Jak ludzie Łukasza Mejzy szukali klientów. Wstrząsające relacje rodziców [ŚLEDZTWO WP]© Agencja Gazeta | Władysław Czulak, Agencja Gazeta

Jak ludzie Łukasza Mejzy szukali klientów. Wstrząsające relacje rodziców [ŚLEDZTWO WP]

"Kłamstwo" i "nękanie" - tak działalność firmy Łukasza Mejzy opisują rodzice chorych dzieci, którzy odbierali telefony od jego współpracowników. - Gdy powiedziałam, że jestem za biedna, przestali się do mnie odzywać - mówi jedna z matek, która otrzymała na skrzynkę pocztową folder reklamowy spółki obecnego wiceministra sportu. Wirtualna Polska publikuje relacje kolejnych rodziców, których na kontrowersyjną terapię chcieli namówić ludzie z firmy Łukasza Mejzy.

Po tym, jak ujawniliśmy, że firma Łukasza Mejzy miała zachęcać rodziców chorych dzieci i osoby nieuleczalnie chore do niesprawdzonej i potencjalnie niebezpiecznej terapii za bagatela 80 tys. dolarów, z redakcją Wirtualnej Polski skontaktowały się kolejne osoby nakłaniane przez przedstawicieli Vinci NeoClinic do wyboru ich oferty.

Wszyscy pokazują nam e-maile, zapisy rozmów lub telefonów od ludzi z firmy Vinci NeoClinic. W okresie, którego dotyczą ich historie, Łukasz Mejza był prezesem i właścicielem tej firmy.

Jedna z wielu prób nakłonienia rodziców do skorzystania z oferty miała miejsce 20 listopada 2020 roku. Jak wynika z informacji Wirtualnej Polski, tego dnia wiadomość o tytule "Foldery medyczne" trafiła do kilkudziesięciu rodziców. W środku była ulotka firmy Vinci NeoClinic, czyli spółki założonej i prowadzonej właśnie przez Łukasza Mejzę. Aby oszczędzić sobie czas, współpracownicy Łukasza Mejzy wysłali ją hurtem do wielu odbiorców jednocześnie. W folderze znajduje się oferta dla osób z chorobami neurologicznymi - w tym dzieci - i ich rodzin. 

Wcześniej o terapii czytali w wiadomościach SMS, w komunikatorach na serwisach zbiórkowych i słyszeli o niej podczas rozmów telefonicznych. Niektórzy byli nękani połączeniami wielokrotnie. Inni byli porzucani już po jednej próbie.

Takich prób dotarcia do chorych i ich rodzin na przestrzeni miesięcy było o wiele więcej.

"Kłamali od samego początku" 

Michał jest chory na adrenoleukodystrofię - choroba niszczy komórki w mózgu
Michał jest chory na adrenoleukodystrofię - choroba niszczy komórki w mózgu © Archiwum prywatne | Archiwum prywatne

Michał ma 15 lat, od pięciu choruje na ciężką i nieuleczalną chorobę genetyczną - adrenoleukodystrofię (ALD). Choroba niszczy komórki w mózgu. U nastolatka wada spowodowała już porażenie czterokończynowe. Chłopak może tylko leżeć: nie mówi, nie je, nie słyszy, nie widzi. Często ma też ataki spastyczności (spinają mu się mięśnie). 

24 godziny na dobę opiekuje się nim mama, Dagmara Mędrek. Z jej relacji wynika, że rok temu zadzwonił do niej asystent wiceministra Łukasza Mejzy - Franciszek Przybyła. I powiedział wprost: ich firma ma świetne rezultaty leczenia dzieci z adrenoleukodystrofią. Kobieta doskonale pamięta te słowa, bo - jak dziś wspomina - w reakcji na nie aż poczuła ukłucie w klatce piersiowej.

- Zadrżało mi serce, gdy Franciszek Przybyła powiedział, że mają leczenie dla Michałka. Podał się za przedstawiciela firmy Vinci NeoClinic i stwierdził w rozmowie przez telefon, że jego firma ma świetne rezultaty - wspomina pani Dagmara w rozmowie z WP. 

