Delikatny uścisk dłoni kłóci się z jego posturą. Do tego spokojne "dzień dobry pani redaktor". Zawstydzenie przykrywa delikatnym uśmiechem. Ale na krześle siedzi wyprostowany, jest pewny siebie. Gdyby nie miejsce, w którym jesteśmy, ciężko byłoby po nim poznać, że właśnie odsiaduje wyrok za rozboje. Przez kilka lat brał amfetaminę, dilował i zbierał haracz, zastraszając ludzi. Nie lubi mówić o sobie "więzień". Woli słowo "osadzony". - Do wyjścia zostały mi jeszcze ponad dwa lata. Nie mogę doczekać się życia na wolności - mówi Krzysztof.