Alarm lotniczy w całej Ukrainie. Z Białorusi wystartowały myśliwce
Alarm lotniczy ogłoszono w sobotę przed południem w całej Ukrainie. Przyczyna to wylot z białoruskiego lotniska w Maczuliszczach myśliwców MiG-31K. Mogą one, według Rosjan, przenosić rakiety Kindżał, których deklarowany zasięg to 2 tys. km.
Według białoruskiej grupy monitoringowej Biełaruski Hajun w sobotę z lotnisk na Białorusi wystartowały, oprócz dwóch MiG-ów 31K, także samolot zwiadowczy A-50 oraz jeszcze dwa myśliwce.
Wcześniej ukraiński sztab generalny wyjaśniał, że każdy wylot MiG-31 oznacza konieczność ogłoszenia alarmu lotniczego na całym terytorium kraju, bo potencjalnie może on wystrzelić pociski w dowolne miejsce na terytorium Ukrainy.
Samolot A-50 (na bazie Ił-76) to maszyna wczesnego ostrzegania. Służy on m.in. do lokalizowania celów i rozpoznawania pozycji ukraińskiej obrony przeciwlotniczej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz także: Putin naciska na Łukaszenkę? "Białoruś jest ubezwłasnowolniona"
W poniedziałek Władimir Putin ma odwiedzić w Mińsku Alaksandra Łukaszenkę. To ich pierwsze spotkanie w stolicy Białorusi od trzech lat. Putin liczy, że wywrze presję na Białoruś w kwestii zaangażowania w wojnę w Ukrainie.
Putin liczy na Łukaszenkę
W piątek w programie "Newsroom" WP gen. Stanisław Koziej, były szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego, ocenił, że szanse na wciągnięcie Białorusi w wojnę są coraz bardziej realne.
- Putin jest tu decydentem. Łukaszenka nie ma żadnego wpływu na zachowanie armii białoruskiej, która jest zupełnie zintegrowana z armią rosyjską. Targuje się jak może, bo nie jest w jego interesie, by Białoruś dołączyła do wojny. To będzie groziło jego odsunięciem od władzy - albo przez ludzi, albo przez Putina. Białoruś jest ubezwłasnowolniona - mówił gen. Koziej w programie Wirtualnej Polski.
Źródło: PAP, WP Wiadomości