Węgry agentem czy mostem dla dwóch światów? [OPINIA]
Poza krytyką Zachodu - w tym Unii Europejskiej, którą Viktor Orban kolejny raz porównał do Związku Radzieckiego - nie towarzyszy węgierskim elitom żadna konstruktywna propozycja - pisze dla Wirtualnej Polski dr Dominik Héjj, politolog specjalizujący się w tematyce węgierskiej i autor książki "Węgry na nowo".
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
W kończącym się właśnie tygodniu w stolicy Białorusi odbyła się konferencja pt. "Bezpieczeństwo Eurazji: Rzeczywistość i perspektywy w transformującym się świecie". Jej organizatorem jest Organizacja Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym (ros. ODKB) - określana mianem "rosyjskiego NATO". W jej skład wchodzi sześć państw postsowieckich, w tym Białoruś i Rosja.
Kontrowersyjna wizyta szefa MSZ w Mińsku
Jedynym przedstawicielem UE, jak i NATO na tym spotkaniu był szef węgierskiej dyplomacji - Péter Szijjártó. Polityk ten w trakcie wystąpienia mówił o konieczności jak najszybszego zaprowadzenia pokoju w Ukrainie. Powtarzał, że przedłużająca się wojna każdego dnia skutkuje śmiercią kolejnych osób oraz większą skalą zniszczeń. Jak wskazał, rozwiązaniem wojny nie jest pole walki, a stół negocjacyjny.
"My, Węgrzy, chcemy pokoju najszybciej, jak to możliwe. Nie zgadzamy się z tymi, którzy uważają, że warunki i okoliczności dla pokoju poprawią się z czasem". Minister zawsze powtarza, że głos pokoju w Europie reprezentowany jest w zasadzie wyłącznie przez Węgry.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W czasie obecności na Białorusi Péter Szijjarto nie zdecydował się (po raz kolejny), by słowa dotyczące wezwania do pokoju oraz potępienia wojny - i wynikających z niej konsekwencji - skierować pod adresem architektów brutalnego ataku.
A chodzi o przysłuchujących się jego wystąpieniu ministrów Federacji Rosyjskiej - Siergieja Ławrowa i Białorusi - Siarhieja Alejnika. Odwołanie do zawieszenia broni kierowane jest głównie do Zachodu, który pod przewodnictwem Waszyngtonu dozbraja Ukrainę, a zatem w domyśle i według przedstawicieli rządu Węgier - przedłuża wojnę. USA wprost oskarża się w ten sposób o próbę odrodzenia zimnowojennego podziału świata.
Minister Szijjártó w Mińsku spotkał się także z prezydentem Alaksandrem Łukaszenką. I było to pierwsze spotkanie od trzech lat. Strona węgierska ma świadomość, że osobiście odpowiada on za uwięzienie setek więźniów politycznych, w tym Polaków - m.in. Andrzeja Poczobuta. To nie ma jednak wpływu na realizowaną na wschodzie agendę.
Rosja nie kryje zadowolenia
Węgry, jako jedyne państwo UE, utrzymują wysoki szczebel relacji politycznych z Białorusią. Miesiąc temu, pierwszy raz od trzech lat, przedstawiciel państwa członkowskiego UE złożył na ręce białoruskiego prezydenta listy uwierzytelniające. Osobą tą była Zita Ilona Bencsik - nowo powołana ambasador Węgier w Białorusi.
Obecność węgierskiego ministra w białoruskiej stolicy docenił w swoim wystąpieniu szef rosyjskiej dyplomacji - Siergiej Ławrow, z którym Szijjarto widział się dwa tygodnie wcześniej w Pekinie na Forum Pasa i Szlaku, kiedy po raz pierwszy od początku wojny rozmawiali osobiście Viktor Orban i Władimir Putin.
Polska problemem także wśród Węgrów
W swoim wystąpieniu Ławrow stwierdził, Rosja nie widzi obecnie żadnych szans na konstruktywną komunikację z krajami zachodnimi, które są w większości podporządkowane Waszyngtonowi. Ławrow wyraził zadowolenie z powodu udziału węgierskiego ministra w konferencji, bo jak stwierdził: "Jego udział świadczy o tym, że kierownictwo w Budapeszcie dostrzega możliwości (…) współpracy między krajami naszego kontynentu oraz znaczenie tej współpracy dla interesów narodowych Węgier".
