Awantura w NBP. "Gorzej być nie może, bo już jest ruina". Nawet w PiS się niepokoją
Ostry spór w Radzie Polityki Pieniężnej niepokoi partię rządzącą. - Spór jest czymś naturalnym, ludzie mają różne poglądy. Niemniej uważam, że ta dyskusja powinna być dyskusją zamkniętą, w gronie członków RPP - przyznaje w rozmowie z Wirtualną Polską przewodniczący sejmowej Komisji Finansów Publicznych Andrzej Kosztowniak (PiS). Bardziej zdecydowanie sytuację ocenia były szef Narodowego Banku Centralnego prof. Marek Belka: - Rada Polityki Pieniężnej od dawna jest swoją własną karykaturą. Gorzej być nie może, bo już teraz jest ruina - twierdzi nasz rozmówca.
Zdania w obozie władzy na temat kryzysu w RPP są podzielone, choć przeważają opinie, iż "sytuacja jest niepokojąca". Tyle że - jak podkreślają nasi rozmówcy - nie dotyczy to bezpośrednio PiS. - Występy profesora Glapińskiego ani nas ziębią, ani grzeją - mówi jeden z polityków PiS pytany o budzące spore kontrowersje konferencje prasowe prezesa NBP.
Mniej zabawnie zaczyna się jednak robić, kiedy szef banku centralnego grozi prokuraturą swojemu najważniejszemu gronu doradczemu z Rady Polityki Pieniężnej. - To nie nasza sprawa, mamy swoje problemy - komentuje członek kierownictwa partii Jarosława Kaczyńskiego.
PiS woli się dystansować
Awantura w Narodowym Banku Polskim trwa od kilkunastu dni: po tym, jak część członków Rady Polityki Pieniężnej zarzuciła NBP pod przewodnictwem Adama Glapińskiego ograniczanie im swobody działania, pięciu innych członków Rady - w tym sam prezes Glapiński - odpowiada zarzutem możliwości popełnienia przestępstwa.
A było tak: w zeszłym tygodniu prezes Glapiński, odnosząc się do nieprzychylnych mu opinii ze strony dwóch członków RPP, wytknął im wysokie pensje. W weekend prof. Joanna Tyrowicz - powołana niedawno członkini RPP z ramienia Senatu - pierwszy raz w historii sama napisała komunikat po posiedzeniu Rady, przy okazji ostro krytykując jego oryginalną wersję, autoryzowaną przez prezesa NBP. Po tym prof. Przemysław Litwiniuk - kolejny członek RPP wybrany przez senacką większość, mocno krytyczny wobec prof. Glapińskiego - oskarżył bank centralny o utrudniony dostęp do analiz makroekonomicznych. NBP z kolei odpowiada, że to wszystko jedno wielkie kłamstwo.
W ten sposób - jak pisał w swojej analizie w Money.pl Damian Szymański - wybuchła otwarta wojna w polskim banku centralnym, jakiej polska polityka nie widziała nigdy wcześniej.
Czy zaszkodzi to partii rządzącej, która powierzyła Adamowi Glapińskiemu drugą kadencję prezesury w NBP?
- Nie, bo NBP to organ niezależny od rządu - twierdzą ludzie z otoczenia Jarosława Kaczyńskiego.
Instrukcja obsługi dla nowego rządu
O aktywności medialnej Adama Glapińskiego politycy PiS mówią niechętnie. Uznają, że prezes NBP - mimo że pojawiał się w centrali partii przy ul. Nowogrodzkiej w Warszawie - prowadzi całkowicie autonomiczną politykę i "niestosownym byłoby, gdyby w demokratycznym kraju politycy komentowali działalność banku centralnego".
Nieoficjalnie jednak w niektórych politykach PiS zachowanie szefa NBP wzbudza zażenowanie. Przedstawiciele obozu władzy wprost mówią o wizerunkowym blamażu, jaki na własne życzenie urządził sobie i bankowi centralnemu prof. Glapiński.
