Rekonstrukcja rządu. Nieoficjalnie: ci ministrowie mogą stracić funkcje
Czesław Siekierski, Paulina Hennig-Kloska, Marzena Czarnecka, Katarzyna Kotula, Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, Izabela Leszczyna, Krzysztof Paszyk - ci politycy mogą stracić ministerialne funkcje po zapowiadanej na czas powyborczy rekonstrukcji rządu. - Niektórzy mogą odejść na własne życzenie, inni zostaną "przymuszeni" - przyznaje nasz rozmówca z koalicji.
- Tak, byliśmy nieco zaskoczeni - tak na zapowiedź zmian w rządzie zareagował w rozmowie z WP jeden z wiceministrów. Rekonstrukcję - i to "głęboką" - zapowiedział w poniedziałek wicepremier i minister cyfryzacji Krzysztof Gawkowski.
Potwierdził to dzień później sam premier Donald Tusk. - Na pewno po wyborach prezydenckich przedstawimy projekt, on będzie wymagał akceptacji nowego prezydenta. To będzie zmiana systemowa. Będziemy mieli jeden z najmniejszych rządów w Europie, jeśli chodzi o strukturę rządu - przyznał premier.
Zmiany zatem mają być nie tylko personalne, ale także strukturalne. Więcej pisaliśmy w Wirtualnej Polsce w tym tygodniu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Moja sprawa". Nerwowo zareagował na pytanie o kontakty z Tuskiem
Niektórzy liderzy koalicji nie kryją zdziwienia z powodu zapowiedzi zmian akurat dzisiaj. - Jeżeli mają być jakieś negocjacje w tej sprawie, to ja w nich jeszcze nie uczestniczyłem, więc nie wiem, jaką wiedzę ma pan wicepremier Krzysztof Gawkowski. Rozumiem, że jeżeli będą jakieś decyzje w tej sprawie podejmowane, to wszyscy będą pamiętali o tym, że to jest rząd koalicyjny - powiedział w rozmowie z dziennikarzami lider Polski 2050 Szymon Hołownia.
To było jeszcze przed wypowiedzią premiera Tuska.
Marszałek Sejmu podkreślił jednocześnie, że "choć premierem jest i powinien być Donald Tusk, to bez Trzeciej Drogi tego rządu nie będzie". Przyznał jednocześnie, że koalicja już wielokrotnie stawała przed pytaniem o rekonstrukcję.
- Premier Tusk wielokrotnie mówił, że uważa, że ten rząd umeblowałby strukturalnie trochę inaczej, by uczynić go bardziej operacyjnym. Jak rozumiem, odziedziczyliśmy tę strukturę po Prawie i Sprawiedliwości. Ten pierwszy okres minął, teraz będzie czas ewaluacji tego, jak to działa, czy można by było pewne rzeczy zrobić bardziej efektywnie, bo pewnie w wielu rzeczach można by było zrobić bardziej efektywnie, skoro gospodarkę mamy rozstrzeloną po sześciu ministerstwach. Z tym można naprawdę spróbować i zrobić to inaczej - mówił lider Polski 2050.
Jak słyszymy nieoficjalnie, rekonstrukcja rządu może dotyczyć m.in. przedstawicieli formacji Hołowni. Właściwie od początku funkcjonowania rządu mówi się o tym, że funkcję może stracić minister klimatu i środowiska Paulina Hennig-Kloska.
Polityczka zasłynęła z kontrowersyjnych i kłopotliwych dla rządu wypowiedzi: m.in. dotyczących cen energii (o tym, że podwyżki za prąd wyniosą maksymalnie 30 zł i że "nie będzie żadnego wzrostu cen energii na poziomie 40 proc.") czy "niskooprocentowanych pożyczek" dla poszkodowanych powodzią.
Hennig-Kloska była współodpowiedzialna za zamieszanie z ustawą wiatrakową, realizację programu "Czyste Powietrze" czy nietrafione decyzje personalne w zależnych od jej resortu instytucjach.
Niezbyt dobrze także układa się jej współpraca z premierem, a także niektórymi wiceministrami.
Za Hennig-Kloską stoi jednak Szymon Hołownia. - Marszałek Hołownia stał, stoi i będzie stał za swoimi ministrami. Paulina Hennig-Kloska, Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz i Adrianna Porowska są naszymi reprezentantkami w rządzie. Pełna lojalność i pełne wsparcie ze strony marszałka - zapewnia w rozmowie z WP polityk Polski 2050, wiceminister funduszy i polityki regionalnej Jan Szyszko.
Dodaje, że "nie przewiduje rozmów" na temat odwołania którejś z wyżej wymienionych. Tyle że będą one niezbędne, bo nawet jeśli nie będzie uwag do konkretnych osób, na tyle poważnych, by je odwoływać, to przecież dojdzie do połączenia niektórych ministerstw, co samoistnie doprowadzi do zmian. I odejścia części ministrów.
Po zapowiedzi premiera to właściwie przesądzone.
W niedawnym badaniu United Surveys na zlecenie Wirtualnej Polsce okazało się, że zarówno Paulina Hennig-Kloska, jak i Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz są w gronie najmniej popularnych ministrów. To ministrę klimatu ankietowani wskazywali również jako tę, którą należałoby z rządu odwołać (co ciekawe - największy odsetek wskazań ze strony wyborców KO).
- Gdyby to zależało od Tuska, Pauliny i Kasi w rządzie by już pewnie nie było - powiedział nam jeden z członków rządowej administracji z Trzeciej Drogi.
Nie jest tajemnicą, że Kancelaria Premiera krzywo patrzy na "polityczną publicystykę" Pełczyńskiej-Nałęcz i jej "nadaktywność" w mediach społecznościowych. Minister funduszy nikt kompetencji i zaangażowania nie odbiera, niemniej sposób jej komunikowania się z ministrami - za pośrednictwem social mediów - nie wszystkim się podoba - słyszymy nieoficjalnie.
Zmiany mogą dotyczyć także ministrów z PSL. Jak słyszymy, po wyborach prezydenckich z rządu - z własnej woli - może odejść Czesław Siekierski. - Czesiek wcale nie chciał zostać ministrem. Nie zależało mu na tym. Odmawiał, ale w końcu dał się przekonać - mówi o ministrze rolnictwa jego znajomy z polityki.
Źródła WP wskazują, że Siekierski ma dość krytyki ze strony lidera Agrounii Michała Kołodziejczaka. - Michał łajał go publicznie, upokarzał go, gada na Czesława dziennikarzom. Ile można? - zastanawia się rozmówca z rządu.
Niektórzy przebąkują o dymisji ministra rozwoju Krzysztofa Paszyka, który miał zająć się stworzeniem kompleksowej strategii mieszkaniowej, ale zamiast tego, jego działalność w ostatnich miesiącach polegała na blokowaniu środków na budownictwo społeczne i forsowaniu dopłat do kredytów.
W miejsce resortu rozwoju, w którym roi się od sporów, może powstać zapowiadany przez Władysława Kosiniaka-Kamysza "superresort gospodarczy". Nie wiadomo, kto stanąłby na jego czele.
Niektórzy jednak twierdzą, że nie widzą sensu w wymianie "jednego peeselowca na drugiego, skoro i tak będzie tak samo". Pytanie też, czy gospodarka byłaby we władaniu ludowców.
Nie wiadomo, czy stanowisko utrzyma pełnomocniczka rządu ds. równości Katarzyna Kotula (o której ostatnio głośno w kontekście jej wykształcenia). Jak słyszymy, niezbyt dobrze jest też oceniania minister przemysłu Marzena Czarnecka ("zmarnowany potencjał", "niezbyt aktywna").
Na gorącym krześle siedzi też minister zdrowia Izabela Leszczyna, choć do niej - jak słyszymy - premier ma najmniej uwag. A wręcz docenia jej poświęcenie w jednym z najmniej wdzięcznych resortów.
- Ministerstwo Zdrowia na pewno po wyborach nie zniknie - zapewnia jeden z rozmówców.
Premier Tusk przyznał, że ministrów będzie mniej. - Z tego tytułu będą też oczywiste konsekwencje personalne. Nie że ktoś wyleci za karę, tylko będzie na pewno mniej ministrów i nie wiem, czy ci, którzy mówią o tym głośno publicznie, czy oni zgłaszają się do tej rekonstrukcji jako autorzy, czy ofiary, ale to zobaczymy po czerwcu - powiedział na konferencji prasowej.
Zdaniem niektórych Tusk niepotrzebnie otworzył giełdę nazwisk i przekierował uwagę mediów na roszady w rządzie. W istocie odpowiedział jedynie na pytanie dziennikarza, który nawiązał do wypowiedzi Krzysztofa Gawkowskiego.
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: michal.wroblewski@grupawp.pl