O aborcji w Sejmie dopiero po wyborach. "Hołownią kieruje strach"
Marszałek Sejmu poinformował, że podjął decyzję, by projekty dotyczące aborcji były procedowane w Sejmie 11 kwietnia, tuż po pierwszej turze wyborów samorządowych. - Szymonem Hołownią kieruje strach, pewne kalkulacje polityczne. Może bardziej sobie zaszkodzić niż myśli - mówi w rozmowie z WP dr Barbara Brodzińska-Mirowska.
Marszałek Sejmu przekazał, że decyzja ta jest efektem długich rozmów i konsultacji. - Dlatego podjąłem decyzję po tych wszystkich konsultacjach i mediacjach, i próbach sprawdzenia, czy jest jakaś szansa, żeby taka katastrofa się nie wydarzyła, żeby te projekty dotyczące prawa aborcyjnego były procedowane w Sejmie i były procedowane w niedalekim terminie, ale jednak tuż po pierwszej turze wyborów. A więc to się odbędzie w Sejmie 11 kwietnia - powiedział.
Deklaracja Hołowni uruchomiła lawinę komentarzy. Suchej nitki na marszałku izby nie zostawiła Anna Maria Żukowska z Lewicy. "Patrz, Bożenko, najpierw I tura wyborów samorządowych, potem wszak będzie II, następnie przecież zaraz, moment, wybory do PE, a potem już tylko wybory prezydenckie (I i II tura) i znów wybory parlamentarne… A praw kobiet ani widu, ani słychu" - napisała w serwisie X (dawniej Twitter) posłanka Lewicy. To był jednak początek lawiny krytyki ze strony kobiety, nieoficjalnie także wewnątrz partii.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Przewodniczący Polski 2050 o koalicji. "Niektórzy mają gorący język".
"Hołownia będzie ustawiał się w roli blokującego"
Dr Barbara Brodzińska-Mirowska z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu podkreśla w rozmowie z Wirtualną Polską, że "Szymon Hołownia podejmuje tę decyzję, ponieważ się boi". - Boi się, że gdyby Sejm uchwalił teraz na przykład takie prawo, że byłaby możliwa terminacja ciąży do 12. tygodnia, w przypadku braku dyscypliny, wielu posłów czy posłanek Trzeciej Drogi zdecydowałoby się poprzeć taką propozycję - mówi.
- Dla Szymona Hołowni w tym momencie, przed wyborami, to mogłoby być mniej komfortowe. Ponieważ on cały czas, mam wrażenie, myśli o tym, żeby tę swoją pozycję polityczną umocnić. A przede wszystkim myśli w kontekście pozyskania potencjalnie umiarkowanych wyborców, na przykład z PiS-u - ocenia ekspertka.
I dodaje, że takie myślenie w jej ocenie jest tylko do pewnego stopnia uzasadnione, bo "ono niesie za sobą duże ryzyko". - Po pierwsze takie, że ten umiarkowany wyborca PiS-u, może po prostu nie zagłosować w wyborach i wtedy z tych prób pozyskania tego elektoratu nic nie wyjdzie - podkreśla.
- Po drugie Szymon Hołownia zdaje się nie brać pod uwagę tego, że jednak społeczeństwo swoje poglądy w kontekście terminacji ciąży bardzo zliberalizowało. Dzisiaj badania pokazują, że nawet wyborca Trzeciej Drogi opowiada się za tymi bardziej liberalnymi rozwiązaniami - zaznacza.
Zwraca też uwagę na trzecią kwestię. - Szymon Hołownia takim zachowaniem będzie ustawiał się w roli blokującego te rozwiązania. I to też uważam, suma summarum, nie będzie mu służyło. Dlatego, że kobiety były bardzo zmobilizowane, jeśli chodzi o wybory parlamentarne - przypomina ekspertka.
"Szymonem Hołownią kieruje strach"
- Te kwestie kobiece były kluczowymi aspektami. Uważam, że dzisiaj mało przekonywający jest dla elektoratu, zwłaszcza kobiecego, argument, że nie ma momentu na dyskusję dotyczącą aborcji, bo takiego momentu nie ma nigdy - dodaje.
I podkreśla: - Szymonem Hołownią kieruje strach, kierują pewne kalkulacje polityczne. Natomiast mam wrażenie, że on może tutaj bardziej sobie zaszkodzić i swojej formacji niż myśli.
