Romczyk Oleksiw© Archiwum prywatne | Archiwum prywatne

Niebieski chłopiec. "Widziałem światło i rozumiałem, że muszę tam iść"

Brązowe kosmyki wystawały spod gruzów. Roma pogłaskał mamę po włosach i ruszył przed siebie, powłócząc złamaną nogą.

Oto #HIT2024. Przypominamy najlepsze materiały mijającego roku. Tekst Tatiany Kolesnychenko "Niebieski chłopiec. Widziałem światło i rozumiałem, że muszę tam iść" to jeden z reportaży wchodzących w skład cyklu poświęconego wojnie w Ukrainie, za który dziennikarka Wirtualnej Polski została nominowana do nagrody Grand Press 2024 w kategorii "Reportaż prasowy/internetowy".

***

Muzyka ucichła

14 lipca 2022 roku. Upał taki, że ciężko oddychać. Klimatyzacja nie daje rady. Ubrania kleją się do ciała.

Jarosław Oleksiw, wysoki brunet tuż przed czterdziestką, ściera z czoła smużkę potu. Zawsze schludny. Jak na artystę przystało ubrany elegancko, ale z nutą nonszalancji.

Na biurku Jarosława leżą stosy dokumentów przyszłych studentów. Musi skupić się na pracy, ale w taki skwar idzie ciężko. Z ulgą patrzy na brzęczący telefon. Żona przesyła zdjęcie:

Gala ma szczupłą twarz. Lekki, uwodzicielski uśmiech. Głębokie spojrzenie. Trochę zawstydzony Romczyk, ich synek, trzyma głowę na jej ramieniu.

Patrząc na tę dwójkę, Jarosław czuje dumę: życie się udało. Z Galą są małżeństwem od ośmiu lat. Za dwa tygodnie ona skończy trzydziestkę. Kwitnie. Jest dojrzała i piękna jak nigdy. Emanuje spokojem kobiety spełnionej. Też wykłada na akademii. Specjalizuje się w grze na harmonii.

Romczyk to ich duma. Dopiero skończył 7 lat, a już podąża w ślady rodziców. Na razie pobiera lekcje gry na akordeonie, ale widać, że ma doskonałe uczucie rytmu.

- Będzie kiedyś grał na instrumentach perkusyjnych – myśli Jarosław.

Choć teraz Romczyk najbardziej kocha taniec towarzyski. Zwłaszcza walc wiedeński. Kiedy tak wiruje na parkiecie, można odnieść wrażanie, że urodził się, by tańczyć.

Jarosław odkłada telefon, czując, jak ogarnia go tęsknota. Każdego roku Gala zabiera Romę do swoich rodziców w Winnicy. Pięć godzin autem i są u dziadków. Wieś, zapachy lata, wakacje. Aż szkoda jechać do miasta. Ale Gala już dwa tygodnie wcześniej umówiła Romę na wizytę do neurologa.

Siedzą teraz w poczekalni kliniki "Neuromed" w samym centrum Winnicy. Nudzą się, robią sobie zdjęcia.

Jest 10:10. Telefon Jarosława zaczyna wyć: "Na terenie całej Ukrainy" alarm powietrzny. Parę minut później pojawia się informacja: Rosja zbombardowała Winnicę.

Jarosław pisze do żony:

"Wszystko OK?".

Muzyka ucichła.

  • Roma i Gala tuż przed atakiem rakietowym
  • Romczyk poszedł w ślady ojca i zaczął grać na akordeonie
  • Romczyk, Gala i Jarosław
  • Gala i Jarosław byli małżeństwem od ośmiu lat
[1/4] Roma i Gala tuż przed atakiem rakietowymŹródło zdjęć: © Archiwum prywatne | Archiwum prywatne

Nie rokuje

Tej wiadomości Gala już nie odczytała.

Jarosław dzwoni do jej rodziców. Wiedzą tylko tyle, co piszą w Internecie: dwie rakiety spadły na dom oficerów. Kilkaset metrów od kliniki, gdzie Gala i Roma czekali na wizytę u lekarza.

Podobno jest wielu zabitych i rannych.

Dziadek pędzi na miejsce ataku. Dym, gruzy, miotający się ludzie. Nikt nic nie wie. Każdy w szoku. Karetki na sygnale gnają z rannymi, wracają po kolejnych.

- Może Gala i Roma też są w szpitalu? Spokojnie, wszystko na pewno będzie dobrze – powtarzają sobie.

Po Gali ani śladu. Romę odnajdują dopiero o 14:00.

Szpital, OIOM w piwnicy. Ranni na łóżkach ustawionych pod ścianami. Obok nich szlochające rodziny. Przerażenie, że Rosjanie znów zaatakują.

Jarosław już jest w Winnicy. Przeciska się przez tłum. Dostrzega dziecko na łóżku. Całe ciałko zabandażowane. Twarz, tors, brzuch, biodra, uda, nogi, ręce. Widać tylko spuchnięte usta i sczerniałe uszy.

Ulga, że żyje. Przerażenie, co będzie dalej. Nikt nic nie mówi. Lekarze biegają między rannymi. Na wszystkie pytania odpowiadają: "Nie teraz". Leki, zastrzyki. Jedyny cel – ustabilizować stan.

Co z Galą? Może jest gdzieś nieprzytomna? Trzeba obdzwaniać szpitale. Nadzieja nie znika, ale lekarze radzą oddać próbkę DNA. "Na wszelki wypadek".

Po dwóch dniach stawiają diagnozę: Romczyk ma oparzenia 45 procent powierzchni ciała i 35 procent organów wewnętrznych. Rany na rękach są tak głębokie, że sięgają kości. Oparzone są płuca i gardło. Złamana lewa ręka. Rozdrobiona lewa stopa. Odłamki w czaszce. Rozerwany bębenek.

Jarosław słucha uważnie, ale czuje się, jakby był w filmie, w którym wszystko może jeszcze skończyć się happy endem.

- Jakie są rokowania? – pyta.

Lekarz ucieka wzrokiem, mówi przez zaciśnięte zęby: "Nie rokuje".

 W piętowej przybudówce mieściła się klinika Neuromed, gdzie Gala i Roma czekali na wizytę
W piętowej przybudówce mieściła się klinika Neuromed, gdzie Gala i Roma czekali na wizytę © Licencjodawca | 2022 Anadolu Agency

Tylko tyle

Romczyk jest w śpiączce farmakologicznej. "Żeby nie cierpiał" – tłumaczy personel. Szpital uniwersytecki w Dreźnie jest gotów przyjąć go na leczenie. Musi tylko przeżyć drogę, a tego nikt nie może zagwarantować.

Jarosław jak we mgle. Słabo odbiera rzeczywistość, ale podchodzi zadaniowo.

Punkt pierwszy: ratować syna. Zebrać papiery, potrzebne na wyjazd.

Punkt drugi: odnaleźć żonę. Gala musi gdzieś tam być.

Wiadomość nadchodzi dzień później: Galę odnaleźli. W kostnicy. Jarosław trzyma się w garści. Musi. Dla Romy. Lekarze mówią: jest z nim trochę lepiej. Może jechać, ale na raty. Najpierw do Lwowa, potem do Rzeszowa i samolotem do Niemiec.

Dziadkowie organizują pogrzeb. Orszak żałobny i karetka z Romą wyruszają z Winnicy jednocześnie.

Jarosław jak na szpilkach. Samolot mogą podstawić w każdej chwili. Czekać nie będą. Wybór jest oczywisty. Opuści pogrzeb Gali.

We Lwowie Romczyk znowu trafia na OIOM. Tam już nikogo nie wpuszczają. Jarosław jedzie prosto na cmentarz. Tłum ludzi. Muzycy z całego świata. Cała śmietanka artystyczna ze Lwowa. Kondolencje, kwiaty, wybuchy płaczu. "Taka młoda". "Taka piękna". "Do piekła z Rosją".

Jarosław czuje się rozdarty. Chciałby rozpaczać, przeżywać żałobę, ale trzeba szykować się do wylotu. Rano karetka zabierze ich do Rzeszowa. Oby Roma wytrzymał drogę. Tylko tyle.

Roma w szpitalu we Lwowie. Nikt nie mógł zagwarantować, że przeżyje drogę do Niemiec
Roma w szpitalu we Lwowie. Nikt nie mógł zagwarantować, że przeżyje drogę do Niemiec© Archiwum prywatne | Archiwum prywatne

Ucałuje w oba policzki

OIOM w Dreźnie. Roma wciąż nieprzytomny. Operacja za operacją. Wyścig z czasem. Lekarze muszą usunąć oparzone tkanki, okruchy szkła i betonu. Są źródłem infekcji. Roma gorączkuje. Ma 40 stopni, leki nie pomagają. Wszyscy boją się sepsy.

Ale Romczyk walczy. Wdech, wydech. Aparatura monotonnie piszczy. Na prześcieradle ślady krwi, która ciągle sączy się z głębokich ran.

Jarosław jest załamany. Lekarze mówią:

- Romie potrzebna jest bliskość. Nawet w tym stanie wiele zrozumie i czuje.

