Posłanka PiS przegrała z Mejzą walkę o mandat. Dziś mówi: "Jego kampania była bezwzględna"
Działacze PiS mówią o smutnym paradoksie: polityk, który namawiał rodziców śmiertelnie chorych dzieci na niesprawdzone terapie za dziesiątki tysięcy dolarów, wypycha z Sejmu uznaną lekarkę. Tak zdecydowali wyborcy. Posłanka PiS Elżbieta Płonka przyznaje: - Kampania Łukasza Mejzy była bezwzględna.
17.10.2023 18:47
Politycy partii Jarosława Kaczyńskiego nie kryją rozczarowania, że Łukasz Mejza dostał się do Sejmu z listy wyborczej PiS. Działacze z lubuskiego mogą mieć jednak pretensje wyłącznie do kierownictwa. To ono bowiem zdecydowało, że były wiceminister sportu będzie posłem kolejną kadencję.
"Liczyliśmy, że go nie zauważą"
"Kontrowersyjny", "to nie nasza rekomendacja", "nie ma szans na mandat posła" - tak o Łukaszu Mejzie mówili nam oficjalnie, pod nazwiskiem, jego koledzy i koleżanki na liście wyborczej PiS w Lubuskiem. Kandydatura posła Mejzy nie wzbudziła zachwytów. Przeciwnie.
Lokalni politycy - w tym wojewoda Władysław Dajczak czy poseł Jerzy Materna - mówili Wirtualnej Polsce: - To nie myśmy go rekomendowali. Ale musimy się z tym pogodzić.
Zobacz także
Jak wynika z naszych informacji, w PiS długo trwały rozmowy o tym, czy Mejza w ogóle powinien znaleźć się na listach tej partii. Kierownictwo PiS z Mejzy najchętniej by zrezygnowało, ale polityk otrzymał miejsce na liście z uwagi na umowę koalicyjną PiS z Partią Republikańską Adama Bielana.
- Daliśmy mu jedenaste miejsce z nadzieją, że wyborcy go nie zauważą. A skończyło się, jak się skończyło - rozkłada ręce poseł PiS.
Łukasz Mejza dostał się do Sejmu. I "wypchnął" z parlamentu zasłużoną, wieloletnią posłankę Elżbietę Płonkę. Lekarkę z zawodu.
"Pretensje możemy mieć sami do siebie"
W wyborach do Sejmu 2023 z listy PiS w Lubuskiem dostali się wspomniani Władysław Dajczak i Jerzy Materna, a także szef lokalnych struktur Marek Ast oraz właśnie Łukasz Mejza. Były wiceminister sportu osiągnął bardzo dobry wynik - zagłosowało na niego prawie 10 tys. osób.
Zobacz także
- Jak on to zrobił? To wiem. Krzyk, wrzask, kampania totalna. Nie wiem natomiast, dlaczego ludzie się na to złapali. Myślałem, że nasi wyborcy wykażą się większym rozumem - mówi nam jeden z działaczy PiS.
A co na ten temat sądzą lokalni politycy?
- Lista wyborcza była źle skonstruowana, zwłaszcza błędnie ustawiono listę w Gorzowie. Było zbyt gęsto - słyszymy w PiS.
Nasi rozmówcy przyznają, że głosy wyborców w Lubuskiem - co zagrało na rzecz Mejzy - rozproszyły się m.in. pomiędzy takich kandydatów jak Marek Surmacz (były wiceszef MSWiA w rządzie Kazimierza Marcinkiewicza), Jarosław Porwich (dawniej związany z Kukiz’15) czy Tomasz Rafalski (syn byłej minister i europosłanki Elżbiety Rafalskiej).
Co do kandydatury Mejzy zaś - nie uzyskał on rekomendacji zielonogórskich struktur PiS, ale został "narzucony z góry" przez partyjną centralę. - Pretensje możemy mieć sami do siebie. Trzeba się uderzyć we własne piersi, bo zrobiliśmy sobie niepotrzebne problemy - słyszymy w formacji Jarosława Kaczyńskiego.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jeden z polityków mówi nam: - Stracili na tym doświadczeni politycy związani z regionem, zasłużeni, z dorobkiem. No i oni zostali pozbawieni szans na mandat dlatego, że Nowogrodzka postanowiła wepchnąć do nas debiutanta spoza naszego środowiska, który z PiS-em nigdy nic wspólnego nie miał. Frustracja z tego powodu jest ogromna.
Politycy PiS, z którymi rozmawialiśmy, mówią o nieczystej grze Łukasza Mejzy w kampanii. - Sposób działania pana Mejzy był bezwzględny. Jego plakatami było obwieszone całe województwo. Z kolei plakaty innych kandydatów, w tym moje, były zrywane - mówi Wirtualnej Polsce posłanka PiS Elżbieta Płonka, która straci mandat poselski na rzecz Łukasza Mejzy.
Płonka to była wicemarszałek województwa lubuskiego, posłanka VIII i IV kadencji. Wieloletnia samorządowiec i lekarka z zawodu. Jej zasługi dla regionu i lojalność wobec partii nie wystarczyły jednak, by wygrać z Mejzą.
Kampania rozrzutna i butna
A były wiceminister kampanię miał przebojową. Nie tylko w terenie, ale także w telewizji rządowej. Mejza, jak słyszymy, miał niepisaną umowę z kierownictwem PiS, że będzie regularnie - nawet kilka razy w tygodniu - reprezentował rządzących w programach TVP Info.
Lokalnie polityk też nie odpuszczał. Kandydaci PiS z okręgu mówią o tym, że "Mejza nie miał wzięcia w miastach, ale pozaklejał swoimi banerami ciągi komunikacyjne oraz płoty i domy w mniejszych miejscowościach i wsiach". - Napis "MEJZA" był wszędzie. To działało na pamięć i wyobraźnię wyborców - przyznają lokalni działacze PiS.
Dodają, że z punktu widzenia Mejzy skuteczne było hasło "pogonimy Tuska". - Krótkie, chwytliwe. Sprytnie to wykorzystał - mówi rozmówca WP.
Przedstawiciele PiS zwracają uwagę na rozmach kampanii polityka związanego niegdyś z PSL i Kukiz’15. - Pan Mejza prowadził kampanię z rozrzutnością. Tak, jak cztery lata temu. Ale też z butnością. Rozwieszał plakaty gdzie się da, często bez zgody i bez pytania. To było naganne i powinien się z tego rozliczyć - mówi nam odchodząca z Sejmu posłanka Elżbieta Płonka.
Skąd polityk miał na to pieniądze? - Pytanie pozostaje bez odpowiedzi. Ja nie wiem. Każdy z kandydatów miał limity, w ramach których musiał się poruszać. Nie wiem, jak pan Mejza ma zamiar się z tego rozliczyć - mówi nam była wicemarszałek województwa lubuskiego.
Jak pisały lokalne media, w Lubuskiem ruszył społeczny ruch, który miał udokumentować skalę kampanii wyborczej Mejzy, by posiadać niezbite dowody do Państwowej Komisji Wyborczej, że polityk (rzekomo) przekroczył przyznane mu limity. Jak podawała "Gazeta Wyborcza", nielegalnie zawieszone banery posła zdejmowano.
Na polityka miały zostać nałożone kary za nielegalne rozwieszanie plakatów. "Mieszkańcy, którzy budzili się rano z banerem Mejzy na płocie, sami je zrywali" - informowały lokalne media, bazując m.in. na materiałach zamieszczanych przez obywateli w mediach społecznościowych.
Politycy PiS byli tym zażenowani. Jak pisaliśmy w WP, ujawniając partyjne przekazy dnia, centrala przy Nowogrodzkiej nie chciała przyznawać się do polityka.
"Samodzielnie nie podejmujemy tematu kandydatur [do Sejmu] Łukasza Mejzy i Roberta Bąkiewicza. Używamy tylko w przypadku wyraźnego ataku"; "można budować 'most narracyjny' i przechodzić na kwestię aferzystów Tuska" - tak w partyjnym briefie dla działaczy centrala PiS instruowała swoich polityków, jak mają reagować na pytania o kontrowersyjnych kandydatów na posłów.
Najpierw dymisja, później powrót. I zarzuty
Wirtualna Polska opublikowała pod koniec 2021 r. szereg artykułów, w których opisała działalność dawnej firmy Łukasza Mejzy oferującej wyjazdy zagraniczne osobom nieuleczalnie chorym (w tym dzieciom), m.in. na nowotwory, Alzheimera czy Parkinsona. Firma miała oferować kosztowne leczenie metodami uznawanymi za niesprawdzone i niebezpieczne. Według portalu interes Mejzy nie wypalił, za to pozostawił po sobie wielu oszukanych pacjentów i ich rodziny.
Mejza do publikacji odniósł się wówczas na konferencji prasowej. Określił je jako "największy atak polityczny po 1989 roku". - Atak ten jest wymierzony we mnie, ale jego celem jest obalenie większości rządowej - powiedział.
Wkrótce później ustąpił ze stanowiska wiceministra sportu. Jako poseł niezrzeszony, do końca kadencji głosował razem z PiS.
W serii publikacji WP ujawniła również, że ówczesnemu wiceministrowi sportu wspólnicy zarzucali oszustwa - w tym fałszowanie dokumentów i ukrywanie utargów. Reporterzy WP zdobyli też dowody, że podczas pierwszej fali pandemii handlował maseczkami bez atestów. Jak pisał Szymon Jadczak, udawał producenta, który nigdy nie istniał. Powoływał się również na wpływy w jednej z giełdowych spółek bez jej wiedzy.
Co więcej, oprócz firmy, która próbowała zarabiać na cierpieniu śmiertelnie chorych ludzi, Mejza założył firmę Future Wolves, która z kolei miała zajmować się szkoleniami. Spółka powstała w czerwcu 2019 roku, a działalność przedsiębiorstwa została zawieszona 14 października 2021 roku (czyli na chwilę przed wejściem Mejzy do rządu Zjednoczonej Prawicy).
Według oświadczenia majątkowego były wiceminister zarobił w Future Wolves okrągły milion złotych. Po kontroli Biura Audytu, Kontroli i Nadzoru Właścicielskiego Urzędu Marszałkowskiego w grudniu 2021, firma Mejzy musiała zwrócić ponad 700 tys. zł. Raport urzędników pozostawia wątpliwości, czy firma Mejzy w ogóle przeprowadziła szkolenia.
W listopadzie 2022 r. w WP dziennikarze pisali, że w sprawie Łukasza Mejzy wciąż trwały wówczas przynajmniej dwa śledztwa. Jedno jest w sprawie organizowania szkoleń za unijne pieniądze. Drugie w sprawie firmy medycznej, która miała wysyłać chorych na leczenie za ocean. "W każdym z nich prokuratorzy gromadzą materiały dokumentujące jego biznesową działalność. Śledczy przyznają, że "na tym etapie sprawy nie ma mowy o jej umorzeniu" - informowali Szymon Jadczak i Mateusz Ratajczak.
Mejza w swoich ogólnych oświadczeniach twierdził, że stał się bohaterem nagonki medialnej ze względu na wspieranie rządu Zjednoczonej Prawicy.
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: michal.wroblewski@grupawp.pl