Czas rozliczeń. Ziobro i Bodnar w głównych rolach [OPINIA]
Rządzący przystąpili do jednego z najpoważniejszych testów, które przed nimi stoją. Albo okażą się skuteczni, za co dostaną bonus od obywateli. Albo wyjdą na fujary.
Wielokrotnie pisałem, że sposób wykorzystania pieniędzy z Funduszu Sprawiedliwości to największa afera rządów Prawa i Sprawiedliwości oraz Suwerennej Polski. Nie tyle pod względem finansowym, co skrajnie nieprzyzwoitej pazerności.
Teraz nowi rządzący obiecują, że swoich poprzedników z tej afery rozliczą. To zaś może nie być proste.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Konsekwentna prokuratura
Szereg przeszukań związanych ze śledztwem w sprawie Funduszu Sprawiedliwości prowadzonym przez prokuraturę, w tym u posłów Suwerennej Polski, wzbudził ogromne emocje. Raz, że dawno nie było tak szeroko zakrojonej akcji prokuratury i służb z mimowolnym udziałem kilku polityków. A dwa - zaczęła się dyskusja o tym, czy w ogóle można przeszukiwać nieruchomości należące do posiadających immunitet posłów.
I odpowiedź tu akurat wydaje się dość prosta: można przeszukiwać, bowiem immunitet nie chroni od przeszukania.
Taki pogląd dominuje w doktrynie prawniczej, taki pogląd też miała Prokuratura Krajowa, gdy prokuratorem generalnym był Zbigniew Ziobro. W 2017 r. służby weszły przecież do mieszkania parlamentarzysty związanego z Koalicją Obywatelską, Stanisława Gawłowskiego, mimo że nie został on wtedy zatrzymany, ani nie przedstawiono mu jeszcze zarzutów. I Prokuratura Krajowa tłumaczyła, że "immunitet poselski nie obejmuje mieszkania posła", a "z uwagi na dobro śledztwa konieczne jest szybkie zabezpieczenie dowodów, a uprzednie wystąpienie z wnioskiem o uchylenie immunitetu posła mogłoby prowadzić do ich ukrycia i mataczenia w sprawie".
Dla jasności: w doktrynie pojawiały się też pojedyncze inne poglądy, z których wynika, że mieszkań polityków mających immunitet nie należy przeszukiwać (tak twierdzili m.in. prof. Marek Chmaj i prokurator Ewa Wrzosek). Ale - no właśnie - są w mniejszości oraz w te poglądy nie wsłuchiwała się prokuratura także za rządów Prawa i Sprawiedliwości.
Obywatel jak każdy
Emocje wzbudza też to, że przeszukano dom Zbigniewa Ziobry. Ziobro jest bowiem ciężko chory, co zresztą wszyscy mogliśmy zobaczyć w telewizji. Były minister postanowił po raz pierwszy od dawna wystąpić przed kamerą.
I niektórzy mówią: dajcie człowiekowi wyzdrowieć, zostawcie go na razie w spokoju.
Jakkolwiek zgadzam się, że ciąganie Zbigniewa Ziobry dziś po sądach i prokuraturach, o aresztach nawet nie mówiąc, byłoby niewłaściwe (mimo że bliscy współpracownicy Ziobry nie mieli żadnych skrupułów; ale wychodzę z założenia, że warto być przyzwoitszym człowiekiem od tych, których działania nam się nie podobały), to ciężko dostrzec jakąkolwiek sensowną argumentację za tym, by nie można było przeszukać domu byłego ministra.
W szeroko zakrojonym śledztwie służby, na zlecenie prokuratury, prowadzą wiele czynności. Te u Zbigniewa Ziobry są tylko niewielkim wycinkiem całej akcji.
Złe byłoby, gdyby polskie państwo traktowało byłego ministra w inny sposób, niżeli każdego innego obywatela. Ziobro nie powinien być traktowany ani gorzej, ani lepiej, niż ktokolwiek inny w analogicznej sytuacji. Co z kolei prowadzi do wniosku, że w przeszukaniu jego domu nie ma nic bulwersującego, skoro nie oburzamy się przecież na przeszukania u osób, które nie są parlamentarzystami, a których to czynności organy państwa codziennie dokonują w ogromnej liczbie.
Ściganie Ziobry
Jednocześnie warto pamiętać, że dopiero zobaczymy, czy skończy się na pokazówce, o której wszyscy chwilę pogardłują, po czym zajmą się czymś innym, czy też politycy byłej już władzy poniosą realne konsekwencje za nieprawidłowe działania przy wydawaniu środków z Funduszu Sprawiedliwości.
W marcu 2019 r. napisałem, że oczywiste dla każdego uczciwie patrzącego na rzeczywistość jest to, że Fundusz Sprawiedliwości - w założeniu środki na pomoc ofiarom przestępstw i przeciwdziałanie przestępczości - stał się funduszem reklamowym pana Ziobry oraz źródłem utrzymania dla jego znajomych i znajomych jego znajomych. Dziś, po poznaniu danych beneficjentów funduszu, mamy tego stuprocentową pewność.
Jednocześnie był to przekręt robiony w mocy prawa - w takim znaczeniu, że prawo dostosowano do merkantylnych potrzeb.
I tu rodzi się pytanie: co uda się specjalnemu zespołowi śledczych, nad których działalnością pieczę sprawuje prokurator generalny Adam Bodnar, wykazać?
Czy będą potrafili udowodnić nie tylko nieprzyzwoite działania polityków Suwerennej Polski, lecz także wykażą działania przestępne? I czy uda się wykazać, że odpowiedzialność za to ponoszą minister oraz jego zastępcy, a nie ktoś na poziomie naczelnika wydziału, kto - nomen omen - jedynie karnie wykonywał polecenia, po których nie pozostały żadne ślady?
Od odpowiedzi na te pytania będzie zależało przekonanie obywateli, czy z zapowiedzią rozliczeń byłej władzy to było na serio, czy jedynie obietnica wyborcza z gatunku tych science fiction.
Patryk Słowik, dziennikarz Wirtualnej Polski