Gigantyczny problem Rosjan. "Maksymalne oszczędzanie amunicji"

Na jakość rosyjskiej amunicji narzekają wszyscy: rosyjscy artylerzyści i ukraińscy saperzy. Im nowsze pociski, tym gorzej wykonane. Kreml za wszelką cenę stara się wypełnić lukę. Ale sojusznicy również mają problemy z niskim standardem wykonania.

Rosyjska wyrzutnia rakiet w Ukrainie
Rosyjska wyrzutnia rakiet w Ukrainie
Źródło zdjęć: © Licencjodawca | East News, Laski Diffusion

W rosyjskich mediach społecznościowych opublikowano nagranie, na którym żołnierze próbują na siłę wcisnąć pocisk rakietowy do wyrzutni 9K51M Tornado-G. Nie idzie zbyt łatwo, ponieważ pocisk jest nieco spuchnięty i muszą wykorzystać skrzynię transportową jako wielki młot.

Ukraiński ekspert wojskowy Aleksander Kowalenko zauważa na swoim kanale telegramowym, że wadliwa amunicja mogła dotrzeć do Ukrainy od któregoś z sojuszników. Nie wyklucza jednak, że pociski mogły być źle przechowywane lub w rosyjskich fabrykach znacznie spadła jakość produkcji.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Ta druga opcja jest bardzo prawdopodobna. Rosyjscy żołnierze narzekają, że nowo wyprodukowane pociski są znacznie gorszej jakości, niż stare, wyprodukowane w latach 90. XX wieku, czy w czasach ZSRR. W ostatnich latach XX wieku większość zakładów przemysłowych zostało wyprzedanych, a pozostałe nie zostały zmodernizowane.

Amunicję produkuje się w większości na maszynach pamiętających ZSRR, a można spotkać tokarki wyprodukowane jeszcze w III Rzeszy. Te jednak są już dość mocno zużyte i jakość korpusów pocisków artyleryjskich pozostawia wiele do życzenia. Podobnie dzieje się w przypadku bardziej skomplikowanych urządzeń służących do produkcji spłonek czy zapalników.

W większości zostały one wymienione na początku lat 2000. Jednak wówczas Federacja Rosyjska nie była w stanie wyprodukować urządzeń odpowiedniej jakości, a zachodnie były zbyt drogie. Wówczas pojawiło się pojęcie "zastąpienie importu", dzięki któremu miały ruszyć programy badawcze nad własnymi urządzeniami precyzyjnymi.

Skończyło się jednak na tym, że kupiono chińskie maszyny i po przekroczeniu granicy naklejono własne tabliczki znamionowe. W ten sposób wyposażenie fabryk stawało się rosyjskie. Niskiej jakości sprzęt bardzo szybko się zużył i dziś Rosja ma problem z produkcją amunicji.

Spadek produkcji

- Istnieją dwa rodzaje procesów: obróbka metali, która wymaga specjalnego sprzętu, którego nie mamy. Druga połowa procesu to produkcja prochu i paliwa rakietowego. Wszystko opiera się na sprzęcie importowanym. Do produkcji nowoczesnego prochu, który daje lepszy zasięg i jest łatwiejszy do przechowywania, potrzebne są dobre instalacje i odpowiednie składniki – pisze dla "The Insider" Paweł Łuzin, rosyjski specjalista ds. bezpieczeństwa.

Oznacza to, że obecnie produkowane pociski są znacznie gorszej jakości niż te wyprodukowane przed laty. Z kolei zapasy starych są już na wyczerpaniu. Łuzin zauważa, że rosyjska armia po raz pierwszy doświadczyła niedoboru amunicji artyleryjskiej dwadzieścia lat temu podczas drugiej wojny w Czeczenii. Wówczas wyciągnięto wnioski i w ostatniej dekadzie Moskwie udało się zorganizować produkcję pocisków kalibrów 122 i 152 mm.

Jednak tempo produkcji było bardzo niskie i po trzech latach postanowiono zregenerować i przywrócić do służby niemal 3 miliony starych rakiet i amunicji artyleryjskiej najcięższych kalibrów. Produkcja nadal jest na niskim poziomie. Według raportu państwowej korporacji Rostec w 2017 r. dostarczono jedynie około jedenastu tysięcy pocisków rakietowych do systemów Grad i Tornado-G.

Wedle naczelnego dowódcy Sił Zbrojnych Ukrainy, gen. Walerija Załużnego, w ciągu pierwszego półrocza 2023 r. rosyjscy artylerzyści wystrzelili ok. 7 mln pocisków różnego rodzaju. Wyprodukowanie takiej ilości nowej amunicji bez uwzględnienia ograniczeń sankcyjnych zajęłoby Rosji nawet pięć lat.

Frontowe braki

O ile częstotliwość uderzeń z wykorzystaniem precyzyjnej amunicji można było zauważyć już wiosną tego roku, to wykorzystanie amunicji artyleryjskiej spadło znacznie w pod koniec lata tego roku. I to dość zauważalnie. Jak informuje brytyjski i ukraiński wywiad, o ile w ubiegłym roku Rosjanie wystrzeliwali maksymalnie nawet 60 tys. pocisków artyleryjskich dziennie, to w tym momencie w niewielu przypadkach dzienne zużycie przekracza 20 tys. sztuk. Wyjątek stanowi odcinek pod Bachmutem i Łymanem, gdzie intensywność spadła w niewielkim stopniu.

Ukraiński wywiad zauważa, że najgorsza jest sytuacja z amunicją kalibru 152 mm, której stany magazynowe wynoszą około 30 proc. całkowitej liczby pocisków, jakie Rosjanie mieli przed wojną. Nie posiadają natomiast w ogóle pocisków precyzyjnych w tym kalibrze, co jest związane brakiem odpowiedniego wyposażenia elektronicznego.

- Od dwóch miesięcy rosyjskie grupy działające w naszym kraju żyją w trybie maksymalnego oszczędzania amunicji – mówił w wywiadzie dla "Forbesa" gen. mjr Kyryło Budanow, szef Głównego Zarządu Wywiadu. - Mniej więcej normalnie amunicja jest obecnie używana wyłącznie w Bachmucie i w kierunku Łymanu. Próbowali kilkakrotnie szturmować Wuhłedar i będą to kontynuować, dlatego dodano tę lokalizację. We wszystkich pozostałych obszarach włączyli tryb oszczędzania amunicji.

Ukraińscy saperzy dodają przy tym, że obecnie odsetek niewybuchów jest znacznie wyższy niż na początku wojny i wręcz nieporównywalny z zachodnią amunicją.

Omijanie sankcji

Budanow zauważa, że, mimo międzynarodowych sankcji istnieje możliwość zakupu amunicji za granicą. Faktycznie Kreml, prócz Shahedów kupił w Iranie około 20 tys. rakietowych pocisków artyleryjskich. Są one jednak gorszej jakości, niż te wyprodukowane przez radziecki przemysł.

Putin spotkał się 13 września na Dalekim Wschodzie z Kim Dzong Unem, przywódcą Korei Północnej. Mieli wówczas rozmawiać o zakupie amunicji i maszyn do jej produkcji. Kreml sonduje także możliwość zakupu w Chinach. Te jednak cały czas starają się zachować neutralność i nie chcą Rosji sprzedać nawet tokarek.

Dlatego Rosjanie musieli zacząć kupować maszyny przy wykorzystaniu fikcyjnych firm założonych przez wywiad. We wrześniu wybuchł skandal, ponieważ ukraińska Krajowa Agencja Przeciwdziałania Korupcji ujawniła, że przez fikcyjne firmy do Rosji trafiły obrabiarki niemieckiej firmy Spinner Werkzeugmaschinenfabrik GmbH. Maszyna trafiła do Zakładów Mechanicznych im. Sierowa, które produkują m.in. amunicję kal. 152 mm dla samobieżnych haubic 2S19 Msta-S i 2S35 Koalicja-SW.

Wedle ukraińskich mediów, niemiecka firma od lat ma łamać sankcje. W 2021 r. dostarczyła maszyny dla RT-Techpriemka, która jest częścią korporacji Rostech i zajmuje się m.in. kontrolą jakości materiałów i półproduktów dla przemysłu lotniczego i zbrojeniowego. Teraz jej tureckie przedstawicielstwo sprzedało obrabiarki firmie, która miała być założona przez rosyjski wywiad.

Co więcej, jak pisze epravda.com.ua, powołując się na dane Krajowej Agencji Przeciwdziałania Korupcji, w 2023 roku łączna wartość dostaw sprzętu Spinner do Federacji Rosyjskiej wyniesie już 10,5 mln dolarów. Czyli sześć razy więcej niż w całym 2021 r.

Niemcy odcięli się od zarzutów: "Jeżeli doszło do prawdopodobnej dostawy, została ona dokonana przez osoby trzecie bez naszej wiedzy i zaangażowania" – firma napisała w oświadczeniu i zaprosiła Ukraińców na spotkanie "w celu omówienia i pełnego wyjaśnienia sprawy".

Budanow podkreśla, że Rosjanie nadal będą próbowali zakupić amunicję i maszyny poza granicami kraju, ponieważ "produkują mniej niż zużywają", a "jakość pocisków jest bardzo niska".

Dla Wirtualnej Polski Sławek Zagórski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
wojna w Ukrainieuzbrojenierosja
Wybrane dla Ciebie