Jarosław nie odchodzi od łóżka. Mówi do Romy, czyta. Najczęściej puszcza mu jednak ukraińskie ludowe piosenki. Słuchając, sam bezwiednie przenosi się myślami do domu.

Budynek na obrzeżach Lwowa. Za oknem już ciemno. W pokojach przygaszone, klimatyczne światło. Romczyk ma cztery lata. Jak każde dziecko walczy, by tylko nie iść spać. Gala zaprowadzi go do łóżka. Poprawi kołdrę, szepnie na ucho "kocham cię" i ucałuje w oba policzki. Zanim wyjdzie z pokoju, cicho włączy ludowe piosenki. W ich domu są jak kołysanki.

Jarosław czeka na Galę w salonie. Będą mieli chwilę dla siebie. Już czuje zapach jej perfum, widzi błysk brązowych włosów. Spokojne, głębokie spojrzenie.

Nagły szmer wyrywa Jarosława z zamyślenia. Roma kopnął nogą, ruszył zabandażowaną ręką. Może też tęskni za Galą?

Gala wykładała na Lwowskiej Narodowej Akademii Muzycznej im. Mykoły Łysenki. Specjalizowała się w grze na akordeonie
Gala wykładała na Lwowskiej Narodowej Akademii Muzycznej im. Mykoły Łysenki. Specjalizowała się w grze na akordeonie© Archiwum prywatne | Archiwum prywatne

"Pogłaskałem mamę i ruszyłem"

W sąsiednich salach ciągle zmieniają się pacjenci. Dwa-trzy dni na OIOM-ie i przenoszą ich na pediatrię.

Tylko Roma i Jarosław tkwią tu tydzień, drugi, miesiąc i kolejny.

W końcu lekarze stwierdzają, że nadszedł czas odłączyć respirator. Mówią wprost: to będzie chwila prawdy czy płuca Romy po tak silnym oparzeniu będą samodzielnie oddychać.

Personel w pogotowiu, ale klatka piersiowa Romy sama się porusza. Oddycha. Chwilę później otwiera oczy. Zagubiony. Przestraszony. Coś próbuje powiedzieć, ale z gardła wyrywają się tylko pojedyncze sylaby: eee-aaa-uuu.

Na każdy nagły dźwięk Roma reaguje szarpnięciem. Psychologowie ciągle do niego zaglądają. Radzą Jarosławowi: - Lepiej powiedzieć prawdę od razu.

Tylko jak? Serce pęka. Roma półprzytomny od koktajlu silnych leków przeciwbólowych i antybiotyków. Twarz cała oparzona. Nie wiadomo czy kiedykolwiek znowu będzie chodził. Cierpi. Żeby go odwrócić na bok, lekarze muszą podać narkozę. Jak tu dołożyć mu jeszcze wiadomość, że mama zginęła? Sam przecież nie do końca w to wierzy.

Jarosław zbiera siły, obmyśla. W końcu mówi. Romczyk patrzy nieobecnym wzrokiem. Przyjmuje wiadomość, jakby nie był zdziwiony. Minie jeszcze kilka tygodni, gdy Roma odzyska świadomość. Pewnej nocy obudzi się o czwartej nad ranem i zaczynie opowiadać:

- Siedzieliśmy z mamą w poczekalni. W telewizji leciał jakiś program. Wtedy bum! Mama rzuciła się na podłogę. Krzyknęła, żebym zrobił to samo. Ale nie zdążyła nawet dokończyć zdania i znowu bum!

Jarosław słucha w napięciu. A Roma opowiada, jakby to była jakaś historia, która przydarzyła mu się w szkole:

- Fala odrzuciła mnie na ścianę. Wstałem, wszystko płonie, dym, czarno. W miejscu, gdzie była mama kupa kamieni. Tylko kosmyk jej włosów wystawał. Pogłaskałem ją i ruszyłem przed siebie.

Nie czułem lewej ręki. Prawej nogi jakby nie było. Skakałem więc na jednej po kamieniach. Były gorące, parzyły. Kiedy nie miałem siły iść, siadałem. Potem pełzłem. Znowu skakałem. Widziałem światło i rozumiałem, że muszę tam iść.

Kiedy wydostałem się, podbiegł do mnie jakiś mężczyzna. Nie miał koszulki na sobie. Krzyknął coś, złapał mnie na ręce i zaczął biec. Lekarz w karetce zapytał mnie o imię i adres. Powiedziałem. Potem obudziłem się w Niemczech.

Przez kolejne dwa miesiące Roma budzi się wśród nocy i znowu opowiada tę samą historię. Pogłaskał mamę po włosach i ruszył przed siebie, powłócząc nogą.