Trzeba wprost powiedzieć, że Rosja, podobnie jak Białoruś, za państwo podporządkowane Waszyngtonowi postrzega m.in. Polskę. Taki pogląd wyraża także spora grupa węgierskich publicystów, którzy od początku wojny krytykują co jakiś czas polskie podejście, uznając je za sprzyjające wydłużaniu wojny - m.in. poprzez dostawy broni, bądź finansowanie jej zakupów.
Analiza sposobu, w jaki minister Szijjarto buduje argumentację, a także kreuje obraz rzeczywistości, zdecydowanie bliższy jest kremlowskiej propagandzie, aniżeli narracji obecnej w państwach Zachodu. Co więcej, atakom na Zachód minister przysłuchuje się biernie. Budowanej przez Węgry krytyce wojny towarzyszy zawsze deklaracja wiary w dialog i utrzymanie otwartych kanałów komunikacji. Stąd też na początku wystąpienia, węgierski szef dyplomacji powiedział, że z radością przyjął zaproszenie na konferencję, chociaż zdawał sobie sprawę z tego, że zostanie za tę decyzję stanowczo skrytykowany w różnych częściach Europy. Zasadnicze pytanie po co to wszystko?
Znalezienie odpowiedzi jest bardzo trudne.
Można byłoby przyjąć, że chodzi o to, żeby Węgry stanowiły pomost między światem Wschodu i Zachodu. To koncepcja deklarowana w węgierskiej polityce od lat. Do funkcji tej pretendować ma je z jednej strony pochodzenie (preferowany obecnie turanizm, zgodnie z którym Węgrzy wywodzą się od ludów dalekiego stepu), z drugiej zaś strony kreowanie siebie na państwo neutralne.
Problem w tym, że to łatka fałszywa, bowiem przynależność przede wszystkim do NATO uniemożliwia zachowanie neutralności. Jednak jej kreacja możliwa jest poprzez nieuzasadnione przedłużanie akcesji Szwecji do NATO. Ustawa w tej sprawie leży w parlamencie od lipca 2022 r. Budapeszt nie postawił żadnych jasnych żądań, od których spełnienia zależeć miałaby pozytywna decyzja, a rozszerzenie drażni Rosję. Rola pomostu wpisywałaby się w wizję podnoszenia znaczenia Węgier na arenie międzynarodowej, która ma być zdecydowanie wyższa od tej, która tradycyjnie przypada temu państwu.
Gra na wzmocnienie pozycji
Problem w tym, że poza krytyką Zachodu, w tym Unii Europejskiej, którą Viktor Orban kolejny raz - w ostatni poniedziałek - porównał do Związku Radzieckiego, nie towarzyszy żadna konstruktywna kontrpropozycja.
Węgierska polityka koncentruje się na obstrukcji i podkreślaniu prawa do kształtowania suwerennej polityki zagranicznej. Prawo to pozostaje niezbywalne, jednakże w obliczu nowych wyzwań stojących przez Europą (energetyka, Rosja czy Chiny) stoi w poprzek tej unijnej.
W ostatnim czasie szef unijnej dyplomacji Josep Borrell przypomniał - w reakcji na przemówienie Orbana o UE - że nikt nie zmusza tego państwa do członkostwa we wspólnocie.
Głosy związane z HUexitem (przynajmniej na razie) ograniczają się do kilkuosobowej grupy przedstawicieli skrajnej prawicy z partii Mi Hazánk.
Poparcie dla UE wynosi na Węgrzech ponad 60 proc. To, jak wyglądać będzie węgierska polityka w przyszłości, zależeć będzie od wyniku wyborów do Parlamentu Europejskiego oraz od tego, czy zwycięstwo w nich odniosą frakcje dążące do pogłębionej integracji czy raczej eurosceptyczne. Drugim czynnikiem będą przyszłoroczne wybory prezydenckie w USA. Dalsza obstrukcja Waszyngtonu po ewentualnej wygranej Bidena, stałaby się uciążliwa także dla samego Budapesztu.
Dla Wirtualnej Polski Dominik Héjj*
*Dr Dominik Héjj - politolog specjalizujący się w polityce węgierskiej i autor książki "Węgry na nowo"