Wieści z Rosji. "Nie ma środków, by walczyć na równi z Ukrainą"

Rosyjski opozycjonista Leonid Newzlin i grupa ekspertów ekonomicznych portalu "Poligon-Media" twierdzą, że rosyjska machina wojenna przegra wojnę z Ukrainą na poziomie ekonomicznym. Według ich wyliczeń w 2023 roku wojenny budżet broniącej się przed napaścią Ukrainy przewyższa rosyjskie wydatki na tzw. operację specjalną.

W 2023 roku Ukraina będzie dysponować większymi zasobami na wojnę niż Rosja
W 2023 roku Ukraina będzie dysponować większymi zasobami na wojnę niż Rosja
Źródło zdjęć: © Kremlin | materiały prasowe
Tomasz Molga

- Rosja nie ma już środków, by walczyć na równi z Ukrainą i jej sojusznikami. To jest moment przełomowy, kiedy Rosja traci przewagę finansową na wojnie - uważa rosyjski opozycjonista Leonid Newzlin. We wpisie na Telegramie przytacza analizę ekspertów rosyjskiego portalu "Poligon-media". Wynika z niej, iż w 2023 roku budżet wojenny Rosji wyniesie do 73 mld dolarów - około 25 mld dolarów mniej niż budżet obronny Ukrainy.

Na kwotę ok. 98 mld dolarów, którymi ma dysponować Ukraina, składa się 20 mld dol. własnych środków oraz 38 mld planowanych pożyczek zagranicznych, udzielonych dla zapewnienia równowagi budżetowej. Dodatkowe 40 mld dol. to łączna wartość dostaw wojskowych zadeklarowanych w grudniu przez sojuszników napadniętego kraju.

- Przewaga ekonomiczna Rosji była oczywista w przededniu inwazji, jednak w tej chwili możliwości finansowe obu krajów się wyrównały. Przez sankcje Rosja została odcięta od międzynarodowego systemu finansowego, natomiast Ukraina w ogromnej skali korzysta z pomocy zamożnych państw Zachodu - komentuje w rozmowie z Wirtualną Polską Adam Karpiński, ekonomista Wyższej Szkoły Bankowej we Wrocławiu.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

- Zachwiać tę równowagę może jedynie gwałtowne ograniczenie pomocy ukraińskich sojuszników, na co się nie zanosi. Ewentualnie Rosja może uruchomić swój potencjał surowcowy, czyli obrót diamentami, złotem, metalami rzadkimi, co może poprawić dochody budżetowe. Wówczas przewaga ekonomiczna ponownie będzie po stronie rosyjskiej - wskazuje rozmówca WP.

Ekspert podkreśla duże znaczenie wprowadzenia sankcji polegających na ustaleniu tzw. ceny maksymalnej w handlu za baryłkę rosyjskiej ropy oraz embarga na rosyjskie produkty naftowe, które zacznie obowiązywać 5 lutego.

- Europa właściwie przestaje korzystać z rosyjskiego gazu i rosyjskiej ropy, a to prowadzi do znaczących ograniczeń ekonomicznych Rosji i możliwości finansowania wojny. Oczywiście, wielką pokusą dla takich krajów jak Chiny, Indie, Iran będzie zakup od Rosji surowców, gdyż to może napędzać gospodarki tych krajów - mówi dalej Adam Karpiński.

- Przy czym postawa Chin jest najważniejsza. Jak dotąd chińscy politycy powściągliwie komentują sprawy rosyjskiej wojny, ale sądzę, że z czasem będą musieli stanąć po stronie Zachodu. Wiedzą, że to z tego kierunku następuje transfer technologii - ocenia.

Według ekonomisty pod ciężarem sankcji upadł rosyjski przemysł samochodowy (informowaliśmy w WP o zatrzymaniu produkcji w fabryce BMW i KIA w obwodzie kaliningradzkim), natomiast nie udało się "wyhamować do zera produkcji zbrojeniowej". Prawdopodobnie jest ona kontynuowana dzięki zgromadzonym wcześniej zapasom. - Ekonomiczna izolacja Rosji będzie skuteczną bronią, ale trzeba poczekać, aż przyjdą jej efekty - podsumowuje ekspert.

Putin wystawił dwie armie. Na trzecią go już nie stać?

Rosyjscy ekonomiści związani z opozycją szacują, że Putina nie będzie stać na przeprowadzenie kolejnej fali mobilizacji, która mogłaby objąć więcej niż milion żołnierzy.

Przekonują, że wartość całkowitych strat rosyjskiej gospodarki po pierwszym roku wojny to ponad 120 miliardów dolarów (autorką wyliczeń jest Aleksandra Prokopenko, doradczyni pierwszego zastępcy prezesa Banku Rosji). Na tę kwotę składają się koszty sankcji gospodarczych, koszty wojskowe oraz skutki emigracji, czyli ucieczki rosyjskich fachowców przed mobilizacją.

"Pobór milionów rekrutów do armii jest wykluczony. Fakt, że administracja wojskowa musi płacić poborowym sześciokrotność rosyjskiej pensji i jednocześnie zwracać się do grup o najniższych dochodach oraz przestępców świadczy o małej liczbie rezerw ludzkich. Wezwanie kolejnych kilkuset tysięcy i podwojenie armii najeźdźców to najwyraźniej szczyt możliwości" - czytamy w analizie "Poligon-media".

Przypomnijmy, że w inwazji na Ukrainę wzięła udział armia składająca się z żołnierzy kontraktowych i zawodowych - to jakby "pierwsza armia" wystawiona przez Putina. Za "drugą armię" można uznać około 300 tys. osób wcielonych do wojska po ogłoszeniu częściowej mobilizacji we wrześniu 2022 roku. To oni przeprowadzą nową ofensywę - tyle, że już na etapie mobilizacji pojawiły się kłopoty z finansowaniem żołdu, premii wojskowych i dodatków socjalnych dla rodzin żołnierzy. Rosyjskie media informowały, że w regionalnych budżetach zamiast gotówki płacono towarem: przekazywano barana, kozę, ryby lub worki cukru.

Czy po zapowiadanej ofensywie Rosja wystawi kolejną armię? "Putin nie dysponuje dużymi środkami politycznymi i ekonomicznymi, aby przeprowadzić kolejną dużą mobilizację. Rosja weszła w 2023 rok z wyczerpanymi arsenałami i koniecznością polegania na sprzęcie z magazynów oraz tym, co udało się wyprodukować lub dostarczyć już w czasie wojny " - oceniają autorzy analizy.

Czytaj też:

Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie