Ziobry sen o potędze [OPINIA]
Główne wydarzenie polityczne tegorocznej majówki, czyli zmiana nazwy partii ziobrystów z Solidarnej na Suwerenną Polskę, wywołała falę spekulacji. Czy Zbigniew Ziobro za sprawą nowego szyldu nagle uwierzył w polityczny "cud"? Bardziej prawdopodobne jest inne wytłumaczenie. W tym posunięciu ma ukryty cel.
06.05.2023 | aktual.: 12.09.2023 18:51
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Partie polityczne zazwyczaj bardzo niechętnie zmieniają nazwy. Ich przywódcy zdają sobie sprawę, ile czasu, pieniędzy oraz ciężkiej pracy trzeba poświęcić, by wprowadzić nową markę na dłużej do świadomości szerszej publiczności.
Zwykle zatem zmiany nazwy są rezultatem albo jakichś procesów zjednoczeniowych (tak było np. z Nową Lewicą łączącą SLD z Wiosną Roberta Biedronia), albo też rozłamów (tak pojawili się, jako kolejna przystawka PiS, Republikanie Adama Bielana).
W przypadku ziobrystów żadna z tych przyczyn nie wchodzi w grę. Niektórzy uważają, że skoro nie wiadomo, o co chodzi, to na pewno idzie o pieniądze. A konkretnie ich potencjalny brak w przyszłości, w konsekwencji odrzucenia przez Państwową Komisję Wyborczą sprawozdania finansowego Solidarnej Polski za 2020 rok.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Gdyby bowiem ziobryści wystartowali samodzielnie w tegorocznych wyborach, występując pod starą nazwą, to na podstawie rygorystycznych przepisów o finansowaniu partii politycznych, mogliby nie otrzymać z tego powodu subwencji przysługującej wszystkim formacjom, jakie przekroczyły poziom 3 proc. Rzecz jednak w tym, że żadne ze znanych i choć trochę wiarygodnych badań nie dawały dotąd ziobrystom szans na przekroczenie progu 3 proc., nie mówiąc już o 5 proc., powyżej którego bierze się udział w podziale poselskich mandatów.
Czytaj również: (D)Efekt Trzaskowskiego. Tusk mówi: Sprawdzam
Dwa ukryte cele
Można oczywiście założyć, że Zbigniew Ziobro uwierzył nagle, że taki "cud" polityczny za sprawą nowej nazwy będzie możliwy, ale za bardziej prawdopodobne uważam inne wytłumaczenie. Otóż, mamy do czynienia z posunięciem, które ma zarówno cel taktyczny, jak i strategiczny.
W wymiarze taktycznym chodzi o uzyskanie krótkotrwałego wzrostu sondażowego, w przeddzień mającej nastąpić w czerwcu decydującej fazy negocjacji koalicyjnych z PiS. Tak się bowiem składa, że przy dość słabej orientacji politycznej wielu Polaków, pojawienie się w sondażu nowej nazwy często zapewnia swoistą "premię za nowość". Zwykle jest ona niewielka i krótkotrwała, ale gdyby wyniosła dla Suwerennej Polski akurat te magiczne 3 albo bodaj 2 proc., to znacząco pomogłoby to Ziobrze w rozmowach z Kaczyńskim.
Tak się bowiem składa, że główną kartą przetargową ministra sprawiedliwości w negocjacjach z liderem PiS jest wiara tego ostatniego w to, że pozbycie się ziobrystów przekreśliłoby szanse jego formacji na rządy w trzeciej kadencji. Zarówno z uwagi na owe 2-3 proc., jak i wiedzę na temat wstydliwych tajemnic ludzi PiS, jaką przez osiem lat kontroli nad prokuraturą zdobył Ziobro i jego ludzie.
Jeśli zatem Kaczyński po raz kolejny zdecyduje się wziąć ziobrystów na listę PiS, wówczas przed ich liderem otworzy się szansa na realizację znacznie ambitniejszego, strategicznego planu walki o supremację na polskiej prawicy. Każdy, kto widzi, w jakiej kondycji fizycznej znajduje się Jarosław Kaczyński, zdaje sobie sprawę, że tegoroczna kampania wyborcza będzie prawdopodobnie ostatnią bitwą o parlament, jaką poprowadzi osobiście.