Jarosław: - Bez przerwy chciał o tym mówić. Dziwił się, że nikt go nie pyta o ten dzień.

Żeby odwrócić Romę na drugi bok, lekarze podawali mu narkozę
Żeby odwrócić Romę na drugi bok, lekarze podawali mu narkozę © Archiwum prywatne | Archiwum prywatne

Dziesięć kroków

W szpitalu przechodzi ponad 30 operacji. Ale to dopiero początek walki. Przed nim długa i bardzo bolesna rehabilitacja.

Roma wciąż cały w bandażach. Dopiero w październiku zaczynają je stopniowo zdejmować. Najpierw z rąk. Roma się denerwuje. Nie chce patrzeć na okaleczoną skórę, która jak marmur pokryła się różowymi bliznami.

Na nogach przeszczepiona skóra wygląda jak folia: biała, cienka, niemal przezroczysta. Żeby pobudzić krwioobieg, lekarze stawiają Romę w specjalne krzesło i podnoszą do pionu. Krew rozchodzi się czarną pajęczyną tuż pod skórą.

Roma zaciska zęby. Noga swędzi od wewnątrz, kuje jakby setkami igiełek jednocześnie.

Coraz częściej pyta ojca, kiedy wrócą do domu. Najbardziej Romczyk tęskni za tańcem. Ale lekarze nie dają zbyt dużo nadziei. Może poruszać się tylko na wózku. Mięśnie w prawej stopie są przecięte, palce stopione ogniem. Każda próba ruszenia nogą powoduje ból. Szramy swędzą, ściągają. Doprowadzają do szaleństwa.

Jarosław nie odpuszcza. Trzyma Romę za obie ręce jak maleńkie dziecko. Krok, drugi. Następnego dnia cztery. Kolejnego dziesięć.

Romczyk ma oparzenia 45 procent powierzchni ciała i 35 procent organów wewnętrznych
Romczyk ma oparzenia 45 procent powierzchni ciała i 35 procent organów wewnętrznych© Archiwum prywatne | Archiwum prywatne

To tylko chwila

Tuż przed zakończeniem rehabilitacji, lekarze zdejmują bandaże z twarzy i głowy chłopca. Chwila napięcia. Policzki pokryte różowymi ranami. Ale jest też dobra wiadomość: na głowie zachowało się trochę włosów.

"Przyjdzie czas i chirurdzy plastyczni wszystko naprawią" – tłumaczą Romie. Ale na razie skóra musi się zagoić. Żeby nie tworzyły się wypukłe szramy, trzeba włożyć kompresyjną maskę. Jest niebieska, wygląda jak kominiarka.

Już wcześniej Romczyk dostał taką rękawiczkę, potem rajstopy. Materiał stale uciska. Nic przyjemnego. Teraz patrzy przerażony na ojca. Jarosław powtarza: Masz piękną twarz. Kominiarka nie jest na zawsze. Wrócisz do normalnego życia. Ale teraz trzeba walczyć.

Powrót do domu jest trudny. Po roku w Niemczech ojcem i synem targają emocje. Radość, bo dom, dziadkowie. Lekki niepokój, bo powrót do szkoły. Wszyscy zwracają uwagę na chłopca w masce. W Niemczech dzieci pokazywały na Romę palcami.

Dyrektor szkoły robi spotkanie z rodzicami. Mają porozmawiać ze swoimi dziećmi. Roma dość wycierpiał.

Apel 1 września. Jest miło. Klasa wita Romę, dzieci otaczają go uwagą. Ale po kilku dniach słyszy szepty za plecami. Mówią o nim "niebieski chłopiec".

- To tylko chwila. Ona minie – powtarza w myślach Roma.

Romczyk Oleksiw
Romczyk Oleksiw© Licencjodawca

"Galu, byłabyś z niego dumna"

Po powrocie do Ukrainy Jarosław rezygnuje z funkcji dziekana. Teraz będzie zwykłym wykładowcą, a większość czasu poświęci synowi.

Rano zawozi go do szkoły. Jedzie do pracy. O 13:00 zaczyna się rehabilitacja. Potem nauka niemieckiego (jeszcze przez wiele lat będą musieli wracać do Niemiec na leczenie), lekcja gry na akordeonie (usprawnia stopione ogniem palce prawej ręki) i trzy razy w tygodniu tańce (w ramach rehabilitacji stopy).

Późnym wieczorem Jarosław i Roma wracają do pustego domu. Światła zgaszone. W środku nie pachnie kolacją. Jarosław łapie się, że wszystko tu kojarzy mu się z Galą. Budowę zaczęli tuż po urodzeniu syna. Każdy element wystroju dobierali razem. Kanapę w salonie, szafki kuchenne, o które się posprzeczali, białe kubki do kawy.

Roma zmęczony. Najbardziej chciałby zamknąć się pokoju, poukładać lego. Nie robić nic. Ale to jeszcze nie koniec dnia. Musi zdjąć maskę, rajstopy, rękawice. Wtedy ojciec sięgnie po niebieskie pudełko z kremem. Zapachnie słodkawą świeżością, a Roma zmarszczy twarz. Szramy ciągną skórę, trzeba ją nawilżać. Dotyk drażni, łaskocze. Zwłaszcza na prawej nodze. Jak tylko Jarosław jej dotyka, lewa odruchowo podskakuje.

Roma nie lubi smarowania, ale znosi to stoickim spokojem. Wydoroślał. Rozumie, co znaczy "trzeba".

Krem będzie wsiąkał godzinę, a w tym czasie Roma zacznie odrabiać lekcje. Zanim się obejrzą, jest już północ. Biegiem do łóżka. Jutro kolejny intensywny dzień.

  • Romczyk Oleksiw
  • Roma przeszedł ponad 30 operacji. Ale to dopiero początek. Czekają go lata leczenie i wiele kolejnych operacji
  • Romczyk przyjął, że maska jest tylko tymczasowym rozwiązaniem
  • Najbardziej Roma marzył wrócić do lekcji tańca. Choć lekarze nie dawali nadziei, Roma spełnia swoje marzenia
[1/4] Romczyk OleksiwŹródło zdjęć: © Archiwum prywatne | Archiwum prywatne

Roma zasypia, a Jarosław na chwilę zastyga w pokoju. Gonitwa myśli. Praca. Wyjazd do Niemiec na operację ucha. Dokumenty, lekcje. Cała energia skierowana na Romczyka. Minęło półtora roku, a on wciąż nie przeżył żałoby.

Jarosław dostrzega futerał z harmonią, na której grała Gala. Stoi w kącie, samotny, opuszczony.

W środku kłuje. Jarosław otwiera notes, sięga po długopis. Słowa same kładą się na papierze:

Tobie jedynej mogę napisać te słowa,

Tylko Tobie powiedzieć, że kocham,

Przez odległości i wspólne lata,

Wciąż jestem u twego boku.

*

Ty jesteś w moich myślach,

Mój świat jest wypełniony Tobą,

Twoje imię jest na moich ustach zawsze,

Twoje spojrzenie zawsze obok.

Jarosław stawia kropkę. Tyle chciałby opowiedzieć Gali. Przede wszystkim, że się nie poddali z Romą. Że lekarze nie wierzyli, że synek przeżyje. Potem, że będzie chodził. A teraz Romczyk jest na prostej.

Znowu wiruje na parkiecie. Wciąż nie może podnieść prawej stopy, więc ciężko mu idzie quick step. Ale trenuje zawzięcie. Ostatnio nawet brał udział w konkursie tanecznym. Ubrany w śnieżnobiałą koszulę i czarne spodnie, wyprostowany jak struna, pewnie prowadził partnerkę.

Jarosław zamyka oczy: - Galu, byłabyś z niego dumna. Byłabyś dumna z nas.

Gra walc wiedeński.

***

Podczas ataku rakietowego na Winnicę zginęło 27 osób, w tym troje dzieci. Wszyscy lekarze i pacjenci, którzy przebywali w centrum medycznym "Neuromed", zginęli. Roma ocalał jako jedyny.

Według ukraińskich władz od początku pełnowymiarowej inwazji Rosja zabiła 535 dzieci. 1255 zostało rannych. 2099 uważa się za zaginione, a prawie 20 tysięcy deportowano do Rosji.

Rosyjskie bomby i drony prawie codziennie spadają na budynki mieszkalne w Ukrainie. 10 lutego na skutek ostrzału Charkowa żywcem spłonęła 5-osobowa rodzina, w tym 7-letni Oleksij, 4-letni Mychajło i 10-miesięczny Pawło.

2 marca 2024 r. podczas ataku na Odessę zginęło pięcioro dzieci: 3-letni Mark, 4-miesięczny Tymofij, 8-miesięczna Jelizawieta, 10-letni Serhij i 8-letnia Złata.

Jeśli chcesz wesprzeć Romę w leczeniu, skontaktuj się z jego ojcem - Jarosław Oleksiw jaoleksiv@ukr.net (PayPal)

Tatiana Kolesnychenko, dziennikarka Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP magazyn
wojna w Ukrainieatak rakietowyleczenie oparzenia
Wybrane dla Ciebie