- Od światowych sław medycyny słyszałam, że tej choroby w zaawansowanym stadium nie ma jak leczyć. A tu dzwoni ktoś i mówi, że mają innowacyjną metodę. Dopiero po chwili ochłonęłam i zapytałam o konkretne wyniki badań. Pan Przybyła nigdy ich nie przedstawił - dodaje matka Michała.

Dziś patrzy na całą sprawę z dystansem, ale i z emocjami. Nie zaufała, nie wysłała dziecka na leczenie do Meksyku, nie wydała pieniędzy. Po głosie jednak słychać, że wciąż buzują w niej emocje na wspomnienie o firmie Łukasza Mejzy.

- Kłamali od początku. Nigdy nie było żadnego dziecka wyleczonego z adrenoleukodystrofii ich metodą. Nigdy nie przedstawili żadnych medycznych dowodów na swoje słowa - obrusza się. 

Rodzice dzieci z adrenoleukodystrofią mają swoją grupę na Facebooku. Wspierają się tam, rozmawiają o nowych metodach leczenia, wymieniają doświadczeniami. W pewnym momencie rozpoczęła się tam dyskusja o folderze reklamowym firmy Vinci NeoClinic. Materiały od ludzi Łukasza Mejzy dostali też inni rodzice. Podobna dyskusja miała również miejsce w społeczności rodziców dzieci chorych na mukowiscydozę. Tu też pojawiło się pytanie: "Dzwonili do Was?".

W mediach społecznościowych rodzice chorych na mukowiscydozę wymieniali się informacjami, czy dzwonił do nich ktoś z Vinci NeoClinic
W mediach społecznościowych rodzice chorych na mukowiscydozę wymieniali się informacjami, czy dzwonił do nich ktoś z Vinci NeoClinic© WP | WP

Materiał reklamowy spółki Vinci NeoClinic opisywaliśmy w poprzednim tekście o biznesach Łukasza Mejzy. Wynika z niego, że nowa metoda, na którą namawiają przedstawiciele firmy Mejzy, leczy szereg schorzeń powszechnie uważanych za śmiertelne lub nieuleczalne. Na liście są choroby neurologiczne, nowotwory, a nawet starość i problemy z erekcją. 

- W folderze był przedstawiony przypadek Tomasza Guzowskiego, rzekomo wyleczonego tą metodą. Była tam mowa o tym, że Guzowski miał też chorobę Addisona (objawami są niskie ciśnienie i niezdolność do wysiłku fizycznego, na tę przypadłość cierpi większość chorych na ALD - red.) a teraz wraca do zdrowia. Okazało się, że to kolejne kłamstwo. Skontaktowaliśmy się na naszej grupie z żoną Guzowskiego i zapytaliśmy o wynik badań. To było we wrześniu. A ona stwierdziła, że dopiero w grudniu zrobią badania. To jakim prawem przed zrobieniem badań twierdzą, że coś wyleczyli? - oburza się mama chorego 15-latka. 

- Nie zapomnę Przybyle tych pierwszych słów, kiedy z radością oznajmił, że jest leczenie dla dzieci z adrenoleukodystrofią, a w folderze pojawiło się stwierdzenie "medyczny cud". W rodzicu, który szuka ratunku dla śmiertelnie chorego dziecka, wszystko aż zamiera na moment w nadziei, zanim w kolejnym kroku racjonalnie zacznie się zastanawiać nad taką ofertą - mówi dziś mama Michała. 

Franciszek Przybyła to prawa ręka Łukasza Mejzy. Jego numer telefonu w internecie widnieje jako numer do biura posła Mejzy. Na stronie Sejmu Przybyła przedstawiany jest jako asystent Łukasza Mejzy. 

Franciszek Przybyła z Łukaszem Mejzą w koszulce "Team Mejza".
Franciszek Przybyła z Łukaszem Mejzą w koszulce "Team Mejza".© Facebook | Facebook

Jak wynika z informacji Wirtualnej Polski, Przybyła w wiadomości wysyłanej do rodziny Michała, podpisał się jako "konsultant medyczny" (w wiadomości używał angielskiego zwrotu "medical consultant").

