Grenlandia a nowy porządek międzynarodowy [OPINIA]
Świat liberalny, który opiera się na określonych w Karcie Narodów Zjednoczonych zasadach suwerennej równości, nieinterwencji i nienaruszalności granic, zmierza ku końcowi. Chciałoby się powiedzieć: śpieszmy się kochać ten świat, który tak szybko odchodzi. Przygotowujmy się też na nowy, w którym decydujące role odgrywają potęga i interes państw najsilniejszych - pisze dla Wirtualnej Polski prof. Jacek Czaputowicz, były minister spraw zagranicznych.
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Wojna w Ukrainie zakończy się zapewne wymuszoną zbrojnie zmianą granic. Przywódcy państw zachodnich, w tym premier Donald Tusk, nie mówią już, że Ukraina musi odzyskać zajęte przez Rosję terytoria, lecz że należy zawrzeć sprawiedliwy pokój.
Chiny rozbudowują swoją obecność wojskową na naturalnych i sztucznych wyspach Morza Południowochińskiego. Prezydent Xi Jinping coraz bardziej zdecydowanie deklaruje swój cel: przyłączenie Tajwanu. Chiny mają już bazy wojskowe w Dżibuti i w Ream w Kambodży. A przygotowują kolejne, by móc kontrolować odległe obszary i wspierać ewentualne operacje wojskowe.
Chiny rozpoczęły też patrolowanie wspólnie z Rosją Arktyki, co ma przygotować nową drogę morską, tzw. Polarny Jedwabny Szlak. Rosja rozwija bazy wojskowe na dalekiej Północy, a rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow powiedział wprost, że Arktyka leży w strefie interesów narodowych Rosji. Choć Dania zapowiedziała wzmocnienie obrony Grenlandii poprzez wystawienie dwóch zaprzęgów psów, specjaliści mają jednak wątpliwości, czy jest to wystarczający środek odstraszający mocarstwa nuklearne.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Trump chce przejąć Grenlandię. "To powinno otrzeźwić duński rząd"
Prezydent Donald Trump po czterech latach powraca do innego świata. Liberalny porządek międzynarodowy uległ w czasie prezydentury Joe Bidena erozji, zastępuje go porządek geopolityczny, w którym podbój i zmiana granic stały się możliwe. Prezydent-elekt doszedł do wniosku, że sprostanie wyzwaniu rzuconemu przez Chiny i Rosję wymaga przyjęcia warunków gry narzuconych przez oponentów.
Słowa o tym, że Stany Zjednoczone potrzebują Grenlandii ze względu na swoje bezpieczeństwo narodowe, wywołały poruszenie. Trudno nam zaakceptować te nowe zasady sprzeczne z tymi, w których zostaliśmy wychowani.
Międzynarodowe zainteresowanie Grenlandią
Grenlandia stanowi część północnoamerykańskiej płyty tektonicznej, jednak przez sześć wieków była kolonią Danii. Liczy 57 tys. ludności, czyli nieco więcej niż podwarszawskie Legionowo, za to jest siedem razy większa od Polski. W czasie II wojny światowej prezydent Franklin Delano Roosvelt uznał Grenlandię za amerykańską strefę wpływów, co zostało zaakceptowane przez lokalne władze grenlandzkie i społeczność międzynarodową.
Po wojnie USA chciały wykupić Grenlandię, jednak Dania oferty nie przyjęła. Nie bez znaczenia mógł być list premiera ZSRR Michaiła Bułganina, w którym zagroził, że decyzja Danii w wypadku wybuchu wojny jądrowej byłaby jednoznaczna z samobójstwem.
Grenlandia nie została objęta procesem dekolonizacji w połowie ubiegłego wieku, jednak od 1979 r. cieszy się szeroką autonomią. Ciągle obowiązują jednak konstytucja, waluta i prawo duńskie. Władze Grenlandii nie mogą rozmawiać z przedstawicielami innego państwa bez obecności ambasadora Danii.
W 1985 r. Grenlandia wystąpiła z EWG ze względu na wspólną politykę w obszarze rybołówstwa i by podkreślić swoją odrębność od Danii. Rośnie poparcie dla niepodległości. Grenlandczycy mają pretensje do Duńczyków za politykę podawania kobietom środków antykoncepcyjnych bez ich wiedzy, by w ten sposób ograniczyć liczbę urodzeń ludności rdzennej. Grenlandczycy określają się jako odrębny naród, a język grenlandzki jest językiem urzędowym.
Wystąpienia Donalda Trumpa zachęciły władze Grenlandii do przedstawienia stanowiska w sprawie swojej przyszłości. Premier Mute Egede stwierdził, że wielowiekowe podporządkowanie Danii nie doprowadziło jego kraju do relacji równości oraz wezwał swoich rodaków do zerwania "kajdan kolonializmu" i ogłoszenia niepodległości.
Premier Danii Mette Frederiksen niejednokrotnie wskazywała, że to sami Grenlandczycy będą decydować o swoim losie. Z kolei szef francuskiej dyplomacji Jean-Noël Barrot zapowiedział obronę "suwerennych granic" Unii Europejskiej, choć Grenlandia do Unii nie należy. Co prawda Grenlandczycy mają duńskie obywatelstwo, a co za tym idzie - także europejskie, chcieliby się jednak go jak najszybciej pozbyć.
Według badań opinii publicznej amerykańskiej pracowni Patriot Polling 57 proc. mieszkańców Grenlandii chciałoby przyłączenia do Stanów Zjednoczonych, a przeciwko temu jest 37 proc. ankietowanych.
W poszukiwaniu sojusznika
Dużym wyzwaniem dla niepodległej Grenlandii byłoby przetrwanie w środowisku, w którym trwa rywalizacja mocarstw. Szansą byłoby znalezienie sojusznika. Skoro Danii już nie chcą, pozostają Rosja, Chiny lub Stany Zjednoczone. Które z tych państw byłoby z perspektywy Unii Europejskiej najkorzystniejsze?
Prof. Jacek Czaputowicz dla Wirtualnej Polski
Autor był zastępcą szefa służby cywilnej, dyrektorem KSAP, dyrektorem Akademii Dyplomatycznej oraz ministrem spraw zagranicznych. Obecnie jest profesorem na Uniwersytecie Warszawskim.