Marcinkiewicz o rządzie: był tworzony za jej plecami. Dostaje się również Kaczyńskiemu: on nie ma poglądów ekonomicznych, w PiS pełni rolę arbitra
Rząd Beaty Szydło był tworzony za jej plecami, ministrowie wszystkie decyzje uzgadniają na Nowogrodzkiej, a nie w Alejach Ujazdowskich (...) Ja mogłem sobie ułożyć połowę rządu. Wybrałem Stefana Mellera, Grażynę Gęsicką, Zbigniewa Religę. To zupełnie inna klasa polityków. A z Jarosławem Kaczyńskim spotykałem się raz w tygodniu, na godzinę w piątek - powiedział w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" Kazimierz Marcinkiewicz. Były premier mówił w nim również o "zakonie PC", poglądach ekonomicznych Jarosława Kaczyńskiego oraz Bartłomieju Misiewiczu.
25.02.2017 | aktual.: 25.02.2017 09:07
Kazimierz Marcinkiewicz w rozmowie z Dominiką Wielowieyską i Adamem Michnikiem wyjaśnił, że "nie zazdrości Beacie Szydło, bo ma sto razy gorzej". "Ja jednak mogłem sobie ułożyć połowę rządu. Spotykałem się z Jarosławem raz w tygodniu - w piątek na godzinę. Dzwoniliśmy do siebie incydentalnie. Ale decyzje zapadały na Radzie Ministrów. Rząd Beaty Szydło był tworzony za jej plecami, ministrowie wszystkie decyzje uzgadniają na Nowogrodzkiej, a nie w Alejach Ujazdowskich" - powiedział były premier.
Komentując sytuację wypadku Beaty Szydło i zmian w BOR zaznaczył, że "to wynika z arogancji władzy, która tworzy atmosferę nacisku i podejrzliwości, uważa, że rządzi absolutnie wszystkim i wszystkimi, także kierowcami czy pilotami. A stąd blisko już do błędów".
Marcinkiewicz o poglądach ekonomicznych Jarosława Kaczyńskiego
"Kaczyński zawsze potrzebował kogoś, kto się zajmie gospodarką (...) On nie ma ekonomicznych poglądów. Może być liberalna Zyta Gilowska i narodowiec o poglądach socjalistycznych Mateusz Morawiecki. Ważne, że ktoś działkę gospodarczą zdejmuje mu z głowy" - wyjaśnił.
Według byłego premiera rolą Kaczyńskiego jest bycie "arbitrem pomiędzy nieznoszącymi się frakcjami". Według niego, Antoni Macierewicz jest w PiS znienawidzony. "Ma swoją małą frakcję, silnie związaną z Rydzykiem (...) Łączą ich wspólne cele polityczne" - dodał.
Misiewicz jest symbolem wiernopoddaństwa, a zakon PC nie istnieje bez Kaczyńskiego
Marcinkiewicz mówi również o "zakonie PC (Porozumienie Centrum - przyp.red.)". "Brudziński, Błaszczak, Kuchciński, zakon PC, karierę zawdzięczają wyłącznie Kaczyńskiemu. Nie mają talentów ani zawodów. Nieważne, jakie mają poglądy. Bez Kaczyńskiego ich nie ma. Są mu ślepo oddani" - ocenił.
Były premier wyjaśnił, że rolą Bartłomieja Misiewicza było to, żeby "tłamsić wojskowych, łamać im kręgosłupy, bo wówczas będą ślepo posłuszni i uzależnieni od tego układu władzy. Poza tym Misiewicz jest symbolem wiernopoddaństwa, a to istotny przekaz do swoich: widzicie, jemu włos z głowy nie spadnie, choćby zrobił największe głupoty, bo jest wierny".
Były premier ujawnia kulisy rządów PiS w latach 2005-2006
"Jeśli miałem problem z Jarosławem, szedłem do Lecha i nawet przy mnie dzwonił do brata. On bronił Jarosława przed atakami. Jednocześnie drażniło go, że ja jako premier jestem lubiany, a Jarosław ma tak duży elektorat negatywny" - zdradził Kazimierz Marcinkiewicz, który pełnił funkcję premiera w rządzie PiS, Samoobrony i LPR w latach 2005-2006.
"Zakon PC namówił Lecha Kaczyńskiego, aby mocno się postawił Jarosławowi i wymógł na nim decyzję o mojej dymisji. Leszek mi później tłumaczył, że Jarosław zasługuje, by być premierem, i musi mieć w CV to stanowisko" - dodał.