W jednej z wiadomosci pisał: "W nawiązaniu do naszej rozmowy, (...) cieszę się, że wyraziła Pani zainteresowanie skorzystaniem z usług Vinci NeoClinic, która umożliwia terapię adrenoleukodystrofii pluripotencjalnymi komórkami macierzystymi".

Taką wiadomość otrzymała jedna z matek. Kontaktował się z nią Franciszek Przybyła - przedstawiciel Vinci NeoClinic, prawa ręka Łukasza Mejzy i jego asystent w Sejmie
Taką wiadomość otrzymała jedna z matek. Kontaktował się z nią Franciszek Przybyła - przedstawiciel Vinci NeoClinic, prawa ręka Łukasza Mejzy i jego asystent w Sejmie © WP | WP

W środku wiadomości są foldery medyczne, sprawy organizacyjne oraz "historia jednego z naszych podopiecznych (...), który pomimo nieuleczalnego schorzenia, powrócił do pełni sił". Wiadomość kończy stopka, w której jest numer telefonu do Przybyły, służbowy adres e-mail (kończący się adresem vincineoclinic.com) oraz firmowe logo.

"Jak można tak ludzi oszukiwać?!"

- Mogę bez cenzury powiedzieć co myślę o panu Mejzie? Ja bym temu ch… dupę skopała. Jak można tak ludzi oszukiwać?! Jak można robić w konia, żerować na nieszczęściu? I to człowiek z rządu, który powinien być przykładem dla innych - głos Katarzyny Sokół aż drży z emocji.

Drży też przez adrenoleukodystrofię (ALD), czyli ciężką chorobę genetyczną, zabijająca komórki nerwowe, na którą cierpi pani Katarzyna.

- Z dnia na dzień czuję się coraz gorzej. Jeszcze chodzę, ale z każdym dniem jest coraz trudniej. Słyszy pan po moim głosie, że nie mówię już normalnie. W dodatku mój mąż dwa lata temu stracił wzrok z powodu cukrzycy, dlatego tak liczyłam na terapię, którą zaproponował mi człowiek od Łukasza Mejzy - opowiada Katarzyna Sokół.

Wzmiankę o Vinci NeoClinic znalazła sama. Na ALD zmarło jedno jej dziecko, drugi syn też odziedziczył tę chorobę i jest po dwóch przeszczepach szpiku kostnego. Dobrze wie, jaki wyrok na niej ciąży. I dlatego napisała wiadomość pod adres znaleziony w internecie.

- 25 września 2020 r. zadzwonił do mnie Franciszek Przybyła. Opowiedział mi o leczeniu w Meksyku za 80 tys. dolarów. Następnego dnia znów się odezwał i opowiedział mi o Tomaszu Guzowskim. Przysłał mi filmiki, pokazujące, jak teraz pan Tomek funkcjonuje. Skontaktowałam się też z jego żoną, a ona mi opowiedziała, że pan Tomek zaczął chodzić po tym leczeniu. Poraziła mnie kwota potrzebna na leczenie i powiedziałam o tym panu Franciszkowi. On z kolei zapewnił, że pomoże mi przy zbiórce - opowiada kobieta.

I mówi wprost: byłam gotowa wziąć kredyt na to leczenie.

To Katarzyna Sokół - chora na adrenoleukodystrofię
To Katarzyna Sokół - chora na adrenoleukodystrofię © Archiwum prywatne | Archiwum prywatne

Ale po dwóch telefonach - z nieznanych przyczyn - kontakt się urwał. - Pisałam i dzwoniłam. Nikt nie odbierał. Szukałam sama tej kliniki. Nic nie znalazłam. Z dnia na dzień zostałam pozbawiona nadziei - przyznaje pani Katarzyna.

"Uznałam, że to oszustwo"

- Mnie ci ludzie znaleźli przez zbiórkę w serwisie pomagam.pl. Moja córka cierpi na stwardnienie guzowate - opowiada pani Magda. To również nieuleczalna choroba genetyczna. Powoduje zmiany w nerkach, sercu, gałkach ocznych, mózgu, płucach i na skórze. 

Pani Magda poprosiła nas o zmianę imienia na potrzeby tekstu. Imię i nazwisko pozostają do wiadomości redakcji. 

