Morawiecki za przyjmowaniem uchodźców, PiS w panice. Sami stworzyli sobie ten problem
Morawiecki trzema zdaniami postawił na nogi pół PiS-u. I to nie Mateusz Morawiecki, ale Kornel - formalnie członek opozycji. Stwierdził, że PiS powinno przyjąć te 7 tys. imigrantów, na które zgodziła się PO, a poza tym trzeba wreszcie otworzyć korytarze humanitarne. Była premier, ministrowie, posłowie i publicyści zaczęli zapewniać, że nie ma takich planów. A sami sobie stworzyli taki problem.
"Mój rząd pokazał UE, że pomagając na miejscu, chodzi o pomoc ludziom, a nie uspokojenie sumień nierozważnych polityków" - napisała w sieci Beata Szydło. Nowa minister ds. uchodźców Beata Kempa dodawała: "Po pierwsze bezpieczeństwo naszych Obywateli i ich oczekiwania". Twardo sprawę stawiał też Mariusz Błaszczak. "Nasza decyzja o nieprzyjmowaniu imigrantów ma ogromne poparcie Polaków. Tylko będąc konsekwentni skutecznie zadbamy o nasze bezpieczeństwo" - pisał.
Morawiecki o uchodźcach
Skąd ten nagły powrót do tematu imigrantów? Przecież nie zapadła żadna nowa decyzja Rady Europejskiej czy Komisji Europejskiej, nie otworzyły się żadne nowe korytarze, a polska Straż Graniczna nie zaczęła zatrzymywać setek i tysięcy imigrantów na granicach. Temat odżył za sprawą trzech zdań Kornela Morawieckiego, które padły w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej". - Te 7 tysięcy na 40-milionowy kraj, na które zgodził się poprzedni rząd, nie powinno być problemem. Zaproponujmy im naszą kulturę. Powinniśmy z uchodźców czynić nas. Tylko powinniśmy przybyszom postawić wymagania, zmusić ich do wysiłku, sami podjąć działania, które „ich" przerobią na „nas" - stwierdził poseł.
Alergicznie zareagowali nie tylko politycy z PiS, ale też z kierowanego przez niego koła Wolni i Solidarni. "Jestem zdecydowanie przeciwna przyjmowanie imigrantów do Polski jak i moi koledzy z Koła (...) Rozumiem marszałka seniora K.Morawieckiego. Chciałby każdemu pomagać i przychylić przysłowiowego nieba" - napisała Małgorzata Zwiercan, prawa ręka przewodniczącego (zachowano pisownię oryginalną). Adam Andruszkiewicz postanowił użyć ulubionego narzędzia polityków: zarzucił mediom zmanipulowanie słów Morawieckiego.
Nic nowego
Opinia Morawieckiego nie jest jednak niczym nowym. Podobną wygłosił jeszcze w grudniu 2015 roku, tuż po inauguracji prac nowego Sejmu. "Ogólnie tobym ich przyjmował. Dla 38-milionowego narodu kilka tysięcy ludzi to nie jest problem. Tak samo jak kilka milionów dla całej Europy" - mówił w "Gazecie Wyborczej". Podobnie jak teraz, mówił też konieczności ich asymilacji
Mimo tego PiS i okolice zareagowały szybko i ostro, nie pozwalając wyborcom choć przez chwilę zwątpić w twardą postawę partii. Bo PiS stało się zakładnikiem atmosfery strachu, którą samo wytworzyło. Regularne straszenie uchodźcami w TVP przyniosło skutki, padając na podatny grunt niewiedzy (łatwiej straszyć tym, czego nie widać). Teraz, nawet gdyby PiS z jakiegoś powodu chciało złagodzić stanowisko, musiałoby włożyć wiele wysiłku by jeszcze raz przestawić zwrotnice.
Na piedestał
Po drugie PiS nie miałoby problemu z opinią Kornela Morawieckiego, gdyby wcześniej nie wyniosło go na piedestał. Poseł ma oczywiście ogromne i niekwestionowane zasługi z czasów PRL, ale w III RP był na politycznym marginesie. Regularnie startował w wyborach, równie regularnie ponosząc klęski. Zdobycie mandatu w 2015 r. to jego pierwszy sukces, do którego walnie przyczynił się szyld będącego wówczas na fali Pawła Kukiza. W 2010 r. Morawiecki wystartował w wyborach prezydenckich, zdobywając 21,5 tys. spośród 16 mln głosów.
Na początku kadencji Kornel Morawiecki z racji wieku został wyznaczony na marszałka seniora, którego zadaniem jest poprowadzenie pierwszej części obrad, do wyboru właściwego marszałka. Nie przywiązywano takiej wagi do poprzednich marszałków seniorów, nawet tych pełniących funkcję dwukrotnie (Józef Zych w Sejmie i Kazimierz Kutz w Senacie). Polityk odbył wówczas tournee po mediach.
Tata premiera
Kolejna runda jest związana z objęciem przez Kornela Morawieckiego jakże ważnej funkcji w polskim systemie politycznym - od dwóch tygodni jest ojcem premiera. Z tego powodu poseł pojawił się w niemal wszystkich znaczących mediach, udzielił też wywiadów prawicowym tygodnikom. Do tego co mówi, przywiązuje się większą wagę niż jeszcze miesiąc temu, czego skutkiem jest aktualna gorączkowa dyskusja. Jednak zakładanie, że 49-letni premier jest zależny od swojego ojca to kuriozum. Gdyby tak było, powinniśmy się obawiać.
Nawet jeśli ojciec przekona syna do zmiany zdania ws. uchodźców, to ten jest zależny od innego pana w podeszłym wieku - Jarosława Kaczyńskiego. A prezes wie, że antyuchodźcza retoryka to nowy Smoleńsk, cementujący twardy elektorat. Sam Mateusz Morawiecki, nawet jeśli jest za przyjęciem grupy uchodźców, nie ma politycznej siły, by przeforsować zmianę. Nie ma jej też Kornel Morawiecki, który wielokrotnie udowadniał, że bardziej niż politykiem jest dzisiaj myślicielem i filozofem. Korzysta z tego, przysparzając czasami sobie i swojej partii problemów - konkurenci z Kukiz '15 już wykorzystują wypowiedź, by uderzyć w Wolnych i Solidarnych. Nieoczekiwanie te kilka zdań stało się także problemem PiS. Na ich własne życzenie.