Rosjanie ściągają S‑400. Eksperci przeanalizowali zdjęcia satelitarne
Rosjanie prawdopodobnie przygotowują się do przybycia F-16. Kiedy ukraińscy piloci szkolą się w Rumunii i USA, Rosjanie ściągają systemy przeciwlotnicze S-400 niemal z całego kraju. Bezbronny zostaje nawet obwód królewiecki.
18.11.2023 | aktual.: 17.01.2024 13:45
Analitycy z serwisu Bellingcat poinformowali, że rosyjska armia wzmacnia obronę przeciwlotniczą na terenach graniczących z Ukrainą. Przeanalizowali tysiące zdjęć satelitarnych, które zostały wykonane od końca października do początku listopada. Wnioski były jednoznaczne: Rosjanie wycofali przynajmniej dwa zestawy przeciwlotnicze S-400.
Bellingcat zauważył, że zniknięcie S-400 zbiegło się w czasie ze wzrostem liczby lotów samolotów transportowych An-124 i Ił-76 z obwodu królewieckiego przez Morze Bałtyckie w kierunku Petersburga. Po przekroczeniu granicy państwa piloci wyłączali transpondery, które pozwalają śledzić trasę samolotu i miejsce lądowania.
W rosyjskich i ukraińskich mediach społecznościowych wybrzmiały spekulacje, że Rosjanie wzmacniają obronę przeciwlotniczą w związku z planowanym pojawieniem się w Ukrainie samolotów wielozadaniowych F-16.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
F-16 dla Ukrainy
Trwająca niemal rok epopeja z przekazaniem F-16 Ukrainie zakończyła się w sierpniu 2023 roku, kiedy Holandia i Dania ogłosiły, że przekażą Kijowowi samoloty. Wiadomo, że Duńczycy wyślą na pewno 19 maszyn. Duńska premier Mette Frederiksen poinformowała, że pierwszych sześć samolotów zostanie przekazanych na przełomie 2023 i 2024 roku.
Holendrzy nie ujawniali z kolei, jak duża będzie dostawa. Prezydent Wołodymyr Zełenski poinformował jednak, że do Ukrainy trafią łącznie 42 statki powietrzne. Nie wiadomo dokładnie, w jakich partiach znajdą się na wschodzie. Przekazanie ostatnich pięciu planowane jest w 2025 roku.
Oznacza to, że w lutym Ukraińcy będą mieli maksymalnie jedną, prawdopodobnie sześciosamolotową, eskadrę F-16. To jednak dopiero za kwartał. Po co więc Rosjanie już teraz przerzucają swoje systemy przeciwlotnicze?
Ukraińskie ataki
Analitycy nie są pewni, dokąd zostały przeniesione S-400. Sugerują jednak, że mogły zostać dostarczone do Rostowa nad Donem, który w ostatnich tygodniach coraz częściej jest atakowany. W mieście dochodziło do eksplozji 21, 23 i 24 października oraz 4 i 9 listopada. Wybuchy było słychać w dzielnicach przemysłowych.
Za każdym razem władze obwodowe przekonywały, że obrona przeciwlotnicza "zadziałała skutecznie". W mediach społecznościowych widoczna była jednak panika Rosjan. Wpisy oskarżające władze cywilne i wojskowe o zaniedbania dość szybko zaczęły znikać.
Zobacz także
Ukraińcy coraz częściej przenoszą wojnę na teren przeciwnika. Ataki na lotniska w Pskowie, Kursku i bazę bombowców strategicznych Engels-2 w Diagilewie spowodowały wśród rosyjskiego dowództwa konsternację. Nie spodziewali się, że Ukraińcy będą w stanie tak sprawnie uderzyć w tyłowe lotniska.
Rosjanie mają także poważny problem na Krymie, który od dwóch miesięcy jest celem ataków ukraińskich bezzałogowców i pocisków precyzyjnych, w tym Storm Shadow i Neptun. Dlatego przerzucenie systemów do Rostowa nad Donem może być jedynie etapem przed docelową destynacją.
Wzmocnienie Krymu
Poprawa stanu obrony przeciwlotniczej okupowanego Krymu, który od końca września poniósł znaczne straty, wydaje się wręcz bezwzględnie konieczna. W lecie Rosjanie mieli rozmieszczonych na Krymie pięć baterii systemu S-400 Triumf. Wciągu niespełna miesiąca stracili dwa zestawy. Pierwszy system S-400 został trafiony 23 sierpnia, a drugi 13 września. W obu przypadkach zostały zniszczone z powietrza.
Rozbicie pierwszego systemu otworzyło Ukraińcom drogę do wnętrza półwyspu i już następnej nocy nad Krym, przez wyrwę w systemie obrony przeciwlotniczej, wdarły się 42 ukraińskie bezzałogowce, które uderzyły w koszary. Zniszczenie drugiego systemu było preludium do ataku na okręty w sewastopolskim doku. Został wówczas poważnie uszkodzony duży okręt desantowy "Mińsk" i okręt podwodny "Rostów nad Donem".
Mając już opracowane trasy uderzeń, które skutecznie omijają rosyjską obronę przeciwlotniczą, Ukraińcy przeprowadzili kolejne ataki. W nocy 4 listopada uderzyli pociskami SCALP-EG w stojącą przy nabrzeżu stoczni Zaliw korwetę "Askold". Jeden z najnowszych okrętów Floty Czarnomorskiej został poważnie uszkodzony i istnieje szansa, że remont jednostki okaże się nieopłacalny. A nawet jeśli Rosjanie się na niego zdecydują, może potrwać wiele lat.
Tak duże straty są dla Kremla nieakceptowalne, stąd najprawdopodobniej przerzucenie S-400 z Królewca do Rostowa nad Donem. Stamtąd, zapewne przez most Krymski, oba zestawy trafią na Krym, aby załatać dziurę w obronie przeciwlotniczej. Choć - jak się okazało - S-400 ma spore problemy w powstrzymywaniu uderzeń przy użyciu nowoczesnych zachodnich systemów.
System S-400 wykorzystuje dwa typy pocisków. W teorii rakiety 48N6, które służą do niszczenia pocisków manewrujących, mają zasięg na najniższych wysokościach do 150 km, a 96N6, które służą do niszczenia pocisków balistycznych, do 60 km. Ich sprawność i skuteczność jest jednak bardzo niska, co pokazał atak na Sewastopol. Obrona nie dość, że została oszukana, to sama straciła bardzo cenny zestaw.
Rosjanie zestrzelili wówczas głównie wabiki ADM-160B MALD, które imitują pociski rakietowe, odciągając uwagę od właściwych pocisków. W tamtym przypadku od Storm Shadow, które uderzyły wprost w suche doki. Rosjanie stracili miliardy rubli w ciągu kilkudziesięciu minut.
O tym, że nawet najnowocześniejszy system nie radzi sobie z ukraińskimi atakami, mówią już wprost rosyjscy prorządowi eksperci. Problemy Rosjan widać zwłaszcza w przypadku nisko lecących pocisków manewrujących i rojów pocisków.
Może się więc okazać, że Ukraińcy powtórzą schemat z ostatnich dwóch miesięcy - uderzą w obronę przeciwlotniczą pociskami R-360 Neptun, czym ponownie otworzą sobie drogę dla bezzałogowców i Storm Shadow/SCALP-EG.
Ofensywa lotnicza nad Krymem znów może nabrać rumieńców.
Dla Wirtualnej Polski Sławek Zagórski