- Człowiek, który do mnie zadzwonił, stwierdził, że to "nowa terapia genowa dostępna w USA - skierowana do chorób neurodegeneracyjnych, w sensie, że niszczą się tam komórki nerwowe". Jak np. w stwardnieniu rozsianym. Zapytałam, jak ma się do tego stwardnienie guzowate, w którym komórki nerwowe się nie niszczą. Tu pan z Vinci NeoClinic już nie był w stanie nic dodać - wspomina pani Magda. 

I dodaje, że "mężczyzna chciał się koniecznie umówić na spotkanie, żeby wszystko wytłumaczyć". 

- Uznałam, że to oszustwo. Na grupie dla rodziców napisałam, że zadzwonili do mnie tacy naciągacze. Okazało się, że inni też mieli podobne telefony. Zebrałam wszystkie e-maile oraz wiadomości od nich i poszłam na komisariat Szczecin-Dąbie zgłosić oszustwo. Policjanci zapytali, czy przelałam te 80 tysięcy. Odpowiedziałam, że nie, ale chciałam ostrzec innych. Wtedy stracili zainteresowanie sprawą i stwierdzili, że nie ma nikogo, kto mógłby przyjąć zgłoszenie. I że mogę to wysłać pocztą - opowiada pani Magda. 

Przedstawiciele Vinci NeoClinic wydzwaniali do niej przez kolejny miesiąc. Aż zablokowała ich numery. 

Amelia Rak wymaga nieustannej opieki rodziców.
Amelia Rak wymaga nieustannej opieki rodziców.© wp.pl | wp.pl

Ludzie Mejzy dzwonili też do Katarzyny Rak, matki 12-letniej Amelki. 

Jak czytamy na jej stronie: "Amelka ma 12 lat, a bagaż trudnych doświadczeń tak duży, że i niejeden dorosły mógłby się pod nim ugiąć". Cierpi na czterokończynowe mózgowe porażenie dziecięce i padaczkę. Ma nadwrażliwość na dźwięk i dotyk. Do tego opóźnienia w rozwoju mowy. Nie potrafi samodzielnie chodzić, raczkować, a nawet siedzieć. Wymaga nieustannej opieki rodziców. 

- Zadzwonili i opowiadali cuda. Że mają innowacyjną metodę, że to dużo lepsze, niż dotychczasowe leczenie komórkami macierzystymi. Wydawało mi się to dziwne, bo nigdy wcześniej nie słyszałam o tej metodzie - opowiada Katarzyna Rak. 

Nie zaufała ludziom Łukasza Mejzy. Kontakt skończył się po drugim telefonie. 

Pani Katarzyna ma dwójkę dzieci ze spektrum autyzmu. Telefon z Vinci NeoClinic dostała w wyjątkowym momencie. 

- Jesienią ubiegłego roku dostaliśmy diagnozę naszej trzyletniej córki, a do tego z powodu pandemii zostaliśmy praktycznie bez pieniędzy. W tym czasie lekarze mówili nam, że terapię córki trzeba rozpocząć jak najszybciej. Człowiek z Vinci NeoClinic znalazł nas na jakimś portalu zbiórkowym i napisał, że jest w stanie pomóc. Skontaktowałam się z nim - opowiada. 

I usłyszała po drugiej stronie słuchawki ofertę firmową. - Stwierdził, że jest mi w stanie pomóc, że ma taką nową terapię. Przyznał, że jest droga, ale jak założymy zbiórkę, to sobie poradzę. Potem dosłał folder, w nim było właśnie o terapii w Stanach Zjednoczonych. Nie brzmiało to jednak wiarygodnie i byliśmy sceptycznie nastawieni - opowiada dalej kobieta. 

- Obiecywał nam, że efekty nie będą widoczne od razu, ale może będzie poprawa w przyszłości. Przecież nasze dziecko żyje tu i teraz. Teraz potrzebuje pomocy, a nie w przyszłości. Przestałam odbierać od nich telefony, a oni ciągle dzwonili. To było kilkanaście prób kontaktu. Sytuacja zaczęła wyglądać jak nękanie - wspomina kobieta. 

I dodaje, że ludzie Mejzy tak jak nagle zaczęli dzwonić, tak nagle przestali. 

Jak wynika z informacji Wirtualnej Polski, mechanizm wyszukiwania rodzin był prosty: współpracownicy firmy korzystali w tym celu z mediów społecznościowych, ale również stron fundacji i stowarzyszeń, które pomagają chorym. Była to kopalnia przyszłych kontaktów - rodzice korzystający ze wsparcia różnych organizacji najczęściej prowadzili również zbiórki pieniędzy. Łatwo było ich zlokalizować, wysłać wiadomość. I czekać na kontakt. 

Na liście jest wiele rodzin, w których są dzieci z autyzmem. Tu warto się na chwilę zatrzymać, bowiem autyzm to przypadłość, na którą nie ma lekarstwa. Żadnego. 

Fragment ulotki firmy Łukasza Mejzy - Vinci NeoClinic. Oferta skierowana była do osób z problemami neurologicznymi i seniorów
Fragment ulotki firmy Łukasza Mejzy - Vinci NeoClinic. Oferta skierowana była do osób z problemami neurologicznymi i seniorów© WP | WP

- Diagnoza jest przez wiele osób postrzegana jako wyrok dla nich i dla ich dziecka. Zrobiliby wszystko, żeby syn lub córka wyzdrowieli, a oni mogli żyć tak, jak rodzice pełnosprawnych dzieci. Jeśli nie mają wiedzy i wsparcia, to są niestety podatni na manipulację i oszustwa. Uważam, że roztaczanie przed rodzicami fałszywych perspektyw i oferowanie im "cudownych" terapii, na których skuteczność nie ma żadnych dowodów, jest nagannym nadużywaniem miłości rodziców do własnych dzieci - mówi Wirtualnej Polsce Małgorzata Rybicka, przewodnicząca Stowarzyszenia Pomocy Osobom z Autyzmem. Prywatnie jest mamą Antoniego, u którego autyzm został zdiagnozowany 34 lata temu, w 1987 roku. Miał wtedy 3 lata.

Zwraca uwagę, że twórcy oferty nie mieli nawet świadomości, że autyzm nie jest chorobą. To całościowe zaburzenie rozwojowe, które dotyka wielu sfer aktywności i trwa przez całe życie.

- Nie ma na nie lekarstwa - tłumaczy Małgorzata Rybicka. 

- Nie mogę zrozumieć, jak można wyciągać od skrzywdzonych przez los ludzi pieniądze na leczenie. Często mówię rodzicom, że diagnoza nie jest wyrokiem, lecz początkiem nowej drogi, która będzie trudna, ale nie będą szli nią sami - dodaje. I apeluje, by przed podjęciem eksperymentalnych terapii po prostu skontaktowali się ze stowarzyszeniami i organizacjami, które wspierają chorych i ich rodziny. - Terapie, które nie mają naukowych podstaw, ani udowodnionej skuteczności, są chorym biznesem na chorych dzieciach - ocenia.

Pani Natalia również ma 11-letniego syna ze spektrum autyzmu. 

- Zadzwonił ktoś podając się za przedstawiciela firmy Vinci NeoClinic. Mówił, że komórki macierzyste pomogą na autyzm. I chciałam skorzystać z tej oferty. Ten pan zaproponował mi nawet pomoc w uzbieraniu pieniążków, zrobił dobre wrażenie. Myśleliśmy, że może naprawdę pomóc. Zapytał, czy będzie nas na to stać, a ja przyznałam, że nie. Wtedy przestali się już odzywać - opowiada pani Natalia. 

Po Vinci NeoClinic pozostał jej tylko folder firmy Łukasza Mejzy. 

Foldery reklamowe dostała też pani Renata (imię zmienione, dane do wiadomości redakcji).

- Nie pamiętam już wszystkiego, ale chyba ktoś napisał do mnie wiadomość w serwisie zbiórkowym. Podałam swój numer telefonu, zadzwonił - opowiada. Jej syn ma właśnie autyzm. Mówi bez problemu, komunikuje się z otoczeniem. Dlatego matka nie widziała potrzeby, by angażować się w terapie eksperymentalne. Jak mówi, podczas rozmowy ktoś wspominał, że widział jej ulotkę o wpłatach 1 proc. PIT i mógłby pomóc.

- Zgodziłam się na te foldery w sumie tylko po to, by się odczepili. Nie byłam zainteresowana współpracą z nie wiadomo kim, nie byłam zainteresowana eksperymentowaniem na moim dziecku. Zaczął opowiadać, że może pomóc, że są nowe metody, są super efekty. Spławiłam go podając mój adres e-mail i nastała cisza.

Pokazuje dwa dowody: wiadomość e-mail z folderem medycznym oraz wiadomość w serwisie pomagam.pl. Tam właśnie została znaleziona.

Zaczynało się od informacji na stronach portalu zbiórkowego, później wysyłane były foldery medyczne - tak działała Vinci NeoClinic
Zaczynało się od informacji na stronach portalu zbiórkowego, później wysyłane były foldery medyczne - tak działała Vinci NeoClinic © WP | WP

- Kojarzę, że w rozmowie nie wzbudzili mojego zaufania. Za dużo w życiu widziałam i słyszałam, żeby mnie tak łatwo mógł ktoś na to naciągnąć. A już nie za takie pieniądze! - dodaje.

"Takie obietnice kuszą"

Iwona Skotarek - mama 16-letniej Oli - usłyszała, że jej córka będzie jeszcze biegać. Dziś jej dziecko porusza się przy wsparciu balkonika rehabilitacyjnego. 

- Najpierw dzwonili i przedstawiali ofertę, a potem przysłali foldery. Po przejrzeniu usunęłam je i nie byłam zainteresowana - przyznaje w rozmowie z nami. Wiadomości na skrzynce e-mail już nie ma, jednak rozpoznaje okładkę folderu. - Wydawało mi się to wszystko trochę dziwne. Pan, który dzwonił, twierdził, że córka na 99 proc. będzie zdrowa - opowiada.

Jej szesnastolatka cierpi na porażenie mózgowe i nie porusza się samodzielnie. - Twierdził, że po leczeniu będzie chodzić sama, opowiadał, że będzie jeszcze biegać - wspomina. Na ofertę nie odpowiedziała, choć - jak przyznaje - przez chwilę była zainteresowana. - Wie pan, takie obietnice kuszą. Bardzo bym chciała, aby córka samodzielnie chodziła. O bieganiu nawet nie marzymy - przyznaje. - Wiedziałam, że w grę wchodzi duża kasa. Przejrzeć, poczytać zawsze warto, to nic nie kosztuje, a można się czegoś dowiedzieć.

Ola ma czterokończynowe mózgowe porażenie dziecięce. To najcięższa postać porażenia mózgowego, gdyż dotyka wszystkich kończyn. Choroba nie oznacza problemów intelektualnych, a jedynie ruchowe. Nastolatka porusza się powoli i tylko przy zewnętrznym wsparciu. 

Podobnie wygląda historia pani Agaty (imię zmienione, dane do wiedzy redakcji). - Kiedyś kontaktował się ze mną pan, właśnie z firmy Vinci NeoClinic, który chciał mnie namówić na leczenie dziecka w Stanach Zjednoczonych. Ponoć ktoś z Polski korzystał. Niestety, a może dla mnie stety, nie podjęłam decyzji o założeniu zbiórki, nie ciągnęłam tematu z tym panem. Odmówiłam - opowiada. 

Jej syn choruje na rzadką chorobę genetyczną - zespół Millera-Diekera. To zwykle zespół wad wrodzonych - opóźnienie umysłowe, wady układu sercowego, nerek, przewodu pokarmowego. Ma również padaczkę. A leczenia brak.

Przedstawiciel Vinci NeoClinic prosi o numer telefonu. Wiadomość o pomocy docierała do dziesiątek rodzin
Przedstawiciel Vinci NeoClinic prosi o numer telefonu. Wiadomość o pomocy docierała do dziesiątek rodzin © WP | WP

- Ktoś mówił, że chcą nam pomóc, bo wzruszył ich mój syn - opowiada. Usłyszała, że jest "duża szansa na wyleczenie syna".

- Na pytanie, dlaczego nasza neurolog nic nie słyszała o takich komórkach usłyszałam, że tylko nieliczni o nich wiedzą. Jak jeszcze tak wprost zapytałam, dlaczego akurat mojego syna wybrali - bo niby tylko wybrańcy o tym wiedzą - to usłyszałam, że świetnie działam, prowadzę stronę syna. I dlatego się kontaktują - opowiada. Podczas rozmowy zadawała dużo pytań na temat leczenia, a usłyszała mało odpowiedzi. Nie czuła się przekonana. - Podchodzę sceptycznie do wszelkich nowinek. I nie dałam się zakręcić - dodaje.

Pamięta pierwszy kontakt (za pośrednictwem mediów społecznościowych) oraz późniejszy telefon i opowieść o tym, że jedną osobę metoda już wyleczyła.

Szereg wątpliwości

Łukasz Mejza nie odpowiedział na nasze pytania 15 i 23 listopada, dotyczące m.in. jego roli w działalności firmy Vinci Neoclinic. Z dokumentów wiemy, że założył ją w lipcu 2020 r. z Tomaszem Guzowskim, który miał mu powiedzieć o metodzie leczenia komórkami macierzystymi rodem z Meksyku. 

Wiemy, że foldery - które jego ludzie rozsyłali do rodziców chorych dzieci - stworzyła ta sama osoba, która przygotowała także inne materiały reklamowe jego firm. Na koncie ma ofertę Future Wolves oraz ofertę firmy panimaseczka.pl - nieistniejącej fabryki maseczek, którą w 2020 roku Mejza reklamował. Pod tym szyldem sprzedawał po prostu maseczki. 

Ten sam grafik stworzył jeszcze jeden projekt dla Łukasza Mejzy - firmę o wdzięcznej nazwie "Pani Miotełka". Na ulotce firmy, oferującej kompleksowe sprzątanie, znajdujemy ten sam numer telefonu Łukasza Mejzy, który podawał przy innych swoich biznesach. 

W rozmowie z nami grafik przyznał, że pracował dla obecnego wiceministra sportu. Dodał, że Łukasz Mejza rozliczył się za wszystkie projekty. 

Jeden ze skruszonych pracowników wysłał nam też kolejny dowód obciążający Łukasza Mejzę. To zaproszenie do dostępu do internetowego folderu Vinci NeoClinic, gdzie zgromadzono całą dokumentację spółki. Zaproszenie jest wysłane osobiście przez Mejzę z tego samego adresu e-mail, którego używał przy okazji innych biznesów. 

To Łukasz Mejza zapraszał do folderu Vinci NeoClinic
To Łukasz Mejza zapraszał do folderu Vinci NeoClinic © WP | WP

W oświadczeniu, które wydał po naszej ostatniej publikacji, Łukasz Mejza napisał, że przedmiotem jej (spółki Vinci NeoClinic - red.) działalności miało być prowadzenie biura turystyki medycznej. Sprawdziliśmy to. 

Zgodnie z przepisami - by prowadzić biuro turystyczne w Polsce - trzeba otrzymać wpis do rejestru organizatorów turystyki i przedsiębiorców ułatwiających nabywanie powiązanych usług turystycznych. 

Jak poinformował nas w piątek Urząd Marszałkowski Województwa Lubuskiego, "firma Vinci NeoClinic nie widnieje w rejestrze organizatorów turystyki i przedsiębiorców ułatwiających nabywanie powiązanych usług turystycznych prowadzonym przez Marszałka Województwa Lubuskiego". 

Rejestr ten nadzoruje... Ministerstwo Sportu i Turystyki, w którym wiceministrem od połowy października jest Łukasz Mejza. 

Warto dodać też, że jego spółka nie złożyła obowiązkowego sprawozdania z działalności do sądu.

Bez odpowiedzi pozostaje też forma zatrudniania przez Łukasza Mejzę współpracowników. Wszyscy zgodnie podkreślali w rozmowach z WP, że pracowali w jego biurze po kilka godzin dziennie. Sam Mejza w rozmowie z serwisem wpolityce.pl stwierdził natomiast, że "żadna praca, która mogłaby być podstawą wypłacenia wynagrodzeń, nie została nigdy wykonana".

