Fatalne skutki katastrofy na Odrze. Wcześniej problem spływał po rządzie
Rządowa propaganda o awarii "Czajki" w Warszawie informowała bezustannie, oskarżając prezydenta Rafała Trzaskowskiego za "spowodowanie katastrofy ekologicznej". O tragicznej sytuacji na Odrze - która jest prawdziwą katastrofą - media zależne od władzy mówią niechętnie. Pojawiają się też wątpliwości co do działań rządu, który od dwóch tygodni nie reagował na niepokojące doniesienia. Dopiero po kolejnych alarmujących informacjach głos zabrał premier i minister obrony. Według ekspertów - zdecydowanie za późno.
"Kolejna awaria przesyłu do Czajki. Czyli zrzut nieczystości do Wisły. Rafał Trzaskowski wrócił z urlopu..." - ironizował w sierpniu 2020 roku na Twitterze obecny wiceminister klimatu i środowiska Jacek Ozdoba, uderzając w prezydenta Warszawy.
Dziś polityk ten - nadzorujący Departament Gospodarki Odpadowej, Departament Instrumentów Środowiskowych oraz sprawujący nadzór nad Głównym Inspektorem Ochrony Środowiska - sam musiał przerwać urlop i zająć się katastrofą na Odrze.
- Gdy awarią oczyszczalni "Czajka" można było uderzać w polityków opozycji i Rafała Trzaskowskiego, PiS robiło to cały czas. Gdy dziś tragiczna sytuacja na Odrze jest odpowiedzialnością tej władzy, rządzący chowają głowę w piasek - mówi Wirtualnej Polsce posłanka partii Zieloni Małgorzata Tracz.
O płynącej trucizną drugiej największej rzece w Polsce rząd od kilkudziesięciu godzin - podobnie jak zależne od niego media - milczał. Media sprzyjające władzy podawały jedynie oficjalne, uspokajające komunikaty państwowych instytucji.
Sytuacja na Odrze - mimo wezwań i ostrzeżeń ze strony mieszkańców i ekologów - została zignorowana. Zupełnie odwrotnie niż było to w przypadku wycieku zanieczyszczeń do Wisły w Warszawie, kiedy to temat był "grzany" od rana do nocy.
Dziś rząd nie organizuje specjalnych sztabów kryzysowych, choć przy okazji awarii oczyszczalni "Czajka" kilka lat temu gorliwie to robił. Nie wysyła też alertów Rządowego Centrum Bezpieczeństwa, choć gdy ścieki płynęły w Warszawie, SMS-y z ostrzeżeniem rozesłano od razu.
Dlaczego teraz - w przypadku Odry, kiedy sytuacja jest nieporównywalnie poważniejsza - rząd zwlekał z podjęciem działań adekwatnych do sytuacji? Powody są dwa; jeden "życiowy", drugi polityczny: członkowie rządu byli (lub są) na urlopach, a poza tym katastrofą ekologiczną nie można uderzyć w polityków opozycji.
Dopiero pod wpływem coraz większej presji o zaangażowaniu wojska poinformował wicepremier i minister obrony Mariusz Błaszczak. "Terytorialsi i wojska operacyjne będą pomagać w usuwaniu zanieczyszczeń na rzece" - oświadczył szef MON.
Tym razem polityki w tej sprawie nie ma. Rząd jej unika, inaczej niż w przypadku ścieków w zarządzanej przez PO Warszawie. "Czajką" można było non stop walić jak w bęben Rafała Trzaskowskiego, bo to się politycznie opłacało.
Całą robotę za PiS wykonywała telewizja publiczna, która - jak zauważyli internauci - dziesiątki, jeśli nie setki razy potrafiła pokazywać jednego śniętego szczupaka w Wiśle. Dziś ta sama telewizja katastrofie ekologicznej na Odrze - której skutkiem już dziś jest 10 ton martwych ryb - nie poświęciła nawet sekundy w "Wiadomościach" 10 sierpnia.
"Czajką" w Trzaskowskiego
Z "Czajką" było odwrotnie. Dla władzy awaria oczyszczalni była topowym tematem do ataku na politycznych przeciwników.
