Kazał Putinowi się zamknąć. Człowiek, który nie boi się Kremla
"Zamknij się, Władimirze Władimirowiczu, lepiej zamilcz. Nie będzie nam wstyd, że mamy takiego prezydenta" - to rada, której Putinowi udzielił Igor Girkin alias Striełkow. Przed jej wygłoszeniem były pułkownik FSB obwieścił, że Rosja jest bliska przegranej w wojnie z Ukrainą. Każdy, kto tak ostro krytykował dyktatora - albo już nie żyje, albo siedzi w więzieniu.
W rządowych mediach, bez reszty podporządkowanych Kremlowi, pułkownik rezerwy Igor Girkin nie pojawia się od lat. Niepozorny facet z wąsikiem, występujący przeważanie w koszuli z podwiniętymi rękawami - co ma podkreślić, że jest człowiekiem czynu - zwraca się do Rosjan w mediach społecznościowych.
Gdy to robi, przekazuje im treści odległe od tego, czym przeciętnego Rosjanina karmi propaganda - krytykuje Kreml z pozycji nacjonalisty i imperialisty. Wydaje się, że ostatnim wystąpieniem, atakując bezpośrednio rosyjskiego prezydenta, przekroczył czerwoną linię.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"To ja nacisnąłem spust wojny"
Girkin, jak na Rosję, jest postacią nietuzinkową. Inwazję na Ukrainę przyjął początkowo z entuzjazmem: "Operacja wygląda bardzo poważnie. Tak jak osobiście wzywałem w ciągu minionych lat".
Po załamaniu się ofensywy jego zachwyt szybko ustąpił jednak frustracji. Zaczął punktować błędy armii, krytykował ministrów i generałów. Robił to z pozycji doświadczonego wojskowego - w przeszłości walczył w Naddniestrzu, Czeczenii i byłej Jugosławii.
Z poglądów jest monarchistą i antysemitą. Jego hobby to rekonstrukcja militarna. W internecie można znaleźć zdjęcia pułkownika w mundurze krasnoarmiejca ciągnącego karabin maszynowy Maksim czy ubranego w mundur carskiego porucznika. Są też i takie fotografie, na których występuje w rycerskiej zbroi.
Girkin jest też autorem przynajmniej jednej książki z gatunku fantasy, w której opisuje mityczny zamek - w domyśle Rosję - otoczony przez wrogów.
To, że Girkin jeszcze żyje, można uznać za cud, albo za dowód, że chronią go jakieś potężne siły, które nie pozwalają go wyeliminować, jak wielu podobnych mu "bohaterów rosyjskiej wiosny" z 2014 roku. A przypomnijmy, to człowiek, który jako jeden z pierwszych ze swoim oddziałem przekroczył rosyjsko-ukraińską granicę i właściwie bez walki zajął ukraiński Słowiańsk.
- To ja nacisnąłem spust wojny. Gdyby nasz oddział nie przeszedł granicy, to wszystko skończyłoby się jak w Charkowie, Odessie - podkreślał swoją rolę w roznieceniu wojny na wschodzie Ukrainy.
Potem został dowódcą wojsk tzw. Donieckiej Republiki Ludowej i jej "ministrem obrony". Kreml w 2014 roku postanowił jednak nie eskalować wojny i okazało się, że Słowiańsk nie może liczyć na posiłki.
Zaoczny wyrok dożywocia
Girkin, mimo patriotycznych uniesień, nie widział się w roli bohatera ginącego samotnie na szańcach i wraz ze swoimi podkomendnymi wycofał się z miasta. Zapłacił za to polityczną cenę. Propaganda zrobiła z niego kozła ofiarnego, który oddał miasto i do dziś jest oskarżany, że zamiast przyjąć honorową śmierć w "twierdzy Słowiańsk", wybrał ucieczkę.
Kilka dni przed wspomnianym odwrotem, nad Donbasem zestrzelono Boeinga 777 należącego do malezyjskich linii lotniczych. Na pokładzie samolotu lecącego z Amsterdamu do Kuala Lumpur było 298 pasażerów. Wszyscy zginęli.
Krótko po tym Girkin pochwalił się sukcesem, myśląc, że separatyści, którymi dowodził, strącili ukraiński transportowiec. Dostrzegł pomyłkę i szybko wykasował ten wpis.
Niewiele mu to pomogło. Holenderska prokuratura oskarżyła Girkina i trzech jego podkomendnych, a w 2022 roku holenderski sąd uznał, że to dowódca prorosyjskich oddziałów wydał rozkaz zestrzelenia samolotu. Girkin dostał zaocznie wyrok dożywocia.
Można spekulować, że obecnie być może właśnie to ratuje mu życie - Kreml nie chcąc zrobić "przysługi" Holendrom, trzyma go przy życiu, bo śmierć byłego wojskowego mogłaby zostać odebrana jako wykonanie kary.
Z kolei sam Girkin niejednokrotnie mówił, że w sytuacji zmiany relacji rosyjsko-zachodnich bez wahania zostanie wydany i spędzi resztę życia w więzieniu. Oczywiście nie przyznaje się do winy, choć w komentarzu po wyroku stwierdził, że gdyby miał wolne pół miliarda dolarów, to oddałby je krewnym ofiar z "samolotu zestrzelonego nie wiadomo przez kogo".
Symulakra
Zestrzelenie cywilnego samolotu to nie jedyne przestępstwo, którego Rosjanin dopuścił się w Donbasie. W okupowanym Słowiańsku powołał "trybunał wojskowy" prześladujący osoby popierające ukraiński rząd - zamordowanych zostało kilku lokalnych działaczy.
W 2014 roku Girkin wrócił do Moskwy i rozpoczął krytykę rosyjskich władz. Robił to głównie w czasie organizowanych przez siebie wykładów i wywiadów publikowanych w sieci. W jednym z nich stwierdził: "Gdybym to ja rządził, (…) Ukraina byłaby dziś w składzie Federacji Rosyjskiej".
W czasie swoich wystąpień używa słownictwa wskazującego, że jest człowiekiem oczytanym, a nie tępym trepem.
Swego czasu zarzucił np. Kremlowi, że zamiast toczenia prawdziwej wojny z Ukrainą i realnej polityki międzynarodowej, tworzy symulakrę. To słowo oznacza tworzenie obrazu rzeczywistości zupełnie od niej oderwanego. I jego zdaniem dobrze oddaje to, co dzieje się w Rosji.
- To polityka symulakry, tak - przywykli do tworzenia symulakr i wymyślili, że można je budować bez końca, że można realną politykę zagraniczną zastąpić symulakrą, prawdziwą propagandę - symulakrą, wojnę - symulakrą. Ludzi oduczyli się robić czegokolwiek - tylko zrobić ładną fasadę, czymś ją podmalują, pozłocą i umyją – przekonywał w 2015 roku, gdy się okazało, że dzięki mińskim umowom sytuacja w Donbasie uległa zamrożeniu.
Pułkownik miał pretensje, że Kreml, zamiast starać się zająć całą Ukrainę lub choćby jej południe, ograniczył się do stworzenia dwóch donbaskich pseudorepublik. Oskarżył Kreml, że zmarnował potencjał "rosyjskiej wiosny". I trwonił zasoby na wojnie w Syrii, tylko po to, by stwarzać wrażenie, że Rosja jest światowym mocarstwem.
Szojgu, "marszałek z dykty"
Mimo krytyki władz - nawet po rozpoczęciu inwazji w 2022 roku - Girkin unikał osobistego atakowania Władimira Putina. Twierdził, że "w czasie wojny nie krytykuje się wodza naczelnego". Komentując przebieg ataku, nie przebierał jednak w słowach, gdy mówił o rosyjskich politykach i generałach.
Ministra obrony Siergieja Szojgu nieodmiennie nazywał "marszałkiem z dykty". To dlatego, że zaufany Putina przed objęciem stanowiska nie miał wiele do czynienia z wojskiem, a zarządzał Ministerstwem ds. Sytuacji Nadzwyczajnych, czyli strażą pożarną i obroną cywilną. W lipcu ubiegłego roku stwierdził: "Szojgu zamienił rosyjską armię w motłoch".
