Trzęsienie w wojsku. "Syreny alarmowe zawyły nie tylko w Warszawie" [OPINIA]
To już nie jest dzwonek alarmowy. To wyją syreny. Najwyższej rangi generałowie Wojska Polskiego demonstracyjnie podali się do dymisji. W sytuacji globalnego kryzysu Polska ma rozbite i przeżarte aferami MSZ oraz armię skłóconą z politykami i podzieloną wewnętrznie - pisze dla WP były ambasador RP Jerzy Marek Nowakowski.
10.10.2023 | aktual.: 10.10.2023 19:29
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Chciałoby się zacytować w tym miejscu Henryka Sienkiewicza: "larum grają". Opinii publicznej należy się wyjaśnienie, o co w tym wszystkim chodzi? Co było kroplą przelewającą dzban irytacji generałów, że zdecydowali się na dymisję w takiej chwili? Bo przecież jest to najzwyczajniej w świecie pokazanie czerwonej kartki ministrowi Mariuszowi Błaszczakowi i całemu rządowi.
Źródło kryzysu, zarówno w wojsku, jak i w dyplomacji, jest to samo. Całkowite upolitycznienie instytucji, które powinny być instytucjami ponadpartyjnymi. Nie jestem pięknoduchem i nie będę opowiadał o stuprocentowej apolityczności armii i dyplomacji. Zawsze polityka ma wpływ na obie te instytucje. Podobnie, jak na policję czy służby specjalne. Ale czym innym jest wpływ, podejmowanie decyzji o charakterze kierunkowym czy personalnym, a czym innym totalne podporządkowanie politycznym widzimisię jednej partii.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Skandaliczne próby zrzucenia odpowiedzialności
Jak się wydaje, gorąca faza kryzysu w Wojsku Polskim rozpoczęła się od skandalicznych prób zrzucenia odpowiedzialności na generałów za aferę z rosyjską rakietą pod Bydgoszczą.
Skandalicznych, bo publiczne oskarżanie podwładnych przez ministra nie mieści się w jakimkolwiek standardzie. Nawet gdyby minister Błaszczak miał 100 procent racji (a wiemy, że nie miał), to takie rzeczy się załatwia w zaciszu gabinetów, a nie przed kamerami TVP Info.
Zaufanie pomiędzy wojskiem a politykami, już wcześniej ograniczone, zostało całkowicie zniszczone. Ale wówczas generałowie nie zdecydowali się na dymisję. Co więc musiało się stać, że teraz taką decyzję podjęli? Są trzy możliwe hipotezy.
Trzy hipotezy
Pierwsza hipoteza, którą bez wątpienia za chwilę podchwyci rządowa propaganda, to przygotowanie się dowódców do zmiany władzy i postawienie się w roli ofiar PiS. Możliwe, ale o tyle wątpliwe, że dowódcy armii są jednak ludźmi odpowiedzialnymi i nie podejmowaliby takiego ryzyka w chwili kryzysu.
Hipoteza druga jest taka, że dowódcy nie byli informowani i konsultowani w kwestii całej serii działań podjętych po wybuchu wojny w Izraelu. Niedawno wojska specjalne zostały wyjęte spod dowództwa Sztabu Generalnego i podporządkowane bezpośrednio ministrowi obrony. Teraz żołnierze zostali wysłani do Izraela, by ochraniać operację przewozu Polaków wojskowymi samolotami. Pytanie, czy była to decyzja jakkolwiek konsultowana z najwyższymi czynnikami wojskowymi?
Hipoteza trzecia. Aż trudno o niej pomyśleć, bo jeży się włos na głowie. Generałowie podali się do dymisji, bo nie zgodzili się z przygotowaniami do pozakonstytucyjnego użycia wojska w razie przegranych przez układ rządzący wyborów. W internecie przeczytałem przed chwilą wpis: "Kiedyś była WRONA, teraz będzie KUKUŁA". Kukuła to nazwisko generała, twórcy Wojsk Obrony Terytorialnej, i ulubieńca ministra obrony.
Wyją syreny alarmowe
Być może powody decyzji generałów Rajmunda Andrzejczaka i Tomasza Piotrowskiego były inne. Nie zmienia to jednak faktu, że decyzja, podjęta w takim momencie, sprawiła, iż syreny alarmowe zawyły nie tylko w Warszawie, ale też w Kwaterze Głównej NATO.
Sygnał dramatycznego kryzysu w armii jest absolutnie czytelny.
Zewnętrzni gracze
Odwoływałem się przed chwilą do wojny terrorystów przeciwko Izraelowi. Otóż, ten dramatyczny atak, będący - bez względu na ostateczny efekt - spektakularną klęską Państwa Izrael był możliwy dlatego, że rząd Benjamina Netanyahu nieprzemyślanymi zmianami w sądownictwie doprowadził do głębokiego podziału społeczeństwa i zerwania zaufania pomiędzy wojskiem a światem polityki.
Podobne procesy zachodzące w Armenii doprowadziły ten kraj do dramatycznej porażki w konflikcie z Azerbejdżanem i grożą wręcz dalszej egzystencji ormiańskiej państwowości.
Może warto z tych przykładów wyciągnąć wnioski. Bo nie można wykluczyć, że w obu przywołanych przykładach za zjawiskami kryzysowymi kryją się zewnętrzni gracze zainteresowani rozniecaniem kolejnych pożarów.
Dla Wirtualnej Polski Jerzy Marek Nowakowski
* Jerzy Marek Nowakowski jest historykiem, był ambasadorem RP na Łotwie (2010-14) oraz w Armenii (2014-17), w latach 1997-2001 pracował jako podsekretarz stanu w KPRM. Od 2020 roku jest prezesem Stowarzyszenia Euro-Atlantyckiego.