Rolnicy wkurzeni na PiS. Frustracja na wsi rośnie. "Trzeba się wziąć za KOWR"
Kolejni politycy związani z PiS i ich rodziny w kontrowersyjnych okolicznościach dostają od Krajowego Ośrodka Wspierania Rolnictwa ziemię do uprawy. To wywołuje wielką irytację wśród polityków obozu władzy, którzy przygotowują kampanię przed wyborami w 2023 roku. Głosy rolników mogą okazać się wtedy kluczowe - a poparcie PiS na wsi z roku na rok spada. Niektórzy mówią nawet, że do rządu powinien wrócić popularny na wsi minister Jan Krzysztof Ardanowski, który sprzeciwił się forsowanej przez Jarosława Kaczyńskiego "piątce dla zwierząt".
Dziś jednak "piątki dla zwierząt" nie ma, za to obóz władzy musi się mierzyć z innymi, być może znacznie poważniejszymi problemami dotyczącymi rolnictwa.
- To, co się dzieje dziś w KOWR-ach, to patologia. Trzeba się za to wziąć: przemodelować ich działania, skontrolować lokalne oddziały, doprowadzić do pełnej transparentności procesów decyzyjnych dotyczących państwowych gruntów - mówi nam wpływowy polityk obozu władzy.
- Takich spraw, jakie opisujecie, są dziesiątki - słyszymy nieoficjalnie.
Afera za aferą
To pokłosie między innymi publikacji Wirtualnej Polski. Nasi dziennikarze od wielu tygodni ujawniają skalę wykorzystywania politycznych wpływów przy procesie poddzierżawiania państwowej ziemi przez ludzi związanych z obozem władzy.
13 października dziennikarze WP Szymon Jadczak i Paweł Figurski ujawnili, że spółdzielnia rolna, w której prezesem i udziałowcem jest Zbigniew Ajchler, poseł niezrzeszony głosujący z PiS, podpisała w sierpniu umowę na poddzierżawę 250 hektarów z państwowych zasobów. Przy przekazaniu ziemi pominięto standardowe procedury obowiązujące zwykłych rolników.
To kolejna tego typu sprawa. Na początku września opisaliśmy, że z prawnej furtki dotyczącej poddzierżawiania ziemi skorzystał brat byłego już wiceministra rolnictwa Norberta Kaczmarczyka. Wirtualna Polska ujawniła, że Konrad Kaczmarczyk poddzierżawił 141 hektarów państwowej ziemi w małopolskiej gminie Kozłów, mimo że mieszka w innej gminie (gdyby ta sama ziemia została wystawiona na przetarg przez KOWR, nie mógłby się o nią ubiegać).
Związani z obozem władzy bracia Kaczmarczykowie mieli zresztą wyjątkowe "szczęście". Od 2020 r. na 295 dzierżaw podpisanych w Małopolsce przypadło tylko pięć pozytywnie rozpatrzonych wniosków o poddzierżawę. Dwa z nich dotyczyły brata wiceministra. Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że pozycja polityczna rodziny Kaczmarczyków nie pozostawała w tym przypadku bez znaczenia.
Norbert Kaczmarczyk po naszych publikacjach został odwołany z rządu.
Nadużyć może być więcej
Politycy obozu władzy - również ci związani dziś z resortem rolnictwa - nie ukrywają w rozmowie z Wirtualną Polską, że sprawy opisywane przez nas bulwersują.
Wykorzystywanie politycznych wpływów na wsi, ale nie na rzecz rolników, tylko na potrzeby własne, wywołuje spore nerwy u ludzi Zjednoczonej Prawicy, którzy przygotowują kampanię wyborczą PiS na 2023 rok.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Ciągniki za miliony i rozpasane wesele Kaczmarczyka na pół tysiąca osób to jeszcze był pikuś. O decyzji o jego dymisji przesądziła wasza publikacja o poddzierżawianiu przez jego brata ziemi należącej do państwa. To była patologia, za którą zwykli rolnicy, którzy nie mają się na kogo powołać, byli wku...eni - nie ukrywa w rozmowie z Wirtualną Polską wpływowy polityk z rządu PiS.
PiS słabnie na wsi
Oficjalnie przedstawiciele PiS wolą nie zabierać głosu. Przekonują, że to politycy, o których piszemy, powinni się tłumaczyć, czy naginali prawo, czy też nie. Ludzie z PiS mają jednak nie lada dylemat - nie mogą (z powodów politycznych) jednoznacznie odciąć się od swoich kolegów i otwarcie ich skrytykować. A jednocześnie mają świadomość, że nie powinni udawać, iż wykorzystywanie swoich wpływów choćby przy poddzierżawianiu ziemi należącej do państwa jest czymś akceptowalnym.
- Dlatego zamiast tłumaczyć się za Kaczmarczyka, niemal natychmiast po waszych tekstach zapadła decyzja o jego dymisji - mówi nam człowiek z otoczenia prezesa Jarosława Kaczyńskiego.
Ze Zbigniewem Ajchlerem jest inaczej. To poseł niezrzeszony, nie sprawujący żadnej funkcji. Ale Ajchler dla PiS jest ważny: wspiera rządzący klub w głosowaniach, co - biorąc pod uwagę kruchą większość PiS w Sejmie - jest dla partii Kaczyńskiego niezwykle istotne.
- Problem w tym, że takich spraw, dotyczących wykorzystywania wpływów politycznych przy poddzierżawianiu ziem, może wyjść na jaw jeszcze wiele - mówią nam nieoficjalnie ludzie związani z obozem władzy.
A to oznacza duże kłopoty formacji rządzącej na wsi, gdzie poparcie dla PiS z roku na rok spada. Przypomnijmy: jeszcze w wyborach parlamentarnych w 2019 roku PiS mogło liczyć na 57 proc. poparcia na wsi. Dziś - jak przekazał nam szef jednego z największych środków badawczych w Polsce - poparcie to oscyluje w granicach 40 proc.
- A będzie tylko gorzej, bo niezadowolenie społeczne rośnie - słyszymy nieoficjalnie.
Jak ocenia prof. UW dr hab. Jerzy Bartkowski, socjolog polityki i współautor raportu o stanie polskiej wsi publikowanego cyklicznie przez Fundację na rzecz Rozwoju Polskiego Rolnictwa, większość ludności wiejskiej bardzo źle ocenia dzisiaj ogólną sytuację w kraju i nie widzi perspektyw na jej poprawę. Gorzej niż przed dwoma laty postrzega też swoją sytuację materialną. A to przekłada się na spadek notowań PiS.
W dodatku - jak pisaliśmy już w WP - na groźnego rywala dla PiS na wsi wyrasta AgroUnia Michała Kołodziejczaka. Jak zauważają niektórzy analitycy, to właściwie jedyna formacja po stronie opozycji, która próbuje punktować PiS za zaniechania i błędy w polityce rolnej.
Tykająca bomba
Przedstawiciele obozu władzy mają świadomość problemu. Niektórzy przyznają, że otrzymują bardzo wiele skarg i narzekań ze strony rolników na spotkaniach "w terenie".
Niektórzy dotychczasowi zwolennicy PiS na wsi mają nawet domagać się powrotu do rządu Jana Krzysztofa Ardanowskiego, byłego ministra rolnictwa, który sprzeciwił się forsowanej przez Jarosława Kaczyńskiego "piątce dla zwierząt". Dziś Ardanowski jest na politycznym marginesie i niechętnie rozmawia z mediami.
- Nie ma dziś tematu zmian personalnych w resorcie rolnictwa. Ale kontrowersje wokół polityki KOWR trzeba wyczyścić. Bo nieprawidłowości jest wiele, w grę wchodzą wielkie pieniądze, a problemu nie można zamiatać pod dywan - przyznaje w rozmowie z WP jeden z polityków obozu władzy.
Nawet politycy zasiadający dziś w rządzie przyznają, że obecne prawo daje zbyt szerokie kompetencje lokalnym oddziałom KOWR. Zauważają, że jest korupcjogenne i uderzające w rodzinne gospodarstwa rolne. Niektórzy twierdzą wręcz, że to tykająca bomba.
Luka dla ludzi władzy
W oficjalnych wypowiedziach politycy PiS i ich koalicjanci przekonują, że chcą, aby polska ziemia "trafiała tylko do rolników", że trzeba "chronić ziemię przed spekulantami" i "powstrzymać niekorzystne zmiany w strukturze gospodarstw".
Pod tymi hasłami w 2016 r. PiS zmienił ustawę regulującą obrót ziemią. Wprowadzono zakaz sprzedaży, ale i dzierżawy ziemi z państwowych zasobów ludziom, którzy nie są rolnikami wystarczająco długo, nie mieszkają w gminie, gdzie położona jest nieruchomość przeznaczona pod dzierżawę albo ich gospodarstwa mają ponad 300 ha.
W ten sposób rząd PiS chciał odpowiedzieć na głód ziemi wśród rolników.
Odtąd ziemia miała być udostępniana rolnikom głównie w formie dzierżawy. To, kto dostanie ziemię w dzierżawę, miało rozstrzygać się w publicznych przetargach. A wszystkie związane z tym formalności prowadzić miał Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa.
Teoretycznie rozwiązanie wyglądało dobrze. Ale okazało się, że jest w nim luka, która umożliwia omijanie przepisów. Ta luka to możliwość poddzierżawienia państwowej ziemi. I z tego właśnie korzystali i korzystają ludzie związani z obozem władzy.
Czytaj też:
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski