Wyrzucenie Ziobry zawali PiS?
Socjolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego dr Jarosław Flis nie wyklucza, że wyrzucenie z PiS Zbigniewa Ziobry, Tadeusza Cymańskiego i Jacka Kurskiego może być końcem tej partii.
- Jest to niewątpliwie prawdziwe przesilenie w PiS. Ludwik Dorn, Kazimierz Ujazdowski, Marek Jurek, Joanna Kluzik-Rostkowska czy Paweł Poncyljusz, mimo wszystko byli politykami na obrzeżach PiS-u, nie tworzącymi najtwardszego rdzenia tej partii. Tymczasem Ziobro i Cymański to osoby, które ucieleśniały PiS w różnych wariantach.
Jakby nie patrzeć, pierwszy z nich był wiceprezesem PiS. Wyrzucanie go za to, że rozpoczyna dyskusję w partii jest czymś niewytłumaczalnym. Świadczy to o bardzo głębokim kryzysie w PiS. Nie da się tak łatwo powiedzieć, że złamali reguły, szkodzili partii. To nie jest wyrzucenie jakiegoś szeregowego członka, z partii wyleciał polityk, który miał bardzo dobre wyniki wyborcze. Ziobro jako wiceprezes PiS był jedną z podpór tej partii. Czy po wyrzuceniu takiej podpory cała konstrukcja się nie zawali? Tego dziś nie wiemy.
Wydaje się, że w PiS zwyciężyło myślenie, iż po wyrzuceniu Ziobry, Kurskiego i Cymańskiego historia potoczy się tak jak z PJN. Ale to wcale nie jest takie pewne. Wiele teraz będzie zależeć od samej zdolności i determinacji Ziobry, ale także od tego, ile posłów opuści PiS razem z nim i czy uda im się stworzyć własny klub jeszcze przed pierwszym posiedzeniem Sejmu. Wtedy będą mieli trzy lata na budowanie struktur.
Co do przyszłości Ziobry możliwe są, moim zdaniem, dwa scenariusze: pierwszy to Liga Polskich Rodzin-bis, a drugi to Prawo i Sprawiedliwość-bis. W pierwszym przypadku byłoby to ugrupowanie, które miałoby się tak do PiS jak LPR do AWS tzn. byłaby to partia, od której na prawo byłaby już tylko ściana i które okrawałoby PiS po takim skrzydle.
W drugim wariancie natomiast Ziobro zrobiłby z PiS-em to, co Donald Tusk i Platforma Obywatelska zrobiła z Unią Wolności. To oznaczałoby bankructwo PiS. Ziobro przejmuje większość wyborców tej partii, energicznych lokalnych działaczy, a tych wszystkich, którzy tkwią w poprzedniej rzeczywistości zostawia i niech sobie zdobywają te parę procent w kolejnych wyborach.
Oprócz tych dwóch skrajnych rozwiązań, jest jeszcze możliwa droga pośrednia - przypominałoby to obecną sytuację z Ruchem Palikota, który mocno osłabia SLD, ale tak naprawdę szala nie przeważa ani w jedną, ani w drugą stronę - funkcjonują dwa samodzielne byty polityczne, a ich relacje są pełne wzajemnych sprzeczności.
Gdyby partia Ziobry stała się takim PiS-em z roku 2004, czyli formacją gdzie jest Radosław Sikorski, Kazimierz Marcinkiewicz, Kazimierz Ujazdowski, Marek Jurek i Antoni Macierewicz, to mogłaby liczyć na 20-30 procent poparcia. To oczywiście oznaczałoby pogrzebanie oryginalnego, dzisiejszego PiS. To będzie bardzo trudne.
Oprócz powołania nowej partii naturalny wydaje się też start Ziobry w wyborach prezydenckich. Można go będzie np. przedstawić z synem na rękach - będzie w tym kontekście kimś zupełnie innym niż Jarosław Kaczyński, którego słabości są tu znane. Choć po drodze są jeszcze wybory do Parlamentu Europejskiego i samorządowe - to będzie ważny test dla takiego ugrupowania".