Jak awarię w "Czajce" wykorzystywało PiS? Kilka przykładów:
"Warszawskie fekalia znów płyną Wisłą. Trzaskowski nie zastosował się do zaleceń MGMIŻŚ, nie wykonał rurociągu awaryjnego" - to ówczesny minister gospodarki, Marek Gróbarczyk.
"Ostatnia naprawa kolektorów przesyłowych za 40 mln zł to chyba taśmą klejącą była robiona przez pana Trzaskowskiego" - to z kolei ówczesny minister środowiska Michał Woś.
Były też apele o dymisję prezydenta Warszawy. "Działalność Rafała Trzaskowskiego na przykładzie oczyszczalni ‘Czajka’, a właściwie jej brak, wypełnia ustawową przesłankę ‘braku skuteczności w wykonywaniu zadań publicznych’. Zawieszenie Trzaskowskiego i ustanowienie zarządu komisarycznego w Warszawie staje się konieczne" - pisał były wiceminister Janusz Kowalski.
Tego typu wypowiedzi były dziesiątki, jeśli nie setki. Jeszcze więcej komentarzy było w telewizji państwowej, która z awarii w "Czajce" zrobiła polityczny oręż wymierzony w Rafała Trzaskowskiego. "Ludzie latają w kosmos, tworzone są nowe technologie, a Warszawa nie potrafi zapanować nad ściekami jak w jakimś - za przeproszeniem - Bangladeszu. Przykre to, smutne i wstyd na cały świat - komentował jeden z prowadzących "Wiadomości" (dla głównego serwisu TVP1 "Czajka" była długi czas tematem numer jeden).
10 sierpnia 2022 roku - gdy media zalała fala informacji o katastrofie ekologicznej na Odrze - "Wiadomości" się nie zająknęły. Zdążyły poinformować o innych, jakże ważnych rzeczach - jak spadające Perseidy - albo cytowały Zenka Martyniuka. Tysiące zabitych zwierząt i setki kilometrów zatrutej rzeki? Nie było problemu.
Na drugi dzień jednak - 11 sierpnia - ekipa "Wiadomości" przygotowała krótki materiał w tej sprawie. Nie było wyboru; tematu nie dało się już przemilczeć, bo głos wreszcie zabrali decydenci.
Problem dostrzegły wcześniej przedstawicielki opozycji, którym bliskie są tematy związane ze środowiskiem.
- Od razu po otrzymaniu informacji o katastrofie podjęłam interwencję i wnioskowałam o działanie ze strony państwowych instytucji. Do tej pory nie otrzymałam odpowiedzi - powiedziała w czwartek rano Wirtualnej Polsce posłanka partii Zieloni Małgorzata Tracz, która jako pierwsza polityczka zainteresowała się tematem katastrofy ekologicznej na Odrze.
Parlamentarzystka wystosowała m.in. interwencję poselską do Wód Polskich, do regionalnego dyrektora ochrony środowiska, do Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska, a także do wojewody dolnośląskiego, jako przedstawiciela administracji rządowej.
- Rząd nie robi nic, nie wydaje nawet komunikatów, że cokolwiek robi w tej sprawie albo że doszło do skażenia wody na masową skalę. Nie ma żadnych ostrzeżeń. Podobnie jest w rządowych mediach. Nie widzimy tam ton śniętych ryb i zwykłych ludzi, wędkarzy, którzy wyławiają te ryby i chcą tej katastrofie jakoś zaradzić - podkreślała w rozmowie z WP posłanka Tracz.
Jak przekonywała parlamentarzystka, "rząd natychmiast powinien działać". - Ten brak działań jest karygodny - mówiła nasza rozmówczyni.
- To porażka państwa. PiS zastanawia się, jak zmienić ordynację i utrzymać władzę, a kiedy trzeba tej władzy użyć w naprawdę ważnej sprawie, to rząd abdykuje - dodaje w rozmowie z WP posłanka Hanna Gill-Piątek z Polski 2050.