To i tak delikatny atak, bo innych najwyższych wojskowych określał mianem "nieudaczników" i "debili". Krytykował kremlowski system podejmowania decyzji, w którym prezydent jest otoczony jedynie karierowiczami i potakiwaczami. Według Girkina to oni mieli mu podsunąć nierealistyczny plan zajęcia Ukrainy, bez totalnej mobilizacji całego kraju.
Wielu podobnych zginęło w tajemniczych okolicznościach
Sam pułkownik-emeryt usiłował też trafić na front w Ukrainie, ale dziwnym trafem, choć około mobilizowano tysiące niedoświadczonych poborowych, jego akurat nie dopuszczono do żadnego oddziału.
Girkin robi wiele, aby być postrzeganym jako przykład "zdrowo myślącego" wojskowego, którego głos nie dotarł do władcy na czas. Współgra to z teoriami, że za zaplanowanie wojny z Ukrainą odpowiada wywiad FSB, który wmówił Putinowi, że operacja zajmie trzy dni, a Ukraińcy będą na ulicach Kijowa witać "wyzwolicieli" kwiatami. Rosyjska armia może być sfrustrowana, bo za te mrzonki "efesbeszników" największą cenę zapłacili właśnie zwykli żołnierze.
W tej sytuacji sensu nabiera też teoria, że Girkin to głos sfrustrowanego rosyjskiego wywiadu wojskowego GRU, który zapewnia mu "kryszę", czyli ochronny parasol. Inaczej fakt, że cieszy się nadal dobrym zdrowiem, należałoby uznać za cud.
Wielu podobnych mu "bohaterów rosyjskiej wiosny" 2014 roku zginęło w tajemniczych okolicznościach i wcale nie jest pewnie, czy za zamachami stali Ukraińcy. Kremlowi bowiem nie zależało, by uwolnione społeczne emocje, które reprezentowali nacjonaliści walczący w Donbasie, rozlały się po kraju. Potrzebni im byli martwi bohaterowie, nie żywi politycy, którzy mogliby rzucić wyzwanie Putinowi.
I tak zginęli m.in. dowódcy polowi separatystów tacy jak Giwi, Motorola, czy szef nieuznawanej Donieckiej Republiki Ludowej Aleksandr Zacharczenko. Swego czasu gwiazdy rosyjskiej propagandy.
Patrząc na śmierć opozycjonisty Borysa Niemcowa czy próbę otrucia Aleksieja Nawalnego, problem zbyt gadatliwego pułkownika Putin mógłby rozwiązać w jeden dzień. Stało się inaczej, a po rozpoczęciu wojny na pełną skalę Girkin stał się jeszcze bardziej krytyczny i szczery. A teraz przestał już oszczędzać nawet Putina.
Nie jest zresztą jedynym krytykiem rosyjskiej rzeczywistości. W rosyjskiej przestrzeni medialnej działa cała grupa tzw. wojennych korespondentów podczepionych pod rozmaite struktury siłowe czy oddziały najemnicze. Są w retoryce jeszcze bardziej antyukraińscy i antyzachodni od Kremla, jednak starają się wpłynąć na władze, by rozwiązały problemy dręczące rosyjskich wojskowych na froncie. Usiłują właśnie przebić się przez tę symulakrę tworzoną przez propagandę, która długo głosiła, że "wszystko idzie według planu".
Girkin-Striełkow nie jest tu wyjątkiem, choć wybija się ponad innych swoim wykształceniem historycznym, oczytaniem, umiejętnością formułowania myśli. Jest więc on w jakimś sensie elementem systemu.
Ponadto należy pamiętać, że nadający jedynie w rosyjskich sieciach społecznościowych oficer rezerwy, nie ma szans przebicia się przez machinę propagandową. Nie jest zapraszany do ogólnorosyjskich mediów, nie jest więc podmiotem "oficjalnej opinii publicznej".
A dopiero, gdy się tam pojawi, będzie można powiedzieć, że postawił na niego ktoś ważny, kto przeczuwa, że dni Putina są już policzone.
Dla Wirtualnej Polski Jakub Biernat*
*Autor jest dziennikarzem TV Biełsat, od lat zajmującym się tematyką Białorusi i krajów postsowieckich. Jego wywiady, reportaże i opinie dotyczące regionu pojawiały się na łamach najważniejszych polskich gazet i czasopism. Sympatyk myśli politycznej Jerzego Giedroycia.