. Mierzymy się z nim praktycznie podczas każdego weekendu. Głównie dotyczy on jednak obcokrajowców w stanie upojenia alkoholowego - mówi Wirtualnej Polsce prof. Marcin Mikos, wicedyrektor szpitala.

Podobnie sytuacja wygląda w krakowskim pogotowiu. - Liczba wyjazdów karetek do osób z urazami pod wpływem alkoholu zmniejszyła się od czasu wprowadzenia ograniczenia sprzedaży alkoholu. Ratownicy rzadziej wyjeżdżają do osób poszkodowanych w awanturach z udziałem pijanych, mamy też mniej zgłoszeń dotyczących osób nieprzytomnych czy z urazami, które ktoś znalazł leżące na ulicy czy chodniku - mówi Joanna Sieradzka z Krakowskiego Pogotowia Ratunkowego.

Lekarze przyznają, że najczęściej osoby pod wpływem alkoholu trafiają do nich z urazami głowy. Takie obrażenia trzeba dokładnie zbadać, czasem zajmuje to kilka godzin. W tym czasie w kolejce na udzielenie pomocy czekają osoby trzeźwe.

Weekend to dramat

Warszawa, niedzielny poranek. Na szpitalny oddział ratunkowy szpitala przy ul. Lindleya trafia mężczyzna po wypadku na hulajnodze elektrycznej. Wyszedł ze znajomymi z klubu po nocnej imprezie, w pobliskim sklepie kupili kilka butelek z alkoholem, wypili, a następnie urządzili sobie wyścigi. Mężczyzna z obrażeniami głowy, szczęki i ręki karetką został przywieziony na SOR. Miał ponad dwa promile alkoholu.

- Jestem świeżo po nocnym dyżurze w dzień powszedni. Miałem trzech pacjentów pod wpływem alkoholu. W takie dni to norma. Dramatycznie robi się w weekend – wtedy bardziej przypominamy izbę wytrzeźwień niż szpitalny oddział ratunkowy - mówi dr Bogdan Stelmach, kierownik Szpitalnego Oddziału Ratunkowego Szpitala Klinicznego Dzieciątka Jezus przy ul. Lindleya w Warszawie, który znajduje się najbliżej centrum miasta.

Lekarz szacuje, że od piątku do niedzieli co piąty pacjent, który trafia na jego oddział, jest pod wpływem alkoholu. - W weekendy mamy zalew takich ludzi. Pijani spadają z czegoś, przewracają się, wdają w bójkę i przyjeżdżają najczęściej z urazem głowy. Do tego część z nich wsiada na hulajnogi elektryczne i trafiają do nas z poważnymi, licznymi złamaniami i obrażeniami - mówi dr Stelmach.

To realnie przekłada się na czas oczekiwania na SOR-ze. - Osoby trzeźwe, ale chore muszą czekać w kolejce, ponieważ musimy zająć się osobą nietrzeźwą, która bywa agresywna, wymaga większej liczby personelu medycznego, może wymagać unieruchomienia, co wiąże się z większą liczbą dokumentów do wypełnienia. To wszystko sprawia, że czas, jaki poświęcamy na pomoc osobie pijanej, jest dłuższy niż normalnie - podkreśla szef warszawskiego SOR-u.

I dodaje: - Osoba trzeźwa przechodzi badania, otrzymuje pomoc i zalecenia. Wraca do domu lub trafia na inny oddział. A osoby pijane zostają u nas na wiele godzin, zajmują łóżka, ponieważ nie możemy ich wypisać, dopóki nie wytrzeźwieją. Izba wytrzeźwień ich nie przyjmie, ponieważ po pierwsze mają uraz, a po drugie czasem poziom alkoholu jest u nich tak wysoki, że dochodzi do zatrucia i wymagają specjalistycznej pomocy.

Dr Stelmach jest przekonany, że wprowadzenie ograniczenia sprzedaży alkoholu bardzo wpłynęłoby na pracę jego oddziału: - Pacjenci, którzy ulegają urazom po alkoholu, to nie są ci, którzy nabawili się ich w restauracji czy pubie. To są osoby, które już stamtąd wyszły i z powodu łatwej dostępności alkoholu, postanowiły kupić kolejne butelki, by się jeszcze "dopić". Gdyby alkohol nie był dostępny na każdym kroku, po wyjściu z imprezy, restauracji, ludzie rozjechaliby się do domów i nie mielibyśmy tyle pracy.

Kierownik warszawskiego SOR-u wakacje spędził w Stambule. Tam także wprowadzono ograniczenie w nocnej sprzedaży alkoholu. - Można się napić w restauracji czy barze, ale kupić w sklepie już nie. Przez cały urlop nie widziałem w nocy ludzi pijanych, zataczających się, czy wdających się w awantury. Chciałbym, żeby i u nas tak było. To wpłynęłoby nie tylko na mój oddział, ale na całe miasto - mówi dr Stelmach.

Trzeba być głupim

Warszawskich radnych do wprowadzenia ograniczenia sprzedaży alkoholu na posiedzeniach dwóch komisji próbował przekonać dr Bohdan Woronowicz, psychiatra i specjalista terapii uzależnień. - Po wysłuchaniu moich argumentów tylko jedna osoba z komisji zajmującej się polityką społeczną i rodziną mnie poparła. Jedna! A przecież problemy rodziny często wynikają z nadużywania alkoholu - mówi dr Woronowicz.

I dodaje: - Całe życie pomagam pacjentom nadużywającym alkoholu. W nocy, nad ranem po alkohol do sklepu czy na stację benzynową nie pójdzie zdrowy człowiek. Kolejne butelki dokupują ci, którzy już są alkoholikami lub u których zaczyna się ten problem. Po co wymyślono małpki? Żeby ludzie, idąc wcześnie rano do pracy, kupili butelki, które mieszczą się w damskiej torebce lub kieszeni.

Dr Woronowicz w mocnych słowach wypowiada się o politykach, którzy głosują przeciwko ograniczeniu sprzedaży alkoholu: - Firmy produkujące alkohol mają ogromne środki, by przekonać ich do konkretnych decyzji. A przecież do każdej zarobionej przez nich na sprzedaży alkoholu złotówki państwo, my wszyscy dokładamy 6-7 złotych na skutki walki z piciem. Wszystkie badania potwierdzają, że im mniejsza dostępność, tym mniejsza sprzedaż. Im mniejsza sprzedaż, tym mniejsze spożycie. A im mniejsze spożycie, tym mniejsze skutki spożywania. Wszyscy byśmy na tym zaoszczędzili, ale wciąż liczy się tylko interes producentów alkoholu. Trzeba być naprawdę głupim, by tak głosować.

W najbliższym czasie Rada Warszawy ma głosować nad dwoma projektami, które wprowadzają ograniczenie sprzedaży alkoholu w godzinach nocnych. Gdyby nowe przepisy weszły w życie, realnie przełożyłoby się to na mieszkańców Warszawy. Pacjenci krócej czekaliby na udzielenie pomocy na szpitalnych oddziałach ratunkowych i przyjazd karetki.

Przepisy forsowane przez Klub Lewicy i Miasto Jest Nasze zakładają ograniczenie sprzedaży alkoholu w godzinach 22.00-6.00. Swój projekt złożył prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski, który proponuje, by zakaz funkcjonował w godzinach 23.00-6.00. Jeśli przepisy weszłyby w życie w tych godzinach, nie można by było sprzedawać alkoholu w sklepach oraz na stacjach benzynowych.

Przepisami zajmowały się już rady dzielnic. Tylko cztery – Praga Północ, Śródmieście, Bielany i Ochota - pozytywne zaopiniowały proponowane rozwiązanie. Reszta jest przeciw. W ostatnim czasie zdanie na temat prohibicji zmienił prezydent Warszawy. Gdy Rafał Trzaskowski startował na prezydenta, w kampanii wyborczej mówił, że nie jest zwolennikiem nocnego ograniczania sprzedaży alkoholu.

Kilka dni temu w Radiu Dla Ciebie stwierdził: - Uważam, że tego typu rozwiązania mają sens, bo one wpływają na poprawę naszego bezpieczeństwa. Będę w ciągu najbliższych dni rozmawiał o tym z radnymi i ich przekonywał, dlatego że ostateczne stanowisko w tej sprawie musi zająć rada Warszawy.

Z nieoficjalnych informacji wynika jednak, że szef warszawskich struktur Platformy Obywatelskiej Marcin Kierwiński jest przeciwny wprowadzeniu nocnej prohibicji i namawia radnych, by odrzucili oba projekty.

Magda Mieśnik, dziennikarka Wirtualnej Polski

Chcesz się skontaktować z autorką? Napisz: magda.miesnik@grupawp.pl

Wybrane dla Ciebie

Ostro ocenił wpis Trumpa. "Kolejna próba wymigiwania się USA"
Ostro ocenił wpis Trumpa. "Kolejna próba wymigiwania się USA"
Skradzione auto rodziny Tusków. Prokuratura podała nowe informacje
Skradzione auto rodziny Tusków. Prokuratura podała nowe informacje
"Eastern Sentry". Nawrocki podpisał niejawne postanowienie
"Eastern Sentry". Nawrocki podpisał niejawne postanowienie
Rumuńskie F-16 bliskie zestrzelenia drona. "Leciał bardzo nisko"
Rumuńskie F-16 bliskie zestrzelenia drona. "Leciał bardzo nisko"
"Kolejna prowokacja Moskwy". Czechy wzywają do zaostrzenia sankcji
"Kolejna prowokacja Moskwy". Czechy wzywają do zaostrzenia sankcji
Umowa Mercosur. Stanowcza deklaracja Nawrockiego
Umowa Mercosur. Stanowcza deklaracja Nawrockiego
Rosyjskie drony nad Polską. Warszawa apeluje w Brukseli
Rosyjskie drony nad Polską. Warszawa apeluje w Brukseli
KE reaguje na list Trumpa. Padła deklaracja ws. sankcji
KE reaguje na list Trumpa. Padła deklaracja ws. sankcji
Cios w rosyjską logistykę. Zniszczone cysterny z paliwem
Cios w rosyjską logistykę. Zniszczone cysterny z paliwem
Nastolatki terroryzują Warszawę. "Wszystko nagrywają"
Nastolatki terroryzują Warszawę. "Wszystko nagrywają"
Rolnik z Podlasia walczy z urzędnikami o ciągnik za 200 tys. zł
Rolnik z Podlasia walczy z urzędnikami o ciągnik za 200 tys. zł
"Bardzo żałuję". Radna reaguje na wyciek nagrania z imigrantem
"Bardzo żałuję". Radna reaguje na wyciek nagrania z imigrantem