Siedziała z mamą Madzi. "Kobiety próbowały się do niej dostać. Jedna splunęła jej w twarz"
Trzyosobowa cela na oddziale zamkniętym ze skazanymi za podobne artykuły. Katarzyna Waśniewska w Zakładzie Karnym w Krzywańcu była specjalnie chroniona, ale osadzone robiły wszystko, żeby do niej się dostać. - Byłam świadkiem, jak jedna splunęła jej w twarz. A później ta łobuziara dostała za to od kapitana w pysk - mówi WP Justyna, która odbywała swoją karę w tym więzieniu.
10.05.2019 | aktual.: 10.05.2019 11:34
Za zabójstwo dziecka Katarzyna Waśniewska usłyszała wyrok 25 lat pozbawienia wolności. Pierwsze lata kary odsiadywała w Zakładzie Karnym w Krzywańcu.
W tym czasie, w tym samym zakładzie karnym, swoją karę odbywała Justyna. Zdradziła Wirtualnej Polsce kilka szczegółów na temat pobytu Waśniewskiej w więzieniu. Mówi nam, że mama Madzi przebywała na oddziale zamkniętym.
- Ona siedziała na ochronkach, na zamku. Była w celi trzyosobowej z dziewczynami z podobnymi artykułami - mówi Wirtualnej Polsce Justyna. Waśniewska wychodziła z celi jedynie na spacer lub do lekarza. - Zawsze jak wychodziła na spacer to sama, bez innych osadzonych, tylko z oddziałowymi. Gdzie nie szła, miała ochronę - dodaje.
Zobacz także: Jarosław Wałęsa: Kaczyński nie jest prawdziwym katolikiem
Próbowały do niej dotrzeć
Jak mówiła wcześniej WP rzeczniczka Służby Więziennej, z uwagi na medialny charakter sprawy, Katarzyna Waśniewska podczas pobytu w zakładach karnych objęta jest szczególnym nadzorem funkcjonariuszy Służby Więziennej tak, by zapewnić jej bezpieczeństwo. - I to jest i było zapewnione - dodała ppłk Elżbieta Krakowska, rzecznik prasowy Dyrektora Generalnego Służby Więziennej.
Potwierdza nam to Justyna, ale zaznacza, że mimo specjalnego nadzoru skazane próbowały za wszelką cenę do niej się dostać. - Dziewczyny robiły wszystko, żeby do niej dotrzeć i zniszczyć ją psychicznie. Różne rzeczy wymyślały. Dowiadywały się, kiedy będzie wychodziła z celi i szła do lekarza, na spacerniak. Żeby ją tylko spotkać, przejść obok.
- Raz jedna plunęła jej w twarz. Byłam tego świadkiem. Ta dziewczyna, mówiłyśmy na nią łobuziara, ona z izolatek wychodziła tylko na chwilę, bo wiecznie w nich była. Na spacer szłyśmy, podbiegła do niej i splunęła jej w twarz. Kapelan złapał tę łobuziarę za ramię, odwrócił i strzelił jej w pysk - opowiada Justyna.
Zabójstwo sześciomiesięcznej Madzi
Przypomnijmy, że tragedia zaczęła się 24 stycznia 2012 r. Wówczas w mediach pojawiła się informacja o zaginięciu 6-miesięcznej Madzi. Jej matka twierdziła, że gdy wieczorem wracała do domu ktoś na nią napadł, uderzył w głowę i gdy ona straciła przytomność, porwał dziecko. Podawała nawet rysopis mężczyzny. Cała Polska żyła wydarzeniami w Sosnowcu.
Za informacje, które mogłyby naprowadzić na ślad dziecka, wyznaczono wysokie nagrody, kwota doszła do 160 tysięcy złotych. Niemal w całym województwie pojawiły się plakaty ze zdjęciem Madzi. Matka dziewczynki błagała, by rzekomy porywacz oddał jej dziecko. Rodzice publicznie obiecali, że jeśli to zrobi, nie spotka go kara.
W końcu Waśniewska przyznała detektywowi Krzysztofowi Rutkowskiemu, który zaangażował się w sprawę, że nie było porwania. - Matka Magdy powiedziała, że zdarzył się wypadek - dziecko wysunęło jej się z rąk i upadło. Uderzyło główką o próg i umarło - powiedział detektyw.
Prawda okazała się wstrząsająca. Kobieta dłuższy czas planowała zabójstwo dziecka.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl