Pomnik Tarasa Szewczenki w Sumach. Od kiedy zaczęła się operacja w ob. kurskim miasto jest pod ciągłym ostrzałem© WP | Maciej Stanik

Bitwa o wszystko. Operacja kurska albo pogrąży Ukrainę, albo pomoże jej wygrać

- Osiągnęliśmy sukces, ale jego utrzymanie będzie nas dużo kosztować - mówią ukraińscy żołnierze, walczący na terytorium Rosji. Kijów liczył, że operacja kurska pomoże mu wyjść z błędnego koła wojny na wyniszczenie. Ma jeszcze jedną szansę, by odwrócić swój los.

Czwartego dnia w okrążeniu Oleg, 34-letni oficer rosyjskiej armii, nie widział lepszego wyjścia niż przystawić karabin pod brodę i pociągnąć za spust. Jego batalion liczący 300 żołnierzy był zdziesiątkowany.

- Co najmniej 40 proc. ludzi zostało zabitych albo konało bez pomocy medycznej – wspomina Oleg.

Rozmawiamy w celi aresztu tymczasowego w obwodzie sumskim. Podobnie jak setki rosyjskich żołnierzy Oleg trafił do niewoli podczas brawurowej operacji Ukrainy w obwodzie kurskim.

Stas, operator dronów w jednej z brygad walczących w obwodzie kurskim
Stas, operator dronów w jednej z brygad walczących w obwodzie kurskim © WP | Maciej Stanik

W nocy z 5 na 6 sierpnia najbardziej doświadczone oddziały Sił Zbrojnych Ukrainy (SZU) sforsowały rosyjską granicę. Nie napotykając niemal żadnego oporu, dotarły na przedmieścia Sudży, miasta leżącego 9 km od granicy z Ukrainą i 88 km od Kurska.

- Rosja przyniosła wojnę do Ukrainy, teraz sama powinna ją odczuć - mówił Wołodymyr Zełenski.

Ledwie w ciągu tygodnia SZU zajęły 100 miejscowości o łącznej powierzchni ponad 1,3 km kw. To teren większy niż Rosja okupowała w ciągu trwającej od roku ofensywy w Donbasie.

Sukces operacji kurskiej sprawił, że Ukraina znowu znalazła się w centrum uwagi. Ale emocje opadły tak szybko, jak zostały wywindowane. Dwa miesiące po wkroczeniu na terytorium Rosji wielki sukces Ukrainy stał się symbolem jej bezsilności. Bez woli Zachodu Kijów nie wyrwie się z błędnego koła wojny na wyniszczenie.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Martwy punkt

Na początku lipca 2024 roku gen. Ołeksandr Syrski, naczelny dowódca SZU, przedstawił Wołodymyrowi Zełenskiemu szczegółowy plan operacji w obwodzie kurskim.

O przeniesieniu wojny na terytorium Rosji w Kijowie dyskutowano już od długiego czasu. Ale przeciwnikiem operacji na dużą skalę był gen. Walerij Załużny, wówczas naczelny dowódca, a obecnie ambasador Ukrainy w Wielkiej Brytanii.

Rosyjscy jeńcy w areszcie tymczasowym w obwodzie sumskim
Rosyjscy jeńcy w areszcie tymczasowym w obwodzie sumskim© WP | Maciej Stanik

Załużny obawiał się, że otwierając kolejny front, Ukraina rozproszy i tak osłabione już wojsko, co może pociągnąć za sobą upadek obrony w Donbasie. Ale przede wszystkim generał nie rozumiał sensu operacji.

"Zdobędziemy przyczółek. A co dalej?" - miał pytać Zełenskiego.

Prezydent odpowiedź przemilczał. Dla niego wydawała się oczywista. Nawet największy strategiczny geniusz wojskowy nie sprawi, że Ukraina wygra wojnę bez wsparcia Zachodu. A ono stopniowo gasło po nieudanej kontrofensywie w 2023 roku. Brak spektakularnych sukcesów na froncie coraz bardziej spychał Ukrainę na margines, powodując, że nawet Demokraci od początku kampanii wyborczej w USA zaczęli się dystansować od Kijowa.

W tym czasie front pogrążał się w marazmie. Rosjanie, kosztem absurdalnie wysokich strat, wypierali Ukrainę z kolejnych miast i wsi. Zdobyli Awdijiwkę i szybko przesuwali się w kierunku strategicznie ważnego Pokrowska, zasypując Ukraińców niewyczerpanym zapasem pocisków pochodzących z Chin i Korei Północnej.

Ukraińskie wojska, chronicznie niedozbrojone i wykończone wojną okopową, popadały w coraz większą frustrację. Spóźniona mobilizacja, która w dodatku dostarczyła na front żołnierzy niezmotywowanych lub niezdolnych do walki ze względu wiek i zdrowie, tylko pogłębiła kryzys. Kijów stanął przed dylematem: obniżyć wiek poborowych i utrzymać front kosztem przyszłości kraju czy powoli tracić Donbas, ale oszczędzić młodych i gospodarkę.

Wizja utknięcia w martwym punkcie i prowadzenia wojny na wyniszczenie bez szans na jej wgraną, stawała się coraz bardziej rzeczywista. Plan operacji na terytorium Rosji był szalenie ryzykowny, ale wydawał się jedną z niewielu możliwości na wyjście z impasu. Był bitwą o wszystko.

"Gerard". Białorusin walczy w Siłach Zbrojnych Ukrainy
"Gerard". Białorusin walczy w Siłach Zbrojnych Ukrainy© WP | Maciej Stanik

Święta granica niczym sito

Operacja była planowana w ścisłej tajemnicy. Nie wiedzieli o niej ani zachodni sojusznicy, ani prawdopodobnie nawet ukraiński wywiad wojskowy (HUR), który wcześniej pilotował rajdy rosyjskich batalionów ochotniczych, walczących po stronie Ukrainy, w przygranicznych miejscowościach.

Jednostki, które miały wziąć udział w operacji, stopniowo przerzucano do obwodu sumskiego pod pretekstem ćwiczeń. Część żołnierzy zakwaterowanych w mieście Sumy otrzymała zakaz noszenia mundurów, by nie zwracać uwagi na rosnącą obecność wojska.

- Wiedzieliśmy, że mamy zaatakować Rosję, ale do ostatniej chwili dowództwo trzymało w tajemnicy, gdzie i kiedy rozpocznie się operacja – opowiada Stas, operator dronów w jednej z brygad walczących w obwodzie kurskim.

Nastroje w koszarach były pesymistyczne. - Wielu wyobrażało sobie, że to samobójcza operacja, bo będziemy przedzierać się przez pola minowe i fortyfikacje - mówi Stas.

Strażnik w areszcie tymczasowym w ob. sumskim
Strażnik w areszcie tymczasowym w ob. sumskim© WP | Maciej Stanik

- Wiedzieliśmy, że po przekroczeniu granicy łączność zniknie. Dlatego gromadziliśmy telefony satelitarne, rosyjskie karty SIM, a nawet tapiki [TA-57, radziecki telefon polowy – red.]. Chłopaki przeczesywali internet, szukając pirackiego oprogramowania, które umożliwiłoby korzystanie ze Starlinków w Rosji – opowiada z kolei "Gerard", jeden z dowódców białoruskiej jednostki "Tur", która walczy w składzie 225. oddzielnej brygady szturmowej SZU.

Właśnie 225. brygada była jedną z pierwszych, które sforsowały rosyjską granicę.

- Poruszaliśmy się na Kozakach [lekkie transportery opancerzone ukraińskiej produkcji – red.], omijając wsie i pierwszą linię obrony Rosjan – wspomina "Gerard".

Sukces szybkiej i brawurowej operacji zaskoczył samych Ukraińców. Przez kilka dni bez snu i odpoczynku parli naprzód. - W ciągu pierwszych trzech dni weszliśmy na 27 kilometrów w głąb Rosji – mówi "Gerard".

Stas: - Rosjanie myśleli, że ich granica jest nienaruszalną świętością. Okazała się dziurawa jak sito.

  • Podczas pierwszych dni operacji w obwodzie kurskim Ukraina wzięła do niewoli ponad 500 rosyjskich jeńców
  • Operacja kurska Sumy
[1/2] Podczas pierwszych dni operacji w obwodzie kurskim Ukraina wzięła do niewoli ponad 500 rosyjskich jeńcówŹródło zdjęć: © WP | Maciej Stanik

Pośpiech i chaos

Na dwa tygodnie przed rozpoczęciem operacji, rosyjski wywiad poinformował sztab generalny, że Ukraina gromadzi duże siły w obwodzie sumskim. Dowództwo zbagatelizowało jednak te doniesienia. Do obwodu kurskiego przerzucono kiepsko wyszkolone i słabo uzbrojone jednostki.

Według Aleksieja 31-letniego Rosjanina z Archangielska, jego jednostkę wysłano do Kurska 2 sierpnia, czyli na cztery dni przed ukraińskim uderzeniem. Wcześniej Aleksiej przez 10 lat służył jako mechanik na okręcie podwodnym.

- Ale dowództwo uznało, że bardziej nadam się do piechoty. Najpierw byłem na ćwiczeniach w Kursku. A w sierpniu oddelegowano nas z konkretnym zadaniem odpierania ataku na terytorium Rosji.

Dom starców w Sumach, który zbombardowała Rosja
Dom starców w Sumach, który zbombardowała Rosja© WP | Maciej Stanik

Aleksiej, podobnie, jak Oleg, czeka na wymianę w areszcie w obwodzie sumskim. Obaj twierdzą, że do ostatniej chwili byli przekonali, że będą walczyć tylko z grupami dywersyjnymi.

- Wszystko odbywało się w pośpiechu i chaosie. Nie rozumieliśmy, gdzie jest linia frontu - mówi Oleg.

Według niego jego batalion jako jeden z pierwszych przerzucono w okolice granicy. Jednak godzinę po tym, gdy ciężarówki oznaczone symbolem "Z" odjechały z powrotem do Kurska, Oleg zorientował się, że jednostka już jest okrążona.

- Mieliśmy tylko jedno zadanie: nie dopuścić, by wróg przesuwał się drogą asfaltową. I je wykonaliśmy. Droga została nienaruszona, ale kiedy jej pilnowaliśmy, Ukraińcy obeszli nas łukiem - mówi Oleg.

Rosyjscy jeńcy, z którymi WP rozmawiała w areszcie tymczasowym, opowiadają, że nie mieli łączności z dowództwem, ich jednostki były wyposażone jedynie w broń strzelecką, a zapasów jedzenia i wody miały na jeden-dwa dni. Ukraińska artyleria i drony zabiły lub raniły 30-40 proc. składu osobowego. Ci, którzy przetrwali, wyciskali sok z dzikich owoców lub szukali jedzenia w ogródkach opuszczonych wsi.

Po kilku dniach okrążenia Rosjanie się poddali. - Wmawiano nam, że w niewoli Ukraińcy będą się nad nami znęcać. Wykastrują. Wolałem się zabić, ale zabrakło mi odwagi, by pociągnąć za spust. Kiedy Ukraińcy zaproponowali, byśmy się poddali, rozkazałem swoim żołnierzom złożyć broń - mówi Oleg.

  • Ewakuacja mieszkanki domu starców w Sumach
  • Rosja zaatakowała najpierw ośrodek medyczny dla dzieci, potem dom starców i szpital w Sumach
[1/2] Ewakuacja mieszkanki domu starców w SumachŹródło zdjęć: © WP | Maciej Stanik

Operacja dyplomatyczno-wojskowa

Atak na obwód kurski sprawił, że narracja o wojnie znów się odwróciła. Największe światowe media określały operację jako "zuchwały triumf" Ukrainy, która przekroczyła wszystkie wytoczone przez Kreml czerwone linie, ukazując, że w "potędze" Rosji jest wiele słabości.

Była to również polityczna wiadomość dla Zachodu: przy większym wsparciu Ukraina wciąż może uniknąć długotrwałej wojny na wyniszczenie, w której z Rosją nie ma szans.

"Ukraińskie wojsko rozsadziło rosnący wśród sojuszników konsensus, że Kijów ma niewielkie szanse - jeśli w ogóle - na odzyskanie znacznej części swoich terytoriów" - podkreślało CNN.

Ukraińskie wojska przesuwały się w głąb Rosji, a równolegle z tym Kijów rozpoczął ofensywę dyplomatyczną.

Administracja Zełenskiego ogłosiła, że przedstawi partnerom plan zwycięstwa Ukrainy. Jednym z jego centralnych punktów było zniesienie ograniczeń na użycie zachodniej broni do uderzeń w głąb terytorium Rosji. Pozwoliłoby to Ukrainie osłabić rosyjskie lotnictwo i linie zaopatrzenia oraz zmusiłoby Moskwę do negocjacji na warunkach korzystnych dla Kijowa.

"Działania w obwodzie kurskim są częścią dużej operacji wojskowo-dyplomatycznej, a wszystko, co robi Ukraina, ma jedynie zmusić Rosję do gotowości zawarcia sprawiedliwego pokoju" - tłumaczył Zełenski.

Ob. sumski. 19-letni żołnierz z miasta Czita. Podpisał kontrakt z rosyjskim wojskiem dla pieniędzy
Ob. sumski. 19-letni żołnierz z miasta Czita. Podpisał kontrakt z rosyjskim wojskiem dla pieniędzy© WP | Maciej Stanik

Poklepywanie po plecach

Kilka dni po rozpoczęciu operacji kurskiej do Kijowa znowu zaczęły ściągać liczne delegacje zachodnich polityków. Rzadko miały wyraźny cel, za to zawsze kończyły się poklepywaniem po plecach i powtarzaniem wyświechtanych haseł: "Rosja nie może wygrać", a "Ukraina przegrać".

Z przecieków do amerykańskiej prasy wynikało, że na tle operacji kurskiej administracja Joe Bidena rozważa zwiększenie militarnej pomocy dla Ukrainy, a nawet zniesienie ograniczeń na użycie broni dalekiego zasięgu. Jednak Amerykanie najpierw chcieli poznać plany Kijowa.

We wrześniu w Kijowie oczekiwano na wizytę sekretarza stanu USA z wielkimi nadziejami. Liczono, że w końcu ogłosi przełomową decyzję. Zamiast tego Anthony Blinken przywiózł obietnicę 600 mln dolarów na odbudowę energetyki i pomoc humanitarną. Sytuacji nie zmieniła również wizyta Zełenskiego w Stanach Zjednoczonych i osobiste spotkanie z Bidenem, podczas którego prezydent Ukrainy przedstawił plan zwycięstwa.

Zełenski wracał do kraju z pustymi rękoma i gorzkim uczuciem, że bez woli Zachodu nawet najbardziej błyskotliwa operacja Ukrainy, jak ta w obwodzie kurskim, będzie skazana na porażkę.

W tym czasie euforia, która ogarnęła Ukraińców po ataku na Rosję, zaczęła ustępować dobrze znanemu zmęczeniu, rozczarowaniu władzą na tle skandali korupcyjnych i obawami przed nadciągającą zimą. W ciągu dwóch i pół lat wojny Rosja zniszczyła prawie 90 proc. infrastruktury energetycznej Ukrainy. Jeśli ziści się czarny scenariusz, przerwy w dostawach prądu mogą sięgać do 20 godzin. Bez cienia nadziei na zakończenie wojny, ta zima będzie dla Ukrainy wyzwaniem.

Lwów. Pogrzeb żołnierza poległego na froncie
Lwów. Pogrzeb żołnierza poległego na froncie © WP | Maciej Stanik

Bomby, artyleria, mięso

Euforyczne nastroje szybko opadły również na froncie. Zamiast oczekiwanej ulgi sytuacja w Donbasie drastycznie się pogorszyła. W rekordowo szybkim czasie Rosjanie dotarli pod Pokrowsk, zatrzymując się 10 km od miasta, okupowali Wuhłedar i część Torecka - ukraińskie fortece, które broniły się przez dwa i pół roku.

W obwodzie kurskim sytuacja zaczęła przypominać tę z innych odcinków frontu. Rosjanie ściągnęli część jednostek z obwodu charkowskiego i południa Ukrainy, wzmocnili je rezerwami oraz niedobitkami z nieistniejącej już Grupy Wagnera i ruszyli do kontrataku.

- Na początku operacji mogliśmy swobodnie latać. Jeśli dla podstawowych dronów trzykilometrowa trasa jest dobrym wynikiem, nasz rekord w Rosji to 16 km. Ale teraz to Rosjanie kontrolują niebo - mówi Stas.

Wojska rosyjskie zagłuszają sygnał ukraińskich dronów, z kolei ich drony bez przerwy krążą w powietrzu.

- Już sam przejazd przez granicę stał się niebezpieczny. Wszystkie przemieszczenia odbywają się w nocy, staramy się spędzać jak najmniej czasu na zewnątrz - opisuje Stas.

O taktyce Rosji w obwodzie kurskim mówi krótko: bomby lotnicze, artyleria, mięso armatnie. - Niczym się to nie różni od innych odcinków frontu. Rosjanie niszczą własne miasta i wsie, ale cisną masą i w końcu będą mieć wynik. Czy jesteś okopany, czy nie, dla 500-tonowej bomby to nie ma znaczenia.

O ile na początku operacji Ukraina poniosła bardzo małe straty, tak obecnie ulega to zmianie. - Jak na działania szturmowe mieliśmy bardzo dobry wynik - mówi"Gerard". Teraz jednak to się zmieniło. Brak ludzi staje się jednym z głównych problemów jednostek walczących w obwodzie kurskim. Niektóre brygady, którym obiecano rotacje po zakończeniu działań szturmowych, wciąż tkwią na pozycjach.

- Nie wątpię, że operacja kurska była wielkim sukcesem, ale jego utrzymanie będzie nas dużo kosztować - uważa Stas.

Lwów. Matka nad grobem syna: "Przybywa grobów naszych żołnierzy, którzy zginęli w obwodzie kurskim"
Lwów. Matka nad grobem syna: "Przybywa grobów naszych żołnierzy, którzy zginęli w obwodzie kurskim"© WP | Maciej Stanik

NATO w zamian za terytoria

"Zajęliśmy przyczółek. A co dalej?" - pytanie, które Załużny miał zadać Zełenskiemu, do dziś pozostaje bez odpowiedzi.

Z przecieków w amerykańskich mediach wynika, że plan zwycięstwa Ukrainy nie zrobił wrażenia na Amerykanach, bo zawiera już znane postulaty o gwarancjach bezpieczeństwa i zwiększenia pomocy militarnej. "Nie ma tam zbyt wiele nowości" – stwierdził jeden z amerykańskich urzędników w rozmowie z "The Wall Street Journal".

Reakcja Białego Domu dobitnie pokazała Ukrainie, że w trzecim roku wyniszczającej wojny Zachód wciąż nie ma wizji jej zakończenia. I nie zmieniła tego nawet błyskotliwa operacja w obwodzie kurskim.

Dopóki na salonach toczyły się dyskusje czy Ukraina może atakować zachodnią bronią wojskowe cele w Rosji, Kreml się przegrupował i sięgnął po stary, sprawdzony sposób szantażowania Zachodu. We wrześniu Rosja poinformowała, że w odpowiedzi na "wrogie działania" Zachodu zamierza zmienić doktrynę nuklearną, obniżając kryteria użycia broni jądrowej.

Kreml "wyrysował" nową czerwoną linię, licząc, że Zachód znowu uzna sytuację za "patową" i zepchnie pytania o wojnę w Ukrainie na margines, czekając, aż problem sam jakoś się rozwiąże.

Kijów wkracza w trzecią wojenną zimę, która będzie najcięższą od początku rosyjskiej inwazji. Ale wciąż ma szansę przekonać Zachód do swojego planu. A przynajmniej usłyszeć od zachodnich partnerów, jak wygląda ich wizja zakończenia wojny. 12 października w amerykańskiej bazie Ramstein miało odbyć się kluczowe spotkanie w ramach tzw. Grupy Kontaktowej ds. Obrony Ukrainy, zrzeszającej ponad 50 państw.

Podczas tych szczytów zapadają decyzje, co i w jakich ilościach Zachód może przekazać Ukrainie. Jednak tym razem po raz pierwszy spotkanie w Ramstein zaplanowano na poziomie najwyższych władz. Przyjechać miał m.in. Biden i Zełenski.

Według źródeł amerykańskiej prasy Ukraina mogła otrzymać propozycję: przyśpieszona akcesja do NATO lub gwarancje bezpieczeństwa w zamian za zamrożenie wojny.

Jednak na dwa dni przed spotkaniem, Joe Biden odwołał wszystkie podróże ze względu na huragan Milton, który uderzy we Florydę. Szczyt został odwołany. W momencie publikacji tego tekstu nowa data spotkania wciąż nie została wyznaczona.

Mimo ostrzałów i powtarzających się alarmów mieszkańcy Sum starają się prowadzić normalne życie
Mimo ostrzałów i powtarzających się alarmów mieszkańcy Sum starają się prowadzić normalne życie© WP | Maciej Stanik

Dylemat

Co dalej robić z obwodem kurskim? Klarownej wizji nie ma również na froncie. Część żołnierzy walczących w Donbasie uważa, że sprzęt, pociski i ludzie teraz bardziej przydałyby się pod Czasiw Jarem i Pokrowskiem.

Ale zdaniem innych warto było podjąć ryzyko.

- Nie możemy wiecznie tkwić w wojnie pozycyjnej. Mieliśmy szansę przejąć inicjatywę i nawet jeśli nic to nie da, należało spróbować - mówi Julian, żołnierz 68 brygady, walczącej na kierunku pokrowskim.

Zdaniem Stasa dowództwo stanęło teraz przed dylematem.

- Każdy kij ma dwa końce. Trzymać się kurczowo obwodu kurskiego nie ma sensu. Rosjanie mają lepsze pozycje, łączność i logistykę. Ale wycofać się też nie możemy, bo Rosjanie pójdą za nami i zaatakują obwód sumski. To oznacza, że ucierpi ludność cywilna, która w odróżnieniu od mieszkańców obwodów ługańskiego i donieckiego jest bardzo lojalna wobec Ukrainy - mówi Stas.

Przed operacją kurską 250-tysięczne Sumy, położone w pobliżu granicy z Rosją, żyły we względnym spokoju. Teraz alarmy przeciwlotnicze powtarzają się nawet kilkanaście razy w ciągu dnia. Kilka dni przed naszym przyjazdem Rosjanie zbombardowali dom starców. Jeszcze wcześniej ośrodek zdrowia dla dzieci. Z kolei w następnych dniach bomba trafiła w miejscowy szpital.

- Rosja terroryzuje Sumy. Na przygraniczne wsie bez przerwy spadają bomby lotnicze. Częstotliwość ostrzałów jest tak wysoka, że ewakuujemy ludzi opancerzonymi wozami - mówi Kateryna Arisoj, założycielka fundacji "Pluriton".

Pod ostrzałem jest również rosyjska Sudża i wsie położone wokół niej.

Stas: - Kiedy zajęliśmy miasto, było ono prawie nienaruszone. Teraz ciężko tam znaleźć cały budynek.

W mieście wciąż jest wielu cywilów. Ukraina stworzyła komendanturę wojskową, dostarcza Rosjanom jedzenie i pomoc medyczną.

- Czasem miejscowi witają się z nami po ukraińsku. Mają doskonałą umiejętność dostosowywania się do każdej władzy. Nikt ich nie obraża, ale zaufania do nich też nie ma - mówi Stas.

- Czasem dzielimy się jedzeniem albo przywozimy im leki, ale zasadniczo staramy się omijać. Szkoda tylko zwierząt, one na pewno nie głosowały na Putina, a na wielu opuszczonych podwórkach znajdywaliśmy psy na łańcuchu - opowiada Witalij Owczarenko, żołnierz zwiadu powietrznego w obwodzie kurskim.

Stas wierzy, że wojna w końcu zakończy negocjacjami: - Zawsze tak jest. Wcześniej czy później końcu siadają do stołu i się dogadują.

Pytanie na jakich warunkach? Ukraińscy żołnierze nazywają NATO "dziwną strukturą" i nie wierzą, że w przyszłości uchroni ich kraj przed Rosją. Jednak również na froncie rośnie świadomość, że obecna wojna nie skończy się tak, jak chciałby Kijów.

- Pochodzę z okupowanej Nowej Kachowki i nie chciałbym handlować własną ziemią, ale odebrać jej siłą też się nie uda - przyznaje Stas.

W odróżnieniu od Zachodu Ukraińcy nie wierzą również w zmiany w samej Rosji. Do tej pory przez areszt tymczasowy w obwodzie sumskim przewinęło się ponad 500 wziętych do niewoli Rosjan. Kreml chętnie wymienił poborowych, ale reszta utknęła w niewoli na nieokreślony czas.

Oleg, rosyjski oficer, ten, który chciał popełnić samobójstwo, twierdzi, że nie popiera "konfliktu". - Wychowałem się w Związku Radzieckim. Mówili nam, że Rosja, Ukraina i Białoruś to trzy siostry – opowiada.

Jednak, gdy pytam go, co zrobi, jeśli po powrocie do Rosji dowództwo znowu wyśle go na front, tylko wzrusza ramionami. - Znaczy, pójdę znów walczyć.

Tatiana Kolesnychenko, dziennikarka Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP magazyn
wojna w Ukrainieobwód kurskiwołodymyr zełenski
Wybrane dla Ciebie