Magierowski dla WP: Kiedy prawdziwi macho bawią się w wojnę. Na Signalu [OPINIA]

Słynna już dyskusja na Signalu, prowadzona przez najwyższych urzędników administracji Donalda Trumpa na temat operacji militarnej przeciwko terrorystom Huti, wywołała polityczną burzę w Waszyngtonie i zdumienie komentatorów - pisze dla Wirtualnej Polski Marek Magierowski.

Najważniejsze osoby z administracji Donalda Trumpa omawiały na komunikatorze Signal plany ataku na bojowników Huti w Jemenie
Najważniejsze osoby z administracji Donalda Trumpa omawiały na komunikatorze Signal plany ataku na bojowników Huti w Jemenie
Źródło zdjęć: © ABACA, AFP, Associated Press, East News | Gripas Yuri, Mark Schiefelbein, SAUL LOEB
Marek Magierowski

Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.

Jak mogło dojść do sytuacji, w której do rozmowy o kwestiach tak wrażliwych włączono dziennikarza? Dlaczego w ogóle używano takiej formy komunikacji, omawiając tajne plany operacyjne? Wreszcie: jak to możliwe, że wiceprezydent USA, sekretarz obrony, sekretarz stanu, doradca ds. bezpieczeństwa narodowego, dyrektorka Narodowego Wywiadu, szef CIA oraz szefowa sztabu Białego Domu, w większości politycy o ogromnym doświadczeniu, zachowali się kolektywnie w sposób tak nierozsądny, łamiąc wszelkie pisane i niepisane zasady obowiązujące w takich okolicznościach?

Powodów można by zapewne znaleźć bez liku. Skupmy się na jednym.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Putin zagra w grę Trumpa? "Jeśli nie, wojna będzie trwała dalej"

Treść i ton wymiany na Signalu to kolejny dowód na to, iż jesteśmy dziś świadkami gwałtownej maskulinizacji, żeby nie powiedzieć "machyzacji" amerykańskiej polityki (proszę wybaczyć ten niezgrabny neologizm). I w sferze wizerunkowej, i w warstwie werbalnej. Co prowadzi do sytuacji, w której kilku ważnych i wpływowych macho chce się pobawić w wojnę, chce się pochwalić "bliskością" z prezydentem, chce się dostać do Situation Room, a jak nie tam, to przynajmniej do grupy na Signalu. Bo oznacza to "wtajemniczenie" i prawdziwą władzę.

Pete Hegseth, sekretarz obrony i główny protagonista wczorajszej afery, którego można by zdefiniować jako archetyp trumpowskiego macho, może w końcu wydawać rozkazy, może wysyłać lotniskowce, samoloty i czołgi w najdalsze zakątki świata, a nie tylko opowiadać o tym buńczucznie w wieczornych pasmach publicystycznych Fox News.

Co ciekawe, jedną z pierwszych decyzji Hegsetha była niemal powszechna wymiana - także w oficjalnych dokumentach - sformułowania "servicemen and servicewomen" ("żołnierze i żołnierki") na "warfighters" ("wojownicy"). Być może właśnie dlatego, iż słowo "żołnierz" nie brzmi zbyt męsko.

Siła, władza, tężyzna fizyczna, tatuaże. Ale także stosowny język.

Oto w pewnym momencie owego nieszczęsnego czatu na Signalu pojawia się wiadomość od Mike'a Waltza, doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego. Bez słów, składająca się jedynie z trzech emotek: zaciśnięta pięść, amerykańska flagasymbol ognia.

Moje wolne tłumaczenie: "Brawo, znowu im dopieprzyliśmy!". Ten zestaw jest zresztą często używany w sieciach społecznościowych przez najwierniejszych wyborców ruchu MAGA. Kiedy np. kibicują Elonowi Muskowi w zwalnianiu urzędników państwowych, gdy domagają się wyrzucenia sędziów, kwestionujących decyzje Donalda Trumpa, albo gdy przyklaskują masowym wywózkom Meksykanów, Wenezuelczyków i Kolumbijczyków.

Swoją drogą, Tom Homan, nazywany "carem" walki z nielegalną imigracją, sam siebie kreuje na prawdziwego, jankeskiego macho. Słychać to nawet w jego języku, usianym wulgaryzmami. Podczas niedawnego zjazdu konserwatywnej organizacji CPAC w Waszyngtonie, Homan zaczął swoje przemówienie od następującego zdania: "Posłuchajcie, jeśli dzisiaj kogoś obrażę, mam to w dupie" ("I don’t give a shit"). To zresztą bardzo popularne słowo wśród najwyższych urzędników republikańskiej administracji.

Na tej samej konferencji Donald Trump stwierdził, iż wszystko, czego dotknął się Joe Biden, "obracało się w gówno" ("turned into shit"). Kilka dni później, gdy grupa pro-ukraińskich demonstrantów zakłóciła spacer JD Vance'a z dzieckiem, wiceprezydent opublikował twitta, w którym nazwał ich "shit people". Z kolei Elon Musk celowo przekręcił swego czasu nazwisko kanclerza Niemiec, nazywając go na X "Oaf Shitz" (kolejne wolne tłumaczenie: "Gówniany Palant").

Intrygująca, choć dość powszechna i znana nie od wczoraj przypadłość. Występująca u mężczyzn, którym wydaje się, że wrzucenie słowa "shit" do konwersacji przydaje im seksapilu. Że od czasu do czasu, skoro nie można tego zrobić fizycznie, trzeba kogoś koniecznie potraktować "z główki" przynajmniej na Twitterze.

Niestety, na języku się nie kończy. W połowie marca, z okazji dnia św. Patryka, do Białego Domu został zaproszony Conor McGregor, irlandzki zawodnik walk MMA. Wygłosił przemówienie, zrobił sobie sesję zdjęciową z prezydentem Trumpem. I nie byłoby w tym nic zdrożnego, gdyby nie fakt, że w listopadzie 2024 r. McGregor został skazany za gwałt, a wcześniej był kilkakrotnie oskarżany o napastowanie seksualne.

Jeszcze bardziej bulwersująca jest historia braci Tate, Andrew i Tristana, obywateli USA podejrzewanych o stręczycielstwo i handel żywym towarem, którzy zostali zwolnieni z aresztu w Rumunii prawdopodobnie pod naciskiem obecnej administracji (wcześniej Elon Musk odblokował konto Andrew Tate'a na X, a Donald Trump Jr. wspierał braci publicznie).

Ameryka pod rządami MAGA ma być męska, a reszta świata ma się tej męskości podporządkować. A szczególnie Europa, która w oczach amerykańskiej radykalnej prawicy jest tak bardzo… zniewieściała. Kiedy kilka dni temu JD Vance mówił w jednym z wywiadów o możliwości przejęcia przez USA Grenlandii, dodał, iż "Ameryka nie będzie się przejmować krzykami Europejczyków".

Argument prawdziwego macho, w kłótni z rozhisteryzowaną, wrzeszczącą żoną.

Dla Wirtualnej Polski Marek Magierowski

Marek Magierowski, dyrektor programu "Strategia dla Polski" w Instytucie Wolności, ambasador RP w Izraelu (2018-21) i Stanach Zjednoczonych (2021-24), były wiceminister spraw zagranicznych. Autor książki "Zmęczona. Rzecz o kryzysie Europy Zachodniej" oraz powieści "Dwanaście zdjęć prezydenta".

Marek Magierowski
Marek Magierowski© Archiwum własne | Przemysław Blechman

Wybrane dla Ciebie