Przełom w Kościele katolickim. Papież zezwala błogosławić pary tej samej płci

W oficjalnej deklaracji Watykan zgodził się na udzielanie błogosławieństwa parom homoseksualnym. - Nie sądzę, że ta deklaracja rzeczywiście otwiera drogę do uznania małżeństw homoseksualnych przez Kościół - mówi Wirtualnej Polsce ks. Kazimierz Sowa.

Papież Franciszek, Watykan, 20.12.2023 r.
Papież Franciszek, Watykan, 20.12.2023 r.
Źródło zdjęć: © PAP | PAP/EPA/FABIO FRUSTACI

Zgodnie z przełomową watykańską deklaracją katoliccy duchowni mogą udzielać błogosławieństwa parom homoseksualnym i parom niezamężnym.

W deklaracji zatytułowanej "Fiducia supplicans" podkreślono, że takiego błogosławieństwa nie należy jednak mylić z małżeństwem. Duchowni nie mogą udzielać tego błogosławieństwa podczas nabożeństwa. Nie jest to - jak podkreśla Watykan - błogosławienie związku, ale osób.

Deklaracja została opublikowana w oficjalnym biuletynie prasowym Stolicy Apostolskiej Vatican News. Jest opatrzona podpisem kardynała Victora Fernandeza, prefekta Dykasterii Nauki Wiary, i została zatwierdzona przez papieża Franciszka.

W dokumencie watykańskiego biura zaznaczono, że księża powinni podejmować decyzje w każdym przypadku indywidualnie, a takie błogosławieństwo ma odbyć się "bez stwarzania wrażenia małżeństwa". Błogosławieństwo ma się więc odbyć "bez rytuałów, strojów i gestów, które należą do ślubu".

Błogosławieństwo można dać w takich sytuacjach, jak wizyta danej pary w sanktuarium, na spotkaniu z kapłanem, podczas modlitwy odmawianej w grupie lub podczas pielgrzymki.

Nowa deklaracja nie zmienia nauki Kościoła na temat małżeństwa. Według obecnej doktryny darzenie uczuciami osoby tej samej płci nie jest grzechem, jednak intymne akty osób tej samej płci "same w sobie nie są w porządku". Akty seksualne są wciąż zarezerwowane dla małżeństwa, które może być zawarte tylko przez mężczyznę i kobietę.

Nowy dokument z watykańskiego biura doktrynalnego stanowi rozwinięcie listu Franciszka wysłanego do dwóch konserwatywnych kardynałów - Niemca Waltera Brandmüllera i Amerykanina Raymonda Leo Burke'a - w październiku tego roku. Franciszek dał wtedy do zrozumienia, że nie odrzuca zasadniczo błogosławieństw dla par homoseksualnych, bowiem każdy, kto prosi o błogosławieństwo, tak naprawdę prosi o pomoc Boga, aby móc lepiej żyć.

W nowej deklaracji watykańskiej czytamy, że "nikogo nie można powstrzymać od błogosławieństwa i każdy, nawet jeśli żyje w sytuacjach niezgodnych z planem Stwórcy, posiada pozytywne elementy, które może wykorzystać".

O komentarz poprosiliśmy księdza Kazimierza Sowę, autora książki "Niewierni wierni. Rozmowy o prawdziwym Kościele".

Sebastian Łupak, Wirtualna Polska: Czy to jest dokument przełomowy, rewolucyjny?

Ks. Kazimierz Sowa: Nie sądzę, że ta deklaracja rzeczywiście otwiera drogę do uznania małżeństw homoseksualnych przez Kościół. Ona de facto nie jest nastawiona nawet jedynie na związki jednopłciowe. Chodzi ogólnie o ludzi w związkach nieformalnych. To jest wyjście naprzeciw potrzebie duchowej tych ludzi. Natomiast z punktu widzenia Kościoła w Polsce to pewnie jest to dokument w jakieś mierze "rewolucyjny", bo przecież nie ma co się oszukiwać: u nas nawet o tych zjawiskach otwarcie się nie dyskutuje.

Tymczasem fakt, że papież zajął się obecnością w Kościele osób homoseksualnych czy po rozwodach, jest wyraźnym wskazaniem, iż nie można zamykać na to oczu. Może dlatego ten dokument urasta w Polsce do rangi wydarzenia niezwykłego. Tymczasem w takich krajach, jak np. Niemcy, takie błogosławieństwa były wcześniej praktykowane i dziś jedyną reakcją np. niemieckich biskupów jest podziękowanie papieżowi, a nie otwieranie jakiejś dyskusji w duchu "po co nam to".

Dlaczego papież zajął się tą sprawą teraz?

Mam wrażenie, że ten dokument wyszedł po ostatnim synodzie i wątpliwościach (dubiach), które zgłaszało kilku kardynałów. W tych dubiach zawarte były także pytania o dopuszczalność udzielania błogosławieństwa osobom homoseksualnym czy w powtórnych związkach.

Papież powiedział: małżeństwo - nie, błogosławieństwo - tak. Podczas debaty na synodzie nie było jednomyślności w tej sprawie i dlatego papież postanowił to rozwiązać swoją decyzją. To jest w jakieś mierze rozstrzygnięcie doktrynalne, a nie tylko duszpasterskie. Oznacza to, że Franciszek dokonał aktualizacji praktyki kościelnej w tym zakresie. Dostosował ją nie tylko do współczesnej wrażliwości, w tym wrażliwości dużej grupy chrześcijan, ale także wiedzy i życia społecznego.

Kościół nie może już odmawiać ludziom błogosławieństwa bożego?

My, księża, nie możemy Bogu wyznaczać granic, kogo On ma obdarzać łaską i miłością, a kogo nie. To się dzieje pomiędzy człowiekiem a Bogiem, a duchowny jest tu tylko pośrednikiem i nie może sobie uzurpować prawa do oceny. Nieprzypadkowo w dokumencie nie znajdziemy słowa "grzech". Znajdziemy za to wiele razy refleksję nad potrzebami duchownymi ludzi, którzy stanowią wspólnotę Kościoła dziś, tu i teraz.

Jeszcze raz powtórzę: to nie my wyrokujemy o człowieku. To Bóg ocenia każdego z nas. Jeśli ktoś potrzebuje wsparcia od Boga, to niezależnie od jego sytuacji my jako duszpasterze nie możemy tego mu zabronić. Trzeba w duszpasterstwie wyzbyć się mentalności prokuratora i sędziego! Może dlatego ta prosta, ale fundamentalna prawda na internetowych forach polskich duchownych wywołała takie poruszenie.

Papież uznał jednak, że takie błogosławieństwo nie może być liturgią czy rytuałem. To ważne?

Tak, to ważne rozróżnienie, ale czytając ten dokument pomyślałem, że z tym może być problem, bo ludzie raczej chcą uroczystego podkreślenia błogosławieństwa, po które przychodzą i które jest dla nich osobiście ważne! Nie chcą, żeby to się odbywało gdzieś w tajemnicy, chybcikiem, w jakiejś przysłowiowej krypcie.

Takie błogosławieństwo może być rodzajem nie tylko duchowego wzmocnienia i wsparcia, ale i akceptacji przez wspólnotę Kościoła dla tych ludzi, którzy już mają za sobą jakieś życiowe problemy, są poranieni albo odrzuceni i właśnie dzięki temu łapią rodzaj nowego "oddechu" w Kościele. Sam znam pary żyjące w drugim związku, które poziomem swojej religijności i życia duchowego często mnie zaskakują. Oni właśnie potrzebują także takiego wsparcia i do nich adresowane jest to rozwiązanie.

Wiele razy zdarzało mi się, żeby takim ludziom udzielać błogosławieństwa. I robiłem to, mając świadomość, że to jest ich drugi związek. Nie udawałem jednak, że udzielam im ślubu. To było błogosławieństwo dla ludzi wierzących i im nie można odmówić, bo jest to ich potrzeba duchowa.

Jak to wyglądało? 

Najczęściej odprawiałem w ich intencji mszę i modliłem się z nimi w dniu, kiedy oni mieli ślub cywilny i czasem prosili o moją obecność. Oczywiście w przypadku przyjaciół było dla mnie czymś oczywistym, że jestem z nimi w ważnym dla nich dniu.

Zgłasza się do księdza para gejów czy lesbijek, powołując się na nową deklarację i prosząc o błogosławieństwo. Co ksiądz zrobi?

Najpierw zapytam, jakie są ich oczekiwania i zaproszę ich do wspólnego przeczytania dokumentu Franciszka. Serio, żeby komuś w jakiejś mierze pomóc, trzeba poznać jego potrzeby. Nie udawać, że super, "zrobimy co chcecie", tylko spokojnie zastanowić się - wspólnie - jaką mają duchową potrzebę.

Czy dla polskiego konserwatywnego Kościoła to będzie duży problem?

Nie okłamujmy się, to nie będą masowe przypadki. Pary gejowskie czy lesbijskie raczej nie zapełnią polskich kościołów. Nie przewiduję także tworzenia jakichś specjalnych duszpasterstw czy wydelegowania specjalnych kościołów.

Moje osobiste doświadczenie jest takie, że środowiska homoseksualne są raczej do Kościoła uprzedzone i zrażone. Dlatego będziemy mieli do czynienia z pojedynczymi przypadkami, z duszpasterstwami, gdzie już dziś jest większa otwartość na obecność tych ludzi we wspólnocie. To się będzie działo w danej parafii, lokalnie. Jeśli takie pary praktykują życie religijne, to zapewne są już związane z jakąś konkretną wspólnotą, konkretnym środowiskiem, więc nie będą musiały szukać.

Sebastian Łupak, dziennikarz Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (959)