Wszystkich błędów, wpadek i lapsusów prezesa NBP przytoczyć tu nie sposób - większość czytelników zapewne je zna - ale warto podkreślić fakt, że po raz pierwszy w historii prezes NBP grozi prokuraturą członkom Rady Polityki Pieniężnej. "Uznajemy za zasadne rozważenie skierowania (...) zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa" - pisze Adam Glapiński i pięciu bliskich mu członków RPP.
Słowem: szef banku centralnego uznaje, że krytyka decyzji RPP i NBP ze strony członków Rady wybranych przez opozycję to działanie nielegalne, którym powinni zająć się śledczy. Zdaniem prezesa Adama Glapińskiego mogło dojść do naruszenia m.in. przepisów mówiących o tym, że "zgodnie z art. 14 ustawy o NBP w okresie kadencji członek Rady nie może podejmować działalności publicznej poza pracą naukową, dydaktyczną lub twórczością autorską, a członek Rady będący członkiem partii politycznej lub związku zawodowego obowiązany jest na okres kadencji w Radzie zawiesić działalność w tej partii lub w tym związku, pod rygorem odwołania z Rady".
Czy ta bezprecedensowa ofensywa prezesa Adama Glapińskiego jest uzasadniona? Zdaniem byłego szefa NBP, a obecnie europosła Koalicji Obywatelskiej, profesora Marka Belki, nie. - Prezes Glapiński uważa, że członkowie RPP nie powinni angażować się w politykę. Co zatem robi sam prezes Glapiński? Czy nie łamie tej zasady? - pyta retorycznie nasz rozmówca.
Były prezes Narodowego Banku Centralnego w rozmowie z WP twierdzi, że obecny szef NBP "pisze w tej chwili instrukcję obsługi dla przyszłego rządu, jak sobie zaszkodzić". - Dokładnie tych samych argumentów, które stosuje dziś prezes Glapiński, będzie można użyć przeciwko niemu w przyszłości - wskazuje prof. Marek Belka.
I nie ukrywa, że Donald Tusk - co zresztą zapowiadał sam szef PO - jest zdeterminowany, by prof. Glapińskiego ze stanowiska "wykurzyć". - Glapiński jest nielegalny i nie będzie ani jednego dnia dłużej prezesem. I nie trzeba będzie do tego ustawy. Gościa można wyprowadzić z NBP i ja to zrobię, gwarantuję wam to - zapowiadał kilka tygodni temu lider Platformy Obywatelskiej.
Karykatura Rady
Prof. Marek Belka nie kryje swojej opinii o tym, że atmosfera w banku centralnym, a ściślej - w Radzie Polityki Pieniężnej - jest dziś fatalna.
- To osłabia wiarygodność NBP, osłabia złotego, przyczynia się do jeszcze większej inflacji - mówi prof. Belka. Uważa, że w takiej atmosferze - kiedy wysuwane są ciężkie oskarżenia i padają słowa o popełnianiu przestępstw - trudno jest merytorycznie pracować.
- Rada Polityki Pieniężnej od dawna jest swoją własną karykaturą. Gorzej być nie może, bo już teraz jest ruina - uważa Marek Belka.
Belka przyznaje, że kiedy on pełnił funkcję prezesa NBP, to spory w RPP się zdarzały. - Ale, to bardzo ważne, one dotyczyły meritum. I były bardzo merytoryczne. To jest różnica - uważa nasz rozmówca.
Niebezpieczne wody
Z sytuacji w RPP nie są zadowoleni kluczowi politycy PiS zajmujący się finansami. - Spór jest czymś naturalnym, ludzie mają różne poglądy. Niemniej uważam, że ta dyskusja powinna być dyskusją zamkniętą, w gronie członków RPP - przyznaje w rozmowie z Wirtualną Polską przewodniczący sejmowej Komisji Finansów Publicznych Andrzej Kosztowniak z PiS.
Polityk partii rządzącej wskazuje jednak na odpowiedzialność prof. Tyrowicz i prof. Litwiniuka, bo to oni zdecydowali się na głośną krytykę w mediach decyzji RPP pod przewodnictwem prezesa Adama Glapińskiego. - Krytyka decyzji kolegialnych RPP może doprowadzić do jeszcze większych napięć i rozchwiania rynku. Powiem uczciwie: taka sytuacja i tego typu spór to dolewanie oliwy do ognia - mówi nam szef sejmowej komisji finansów.
Podkreśla, że RPP powinna swoje komunikaty ogłaszać w sposób "bardzo powściągliwy". - Nie można bujać łódką, która i tak wpłynęła już na niebezpieczne i nieprzewidywalne wody - wskazuje obrazowo Andrzej Kosztowniak.
Na ostrzeżeniu może się skończyć
O sporze w Radzie Polityki Pieniężnej i Narodowym Banku Polskim pisze również prasa zagraniczna. "To, że członkowie władz banków centralnych nie zawsze się ze sobą zgadzają i dają temu wyraz w publicznych wypowiedziach, jest częścią ich pracy polegającej na formułowaniu opinii na temat polityki pieniężnej. Czymś wyjątkowym jest jednak sytuacja, w której członkowie ścisłego kierownictwa banku centralnego chcą podjąć kroki prawne wobec osób mających inne zdanie" - ocenia niemiecki dziennik "Frankfurter Allgemeine Zeitung".
"FAZ" przypomina, że w zeszłym tygodniu RPP nieoczekiwanie przerwała trwający od roku i podjęty z wahaniem cykl podwyżek stóp procentowych, pozostawiając podstawową stopę procentową na poziomie 6,75 proc. - wbrew oczekiwaniom rynku i pomimo inflacji na poziomie 17,2 proc.
To wywołało publiczny sprzeciw nowo powołanych członków RPP: Ludwika Koteckiego, Przemysława Litwiniuka i Joanny Tyrowicz. Jak pisaliśmy, prof. Tyrowicz opublikowała własną, odmienną wersję komunikatu prasowego po posiedzeniu RPP, zaś prof. Litwiniuk mówił o "orwellowskiej rzeczywistości" panującej rzekomo w NBP i skarżył się na utrudniony kontakt z pracownikami banku.
Media zagraniczne cytują oświadczenie prezesa Glapińskiego i czterech innych członków RPP, w którym - "bez odnoszenia się do wspomnianych zarzutów" - protestują przeciwko "naruszaniu i obchodzeniu prawa" przez część członków Rady oraz zapowiadają rozważenie skierowania zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa.
W opinii rozmówców Wirtualnej Polski z PiS na tych ostrzeżeniach jednak się skończy. - Chyba że okaże się, że prezes Glapiński "złapał" członków RPP na powiedzeniu w przestrzeni publicznej o sprawach, które w danym momencie były chronione klauzulami i nie powinny być ujawniane - zauważa rozmówca WP z obozu władzy.
Nowe oświadczenie NBP
W środę (12.10) wieczorem biuro prasowe NBP opublikowało na stronach banku centralnego oświadczenie nawiązujące do trwającego od tygodni sporu.
Jak przekonują autorzy oświadczenia, "główny przekaz większości Rady nie ma szansy przebicia, a decyzje rynkowe zapadać mogą na bazie informacji, pod którymi nie podpisuje się ani większość RPP, ani NBP. To jest wyjątkowe zaburzenie komunikacji - działania zniekształcające obraz rzeczywistości w stylu, który nie ma nic wspólnego ze standardami, do jakich dotąd byliśmy przyzwyczajeni".
Za taki stan rzeczy współpracownicy prezesa Adama Glapińskiego obwiniają trzech członków RPP (profesorów Tyrowicz, Koteckiego oraz Litwiniuka) oraz cytujące ich wypowiedzi media. "Możemy zabiegać o sprostowanie nieprawdziwych informacji, weryfikację w kilku źródłach, ale niewiele to zmieni – pierwszy raz w historii NBP brutalna i bezpardonowa polityka zawitała w RPP i wykorzystała siłę autorytetu, jaki przez lata budowali członkowie Rady" - czytamy w oświadczeniu.
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski