PublicystykaWybory 2020. Majmurek: "Z kolejnej awantury o wybory elektorat nic już nie pojmie" [OPINIA]

Wybory 2020. Majmurek: "Z kolejnej awantury o wybory elektorat nic już nie pojmie" [OPINIA]

Wydawało się przez chwilę, że mamy mniej więcej jasność jak wygląda sytuacja z wyborami prezydenckimi. Przynajmniej na tyle, na ile w warunkach obecnego prawnego i politycznego chaosu jakakolwiek jasność była możliwa. To było jednak błędne wrażenie.

Wybory 2020. Majmurek: "Z kolejnej awantury o wybory elektorat nic już nie pojmie" [OPINIA]
Źródło zdjęć: © PAP
Jakub Majmurek

28.05.2020 | aktual.: 02.03.2022 14:52

Od kilku dni widać, że tak łatwo z wyborami 2020 nie będzie. Najpierw pojawiły się głosy konstytucjonalistów, wyrażające wątpliwości czy wybory w czerwcu lub wczesnym lipcu będą zgodne z ustawą zasadniczą. Następnie w Senacie złożona została poprawka do ustawy regulującej tryb najbliższych wyborów prezydenckich, uniemożliwiająca wybory wcześniej, niż jesienią.

Przedstawiciele rządowego obozu znów zaczęli atakować rzekomo dążącą do zablokowania wyborczego procesu opozycję. Najpierw marszałek Elżbieta Witek oskarżyła marszałka Senatu Tomasza Grodzkiego, że ją oszukał. Następnie, w środę, liderzy Zjednoczonej Prawicy wystąpili wspólnie na konferencji prasowej, gdzie zapowiedzieli, że bez względu na opozycję wybory w czerwcu będą i kropka.

"Nasze stanowisko jest jednoznaczne - wybory będą przeprowadzone. Jeżeli będą próby przeciwstawiania się temu, będziemy wykorzystywali wszystkie środki, jakie przynależą państwu, po to, żeby prawo zostało wykonane" – mówił Jarosław Kaczyński, co zabrzmiało tak, jakby wspólnie z ministrem Mariuszem Kamińskim, policją i wojskiem, siłą zamierzał zaganiać opornych.

O co w tym wszystkim chodzi? Czemu konflikt o wybory prezydenckie znów rozpala się z całą mocą?

Wybory 2020. Wszystkie obawy opozycji

Zacznijmy od opozycji. To jej przedstawiciele podnieśli w Senacie wątpliwości co do konstytucyjności czerwcowego terminu. Nie są one nieuzasadnione. Konstytucja nie przewiduje bowiem sytuacji, gdy wybory w ustalonym terminie po prostu się nie odbywają, bo tak dogadało się dwóch Jarosławów – Kaczyński i Gowin.

Ustawa zasadnicza dość precyzyjnie określa za to w jakich terminach – licząc od końca kadencji urzędującego prezydenta – wybory mogą się odbyć. Te terminy zostały już przekroczone. Więc, gdyby ściśle trzymać się litery konstytucji, wybory mogłyby się odbyć dopiero po opróżnieniu urzędu prezydenta. Ponieważ kadencja Andrzeja Dudy dobiega końca na początku sierpnia oznacza to jesienny termin głosowania. Chyba, że prezydent podałby się wcześniej do dymisji.

Z drugiej strony mamy jednak uchwałę PKW, która stwierdza, że nieodbyte wybory to prawnie analogiczna sytuacja do tej, gdyby w wyborach nie wystartował żaden albo tylko jeden kandydat. Jeśli przyjąć tę interpretację, to faktycznie marszałek Witek może, a nawet musi ogłosić wybory wczesnym latem – gdy tylko rząd opublikuje rzeczoną uchwałę, z czym zwleka. Opozycja obawia się jednak sytuacji, że w wypadku wyborczej klęski Andrzeja Dudy PiS sięgnie po argument z niekonstytucyjnego terminu i posługując się przejętym właśnie Sądem Najwyższym, będzie próbował unieważnić wynik.

Czy to realny scenariusz? Można mieć wątpliwości, czy taka ostra gra faktycznie by się PiS opłacała. Po unieważnionych wyborach trzebaby zorganizować kolejne. A te mogę wyglądać różnie. Przypomnijmy sobie, co działo się w Łodzi w 2018 roku. Przed wyborami samorządowymi PiS groził, pod prawnie wątpliwymi zarzutami, wygaszeniem mandatu prezydent miasta, Hannie Zdanowskiej. Zdanowska wygrała w efekcie w pierwszej turze z poparciem 70 proc. głosujących! Także w wyborach ogólnopolskich reakcja na próbę majstrowania przy wyniku wyborów może okazać się podobna.

Opozycja wreszcie liczy na to, że im później odbędą się wybory, tym trudniej będzie Andrzejowi Dudzie wygrać, w warunkach narastającego kryzysu gospodarczego. Problem z tym rozumowaniem jest jednak taki, że na razie to kampania Dudy wydaje się pozbawiona energii i pomysłu. To opozycyjna kandydatura Rafała Trzaskowskiego ma dziś energię i inicjatywę. Którą do jesieni może stracić.

