Nieuchwytna broń. Rosjanie przegrywają z polskimi Krabami
Przed wojną rosyjska armia wydawała się artyleryjską potęgą. Dość szybko okazało się, że ilość nie idzie w parze z jakością. Zwłaszcza w starciu z zachodnim sprzętem. Rosjanie od początku ofensywy polują na polskie Kraby. Polska broń jest jednak nieuchwytna.
Od początku konfliktu w Ukrainie wielu pseudoekspertów wieszczyło koniec broni pancernej i artylerii, jako najważniejszych środków na lądowym polu walki. Wyprzeć je miały bezzałogowce, które przejmą ciężar walk. Praktyka pokazała, że ogłaszanie śmierci opancerzonych pojazdów było przedwczesne.
Przyczyn takich opinii było kilka. Po pierwsze, Ukraińcom zależało na pokazaniu słabości własnej armii, budowaniu współczucia i sposobie wykorzystania podarowanego wyposażenia. Po drugie, żadna ze stron nie chciała przedwcześnie zdradzać swojej taktyki i aktualnego stanu wyposażenia. Zwłaszcza, że ukraiński plan obrony opierał się głównie na użyciu artylerii - wciąganiu Rosjan w pułapki i likwidowaniu kolumn zmechanizowanych precyzyjnym ogniem haubic. Główną rolę odgrywała przy tym znakomita łączność i środki rozpoznania pola walki.
W ostatnich dwóch miesiącach, kiedy Ukraińcy przeszli do kontrofensywy, artyleria nadal odgrywa najważniejszą rolę. Za ponad 60 proc. strat osobowych po obu stronach frontu odpowiada artyleria. W dodatku przed Rosjanami pojawił się kolejny problem. Dotychczas nie musieli się obawiać zbytnio ognia kontrbateryjnego.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Ukraińska lufowa artyleria ciągniona, która stanowiła wyposażenie większości baterii, ma mniejszy zasięg od rosyjskiej. Jednak od początku lata na front zaczęły trafiać pierwsze zachodnie zestawy artylerii samobieżnej, radary artyleryjskie i precyzyjna amunicja. Znacznie zmieniło to sytuację na froncie. Rosjanie mając amunicję starego typu musieli użyć nawet dziesięć razy więcej pocisków, aby uzyskać efekt, jaki mieli Ukraińcy.
Z każdym dniem Ukraińcy zyskują coraz większą przewagę. Dzieje się tak, mimo że obrońcy posiadają znacznie mniejsze liczebnościowo siły. Tajemnica tkwi w przewadze technicznej i taktycznej.
Jak złapać Kraba?
- Zniszczenie celu za pomocą artylerii to złożony proces. Trzeba wykryć cel, a następnie określić jego koordynaty i przesłać je do centrum dowodzenia, gdzie jest podejmowana decyzja i skąd wychodzi rozkaz do baterii dotyczący ostrzelania celu. To wszystko może być czasochłonne, więc w przypadku ruchomych celów salwa może spaść na obszar gdzie dawno już nie ma wroga – mówi Jakub Link-Lenczowski, wydawca Militarnego Magazynu MILMAG.
Po pierwsze należy rozpoznać, skąd lecą pociski. Służą do tego radary artyleryjskie, które namierzają pociski i na podstawie toru ich lotu obliczają pozycję, z której zostały wystrzelone. Im większy kaliber pocisku, tym precyzyjniej można określić punkt celowania. Rosyjski system 1Ł219 Zoopark może wykrywać rakiety taktyczne z odległości 40 km, pociski artyleryjskie - z odległości 10-12 km.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Mimo że radary weszły do linii w 1989 roku, to jeszcze siedem lat temu było ich zbyt mało, aby wyposażyć wszystkie dywizjony. Teraz sytuacja jest nieco lepsza. W 2017 roku zaczęły wchodzić do służby zmodernizowane pojazdy. Wedle wywiadu, jeden Zoopark przypada na na dywizjon. Jednak cóż z tego, że Rosjanie są w stanie wykryć pocisk z odległości 10 km, skoro nie działa kolejny element systemu.
Rosyjscy jeńcy, którzy trafili do niewoli narzekają na brak odpowiedniej łączności na poziomie działonu artylerii czy plutonu zmechanizowanego. Żołnierze najczęściej używają cywilnych krótkofalówek, które można kupić w każdym sklepie z elektroniką.
Z kolei rosyjski szyfrowany system łączności Era jest całkowicie bezużyteczny. Wedle założeń opiera się na wykorzystaniu cywilnych stacji sieci komórkowych. Te jednak Rosjanie zniszczyli podczas walk, pozbawiając się kodowanej łączności. Muszą opierać się na zawodnej łączności krótkofalowej. Stąd nim odpowiedzą ogniem kontrbateryjnym, to Ukraińców już nie ma na miejscu.