- Może także zaszkodzić całej koalicji, dlatego że Koalicji Obywatelskiej i Lewicy zależy na realizacji tego postulatu. Jeżeli będzie na tym tle duży konflikt, to nie mówię, że ta koalicja się teraz rozpadnie, ale na pewno kryzysy, konflikty i to, w takich kwestiach, które są dla ogromnej części elektoratu bardzo ważne, nie będą służyły reputacji i wizerunkowi całej koalicji rządzącej - ocenia ekspertka.
I sugeruje, że zarówno Szymon Hołownia, jak i cała Trzecia Droga powinni pamiętać, że "co prawda uzyskali dobry wynik w wyborach parlamentarnych, który jest częściowo efektem ich pracy, ale nie można zapominać, że wielu ludzi jednak głosowało taktycznie na Trzecią Drogę". - Choćby z tego powodu warto również brać pod uwagę ten elektorat, który być może zupełnie na inną partię by zagłosował - dodaje.
- Jedno główne przesłanie, które powinien zrozumieć ten rząd i Hołownia, jest takie, że tak samo jak kwestie aborcji zaszkodziły Prawu i Sprawiedliwości i już nigdy po orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego poparcie PiS-u nie wróciło do wcześniejszego poziomu, tak samo kwestie praw kobiet będą w stanie mocno zaszkodzić całej koalicji rządzącej - zaznacza dr Brodzińska-Mirowska.
"Stawka w grze jest zbyt wysoka"
W ocenie prof. Rafała Chwedoruka, politologa z Uniwersytetu Warszawskiego, ta sytuacja "długofalowo w istocie nie przyniesie większych konsekwencji". - Dlatego, że stawka w grze jest zbyt wysoka - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską.
- Nikt nie będzie ryzykował rozbicia popularnej społecznie koalicji, jednej z popularniejszych po 1989 roku, jeśli spojrzeć na realną skalę sondaży partyjnych. Nikt też tego nie uczyni w czasie, gdy kumulują się kampanie wyborcze. Poza tym na obecnej sali sejmowej nie ma innej możliwości stworzenia jakiejkolwiek większości - dodaje.
Natomiast krótkoterminowo, w ocenie rozmówcy Wirtualnej Polski, "będzie dochodziło do polemik na te i inne tematy". - Zwłaszcza że Lewica i Platforma Obywatelską mają za sobą opinię publiczną. Nie chodzi tu nawet o to, jaki dokładny procent obywatelek i obywateli liberalizacji aborcji oczekuje, ale o to, że spośród tych, którzy na wybory chodzą (najczęściej wśród najmłodszych wyborców, których każdy chciałby pozyskać, a nie jest to łatwe), ten odsetek zwolenników pełnej liberalizacji jest olbrzymi - podkreśla rozmówca Wirtualnej Polski.
"Trzecia Droga nie może dłużej tkwić w tym miejscu, w którym się znalazła"
- Poza tym jesteśmy skansenem Europy pod tym względem (aborcji - red.) i w ogóle świata zachodniego, co w polskich realiach też jest dosyć istotne. Stąd nie sądzę, żeby kiedykolwiek Platforma i Lewica zrezygnowały z ekspozycji tego tematu - prognozuje prof. Chwedoruk.
I dodaje, że ta sytuacja jest bardziej złożona, ponieważ krótkoterminowo kalkulacja sprawia wrażenie nieopłacalnej. - Znalezienie się w takim miejscu, w którym nie wiadomo, jakie się ma poglądy, nie zawsze w polityce jest komfortowe. To także od wewnątrz, szczególnie Polskę 2050, może nieco rozsadzać - mówi.
W jego opinii długoterminowo jest to związane ze strategicznymi planami. - Otóż Trzecia Droga nie może dłużej tkwić w tym miejscu, w którym się znalazła. To znaczy w miejscu, w którym, dokonując pewnego skrótu myślowego, na swój sposób musiała pożyczyć wyborców, żeby uzyskać wysoki wynik. Będzie musiała szukać wyborców albo po jednej, albo po drugiej stronie - zaznacza, nawiązując do kwestii poruszonej przez dr Brodzińską-Mirowską.
Żaneta Gotowalska-Wróblewska, dziennikarka Wirtualnej Polski