Poprawki przesuwające wybory prezydenckie na jesień przedłożyli przedstawiciele lewicy i ludowców w Senacie. Ich kandydaci, zwłaszcza Robert Biedroń, podobnie jak Duda słabo radzą sobie w kampanii. Być może próba przesunięcia głosowania ma im pomóc odzyskać poparcie. Kłopot jednak w tym, że nic dziś nie wskazuje, by czas zaczął pracować na korzyść Biedronia i Kosiniaka-Kamysza.

Wybory 2020. Wyścig PiS ze spadającymi słupkami

PiS tymczasem w dramatycznych tonach przestrzega, że jeśli nie wybierzemy prezydenta przed końcem kadencji Dudy, czeka nas "przerwanie ciągłości państwa i chaos prawny". Trudno poważnie traktować te argumenty. Po śmierci Lecha Kaczyńskiego nie mieliśmy chaosu i przerwania ciągłości państwa, zgodnie z konstytucją obowiązki głowy państwa przejął do czasu zaprzysiężenia nowego prezydenta marszałek Sejmu - teraz po prostu można zastosować analogiczne procedury.

Dlaczego właściwie PiS aż tak bardzo upiera się przy czerwcowym terminie? W środę trzej liderzy obozu – Jarosław Kaczyński, Jarosław Gowin i Zbigniew Ziobro - władzy strzelali zgodnie z retorycznych armat: "odpowiedzialność za Polskę", "demokracja", "konstytucja", "porządek prawny". Trudno jednak uwierzyć, by Kaczyńskiemu – wielokrotnie dającemu popisy konstytucyjnego nihilizmu – faktycznie chodziło o skrupuły związane z praworządnością.

PiS, upierając się przy wyborach w czerwcu, gra tak naprawdę w dwie gry. Pierwsza to wyścig ze spadającymi słupkami sondażowymi Dudy. Wewnętrzne sondaże partii mają pokazywać, że nie ma już co liczyć na zwycięstwo w pierwszej turze. Wejście Trzaskowskiego do wyścigu wyzwoliło nową dynamikę, a czas nie pracuje na korzyść kandydata Zjednoczonej Prawicy.

Nie wiemy jednak jak będzie wyglądała sytuacja na jesieni i czy to Andrzej Duda – dysponujący największymi środkami na kampanię i wspomagany przez TVP – nie poradzi sobie lepiej od konkurencji w morderczym maratonie wyborczym ciągnącym się niemal cały rok. W uporze Kaczyńskiego przy czerwcu może więc chodzić o coś dla niego nawet ważniejszego: potwierdzenie pozycji prezesa PiS jako naczelnika państwa, rządzącego nim bez żadnego trybu.

Już to, że lider rządzącej partii musiał ustąpić w sprawie wyborów 10 maja podważyło mocno jego pozycję, nie może sobie teraz pozwolić na to, by ustąpić opozycji po raz drugi. Stąd twardy język i manifestacja jedności z Ziobrą i Gowinem – jakby Kaczyński mówił: co było, to było, dziś działamy jak jedna zaciśnięta pięść i lepiej nie stawać nam na drodze.

Wybory 2020. Mamy prawo być wkurzeni

Patrząc na nową odsłonę sporu o wybory, zwykli Polacy i Polki mają prawo być autentycznie wkurzeni. W normalnej demokracji organizacja wyborów to pół-automatyczna czynność techniczna, nie przedmiot ciągnącego się miesiącami politycznego konfliktu. Jednak polscy politycy, zamiast walczyć z kryzysem epidemicznym i gospodarczym, znów zajmują się sobą i dokładają wymęczonemu społeczeństwu nowy kryzys: polityczny. Możemy mieć uzasadnione poczucie, że w wyjątkowym momencie cała klasa polityczna zawiodła.

Wina za obecny stan rzeczy nie rozkłada się przy tym równomiernie. Jej lwią część ponosi PiS. To rządząca partia wpakowała nas w pasztet z "nieodbytymi" wyborami. To ona parła do nieprzygotowanych i niekonstytucyjnych wyborów pocztowych. To przez nią jemy obecną żabę.

Opozycja musi mieć jednak na uwadze fakt, że jakie konstytucyjne wątpliwości nie zachodziłyby w sprawie czerwcowego terminu, to nikt nie ma w ręku narzędzi, by zmusić PiS do ustępstw. W Sejmie PiS może wszystkie poprawki Senatu po prostu odrzucić. W najlepszym wypadku opozycja ugra przesunięcie wyborów o tydzień, góra dwa. W najgorszym – jeśli będzie nieustannie powtarzać o "niekonstytucyjnych wyborach" – znów zdemobilizuje własny elektorat i odda Andrzejowi Dudzie drugą kadencję niemalże walkowerem.

Jak ten spór o wybory się szybko nie skończy, wielu Polaków zwątpi w tym roku jeszcze bardziej w sens i prawomocność wyborczego procesu. A to może otworzyć okno w przyszłości dla znacznie bardziej ekstremalnych "kandydatów antysystemowych" niż Szymon Hołownia czy nawet Krzysztof Bosak.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)