A zatem w kadencji 2023-2027 rozegra się ostateczna walka o sukcesję w PiS. Oczywiście Ziobro nie weźmie udziału w jej pierwszej fazie, chociażby dlatego, że nie jest członkiem tej partii. Jeśli jednak sukcesorem zostanie Mateusz Morawiecki, wówczas Ziobro mógłby liczyć na rozłam w PiS, dokonany przez działaczy uważających premiera za zbyt "miękiszonowatego" w relacjach z UE oraz skłonnego do poszukiwania jakiejś formy kompromisu z opozycją. Wówczas zaś szyld Suwerennej Polski, który - jak pokazała jej założycielska konwencja - ma się kojarzyć Polakom z najbardziej antyunijną formacją (obok Konfederacji) na polskiej scenie politycznej, będzie, jak znalazł. Bo jednym z najważniejszych czynników dzielących PiS po odejściu Kaczyńskiego stanie się właśnie stosunek do UE.
Ziobro i jego ludzie najwyraźniej liczą, że obecne prounijne nastawienie większości społeczeństwa zacznie ulegać zmianie pod wpływem olbrzymich kosztów transformacji energetycznej, jakiej domaga się od Polski Bruksela. A wtedy ci, którzy o tym - jak ziobryści - najwcześniej i najgłośniej krzyczeli, uzyskają szansę na znaczące poparcie społeczne.
Czarny scenariusz i polityczny śmietnik
Jednak aby te dalekosiężne plany miały bodaj cień szansy na realizację, Jarosław Kaczyński musi po raz kolejny wziąć ziobrystów na swój polityczny wóz i wprowadzić ich do kolejnego parlamentu. Jeśli tego nie zrobi, to zmiana nazwy ze słabo znanej wyborcom na jeszcze mniej znaną przypieczętuje tylko polityczny upadek Ziobry i jego ludzi.
W takim scenariuszu znajdą się oni już z końcem roku na politycznym śmietniku, dołączając do sporej grupy dawnych przystawek PiS.
Nowy pomysł PiS na "naprawienie" TK
Być może ostateczna decyzja prezesa PiS w sprawie przyszłości ziobrystów zapadnie już wkrótce, w konsekwencji tego, jak ci ostatni zareagują na najnowszy pomysł ich politycznego patrona, dotyczący dalszego "naprawiania" Trybunału Konstytucyjnego.
Złożony właśnie przez PiS w Sejmie projekt kolejnej nowelizacji ustawy o TK przewiduje zmniejszenie minimalnej liczebności Zgromadzenia Ogólnego z 2/3 liczby sędziów Trybunału (10 sędziów) do dziewięciu oraz pełnego składu Trybunału z 11 do dziewięciu sędziów. Pozwoliłoby to zignorować grupę zbuntowanych sędziów TK, nieuznających Julii Przyłębskiej za prezesa Trybunału oraz wydać orzeczenie w sprawie nowelizacji ustawy o Sądzie Najwyższym, co z kolei ma odblokować unijne pieniądze z KPO.
Szkopuł w tym, że większość zbuntowanych sędziów jest kojarzona właśnie z ziobrystami, którzy - jak się wydaje - wykorzystywali dotąd konflikt w TK do wywierania presji na Kaczyńskiego.
Brutalne przebudzenie
Teraz zaś posłowie SP będą musieli dokonać trudnego wyboru. Albo poprą PiS-owską nowelizację ustawy o TK, co w praktyce będzie oznaczać, że zostawili swoich ludzi w TK na lodzie, albo też zagłosują przeciw.
W tym ostatnim przypadku może się okazać, że wystawili cierpliwość Kaczyńskiego - od lat znoszącego niemal milcząco ich stałe ataki na Morawieckiego i innych swoich ludzi - na zbyt wielką próbę. Wówczas zaś Ziobry sen o przyszłej potędze może się skończyć brutalnym przebudzeniem już tej jesieni.
Prof. Antoni Dudek, historyk, politolog z UKSW, prowadzi na YT kanał "Dudek o historii"