Nagłe załamanie pogody w Ukrainie. Zmieni bieg wojny?
Sztorm na Morzu Czarnym zniszczył Rosjanom umocnienia na Krymie. Błoto niemal całkowicie wyhamowało działania na lądzie. Pogoda kolejny raz skutecznie wpływa na przebieg działań wojennych.
Warunki pogodowe znów zatrzymały działania wojenne w Ukrainie. Obie strony szykowały się do tego od kilku miesięcy. Logistyka już latem zaczęła przygotowania, kompletując zimowe wyposażenie. Jednak nagłe załamanie pogody pod koniec listopada uziemiło lotnictwo i bezzałogowce nad frontem. Z Morza Czarnego zniknęły niemal wszystkie rosyjskie okręty. Zniszczone zostały umocnienia brzegowe na Krymie.
Namieszał potężny cyklon, wędrujący znad Grecji wzdłuż wybrzeża Morza Czarnego. Już kiedy się tworzył, przyniósł duże straty. Na Morzu Egejskim fale i porywisty wiatr zatopiły frachtowiec. Kiedy wichura dotarła nad Ukrainę, uderzyła przede wszystkim w rejon Odessy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Minister spraw wewnętrznych Ihor Kłymenko poinformował, że służby ratownicze udzieliły pomocy 1624 osobom, które ucierpiały bądź zostały odcięte od świata. Dodał, że na terenie całej Ukrainy w wyniku załamania pogody zginęło 10 osób, a 23 zostały poważnie ranne.
Katastrofa dotknęła nie tylko południe Ukrainy. W środkowej i północnej części kraju burze śnieżne sparaliżowały funkcjonowanie kraju. Z drugiej strony znacznie ograniczyło to uderzenia rosyjskich bezzałogowców i pocisków manewrujących.
Okręty do portów
Jeszcze w poniedziałek rano, 28 listopada, Rosjanie posiadali na Morzu Czarnym dwie korwety i fregatę. Mniejsze korwety już od kilku dni nie wychodziły w morze ze względu na wysoki stan wód - nie były w stanie wykonywać swoich zadań. Podobnie jak okręty transportowe, które zaopatrywały garnizon na Krymie.
Po południu wszystkie okręty ukryły się już w bazach. "Na morzu panuje potężny sztorm, wszystkie statki, w szczególności okręty rakietowe wroga, zostały doprowadzone do punktów bazowych" - można było przeczytać w komunikacie Dowództwa Operacyjnego "Południe".
Sytuacja, z jaką zderzyli się rosyjscy marynarze, pokazuje, że mniejsze jednostki nie są w stanie operować w trudnych warunkach pogodowych. Większym okrętom jest znacznie łatwiej. Rosjanie mają we Flocie Czarnomorskiej jednak zaledwie trzy fregaty typu Buriewiestnik i dwa stare pełnomorskie patrolowce typu Kriwak.
Pozostałe okręty to niewielkie korwety typu Bujan-M, Karakut, czy patrolowce typu Wasilij Bykow, które - jak mówią marynarze - "kołyszą się nawet na rosie". Powoduje to, że przy wyższej fali i porywistym wietrze okręty tych klas nie są w stanie prowadzić ognia przeciwko celom w Ukrainie. Trzeba jednak przyznać, że z tak potężnym sztormem nie poradziłyby sobie żadne okręty.
Zniszczenia na brzegu
Sztorm uderzył także w rosyjskie umocnienia i infrastrukturę portową na brzegu Morza Czarnego. W Sewastopolu zniszczone zostały bomy i zapory, chroniące port przed ukraińskimi bezzałogowcami. Wywiad Ukrainy szacuje, że naprawy potrwają przynajmniej kilka dni.
Kolejnym problemem są pozrywane z kotwic miny morskie, którymi Rosjanie zaminowali podejścia do ukraińskich portów, głównie w Odessie. Pod Sewastopolem znaleziono już miny ćwiczebne z pobliskiego poligonu.
Niedługo miny bojowe będą zapewne znajdywane na zachodnim wybrzeżu Ukrainy, a później u brzegów Rumunii i Bułgarii. W tamtą stronę zaczną bowiem dryfować wraz z prądami morskimi.
Sztorm zniszczył także umocnienia brzegowe na plażach okupowanego Krymu i w okolicach Berdiańska. Rosjanie wybudowali fortyfikacje polowe tuż nad brzegiem morza. Sztorm był na tyle intensywny, że pierwszą linię po prostu zmył. Woda wdarła się głęboko w ląd, niszcząc także tyłowe stanowiska artylerii brzegowej.
Wojna na lądzie
Amerykański Instytut Studiów nad Wojną (ISW) poinformował, że "mimo trudnych warunków pogodowych siły rosyjskie i ukraińskie kontynuują w Ukrainie ataki lądowe, choć w nieco wolniejszym tempie, z powodu śniegu i słabej widoczności".
Pułkownik Ołeksandr Sztupun, rzecznik prasowy ukraińskiej Południowej Grupy Wojsk, poinformował, że na ich odcinku odpowiedzialności Rosjanie zmniejszyli intensywność ognia artyleryjskiego około półtora raza, a użycie amunicji krążącej aż sześciokrotnie.
Amerykanie oceniają, że w najbliższych tygodniach trudne warunki zimowe zmuszą obie strony do skoncentrowania się głównie na atakach lądowych, prowadzonych przez piechotę, wobec braku możliwości użycia lotnictwa i korygowania ognia artylerii przy pomocy bezzałogowców.
Największe problemy załamanie pogody wywołało na Zaporożu i Chersońszczyźnie. Nieco lepsza pogoda jest na odcinku donieckim. Tam jednak użycie ciężkiego sprzętu ogranicza rasputica - wszechobecne błoto, które powoduje, że nawet lekki sprzęt "wkleja" się i utyka.
- Tysiące naszych ludzi pokazuje to, co najlepsze w ich charakterze, to, co najsilniejsze w ludziach, dla wolności i niepodległości Ukrainy. I zawsze to robią, bez względu na warunki i pogodę - podkreślił Wołodymyr Zełenski, komentując trudne warunki pogodowe.
Pogoda na wojnie
Tak nagłe załamanie pogody już wielokrotnie podczas wojen zmieniło bieg działań albo zatrzymało front na długie miesiące. Tajfun Kamikaze uratował w 1274 i 1281 roku Japonię przed najazdem Mongołów. W 1944 roku tajfun Cobra poważnie poturbował amerykańską flotę admirała Williama Halsey'a.
W grudniu tego samego roku obrońcy Bastogne byli odcięci od świata, ponieważ lotnictwo nie mogło dostarczać zaopatrzenia i wesprzeć obrony. Nie przypadkiem Niemcy rozpoczęli kontrofensywę w Ardenach, kiedy pogoda uziemiła alianckie lotnictwo.
W przypadku wojny w Ukrainie pogoda zapewne ograniczy działania na lądzie, ale przede wszystkim może na dłużej uziemić lotnictwo i flotę, przez co ograniczone zostaną ataki na ukraińskie miasta. W tym momencie jest to dość istotne, ponieważ burze poczyniły dość spore straty w infrastrukturze krytycznej.
Dla Wirtualnej Polski Sławek Zagórski