Przewaga taktyczna
Znając słabości rosyjskich wojsk, Ukraińcy dostosowali do nich taktykę wykorzystania nowego wyposażenia. Uderzenia baterii artylerii rakietowej i lufowej są poprzedzone rozpoznaniem prowadzonym przez bezzałogowce, które ponadto korygują ogień do końca akcji. Rosjanie niemal nie posiadają środków, aby odpowiedzieć ogniem kontrbateryjnym.
- Rosjanie dysponują systemami rozpoznania obrazowego, posiadają również radary kontrbateryjne, jak choćby przechwycony przez Ukraińców Zoopark-1. Jednak upolowanie ukraińskiej artylerii nie zawsze bywa proste – wyjaśnia Jakub Link-Lenczowski. - Zachodnie haubice kalibru 155 mm są bardzo mobilne, mają duży zasięg. Takie systemy bardzo szybko realizują zadania ogniowe po czym przemieszczają się w bezpieczne miejsce. Z kolei artyleria rakietowa HIMARS może operować poza zasięgiem rosyjskich środków ogniowych.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Ukraińcy bardzo skutecznie wykorzystują mobilność zachodnich pojazdów. Poszczególne haubice oddają maksymalnie kilka strzałów i wóz z pełną prędkością zmienia stanowisko, nim rosyjskie radary artyleryjskie namierzą stanowisko. W tym czasie wóz dowodzenia wprowadza dane nowych celów i kilka minut później z nowych stanowisk haubice znów mogą otworzyć ogień.
Między innymi dzięki temu rozwiązaniu, Ukraińcy pierwszy raz od początku konfliktu uzyskali lokalną przewagę pod względem zasięgu ognia i precyzji ataków. To m.in. dlatego Ukraińcom udało się zrobić postępy nad Dnieprem i w Donbasie.
Dwie klasy wyżej
Ukraińcy posiadają znacznie lepszą świadomość pola walki. Mają też więcej środków rozpoznawczych i kierowania ogniem, jak polskie bezzałogowce FlyEye.
- FlyEye są wykorzystywane przez Ukraińców od lat – tłumaczy Jakub Link-Lenczowski.. - Zarówno jako samodzielne środki rozpoznania, jak i jako komponent szerszego systemu, który spina system TOPAZ. Wtedy wykorzystane do wykrycia i określenia pozycji celu dostarczają danych artylerzystom miedzy innymi polskich haubic samobieżnych Krab.
Wspomniany Zautomatyzowany System Kierowania Ogniem Artylerii ZZKO TOPAZ oraz System Zarządzania Polem Walki TROP, które Ukraińcy otrzymali wraz z systemem Regina, produkowane są przez ożarowskie WB Electronics.
Ukraińcy chwalą sobie polskie rozwiązania, które pozwalają w tym samym czasie precyzyjnie prowadzić ogień z różnych kierunków i stanowisk, oddalonych od siebie o kilka kilometrów. Sercem systemu jest wóz dowodzenia zbudowany na Lekkim Podwoziu Gąsienicowym, produkowanym przez Hutę Stalowa Wola. Jest to całkowicie polska konstrukcja, której premiera miała miejsce w 2009 roku.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Obecność w baterii wozu dowodzenia sprawia, że dowódcy haubic są odciążeni od nadmiaru zadań, a ponadto mogą korzystać z danych rozpoznawczych przesyłanych z różnych źródeł, które są odpowiednio przetwarzane i szeregowane pod względem priorytetów przez dowódcę baterii. Ukraińcy podkreślają, że na polu walki pozwala to zdobyć ogromną przewagę. Zwłaszcza przy taktyce, jaką stosują.
- Dlatego właśnie w Polsce opracowano system TOPAZ – podkreśla ekspert - Pozwala on agregować i przetwarzać dane w sposób zautomatyzowany. Jest również platformą, która zapewnia zobrazowanie pola walki na różnych szczeblach, począwszy od pojedynczej baterii, lub drużyny na sztabach skończywszy. Dzięki temu rozkazy mogą być wydawane znacznie szybciej a dostępne środki są wykorzystywane znacznie efektywniej.
Czytaj też: To jest bunt. Wygarnęli wszystko Putinowi
Wojna w Ukrainie pokazała, że produkty polskiego przemysłu zbrojeniowego są na najwyższym światowym poziomie, a Rosjanie nie potrafią znaleźć odpowiednich środków zaradczych. Tym bardziej może dziwić, że zamiast zwiększać moce produkcyjne Huty Stalowa Wola, która produkuje Kraby i wozy dowodzenia, minister Mariusz Błaszczak, kupuje haubice w Korei i zapowiada budowę w Polsce linii produkcyjnych koreańskich haubic.
Dla Wirtualnej Polski Sławomir Zagórski
WP Wiadomości na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski