Złe sondaże, kłótnie ministrów, improwizacja. Chaos w rządzie uderza w kampanię Trzaskowskiego
Spory w koalicji oraz pogarszające się oceny rządu i premiera Donalda Tuska mogą negatywnie wpłynąć na kampanię Rafała Trzaskowskiego. W rządzie - co przyznają sami jego członkowie - panuje komunikacyjny chaos, dlatego kandydat KO próbuje odróżnić się od popierającego go obozu.
Złożona przez Rafała Trzaskowskiego propozycja zaostrzenia kryteriów w przyznawaniu świadczenia 800+ dla obywateli Ukrainy wywołała burzę w koalicji. Jej kulisy opisywaliśmy w Wirtualnej Polsce.
- Ta sprawa ujawniła to, na czym wywalają się wszystkie rządy: wieczna silosowość i "resortowość", brak komunikacji, sprzeczne interesy. Ministrowie i wiceministrowie nie wiedzą o swoich działaniach, a jak wiedzą, to większość inicjatyw próbują sobie wzajemnie blokować. Albo puszczają przecieki do mediów, żeby "spalać" jakieś projekty. Tak to wyglądało i tak to niestety wygląda - opisuje nasz rozmówca z rządu.
Zaznacza, że głównym powodem - choć nie jedynym - takiego stanu rzeczy jest to, że koalicję współtworzy aż siedem formacji, które w wielu sprawach mają sprzeczne interesy.
- Dlatego w wielu gabinetach niektórych resortów albo jest bałagan, albo hula wiatr - twierdzą nasze źródła.
Jeden z rozmówców zwraca uwagę: - Nie wygląda po tym roku, by rząd był przygotowany do rządzenia. Jedyny kierunek to improwizacja.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Upadł sztandarowy projekt Hołowni. Śliz przyznaje: Trudno to zrozumieć
Chaos komunikacyjny w rządzie
Platforma Obywatelska, Nowoczesna, Zieloni, Inicjatywa Polska, Nowa Lewica, PSL, Polska 2050 - wszystkie te partie mają odmienne programy i swoich ludzi w ministerstwach. A to często skutkuje albo konfliktami, albo niewiedzą, jeśli chodzi o realizację określonych projektów przez poszczególnych wiceministrów i podległe im departamenty.
- Koalicja wymogła takie rozdanie, że każda partia ma swojego wiceministra w każdym resorcie. Efekt? Ci wiceministrowie często nie znają swoich projektów, a jak znają, to często się z nimi nie zgadzają i próbują z nimi walczyć. To dotyczy różnych działek: resortu rozwoju, infrastruktury, cyfryzacji, klimatu, rolnictwa i tak dalej - wymienia nasz rozmówca.
Czasem dochodzi z tego powodu do kuriozalnych sytuacji. Przykład? - Byłem na pewnym ważnym wydarzeniu współorganizowanym przez jedno z ministerstw. Dla mediów wypowiadali się minister i wiceminister - obaj z różnych partii. Opowiadali o jednym, wydawało się, tym samym projekcie. Szkopuł w tym, że minister opowiadał jedno, a wiceminister drugie. Minister mówił o zapisach, których już w projekcie nie było, bo wykreślił je wiceminister, który wypowiadał się do kamery obok - opisuje nasz rozmówca z rządu.
Publiczne połajanki i uszczypliwości między członkami rządu w mediach można pominąć. Są dość powszechne.
Niektórzy ministrowie już wprost, publicznie - jak minister zdrowia Izabela Leszczyna - przyznają, że niektórych ważnych ustaw nie przeprowadzą, bo… trwa kampania wyborcza.
To nie jedyny przykład. - Rozmawiamy o rządowym projekcie ustawy o uzgodnieniu płci, ale nie mówimy o nim publicznie, bo podjęliśmy decyzję, że do końca kampanii prezydenckiej nie chcemy o tym mówić - na taką szczerość pozwoliła sobie ostatnio na posiedzeniu sejmowej komisji pełnomocniczka rządu ds. równości Katarzyna Kotula.
Koalicjanci - w tym stronnicy Rafała Trzaskowskiego - po słowach ministry z Nowej Lewicy łapali się za głowy.
Antyukraińska pułapka
O tym, jak duże napięcia - a często i brak komunikacji - panują w rządzie, przekonuje się właśnie Rafał Trzaskowski. Kandydat KO na prezydenta sam wpadł w "pułapkę" koalicyjnych przepychanek, wzywając rząd do wprowadzenia zmian w świadczeniu 800+ dla Ukraińców.
Sprawa ta wydawała się dla sztabu wyborczego Trzaskowskiego nieszkodliwa, a wręcz taka, która pomoże mu w kampanii - wszak coraz większy odsetek Polaków deklaruje sceptycyzm wobec przyznawania świadczeń obywatelom innych krajów.
Ale po pytaniach Wirtualnej Polski do rządu w tej sprawie okazało się, że Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej nie wiedziało o tym, że nad zmianami dotyczącymi Ukraińców z dziećmi od kilku miesięcy pracuje Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji.
Co więcej - najpierw departament komunikacji MSWiA, pytany o prace nad zmianami w świadczeniu, odesłał nas do resortu Agnieszki Dziemianowicz-Bąk (ministry z Nowej Lewicy). Zapytaliśmy więc MRPiPS - resort nic o tych zmianach nie wiedział.
Ostatecznie okazało się - o czym również poinformowaliśmy jako pierwsi - że prace nad zmianami w świadczeniu pilotuje wiceszef MSWiA Maciej Duszczyk. A Agnieszka Dziemianowicz-Bąk i kierowany przez nią resort sprzeciwia się - jak mówili politycy Lewicy - "wykorzystywaniu tematu świadczeń dla Ukraińców na potrzeby kampanii wyborczej".
Podobnie jak Nowa Lewica i Polska 2050 Szymona Hołowni, która zarzuciła Koalicji Obywatelskiej - w tym Rafałowi Trzaskowskiemu - granie antyukraińskimi nastrojami na potrzeby wyborcze.
"Nie dołączymy do wyścigu na antyukraińskość ze skrajną prawicą. Ustawy kampanijne to słaby model stosowania prawa. Będziemy przeciw" - oświadczyła Polska 2050.
Sporem w rządzie skończyła się także publiczna dyskusja ministrów - w którą wplątany został kandydat KO - na temat edukacji zdrowotnej. Jak to się skończyło? Interwencją premiera.
Donald Tusk zarówno w sprawie zmian w 800+ dla Ukraińców, jak i edukacji zdrowotnej, musiał przecinać wątpliwości i opowiedzieć się po jednej ze stron. Zawsze była to strona Rafała Trzaskowskiego.
Koalicjanci z Lewicy i Polski 2050 w nieoficjalnych rozmowach oburzali się: - Czy premier równie gorliwie będzie popierał projekty ustaw proponowane przez innych kandydatów?
Złe oceny rządu uderzą w Trzaskowskiego? PiS próbuje to wykorzystać
Faktem jest jednak, że Donald Tusk i jego rządowe zaplecze nie są dziś atutem Rafała Trzaskowskiego. Przeciwnie.
Rząd - co pokazuje m.in. podległa mu pracownia CBOS - notuje najgorsze wyniki od lat. A to zaledwie rok po objęciu władzy.
Odsetek przeciwników rządu Tuska rośnie (o kilka punktów miesiąc do miesiąca, dziś przeciwników jest 43 proc.), tak samo jak negatywnych ocen (źle ocenia rząd 55 proc. Polaków, wzrost o 4 pp.). Spada przy tym odsetek zadowolonych (32 proc., spadek o 4 pp.).
Co jest dla premiera najgorszą wiadomością? Że jego gabinet ma gorsze oceny niż ustępujący gabinet Mateusza Morawieckiego w grudniu 2023 r. A Morawiecki rządził siedem lat, a nie dopiero rok - jak Tusk.
Sam premier też notuje nie najlepsze wyniki: traci indywidualne poparcie, według badania IBRiS ma zaufanie mniejsze od prezesa IPN Karola Nawrockiego, a prawie 60 proc. badanych wystawia mu oceny od trójki w dół (grudniowy sondaż SW Research dla "Rzeczpospolitej"). Z kolei aż 53 proc. Polaków uważa, że ich życie stało się na przestrzeni ostatniego roku trudniejsze (to United Surveys z grudnia dla Wirtualnej Polski).
48 proc. Polaków obawia się za to pogorszenia sytuacji gospodarczej (GUS). A to rosnącą gospodarką chwalił się ostatnio premier na portalu X.
Współpracownicy Rafała Trzaskowskiego to widzą i zdają sobie sprawę, że rząd może być poważnym obciążeniem dla kandydata KO. I że Trzaskowski musi się od tego rządu dystansować, by "dowieźć" zwycięstwo w drugiej turze wyborów prezydenckich (wedle sondażu Ogólnopolskiej Grupy Badawczej Trzaskowskiego i Nawrockiego dzielą niespełna 4 pp.).
- Może schowają Tuska na kampanię, tak jak PiS chowało Kaczyńskiego - zastanawia się drwiąco jeden z koalicjantów.
To jednak nie będzie łatwe - wszak z drugiej strony Trzaskowski musi z rządem współpracować. - Bez Tuska ta koalicja by się rozpadła. To wciąż najmocniejsze jej ogniwo - przyznaje przytomnie jeden z polityków KO.
Z niezbyt dobrej sytuacji po stronie rządu zdaje sobie sprawę sam Trzaskowski: - Rozumiem frustrację, bo ludzie chcą przyspieszenia. Rząd koalicyjny ma jednak bardziej pod górę, ponieważ musi brać pod uwagę postulaty wszystkich partii - tłumaczy w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej".
Kandydat KO wyjaśnia, że "trzeba przyspieszyć wypełnianie zobowiązań, ale niektóre są zablokowane wetem prezydenta lub z powodu klinczu w koalicji" [Andrzej Duda w tej kadencji zawetował trzy ustawy - przyp. red.]. - Wielu moich kolegów z innych partii koalicyjnych się chowa za plecami Andrzeja Dudy. Mówią: "Może ja bym nawet był za, ale po co mam się wychylać, skoro i tak Duda to zawetuje". Widać, jak bardzo potrzebny w Polsce jest prezydent, który rozstrzygnie te kwestie - próbuje przekonać Trzaskowski.
PiS kontruje ten przekaz. Epatuje niekorzystnymi dla rządu badaniami i próbuje skleić je z Rafałem Trzaskowskim. Zarzuca też - podobnie jak Konfederacja czy Lewica - kandydatowi KO brak wiarygodności, autentyczności i to, że próbuje "nieudolnie przejąć prawicowe postulaty".
- PO wybrała centrolewicowego kandydata na centroprawicowe wybory - stwierdził w Polsat News wicemarszałek Senatu Michał Kamiński (współodpowiadający za przegraną kampanię PO w 2015 r.). Uznał, że "skręt w prawo Trzaskowskiego jest tak samo wiarygodny, jak skaczący na TikToku Kaczyński".
Takie uwagi denerwują polityków KO. Twierdzą, że czasy się zmieniły, "cały świat idzie w prawo", a wyborcy oczekują "pragmatycznego i zdroworozsądkowego przekazu". A taki właśnie ma przedstawiać Rafał Trzaskowski (pisaliśmy o tym niedawno w WP).
Jeden ze speców od kampanii: - Na papierze to wszystko brzmi dobrze. Pytanie, czy wyborcy w to uwierzą.
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: michal.wroblewski@grupawp.pl