Marcin Makowski: Tonący Petru Schetyny się chwyta. A posłanki siebie nawzajem
Im bliżej wyborów na przewodniczącego Nowoczesnej, tym więcej szczegółów z partyjnej kuchni wycieka do opinii publicznej. Bez względu na didaskalia, jedno nie ulega wątpliwości. Widmo przegranej zajrzało na tyle głęboko w oczy Ryszarda Petru, że ten bez informowania struktur własnej (jeszcze) partii, postanowił oddać bez walki wyścig o fotel prezydenta Warszawy PO. W zamian Grzegorz Schetyna obiecał promować narrację o ”zjednoczonej opozycji”. Tylko jak zjednoczyć opozycję, skoro doprowadza się do podziałów we własnych strukturach? W chwilę przed głosowaniem Joanna Schmidt nazywa Katarzynę Lubnauer kłamczynią, tylko po to, aby później z udawaną skruchą przepraszać. Mało to poważne.
24.11.2017 | aktual.: 24.11.2017 14:22
O tym w jaki sposób Ryszard Petru ciągnął własną partię na dno, pisałem wielokrotnie. Arogancja, niezliczone gafy językowe, afera portugalska i brak kontroli nad podwładnymi, to tylko kilka z wielu składowych katastrofy wizerunkowej człowieka, o którym jakiś czas temu BBC pisało per ”lider polskiej opozycji”.
Cień lidera
Dziś z owego liderowania pozostał tylko cień dawnej chwały. Byli i obecni posłowie Nowoczesnej mówią w rozmowach z dziennikarzami o fatalnej atmosferze w partii, która nie tylko zapomniała o tym, że miała być liberalną odpowiedzią dla rozczarowanych Platformą, ale również udowodnić, że świeżość w polityce może iść w parze z kompetencjami. Przecież Nowoczesna zupełnie wprost reklamowała się w wyborach tym, że większość jej kandydatów to eksperci, biznesmeni, samorządowcy albo przedsiębiorcy, którzy do tej pory nie siedzieli w ławach poselskich. To oni mieli być tym powiewem świeżości na dusznej i zabetonowanej Wiejskiej.
Tymczasem nieco ponad dwa lata od utworzenia partii, Nowoczesna ze swojej nazwy - i być może władz - usuwa jej główną twarz i mówi o konieczności ”nowego otwarcia”. Do tej pory wierne Ryszardowi Petru Katarzyna Lubnauer i Kamila Gasiuk-Pihowicz, jak stwierdził sam przewodniczący, ”wypowiedziały mu lojalność”, stając w szranki o partyjne apanaże. Ostatecznie na placu boju jako realna kontrkandydatka (bo trudno za takiego uznać Piotra Misiło) pozostała obecna przewodnicząca klubu poselskiego.
Gambit warszawski
Wydawać by się mogło, że w związku z tym los Petru jest już przesądzony, ale dosłownie rzutem na taśmę zdobył się on na gambit, który w jego mniemaniu zapewnił mu reelekcję i pozostanie na powierzchni partyjnych rozgrywek. Choć wielokrotnie dawał do zrozumienia, że sojusz z Grzegorzem Schetyną nie będzie możliwy, jeśli szef PO nie zgodzi się na partnerskie warunki współpracy, widmo porażki zajrzało mu tak głęboko w oczy, że bez żadnej zapowiedzi - i bez konsultacji z dołami partyjnymi - postanowił poprzeć kandydaturę Rafała Trzaskowskiego na prezydenta Warszawy. Kto oglądał zorganizowaną naprędce konferencję w Sejmie, ten widział kwaśną minę Pawła Rabieja, który jeszcze kilka dni wcześniej zapewniał, że poparcie Trzaskowskiego to kontynuacja polityki Hanny Gronkiewicz-Waltz, a on z wyścigu się nie wycofa. I jakoś się wycofał. Wiadomo, jak mus, to mus.
Bez względu na to kto wygra sobotnie starcie, mleko się już rozlało. "Trwałe są tylko te sojusze, które dają korzyści obu stronom. Nie widzę w porozumieniu z PO takiego potencjału, ta relacja na razie jest niesymetryczna, nie znam szczegółów porozumienia z Platformą (...). Na razie widzę jedną rzecz – że oddaliśmy (Platformie) najważniejsze miasto w Polsce” - powiedziała Katarzyna Lubnauer w Porannej rozmowie w RMF FM. I ma rację, bo część działaczy partii obawia się, czy za samowolnym postawieniem na Trzaskowskiego, nie pójdą również wyrazy poparcia dla Hanny Zdanowskiej w Łodzi, a później w innych większych ośrodkach. Jak mówi mi w rozmowie były poseł Nowoczesnej - Ryszard stoi pod ścianą. Ma jeszcze lojalnych sobie ludzi, na pewno powalczy z Lubnauer, ale wielu szeregowych członków partii już mu nie zaufa. Przecież oni widzą, że zamiast ”Zjednoczonej Opozycji”, on po prostu oddał Warszawę Platformie, żeby oddalić od siebie zarzuty o to, że nie umie się dogadać, gdy PiS demontuje obok państwo.
Schmidt atakuje Lubnauer
Groteskowym epilogiem tego przedwyborczego napięcia stała się natomiast korespondencyjna wymiana ”uprzejmości” między Joanną Schmidt, a kontrkandydatką Ryszarda Petru. ”Katarzynę Lubnauer przerastają kryzysowe sytuacje. Na przykład na początku stycznia, kiedy byłam na prywatnym wyjeździe z Ryszardem Petru w Portugalii, to Katarzyna Lubnauer doskonale wiedziała, że jesteśmy tam prywatnie. A mimo to powiedziała w mediach, że to był wyjazd partyjny, służbowy. Skłamała. Wielokrotnie była naszym gościem w domu i wiedziała, że razem mieszkamy, że jesteśmy parą” - stwierdziła w rozmowie z "Super Expressem". ”Ryszard będzie miał moje pełne poparcie w sobotę i jestem za tym, aby był dalej liderem Nowoczesnej. Tylko on jest w stanie poprowadzić dalej nasz projekt i go rozwijać. A Katarzyna Lubnauer nie pokazała cech przywódczych w roli szefa klubu przez te pół roku" - dodała, aby chwilę później na Twitterze ze wszystkiego się wycofać i przeprosić. ”Nie będę komentować tego, w jaki sposób Joanna Schmidt mnie krytykuje. Nie będę prowadzić kampanii w taki sposób. Jest to kampania różnych emocji” - stwierdziła z kolei przewodnicząca klubu parlamentarnego Nowoczesna.
Pytanie, czy Ryszard Petru swoim hołdem lennym złożonym Grzegorzowi Schetynie uratuje stanowisko w partii? Lech Wałęsa już pogratulować śmiałego i dalekowzrocznego ruchu jednoczącego polską opozycję. W rzeczywistości każdy, kto z większą dozą krytycyzmu śledzi polską politykę wie, że to zasłona dymna. Mówiąc w dużym skrócie, tonący Petru Schetyny się chwyta. Zobaczymy, kto kogo pociągnie na dno.
Marcin Makowski dla WP Opinie