Jak twierdzi parlamentarzystka, katastrofa ekologiczna na Odrze ujawnia "brak sprawności państwa", dlatego - uważa Gill-Piątek - telewizja państwowa będzie unikać tego problemu. - Przyjęli taktykę chowania głowy w piasek. To jest skandal - mówi posłanka.
- Katastrofa ekologiczna Odry to obecne rządy PiS w soczewce - wszystko za późno, wszystko w chaosie, a mędrcy z Nowogrodzkiej zadumani tylko nad tym, jak ograć opozycję w wyborach - przekonuje rozmówczyni WP.
W czwartek premier Mateusz Morawiecki wreszcie zareagował: zamieścił wpis, w którym odniósł się do sytuacji w rzece. "Sprawa zanieczyszczenia Odry jest niezwykle skandaliczna. Troska o środowisko naturalne i stan polskich zasobów wodnych jest w dobie zmian klimatu niezwykle istotna i zrobimy wszystko, by kwestia ta została odpowiednio zbadana, wyjaśniona, a winni - surowo ukarani" - czytamy w oświadczeniu szefa rządu.
Premier wysłał również na miejsce wiceministra infrastruktury Grzegorza Witkowskiego i szefa Wód Polskich Przemysława Daca.
Tego samego dnia pojawiła się również informacja, że żołnierze zostaną skierowani w rejon Odry. - Terytorialsi i wojska operacyjne będą pomagać w usuwaniu zanieczyszczeń na rzece. Będą także w gotowości do realizacji innych zadań - poinformował minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak.
Kto zignorował katastrofę
Pierwsze sygnały o śniętych rybach dotarły do służb ochrony środowiska 26 lipca, gdy mieszkańcy Oławy wyłowili z rzeki prawie osiem ton martwych ryb. Początkowo Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska we Wrocławiu podejrzewał obecność mezytylenu, czyli silnie trującej substancji, która mogłaby tłumaczyć podwyższony poziom tlenu w wodzie oraz śmierć ryb. Przesłanki były na tyle przekonujące, że o zatruciu Odry WIOŚ zawiadomił prokuraturę.
W ostatnich dniach zdjęć martwych ryb i opisów śmierdzącej chemikaliami rzeki w mediach społecznościowych przybywało. W ostatni wtorek martwe zwierzęta na brzegach rzeki zobaczyli mieszkańcy lubuskich miast: Bytomia Odrzańskiego, Nowej Soli, Krosna Odrzańskiego, Słubic.
"Katastrofa. Te ryby, które nie padły, pływają w agonii. To nie są ryby, które spłynęły z góry rzeki. Ogromne bolenie, szczupaki, które pływają jak w amoku, łapiąc tlen z powierzchni wody. Ryb są setki. Woda w rzece mętna z kożuchami piany o zapachu chloru i szamba. Padniętych ryb są tysiące" - pisał na Facebooku Wadim Tyszkiewicz, senator i były prezydent Nowej Soli.
Jak jednak zwracali uwagę eksperci, a także politycy opozycji - przede wszystkim z partii Zieloni - aktywności Wód Polskich czy Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska nie było. Brakowało też konkretnych działań; tak jak by państwowe instytucje czekały, aż trucizna po prostu spłynie do Bałtyku, a problem sam zniknie.
Gdy sprawa została nagłośniona i dowiedziała się o niej cała Polska, instytucje rządowe zabrały głos. Magdalena Gosk, zastępca głównego inspektora ochrony środowiska, oraz Przemysław Daca, prezes Wód Polskich, wystąpili na konferencji prasowej i tonowali nastroje, twierdząc, że o żadnej katastrofie ekologicznej nie ma mowy. - Nie należy popadać w panikę i mówić o totalnej katastrofie ekologicznej, bo nie widzimy jakiegoś masowego obumierania wszystkich gatunków. Sytuacja ta dotyczy na razie wyłącznie ryb - zapewniała Magdalena Gosk. - Dzisiaj możemy spać spokojnie - dodawał dyrektor Wód Polskich w Szczecinie, Marek Duklanowski.
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski