Prof. Tomasz Polak: Autorytet Kościoła po prostu wyparował
Niektórzy się boją, że stracimy naszą chrześcijańską tożsamość. Ale moim zdaniem nie będzie katastrofy. Jeśli nawet nastąpi laicyzacja społeczeństwa, nie mam zasadniczych obaw. Musimy po prostu zachować podstawowe reguły dobra wspólnego - mówi w rozmowie z Wirtualna Polską prof. Tomasz Polak.
Sebastian Łupak: Czy Kościół po ośmiu latach rządów PiS powinien dokonać rachunku sumienia?
Prof. Tomasz Polak (dawniej ks. Tomasz Węcławski), filozof i współtwórca Pracowni Pytań Granicznych na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Jeszcze jako duchowny był członkiem Międzynarodowej Komisji Teologicznej: To oczywiste, że Kościół ma wiele do przemyślenia. Jednak to, co się dzieje już po wyborach, pokazuje, że tej refleksji nie ma i nie ma gotowości do krytycznego spojrzenia zwłaszcza w przywództwie polskiego Kościoła.
Przeciwnie: widzimy podtrzymywanie politycznego uwikłania z PiS-em.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jakie zachowania czy słowa z ostatnich lat Kościół powinien poważnie przemyśleć?
Najsilniej rezonujące społecznie było zaangażowanie Episkopatu po stronie surowego wyroku tzw. Trybunału Konstytucyjnego w sprawie zaostrzenia aborcji. Ten wyrok spowodował wstrząs u wielu Polek i Polaków. Przede wszystkim kobiety zobaczyły, jak nisko Kościół ceni ich prawa i życie. Tymczasem ze strony Kościoła nie było żadnej refleksji w kwestii tych protestów.
Co więcej, do negatywnej roli Kościoła w tej sprawie powinno się zastosować słowa z Ewangelii: "po ich owocach, poznacie ich". A owoce rygorystycznego i negatywnego zaangażowania Kościoła w kwestie praw reprodukcyjnych czy swobodnego wyboru związków, w tym homoseksualnych itd., są skrajnie negatywne.
To tragedie wielu osób, np. kobiet, które straciły życie lub zdrowie w wyniku religijnie motywowanego braku pomocy medycznej w powikłanej ciąży oraz ich rodzin. To drastyczny spadek dzietności młodych Polek, które nie chcą rodzić dzieci w takiej Polsce. To także ogromna niesprawiedliwość dotykająca osoby, które chcą żyć w prawnie akceptowanych małżeństwach homoseksualnych. Można by wymieniać długo… Tymczasem po stronie kościelnej kompletnie brak refleksji na temat tych tragedii.
Co jeszcze powinno się znaleźć w kościelnym rachunku sumienia?
Weźmy wystąpienie arcybiskupa Marka Jędraszewskiego przeciwko "tęczowej zarazie". To kolejna sprawa, która była do przemyślenia przez Kościół, a przemyślana nie została.
Kościół powinien także rozważyć swój wpływ na prawodawstwo oraz zblatowanie kościelnych elit z elitami państwowymi - pojawianie się biskupów i księży - gdzie tylko można - w towarzystwie polityków PiS i Solidarnej Polski.
A jednostkowo, to na przykład arcybiskup Stanisław Gądecki, przewodniczący Episkopatu Polski, który powinien przemyśleć swoją wypowiedź o ustroju państwa.
Tę, w której napisał do papieża Franciszka, że "liberalna demokracja nie jest z pewnością jedynym dobrym ustrojem"?
Czuję w jego wypowiedzi nostalgię za innymi niż demokracja formami rządu. Może takimi, które bardziej przypominają strukturę Kościoła? Bardziej autokratycznymi?
Dlaczego Kościół w tak dużym stopniu, jednoznacznie wręcz, opowiedział się za PiS-em?
Ta tradycja narodowo-katolicka w Kościele zaczyna się pod koniec XIX wieku, między innymi za sprawą działalności zgromadzenia zakonnego Zmartwychwstańców.
Była kontynuowana w międzywojniu przez kardynała Edmunda Dalbora i kardynała Augusta Hlonda, później w PRL przez kardynała Stefana Wyszyńskiego, w jakimś stopniu także przez Jana Pawła II i dalej przez prymasa Józefa Glempa i abpa Józefa Michalika. I tak pozostało do dziś.
Co to za tradycja?
W tej tradycji Polska jest widziana jako zapora przed ideologią liberalną z Zachodu i barbarzyństwem ze Wschodu. Źródłem jest kompleks wobec zachodniej Europy, który jest nieusuwalny z myślenia polskiego Kościoła. Syndrom oblężonej twierdzy i obrony Polski przed "moralną zgnilizną", idącą do nas rzekomo z Zachodu.
Gdy PiS doszedł do władzy, Kościół doszedł do przekonania, że to jest świetna okazja, by narzucić i umocnić swoje wpływy ideologiczne, choćby za pośrednictwem ministerstwa edukacji narodowej; mieć wpływ na prawodawstwo i być stale obecnym w rządowych mediach.
Była to też szansa na duże transfery pieniężne i zadbanie o swoje finanse.
Tak. Weźmy choćby najnowszy przykład: pałacyk dla arcybiskupa Gądeckiego. Za państwowe pieniądze jest szykowany na jego emeryturę.
Przypomnę. Jak podała "Gazeta Wyborcza", remont tzw. kanonii dla arcybiskupa Gądeckiego kosztuje podatnika polskiego miliony złotych. To pieniądze z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, czyli instytucji podległej jeszcze rządowi PiS.
Przywołałem przykład tego pałacyku, ale takich spraw jest mnóstwo. Poczynając od przodującego w kwestii dotacji od państwa ojca Rydzyka i jego "dzieł".
Czyli w ostatecznym rozrachunku Kościołowi opłaciło się pójście z władzą ręka w rękę.
Finansowo na pewno było to dla Kościoła korzystne. Ale przecież równocześnie Kościół stracił w tym czasie w bardzo znacznym stopniu swój autorytet społeczny – tak bardzo, że ów autorytet jest już nie do odzyskania, przynajmniej jeśli chodzi o młodsze pokolenia.
Autorytet Kościoła po prostu wyparował.
I nic dziwnego, skoro arcybiskup Gądecki pisze list z poparciem dla panów Macieja Wąsika i Mariusza Kamińskiego.
W tym liście arcybiskup napisał, że "życie każdego z tych Panów ma wartość dla naszej wspólnej Ojczyzny i może przyczynić się do tego, by czynić ją bardziej sprawiedliwą".
Tymczasem niezawisły sąd uznał ich za przestępców i prawomocnie skazał. To jest więc w jakimś sensie pochwalenie przestępstwa przez arcybiskupa.
Straty dla wizerunku i autorytetu Kościoła są poważne i nieodwracalne. Polska jest najszybciej laicyzującym się krajem w Europie i na świecie. Skutki zobaczymy niedługo.
Ale ci, którzy to spowodowali, udają, że nic się nie stało i próbują grać w tę samą grę, co dotychczas, dalej podkopując fundamenty autorytetu Kościoła.
Niedługo zostanie im tylko najbardziej konserwatywna część elektoratu PiS i Konfederacji.
Jak tak dalej pójdzie, to dyskusja zapoczątkowana przez szefową ministerstwa edukacji o zmniejszeniu godzin religii w szkole stanie się bezprzedmiotowa. Powód będzie prozaiczny - nie będzie chętnych do uczestniczenia w tych lekcjach, więc nie trzeba będzie ich usuwać żadnymi formalnymi zabiegami.
Przedmiot HiT, czyli Historia i Teraźniejszość, z podręcznikiem prof. Roszkowskiego, miał w założeniu zagwarantować wychowanie dzieci i młodzieży w duchu katolickim. To również nie wyszło?
Myślenie Kościoła i polityków PiS było i jest oderwane od rzeczywistości. Trzeba najpierw zrozumieć, co się obecnie dzieje cywilizacyjnie, z jakimi pokoleniami mamy do czynienia i czym żyją młodzi ludzie.
Metoda polegająca na przymusie i ideologicznych naciskach na młodzież nie zadziała. To się spotkało ze śmiechem ze strony młodych, złością, bądź obojętnością.
Czy religię w polskiej szkole mogłoby zastąpić religioznawstwo?
W polskiej edukacji powinna pozostać wiedza o kulturowym znaczeniu chrześcijaństwa i Kościoła katolickiego dla Polski. To wciąż musi być traktowane jako wartość.
Natomiast myślę, że mógłby w tym celu powstać przedmiot łączący elementy filozofii, kulturoznawstwa i religioznawstwa – czyli rozumienia różnych religii i ich aspektów w kontekstach także politycznych. To jest ważne dla rozumienia naszej kultury i cywilizacji. To by dało zasób kulturowy osobom kończącym szkoły średnie i nie zmuszało ich do indoktrynacji przez jedno wyznanie.
Po zmianie władzy w Polsce Episkopat zdążył się przeciwstawić m.in. przywróceniu in vitro finansowanego przez państwo, pigułce "dzień po" bez recepty i propozycji aborcji do 12. tygodnia. Nazwał te propozycje "porażającymi i niosącymi śmierć". Trudno uznać to za zaskoczenie. Może społeczeństwu potrzebny jest taki ultrakonserwatywny głos idący na przekór liberalizacji?
Zauważył pan, że Kościół przejawia swoją ideowość przede wszystkim w dziedzinie seksualności człowieka, praw kobiet, praw reprodukcyjnych? Cała uwaga ideologiczna Kościoła koncentruje się w tym obszarze. To wynika, jak sądzę, także z zachwianego stosunku duchownych do seksualności człowieka.
Równie wartościowe byłoby, gdyby hierarchowie Kościoła wypowiadali się w innych kwestiach moralności publicznej np. uczciwości podatkowej obywateli, stosunku pracodawców do pracowników – i wielu innych. A przecież tego nie robią.
Ale w kwestii pigułki czy aborcji ten ultrakonserwatywny głos Kościoła nikogo, jak wspomniałem, nie dziwi.
Przyjęliśmy już, że Kościół w Polsce jest usytuowany politycznie po prawej stronie. Pomija tych katolików, którzy nie popierają PiS-u. Tymczasem jest wielu aktywnych katolików, którzy chcą być wciąż obecni w Kościele, ale zostają odepchnięci przez taki a nie inny polityczny wybór hierarchów, którzy uparli się, żeby związać się z ultrakonserwatywną mniejszością.
A przecież hierarchowie mają narzędzia do krytycznej oceny sytuacji kulturowej, społecznej i politycznej w Polsce. Mają te narzędzia i ich nie używają! Zadziwia mnie ten stopień uporu.
Z drugiej strony niektórzy mówią, że nadchodzi koniec obecnego zarządu Episkopatu: zarówno arcybiskup Gądecki, jak i abp Jędraszewski oraz kardynał Nycz przechodzą wkrótce na emeryturę.
Już w marcu czekają nas wybory nowego Prezydium Episkopatu. Czy zmiany będą radykalne?
Nowe Prezydium będzie, być może, nieco rozsądniejsze niż poprzednicy, ale uważam, że dotychczasowa główna linia będzie kontynuowana.
Kardynał Grzegorz Ryś, uważany za otwartego i liberalnego, wcale taki nie jest. Działa w sposób tradycyjnie biskupi. Prymas Polski arcybiskup Wojciech Polak też ma spore wyczucie w dziedzinie naprawiania krzywd osobom molestowanym przez duchownych, ale swoją diecezją rządzi w sposób tradycyjnie biskupi.
Co to znaczy w sposób "tradycyjnie biskupi"?
Przez "tradycyjnie biskupi" sposób działania rozumiem autorytarny stosunek do księży i wiernych, decyzje nieliczące się z realiami, za to pożądane z perspektywy biskupa, a zarazem z poczuciem wywyższenia.
To może trochę daleka analogia, ale Augustyn po swoim pierwszym spotkaniu z biskupem Mediolanu Ambrożym – skądinąd jego późniejszym mentorem i promotorem – napisał: "przyjął mnie po biskupiemu" i łatwo się domyślić, że miał na myśli właśnie biskupią wyższość.
System "rekrutacji" biskupów to jest powielanie tego samego: osoby, które odbiegają od tradycyjnego sposobu myślenia, są z niego eliminowane. Zostają bierni, mierni i wierni, co kiedyś opisywano skrótem "BMW". Ale instytucja, która traci autorytet i wiernych, nie zostanie uratowana przez ludzi, którym brakuje wizji i elastyczności.
Czyli arcybiskup Gądecki, utożsamiany z najtwardszym oporem wobec zmian Kościoła, będzie miał o czym myśleć na emeryturze?
Powinien! Kiedyś był realistą i pragmatykiem, niezłym wykładowcą. Niestety, z czasem został konserwatywnym ideologiem. Nie rozumie, co się wokół niego dzieje. Działa w sposób schematyczny.
Można wyobrazić sobie inny katolicyzm w Polsce?
Przecież katolicyzm na świecie jest bardzo zróżnicowany, od postaw ultrakonserwatywnych przez liberalne po wręcz lewicowe. To prawda, że katolicyzm zazwyczaj jest konserwatywny, ale nie musi wcale taki być.
Przykładem może być papież Franciszek? Niedawno dopuścił błogosławieństwa dla par jednopłciowych. To duża zmiana. W polskim Kościele niemożliwa?
Polski Kościół meandruje na ten temat. Kluczy, usiłując obejść wypowiedź papieską. Na świecie sprawy aktywności homoseksualnej nie są żadnym tabu, nie są czymś, co należy piętnować czy wykorzeniać. Tymczasem ta ultrakonserwatywna część Kościoła, do której należy także polski Episkopat, nie poddaje się i pozycjonuje wobec tego negatywnie.
Niedawno abp Gądecki wysłał nawet skargę na episkopat niemiecki do papieża Franciszka. Poszło o to, że niemiecki episkopat zgłosił na synodzie propozycje większej otwartości Kościoła na społeczność LGBT i osoby rozwiedzione, a nawet zniesienia celibatu.
To był list otwarty do papieża, w którym abp Gądecki ostrzegał Watykan przed pójściem drogą, którą proponuje episkopat niemiecki w ramach tzw. drogi synodalnej. Najdziwniejsze było to, że arcybiskup był wtedy na synodzie w Watykanie z przedstawicielami episkopatu Niemiec. Zamiast tam nawiązać z nimi kontakt, napisał na nich donos do papieża. Spotkało się to z ostrą reakcją bpa Georga Bätzinga, przewodniczącego niemieckiej konferencji biskupów.
Co mi przypomina, że premier Mateusz Morawiecki zapowiadał w 2017 roku, że z Polski wyjdzie impuls "rechrystianizacji Europy". Jak nam to wyszło?
To była jakaś mrzonka. "Odleciany" zabieg polityczny, prawdopodobnie cynicznie nawracający do przeszłych mesjanizmów. Nie miał prawa się udać.
Czy Kościół jest teraz partnerem do dialogu dla nowego rządu, czy jest traktowany jako siła opozycyjna, którą się tylko informuje o zmianach?
Pojawia się narracja, że biedny Kościół jest teraz wypychany z życia społecznego. Tymczasem Kościół jest nieprzychylnie nastawiony do nowej koalicji rządzącej, więc nie ma się co dziwić, że jest jedynie informowany o planach pewnych zmian.
Pani ministra edukacji Barbara Nowacka zapowiedziała, że chce rozmawiać z Kościołem w kwestii lekcji religii. Tak samo trzeba będzie się skonsultować z Kościołem w innych sprawach wynikających z konkordatu, np. obecności księży w wojsku czy policji.
Te rozmowy nie będą łatwe, zwłaszcza że polski Kościół jest przyzwyczajony do przywilejów i wydawania poleceń, a nie do dialogu.
Na pewno pojawi się też dyskusja o uporządkowaniu finansowania Kościoła.
Dobrowolny odpis podatkowy zamiast Funduszu Kościelnego to dobry pomysł. Warto podejrzeć system włoski, w którym obywatelki i obywatele muszą zdecydować, jaki procent swoich podatków oddają na rzecz organizacji dobra publicznego. To może być Kościół, jeśli są katolikami. Kościół włoski dzięki temu jest bogaty. A ci Włosi, którzy nie są katolikami, mają możliwość wspierania różnych innych instytucji publicznych.
Wraca też temat aborcji. Czy powinniśmy zdecydować o niej ustawą, czy w ramach referendum? Przy obecnym układzie sił w Sejmie i Senacie tylko ta druga forma jest możliwa.
W kwestiach moralnych nie wprowadza się referendów. To zresztą przekonanie wypowiadane także w konserwatywnych kręgach kościelnych. Skądinąd w Polsce brak nadal politycznej kultury referendalnej, stąd nieudane referenda – z wyjątkiem konstytucyjnego.
Czyli ustawa?
Ważne problemy w demokracji załatwia się ustawami. Parlament jest od ustanawiania dobrych praw, a nie od przewidywania tego, co zawetuje, a czego nie zawetuje prezydent Andrzej Duda.
Jednakże w realnej sytuacji politycznej – a działania rządu powinny ją uwzględniać – referendum w tej sprawie może być jedynym sposobem zagwarantowania praw obywatelek i obywateli.
Wracając do roli Kościoła: trudno mi sobie wyobrazić, żeby negocjacje między dzisiejszym rządem a opozycją z PiS – np. w sprawach oddania władzy i ładu konstytucyjnego - odbyły się np. w gabinecie abpa Jędraszewskiego.
Władze kościelne - o czym już wspominałem - są postrzegane jako część obozu PiS, czyli w ewentualnych negocjacjach z obecną koalicją są stroną. Więc jak niby duchowni katoliccy mieliby odgrywać rolę mediatorów? Mediator musi być bezstronny!
