Mniej niż 5 tys. zł za życie. Chętnych są tłumy
Rosjanie nie tylko otrzymują Łady za posłanie swoich bliskich na śmierć. Niektórych kuszą pieniądze, nierzadko dużo mniejsze niż - w przeliczeniu - 5 tys. zł. Pakiet zachęt jest równie duży, co kar. Przy tym podarki od władz mogą budzić spore zdziwienie wśród Europejczyków.
Bądź na bieżąco z wydarzeniami w Polsce i na wojnie w Ukrainie, klikając TUTAJ
Ministerstwo Obrony Federacji Rosyjskiej już na początku wojny przygotowało pakiet nagród i odszkodowań. Im dłużej trwa konflikt, tym szybciej rosną kwoty, jakie mają otrzymać żołnierze i ich rodziny. Wiele jednak zależy także od tego, z której republiki, obwodu czy kraju pochodzi żołnierz. Na zupełnie inne pieniądze może liczyć mieszkaniec Moskwy, a inne Magadanu albo wsi pod Birobidżanem.
Na początku wojny ochotnikom proponowano miesięcznie 30 tys. rubli za służbę w armii. Kolejne 30 tys. żołnierz otrzymywał jako dodatek za służbę na froncie. Nie są to oszałamiające pieniądze: w przeliczeniu na złotówki to zaledwie ok. 4,6 tys. zł. Jednak dla mieszkańców syberyjskich czy kaukaskich miasteczek to już całkiem sporo.
- Poziom życia i przychody są zupełnie inne w Moskwie, a zupełnie inne na Syberii czy Kamczatce. Dlatego bardziej skłonni do akceptacji takiego podejścia są mieszkańcy najbiedniejszych obszarów Rosji. Ci z Moskwy czy Petersburga - prawie wcale. Różnica wynikająca ze stopnia jest tu oczywista i przekłada się też na różnice "standardowego" uposażenia, jakie otrzymuje żołnierz o danym stopniu czy stażu służby - mówi dr Dariusz Materniak, ekspert ds. wschodnich.
Obecnie średnia miesięczna emerytura wynosi w Rosji ok. 18,5 tys. rubli, to jest 1400 zł. Minimalne wynagrodzenie to z kolei 13,8 tys rubli, czyli nieco ponad tysiąc złotych. Średnie zarobki rosyjskich kobiet wynoszą w przeliczeniu 3,2 tys. zł. Mężczyzn - 4,8 tys. zł. Przy czym ok. 45 proc. Rosjan zarabia niewiele więcej niż liczy najniższa pensja. Dla wielu Dagestańczyków, Kałmuków, Dargijczyków czy Kabardyjczyków wstąpienie do służby jest jedyną szansą, żeby się wyrwać z biedy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Podejście do służby wojskowej w Rosji jest nieco inne niż w Polsce czy krajach zachodnich: tam służba wojskowa jest naturalnym etapem życia, pełni ważną rolę społeczną. Ci, którzy nie służyli w wojsku, są traktowani niejako "z góry" przez tę grupę, która ma za sobą służbę zasadniczą. Z kolei służba zawodowa, zwłaszcza oficerska, była i jest nadal kojarzona z prestiżem - wyjaśnia ekspert.
Wyjeżdżając za rogatki Moskwy, Petersburga czy innego miasta obwodowego na zachodzie, podróżny przenosi się do innego świata. Świata biedy, zacofania i głodu. W skali Federacji aż 12 proc. mieszkańców żyje poniżej progu ubóstwa. Daje to w liczbach bezwzględnych 18 mln ludzi.
Kolejne 15,5 mln Rosjan żyje w biedzie (według kryteriów Organizacji Narodów Zjednoczonych). "Bieda" po rosyjsku oznacza, że starcza im jedynie na podstawową egzystencję. Najniższe wskaźniki zamożności odnotowuje się obwodzie kurgańskim, pskowskim, tomskim, kirowskim, w Kraju Ałtajskim i Zabajkalskim oraz republikach Dagestanu, Tuwy, Jakucji i Kałmucji. Kaukaz, mimo że bogaty w złoża naturalne, jest jednym z biedniejszych regionów Rosji. To właśnie tam rodziny i żołnierze otrzymują najmniejsze odszkodowania.
Co Rosjanie dostają za wyjazd na front?
O ile podstawowa kwota żołdu, jaką oferuje rosyjskie ministerstwo obrony, jest wszędzie taka sama, to już inne zachęty nie. Im dalej od dużych ośrodków miejskich, tym są one mniejsze, w zasadzie proporcjonalnie niższe do różnic w zarobkach w danym regionie. W obwodzie woroneskim ochotnicy mogą liczyć na 100 tys. rubli jednorazowego dodatku i kolejne 20 tys. miesięcznie przez pół roku.
Moskwianin czy ochotnik z Petersburga może liczyć na 200 tys. rubli. W rozwiniętym przemysłowo Tatarstanie, który jest jednym z najbogatszych regionów Federacji, ochotnik może liczyć na 300 tys. rubli.
Na drugim biegunie znajdują się najbiedniejsza w Federacji Republika Tuwy, gdzie prawie 40 proc. dzieci i 34 proc. dorosłych żyje poniżej progu ubóstwa, a średnie zarobki są niewiele wyższe niż najniższa krajowa pensja. W Kyzyle, stolicy republiki, ochotnicy mogą liczyć na 70 tys. rubli dodatku i kolejne 10 tys. na każde dziecko.
W prowincjonalnych miasteczkach i wsiach dodatek jest niższy o 10 tys. Za to w razie potrzeb dostaną barana, 200 kg węgla, 100 kg ziemniaków, 50 kg mąki i kiszoną kapustę. Dla Tuwańczyków, którzy na co dzień nie mogą liczyć nawet na czwartą część tej kwoty, to sporo pieniędzy.
Na podobne pieniądze mogą liczyć mieszkańcy republik na wschodnich rubieżach Federacji. Rodziny mężczyzn zamiast baranów i ziemniaków otrzymują ryby - od 5 do 9 kg ryb. Również ochotnicy otrzymują na drogę wałówkę z suszonych ryb.
- Skuteczność owych zachęt jest zróżnicowana. Zależy to bezpośrednio od poziomu życia w poszczególnych regionach Rosji, a ten jest dramatycznie zróżnicowany - mówi dr Materniak. - To, co jest oferowane, jest zróżnicowane pod kątem tego, co jest najbardziej potrzebne w danym miejscu - dodaje.
Bonusy na froncie
Po kolejnych porażkach oraz odwrocie spod Kijowa, części charkowszczyzny i Donbasu dowództwo musiało znaleźć sposób na podniesienie morale. Kreml poszedł po linii najmniejszego oporu. Zaproponowano premie za zniszczenie ukraińskiego sprzętu i żołnierzy.
Rosyjski żołnierz otrzyma 300 tys. rubli za zestrzelenie ukraińskiego samolotu. Sto tysięcy mniej za zestrzelenie śmigłowca. Na 100 tys. rubli wyceniony został czołg lub zabicie odpowiednika plutonu piechoty. Połowę tej kwoty otrzyma żołnierz, który zniszczy transporter opancerzony lub drużynę piechoty. Czyli w ukraińskich warunkach musi zabić ośmiu przeciwników.
- Jest to pewna forma gratyfikacji, jak wiadomo, obecna w wielu armiach od bardzo długiego czasu - podkreśla dr Materniak. - Może być o tyle niebezpieczna w przypadku żołnierzy walczących głównie dla pieniędzy, a o takim zjawisku mówimy w przypadku Rosjan, że będzie prowokować do nadmiernego ryzyka, niekoniecznie niezbędnego i racjonalnego z punktu widzenia aktualnej sytuacji taktycznej w danym miejscu. To z kolei rodzi niebezpieczeństwo strat i generalnie nie najlepiej wpływa na poziom dyscypliny wśród żołnierzy - ocenia ekspert.
Podobnych problemów pojawi się więcej, zwłaszcza że Kreml postanowił udzielić amnestii więźniom. Jeśli przeżyją pół roku na froncie, zostaną całkowicie oczyszczeni z win i otrzymają 200 tys. rubli. Plus oczywiście wszelkie dodatki.
Obecne zachęcanie jest wymuszone dużymi stratami i sytuacją, w której najbardziej wartościowych kadr po prostu już nie ma. Rzecz jasna, jest to okazja do polepszenia swojego statusu przez wielu przeciętnie zarabiających Rosjan (zwłaszcza z biedniejszych regionów), choć jest obarczone dużym ryzykiem.
Na ile jest to ważny motyw, świadczą pojawiające się regularnie informacje o buntach żołnierzy w tych jednostkach, gdzie obiecane im pieniądze nie są wypłacane w zadeklarowanym terminie. To zjawisko na dłuższą metę jest niebezpieczne dla samej Rosji - żołnierz walczący wyłącznie dla pieniędzy może szybko przerodzić się w najemnika, a jego lojalność względem państwa będzie mocno wątpliwa.
Śmierć ubogiego mniej warta
Putin podpisał dekret, na mocy którego rodziny poległych otrzymają 5 mln rubli odszkodowania. Dla rannego żołnierza przysługuje 3 mln rubli. To oficjalnie. Kwoty, jakie rozdysponowują władze republik, są przeważnie niższe. Na największe pieniądze mogą liczyć mieszkańcy najbogatszych regionów. Pozostali mogą dostać mniej.
W większości regionów rodziny otrzymają około 1 mln rubli. W siedmiu mogą liczyć na 3 mln. Najniższe kwoty trafiają do mieszkańców kaukaskich i dalekowschodnich republik. O ile w ogóle. Władze Czeczenii swego czasu chwaliły się przekazywaniem pomocy żywnościowej. Przyczyną jest nie tylko opieszałość instytucji centralnych, ale także wszechobecna korupcja.
W ciągu ostatniego półrocza do Ministerstwa Obrony Federacji Rosyjskiej trafiło więcej skarg niż przez ostatnie dziesięciolecie. Ponad 20 tys. dotyczy braku odszkodowań za rany i śmierć najbliższych. Kolejne 45 tys. związane jest z brakiem informacji o osobach, które zostały wysłane na Ukrainę czy do Syrii i słuch po nich zaginął.
- Oni będą czekać - mówi mi znajomy naukowiec z Petersburga. - Rosjanin jest cierpliwy, ale na władzę nie podniesie ręki.
Dla Wirtualnej Polski Sławek Zagórski