Orbán w sprawie Ukrainy uległ, ale się nie poddał [OPINIA]

Węgierski premier dał się "przekonać" w sprawie zniesienia weta dotyczącego udzielenia pomocy finansowej Ukrainie w wysokości 50 mld euro. Unia pozwoliła Orbánowi ogłosić na Węgrzech swój sukces – pisze dla Wirtualnej Polski dr Dominik Héjj.

Viktor Orbán
Viktor Orbán
Źródło zdjęć: © East News | LUDOVIC MARIN
Dominik Héjj

Ustalenia szczytu pozostają strategicznie istotne dla przetrwania walczącej Ukrainy oraz utrzymania jedności w UE. Węgierski premier komunikuje nową strategię na eurowybory – europejski sojusz antywojenny.

Orbán: "doszedłem do ściany"

O postawie Viktora Orbána na czwartkowym szczycie w największej mierze zdecydowały trzy elementy. Pierwszym był bezprecedensowy nacisk unijnych przywódców na Węgry. Poza wielogodzinnymi rozmowami z Budapesztem coraz bardziej przekonujące stawały się groźby związane z podjęciem przeciwko Węgrom kroków zmierzających nawet do pozbawienia tego państwa prawa głosu w Radzie Europejskiej.

Nie do przecenienia był również – zapewne "przypadkowy" – wyciek unijnego dokumentu, który został opublikowany przez "Financial Times". Dotyczył on możliwości zablokowania Węgrom wszystkich funduszy europejskich (tak z Funduszy Spójności, jak i KPO - to łącznie 30 mld euro).

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Unijna decyzja miała doprowadzić w konsekwencji do znaczącego osłabienia węgierskiej gospodarki (spadku kursu forinta i wycofania się zagranicznych inwestorów). Chociaż Rada zaprzeczyła istnieniu dokumentu, to Viktor Orbán w wywiadzie dla "Le Point" mówił, iż można mieć pewność, że takowy istnieje, a jego potencjalne konsekwencje określił mianem "armagedonu". Zapewnił także, że Węgry się nie ugną pod szantażem.

Trzecim elementem był "plan B", który węgierskiemu premierowi całkowicie odbierał poczucie sprawczości. Zgodnie z nim, pomoc dla Ukrainy i tak zostałaby uruchomiona, nawet w sytuacji, w której Orbán weto by utrzymał. Odbyłoby się to na mocy umów zawartych pomiędzy 26 państwami UE a Ukrainą. Węgierski premier zostałby jednak całkowicie osamotniony politycznie, a sama Unia zapewne bardziej wnikliwie przyglądałaby się sytuacji związanej z praworządnością w Budapeszcie.

Wszystkie te "polityczne perswazje" doprowadziły ostatecznie do tego, że jednomyślna decyzja dotycząca zgody na pomoc finansową Ukrainie (w latach 2024–2027) była pewna jeszcze przed wejściem na salę obrad. Orbán w piątkowym wywiadzie dla państwowego radia Kossuth powiedział, że w sprawie zgody na 50 mld euro dla Ukrainy "doszedł do ściany", bo i bez niego pieniądze by popłynęły.

Węgierski premier ogłasza sukces

Jeśli zatem Zachód komentuje szczyt jako sukces Unii (oraz Ukrainy) i porażkę Węgier, to jak o tym, co stało się w Brukseli, mówi na Węgrzech? Prasa opozycyjna przyjęła "zachodni punkt widzenia", wskazując na to, że premier Orbán nie miał innego wyjścia, niż zgodzić się na pomoc Ukrainie. Jeszcze przed szczytem portal HVG pisał, że "Orbán jeszcze nigdy nie był tak osamotniony".

Dużo ciekawiej narracja budowana była jednak po stronie rządowej. Już pierwszy komunikat o porozumieniu w Brukseli zawierał zdanie: "jeśli wierzyć plotkom krążącym po Brukseli, decyzja została zaakceptowana jako krok w kierunku węgierskiego kompromisu".

Postulat Węgier przedstawiony przed kilkoma tygodniami polegać miał na tym, że kwota 50 mld euro zostałaby podzielona na cztery transze, o których wypłacie rokrocznie (co ważne – w sposób jednomyślny) decydowałaby Rada Europejska. W ten sposób premier mógłby każdorazowo blokować wypłatę wsparcia dla Ukrainy, oczekując w zamian najpewniej wypłat zamrożonych środków.

Ostateczne ustalenie w ogóle takiego prawa Węgrom nie daje. Rząd Węgier pisze jednak o stworzeniu mechanizmu kontroli i prawie do renegocjacji pomocy. W domyśle cel Orbána miał został spełniony.

Rządzący podkreślają jeszcze jeden wątek. Chodzi o "wywalczenie" by "węgierskie pieniądze" nie trafiły do Ukraińców i Ukrainy. Co to znaczy? Miesiącami władze tłumaczyły obywatelom, że na Węgry nie płyną pieniądze, nie z powodów problemów z praworządnością, a dlatego, że tych w unijnej kasie już nie ma… bowiem trafiły już do Kijowa.

Wojenna psychoza

Zgoda premiera Węgier na pomoc Ukrainie nie stanowi długotrwałego rozwiązania ukraińsko-węgierskiego sporu. Sam Orbán nie zrezygnuje z realizowania antyukraińskiego kursu. Jego cel nie jest związany tylko z ochroną praw węgierskiej mniejszości na Zakarpaciu, ale zmuszeniem Ukrainy do zakończenia wojny. Można to osiągnąć w zasadzie w jeden sposób. Poprzez odcięcie jej od wsparcia wojskowego i finansowego. Europejską pomoc dla Ukrainy, zarówno Viktor Orbán, jak i szef dyplomacji, Péter Szijjártó nazywają "prowojenną psychozą". Węgierski premier wskazuje, że przeciwko jego "propokojowemu" wariantowi, nastawionych jest 26 przywódców pozostałych państw członkowskich. Mowa jest także o "Brukseli pozostającej w wojennej gorączce".

Ale Węgrzy mają pomysł na umocnienie "propokojowego" kursu. Postulują, by "wojennej psychozie" sprzeciwić się już w czasie najbliższych wyborów do Parlamentu Europejskiego. "Aby przeciwstawić się prowojennym nastrojom w Brukseli, obywatele Europy muszą się zjednoczyć" - napisał dyrektor biura politycznego Viktora Orbána, Balázs Orbán (zbieżność nazwisk przypadkowa). Po szczycie Rady Orbán mówił, że Węgry dalej nie angażują się w wojnę, a także nie dostarczają Ukrainie broni.

"Propokojowy" sojusz

"Pokój w Ukrainie będzie wtedy, gdy w Brukseli będzie zmiana" -  mówił dla radia Kossuth Viktor Orbán. W zasadzie ogłosił tym samym nową strategię Fideszu na eurowybory.

Punktem centralnym będzie stworzenie sojuszu ugrupowań "propokojowych". Nazwijmy to europejskim sojuszem antywojennym, bądź właśnie "propokojowym". Pod tym enigmatycznym terminem kryje się jednak literalnie polityka, która Ukrainę odetnie od unijnej pomocy. Premier liczy na to, że po wyborach zdecydowanie umocnią się ugrupowania prawicowe, a co za tym idzie – w dużej mierze zmęczone trwającą wojną.

Fidesz musi znaleźć dla siebie miejsce w którejś z europejskich rodzin politycznych. Od 2021 r., to jest od momentu, w którym Fidesz opuścił Europejską Partię Ludową, węgierscy europosłowie z tej partii pozostają niezrzeszeni. Co ciekawe, w EPL pozostał jeden europoseł Chrześcijańsko-Demokratycznej Partii Ludowej (KDNP), koalicjanta Fideszu. Węgierski premier zapowiedział w Brukseli, że po wyborach przystąpi do EKR - Europejskiej Partii Konserwatystów i Reformatorów. Jej trzonem są m.in. Prawo i Sprawiedliwość oraz Bracia Włosi (liderem jest Giorgia Meloni). Na marginesie ostatniego szczytu Rady, Viktor Orbán spotkał się z premierem Mateuszem Morawieckim.

Jednakże tak polska, jak i włoska partia są zaangażowane w pomoc Ukrainie. Trudno sobie wyobrazić, by mogło to ulec zmianie. Nie jest też wykluczone, że Orbán nie porzucił do końca dawnego pomysłu związanego z tworzeniem nowego bloku politycznego. Ostateczny kres tej inicjatywie położyły rozbieżności właśnie w sprawie oceny sytuacji wojennej.

Alternatywą mogłaby być doraźna współpraca poszczególnych europosłów z różnych grup politycznych, którzy na forum Parlamentu Europejskiego próbowaliby wywrzeć presję na Komisję Europejską, by ta mniej chętnie wspierała Ukrainę. W planie idealnym ten "antywojenny sojusz" zyskałby na znaczeniu po tym, jak w USA zwycięstwo odniósłby Donald Trump. Orbán wciąż uważa, że pod rządami tego gospodarza Białego Domu wojna skończyłaby się pierwszego dnia.

Dla Wirtualnej Polski Dominik Héjj*

*Dr Dominik Héjj - politolog specjalizujący się w polityce węgierskiej i autor książki "Węgry na nowo".

Źródło artykułu:WP Wiadomości
viktor orbanwęgryunia europejska
Wybrane dla Ciebie