Poniżej znajduje się lista pytań, które wysłaliśmy do bohaterów materiału. Pozostały bez odpowiedzi. Jedynie o godz. 20.42 w niedzielę od Macieja Zaborowskiego, pełnomocnika Łukasza Mejzy, otrzymaliśmy maila następującej treści: "dziękuję za Pana pytania. Prześlemy Panu odpowiedzi na poniższe pytania do środy 1 grudnia 2021 r. do końca dnia".

Pytania do Łukasza Mejzy:

· W jakim celu założył Pan firmę Vinci NeoClinic sp. z.o.o.? Na czym miała polegać jej działalność? 

· W jakim zakresie firma Vinci NeoClinic miała się zajmować terapią komórkami pluripotencjalnymi?

· Czy może Pan przedstawić medyczne dowody na skuteczność terapii komórkami pluripotencjalnymi?

· Kiedy i w jakich okolicznościach poznał Pan Tomasza Guzowskiego? Jaka była jego rola w Waszej spółce?

· Czy Franciszek Przybyła był pracownikiem Vinci NeoClinic? 

· Jaka była Pana rola w zdobywaniu potencjalnych klientów firmy Vinci NeoClinic? 

· Czym aktualnie zajmuje się spółka? 

· W wywiadzie dla wpolityce.pl pytany o to, czy namawiał kogokolwiek do skorzystania z terapii Vinci NeoClinic, odpowiedział Pan "oczywiście, że rozmawiałem z osobami doświadczonymi przez ciężkie choroby". Czy te osoby otrzymały od Pana lub od Pana współpracowników ofertę firmy Vinci NeoClinic? 

· Jeśli nie posiada Pan udziałów w Vinci NeoClinic - komu i kiedy Pan je sprzedał?

· Jaki jest zakres obowiązków Franciszka Przybyła, jako Pana asystenta społecznego? 

· W oświadczeniu wydanym 24 listopada stwierdził Pan, że Vinci NeoClinic jest biurem turystyki. Proszę podać datę i numer zgłoszenia firmy Vinci NeoClinic do rejestru organizatorów turystyki i przedsiębiorców ułatwiających nabywanie powiązanych usług turystycznych.

· Dlaczego nie firma Vinci NeoClinic nie złożyła sprawozdania z działalności do KRS?

· W jakim charakterze zatrudniał Pan osoby w Vinci NeoClinic? 

· Czy firma Vinci NeoClinic zapłaciła jakiekolwiek podatki w 2020 r.?

· Proszę opisać kontakty, które w imieniu firmy Vinci NeoClinic z Dagmara Mędrek oraz Katarzyną Sokół podjął Franciszek Przybyła. Czy kontakty z ww. odbyły się za Pana wiedzą i zgodą?

Pytania do Franciszka Przybyły:

· W jakim okresie był Pan pracownikiem firmy Vinci NeoClinic sp zoo? Co należało do Pana obowiązków?

· W jaki sposób Łukasz Mejza koordynował Pana pracę w Vinci NeoClinic?

· W jaki sposób wybierał Pan i kontaktował się Pan z osobami, którym oferował usługi Vinci NeoClinic?

· Na jakiej podstawie twierdził Pan, że Tomasz Guzowski jest podopiecznym Vinci NeoClinic i firma mu pomaga? 

· Na jakiej podstawie zapewniał Pan osoby nieuleczalnie chore, że terapia oferowana przez Vinci NeoClinic może je uzdrowić lub polepszyć ich zdrowie? 

· Proszę opisać Pana kontakty w imieniu firmy Vinci NeoClinic z Dagmara Mędrek oraz Katarzyną Sokół

· Dlaczego w korespondencji z potencjalnymi klientami Vinci NeoClinic przedstawiał się Pan jako "medical consultant"?

Pytania do Tomasza Guzowskiego:

· Dlaczego we wrześniu 2020 r. na forum chorych na ALD Pana żona twierdziła, że został Pan wyleczony z choroby Addisona, skoro w kolejnej wiadomości przyznała, że dopiero w grudniu zostanie przebadany w szpitalu w Krakowie i będzie znany Pana stan zdrowia?

· Dlaczego Pana żona twierdziła, że Vinci NeoClinic pomogło Panu w wyjechaniu na terapię do Meksyku?

Napisz do autorów:

Szymon Jadczak 

Mateusz Ratajczak 

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Komentarze (2001)