Wiele rzeczy można sobie wyobrazić. Pamiętam Lecha Wałęsę chodzącego z Matką Boską w klapie, msze za wolność ojczyzny i Kościół w roli negocjatora ważnych spraw między komunistami i Solidarnością.
Mówimy o innych czasach i innym Kościele. Kiedyś był on przestrzenią wolności, ochrony dla opozycjonistów, miejscem debaty, także tej artystycznej. Nie był też stroną sporu.
Po 1989 roku społeczeństwo demokratyczne odczuwało dług wdzięczności wobec Kościoła. Chciało go spłacać i dlatego przyjęło różne wymagania Kościoła i zgodziło się na jego wejście w wiele obszarów życia i polityki.
A Kościół zaczął się zachowywać arogancko i zaczął nadużywać swojej władzy.
Teraz to Kościół ma dług wobec społeczeństwa, ale nie przyjmuje tego do wiadomości, tylko wysuwa dalsze roszczenia.
Jak więc będzie pana zdaniem wyglądała przyszłość Kościoła w Polsce?
Spada frekwencja na mszach, spada gotowość uczestnictwa dzieci i młodzieży w lekcjach religii. Dramatycznie spada liczba chętnych do stanu duchownego. To są procesy nie do zatrzymania.
Ludzie wciąż świętują Boże Narodzenie, chodzą na pasterkę, uczestniczą w nabożeństwach w kościołach przy okazji innych świąt. Katolicyzm kulturowy jest w nas silny. To wszak nasze tradycje.
Ludzie będą przychodzić do Kościoła posypać głowę popiołem w Środę Popielcową i będą święcić jajka w Wielką Sobotę, ale to nie jest głębokie przeżywanie wiary, a raczej właśnie katolicyzm tożsamościowy, płytki. Powiedziałbym nawet, że to wcale nie jest katolicyzm – jeśli przez to słowo rozumiemy silne zaangażowanie w wiarę.
Co jeszcze czeka Kościół?
Kościół miał przez osiem lat duże wpływy z budżetu państwa, ale ze strony wiernych te wpływy drastycznie maleją. Nowy rząd nie będzie aż tak hojnie dotował Kościoła, więc będzie się pogłębiał jego kryzys finansowy.
Do tego dochodzi kryzys personalny, czyli brak chętnych do seminariów. Małe seminaria się zamyka i łączy w seminaria regionalne, bo nie ma sensu utrzymywać całego budynku dla kilku osób.
Skąd ten spadek powołań?
System seminariów jest chory. Od końca XVI wieku nie zmienił się sposób formowania młodych kleryków w miejscach odizolowanych na wzór klasztorów. Będzie coraz mniej chętnych do tego rodzaju indoktrynacji, bo żadne wymuszanie w pedagogice nie działa.
Kościół ogłasza oczywiście nowe pomysły: księża mają rozumieć ludzi, mają mieć umiejętność nawiązania dialogu także z niewierzącymi. Ale cały system jest anachroniczny i nie umożliwia realizacji tych nowych zadań.
Zobacz także
Czy w takim razie - bez kluczowej roli Kościoła jako spoiwa - nie grozi polskiemu społeczeństwu pustka duchowa?
Niektórzy się boją, że stracimy naszą chrześcijańską tożsamość. Ale moim zdaniem nie będzie katastrofy. Jeśli nawet nastąpi laicyzacja społeczeństwa, nie mam zasadniczych obaw. Musimy po prostu zachować podstawowe reguły dobra wspólnego.
Musimy – jako społeczeństwo - rozumieć demokrację jako współpracę ludzi o różnych poglądach i różnych wyborach życiowych i bronić się przed presją populizmu i autorytaryzmu. Dobrze zorganizowane społeczeństwo demokratyczne - uwzględniające wielość postaw, poglądów i wyborów życiowych - obroni się.
***
Tomasz Polak - profesor zwyczajny Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, współtwórca wraz z dr Beatą Anną Polak Pracowni Pytań Granicznych UAM. Do roku 2007 pracował jako duchowny katolicki i teolog na Wydziale Teologicznym UAM, a po odejściu ze stanu duchownego i apostazji z Kościoła katolickiego pracuje jako profesor we wspomnianej Pracowni. Zajmuje się analizą systemów społecznych, teorią maszyn społecznych i kwestiami granicznymi kultury i polityki. Autor książek "System kościelny, czyli przewagi Pana K." (2020) oraz "Com napisał, napisałem" (wyd. UAM, Poznań, 2024).
Sebastian Łupak jest dziennikarzem Wirtualnej Polski